X
-Zayn?
Zapytałam widząc jego sylwetkę w moim pokoju. Co on tu robi?
-Byłaś u niej?
-Tak.
Westchnął i odwrócił się do mnie przodem. Ma założone ręce na piersi, ale widząc Carli w moich ramionach wzdycha i je opuszcza.
-Specjalnie ją zabrałaś. Żeby mnie złagodzić?-zapytał, a ja przytaknęłam głową.-Uh, czasem jesteś na maksa wkurzająca, a czasem totalnie pociągająca.
Zachichotałam, a dziecko ze mną.
-Co jej mówiłaś?
-Że, um, jest mi przykro, ale nie da rady i pożyczyłam powodzenia.
Znów westchnął i przejechał wzrokiem po moim pokoju myśląc. To dobry znak, że się zastanawia, nie?
-Podaj jeden powód, dla którego mam im pomóc.
-Ja cie proszę.
Patrzył na mnie chwilę, a potem ruszył w moją stronę i złączył nasze usta.
-Co ty ze mną robisz?-zapytał opierając czoło o moje.
-Czyli się zgadzasz?
-Uh, ale tylko kilka saren.
-I to wystarczy.-pocałowałam go w nos.-Jesteś super.
-Jesteś lepsza.
-No...nie zaprzecze.
Przewrócił oczami. Dziesięć minut później Sam, Rhydian i Zayn poszli dostarczyć te sarny, a ja tylko siedze przed ogniskiem z Carli na rękach i błagam Boga, żeby to się wojną nie skończyło. Na szczęście niedługo wracają nasze wilki i przybierają postać ludzką. Maddie dopadła Rhydian'a i wymusza na nim spacer, a Sam naburmuszony, udaje się do swojego pokoju. Zayn dosiada się do mnie i obejmuje mnie ramieniem.
-I?-zapytałam po chwili.
-I się udało, mamy większy obszar naszych terenów.
-Fajnie.
Czuje, że bada mnie wzrokiem.
-Co cię martwi?
-Nic.
-Mi możesz powiedzieć.
Westchnęłam. Nie wiem, czy mu to mówić. Speszy się, a może wręcz odwrotnie?
-Ja..ja chce mieć taką kruszynke.
-Jak Carli?
-Mhm.
-Ale...trzeba się z kimś sparować.
-I tu jest problem.
-Mianowicie?
Wzięłam wdech, raz się żyje.
-Bo ja chciałam z tobą.
Zamrugał na mnie kilka razy. Znów myśli.
-Chcesz być ze mną sparowana?
-Mhm.
-Jesteś pewna?
-A ty chcesz?
-Ja? Ja...już dawno chciałem.
-Naprawdę?-wyprostowałam się.
-Tak, ale bałem się ci powiedzieć.
-Czyli co?
-Nie wiesz jak wygląda sparowanie, prawda?-zapytał rozbawiony.
-No nie.
Nachylił się i szepnął mi do ucha, że muszę się z nim przespać, żeby być z nim sparowana. Z początku myślałam, że to żart, podryw, ale nie. Wybałuszyłam na niego oczy, a on się zaśmiał. Moje policzki zaczynają parzyć, a mi jest na maksa głupio.
-Nadal chcesz się ze mną sparować?
Odpowiedź nadal brzmi oczywiście.
-Tak.
-Wiesz, że to tak na zawsze?
-Masz do tego wątpliwości?
-Nie, chce tylko, żebyś wiedziała na czym stoisz.
-Wiem na czym stoję, a teraz czekam na odpowiedź, tak czy nie?
-Tak.
-Dwa razy tak, przesądzone.
Uśmiechnęłam się, a on ze mną. Carli zaczęła płakać i nie wiadomo o co, więc zaczęłam ją kołysać i zająć ją moją dłonią, ale to na nic.
-Mogę ja?-zapytał zielonooki, a ja kiwnęłam głową i podałam mu dziecko w ramiona.
Zaczął ją masować po brzuszku, co po chwili zadziałało i Carli uspokoiła się.
-Jak ty to?
-To wilcze szczenie, a my uwielbianym drapanie po brzuchu.
Wytłumaczył rozbawiony, przez co wpadłam na pomysł.
-Masz łaskotki?
-Nie, nie mam.
-Szkoda.
Jednak postanowiłam to sprawdzić, więc sięgnęłam ręką do jego żeber, na co on podskoczył i wstał ode mnie. Roześmiałam się, bo Zayn ma łaskotki.
-A jednak!-wstałam za nim.
-Ha ha, a ty masz?
-Mam.-odsunęłam się na bezpieczną odległość.
-Gdybym nie miał Carli na rękach, leżałabyś już ze śmiechem na ziemi.
-Ale masz Carli, więc nie leżę.
Wystawiłam mu język, a on skopiował mój ruch. Potem oddał mi dziecko do rąk, a sam przytulił mnie od tyłu kładąc swoją brode na moim ramieniu. Oboje patrzymy na to małe stworzonko w moich ramionach, które patrzy na nas i się uśmiecha.
-No i jak słodko.
Usłyszałam głos Liam'a, przez co oboje na niego spojrzeliśmy.
-Nie chce wam przeszkadzać, ale Zayn, idzie pełnia.
-Kiedy?-zapytał od razu zielonooki.
-Jutro od 17.
-Zabezpieczyć wejścia. Weź Sam'a i sprawdźcie tereny na północ. Na zachodzie powinno być trzecie wejście, ale jest zasypane, sprawdź je.
Rozkazał przywódca, a Liam kiwnął głową i pobiegł wypełnić zadania. Ja i zielonooki tym czasem udaliśmy się do nory, aby nakarmić Carli i samemu coś zjeść. Zayn musiał jeszcze sprawdzić parę rzeczy, więc nie było go na kolacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro