Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII

Następnego dnia rano, moje gardło jest już w lepszym stanie, ale mogę jedynie szeptać i to nie dużo. Liam zabrał mnie na spacer po lesie, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.

-Jak tak spałaś.-zaczął, kiedy byliśmy wystarczająco daleko od nory.-Czasem przy tobie byłem. Wyglądałaś na smutną.
-Może.-wyruszyłam ramionami.
-Coś cię gryzie, no mów.
-Jak ty tutaj, wiesz.
-Szukałem cię księżniczko, wpadłem do lasu, bo myślałem, że może się tutaj ukryłaś i zaatakowały mnie wilki, twoi towarzysze. Oni się zmieniali, tak jak ty wtedy. Byłem w szoku, ale wyjaśniłem, że szukam ciebie. Oni też się zdziwili na moją reakcję jak cię zobaczyłem w takim stanie i tak.-wskazał ręką moją twarz.
-Jak tak?
-Nie widziałaś swojej twarzy?
-Nie, co z nią?
-Masz blizny.
-Co?! Gdzie?!
Zatrzymałam się, aby móc dotknąć swojej twarzy.
-Już, już.-złapał moje dłonie.-Masz dwie blizny. Tu.-pokierował moją dłonią na mój policzek, gdzie wyczułam blizne w kształcie trzech przeciągnięć pazurami.-I tu.-na skroni po przeciwnej stronie mam jedną, długą bliznę, sięgającą aż do kości policzkowej.
Wyglądam okropnie, wiem to. Zaczęłam dotykać dłońmi twarzy patrząc na Liam'a, który z uwagę mnie obserwuje.
-Wyglądasz świetnie, naprawdę nie masz się o co martwić.-złapał moje dłonie.
Uwierzyłam mu, a przyjemniej zaczęłam sobie wymawiać, że wyglądam dobrze. Nasz spacer miał swój koniec nad małym oczkiem wodnym, nad którym usiedliśmy.
-To jak z tym Zayn'em?
Zapytał nagle, na co wzruszyłam ramionami.
-No dawaj, widzę jak na siebie patrzycie.-szturchnął mnie z łokcia w żebra.-Mi nie powiesz?
-Jest miły.
-I tyle? Przecież patrzy na ciebie jak na jakiś cud świata.
Jego gestykulacja rękami mnie przyprawia o śmiech.
-Kocham go...chyba.
-Chyba? A on ciebie? Mówił ci to? -Zwolnij. Tak, mówił mi to i tak, kocha mnie, znaczy mam taką nadzieję.
-Nie ufasz mu, co?
-Ufam, ale nie w stu procentach.
-A mi?
-Wiesz, że ty jesteś jedynym, który ma pełne moje zaufanie.
-Poznałem Zayn'a trochę, jest ciebie wart. W sensie, naprawdę jest spoko i w ogóle.
-Czyli mam twoje pozwolenie, tato?
Zaśmiał się i przytaknął głową. Chwilę później byliśmy już w norze, w której odbywała się kłótnia Sam'a i Renee, przy czym ona trzyma dziecko na rękach. Stajemy z Liam'em w wejściu i orientujemy się w sytuacji.
-Ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobił!
Wykrzyczał Sam.
-Jak nie?! Widziałam cię!
Do pomieszczenia nagle wpada zielonooki, a gdy zauważa kłótnie, odbiera dziecko z rąk kobiety.
-Cisza ma być!
Warknął z żółtymi oczami, przez co zapanowała cisza.
-Wyjdź z nią na pole.-podaje mi dziecko w ręce, a ja nie protestuje, bo widzę jego złość na twarzy.
Posłusznie wychodzę na zewnątrz, a Liam zostaje z nimi z rozkazu Zayn'a. Nie mam za dużego doświadczenia z noworodkami, ale chyba dobrze sobie radzę. Kołysam ją, a ona uśmiecha się do mnie. Nagle chyba się zorientowała, że nie jestem jej matką, bo zaczęła płakać.
-Oh, nienienie. Csii...
Zaczęłam ją mocniej kołysać, a nagle poczułam silne ramiona, które mnie objęły od tyłu. Zieloooki położył swoją brodę na moim ramieniu, a dziecko uspokoiło się, bo Zayn dał jej swój mały palec, który ona uścisnęła w swojej maleńkiej rączce.
-Chyba cię lubi.
Stwierdzam patrząc w oczy dziewczynki.
-Mhhmm. Byłabyś świetną mamą.
-Ja? Nie żartuj.
Zaśmiałam się.
-Naprawdę, jesteś słodka z dzieckiem na rękach.
Zaczął nas kołysać od lewej do prawej, delikatnie, a ja poczułam, że chce tak, ale z nim.
-Nie nadaje się do dzieci.
-Jakoś z Carli sobie radzisz.
-Ma na imię Carli? Ładnie. A co z Renee i Sam'em?
Spojrzałam na niego przez ramię.
-Szybko się nie pogodzą. Mogłabyś zająć się Carli? Tylko kilka dni.
-Ale dlaczego? Co z Renee?
-Ma załamanie. Ona nie chce Carli.
-Jak tak można? Przecież to dziecko, a nie jakaś rzecz.
-Wiem, dlatego proszę cię, zajmij się nią.
-Ja nie umiem. No chyba że mi pomożesz.-obróciłam się do niego przodem i dostałam całusa w czoło.
-Oczywiście, ale nie zawsze będą pod ręką, wiesz, przywódca stada?
-No tak. Zajme się nią.
Odetchnął z ulgą.
-Na ciebie można liczyć, dziękuję.
-Nie ma za co. Idź już się zajmij stadem.
-Co? A co jest nie tak?
-Liam się nudzi.-wzruszyłam ramionami.
-Zrozumiałem, powodzenia z małą.
Pogłaskał Carli po główce, a mnie po policzku i odszedł do nory. Ja postanawiam się przejść z nią kawałek, żeby odpocząć od kłótni. Stwierdzam, że Zayn byłby dobrym tatusiem.

Wena wróciła i mam już kilka rozdziałów na przód! Robimy fale w komentarzach🙆
A więc teraz wasza w tym głowa, żebym je wstawiała😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro