VIII
Następnego dnia rano, moje gardło jest już w lepszym stanie, ale mogę jedynie szeptać i to nie dużo. Liam zabrał mnie na spacer po lesie, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.
-Jak tak spałaś.-zaczął, kiedy byliśmy wystarczająco daleko od nory.-Czasem przy tobie byłem. Wyglądałaś na smutną.
-Może.-wyruszyłam ramionami.
-Coś cię gryzie, no mów.
-Jak ty tutaj, wiesz.
-Szukałem cię księżniczko, wpadłem do lasu, bo myślałem, że może się tutaj ukryłaś i zaatakowały mnie wilki, twoi towarzysze. Oni się zmieniali, tak jak ty wtedy. Byłem w szoku, ale wyjaśniłem, że szukam ciebie. Oni też się zdziwili na moją reakcję jak cię zobaczyłem w takim stanie i tak.-wskazał ręką moją twarz.
-Jak tak?
-Nie widziałaś swojej twarzy?
-Nie, co z nią?
-Masz blizny.
-Co?! Gdzie?!
Zatrzymałam się, aby móc dotknąć swojej twarzy.
-Już, już.-złapał moje dłonie.-Masz dwie blizny. Tu.-pokierował moją dłonią na mój policzek, gdzie wyczułam blizne w kształcie trzech przeciągnięć pazurami.-I tu.-na skroni po przeciwnej stronie mam jedną, długą bliznę, sięgającą aż do kości policzkowej.
Wyglądam okropnie, wiem to. Zaczęłam dotykać dłońmi twarzy patrząc na Liam'a, który z uwagę mnie obserwuje.
-Wyglądasz świetnie, naprawdę nie masz się o co martwić.-złapał moje dłonie.
Uwierzyłam mu, a przyjemniej zaczęłam sobie wymawiać, że wyglądam dobrze. Nasz spacer miał swój koniec nad małym oczkiem wodnym, nad którym usiedliśmy.
-To jak z tym Zayn'em?
Zapytał nagle, na co wzruszyłam ramionami.
-No dawaj, widzę jak na siebie patrzycie.-szturchnął mnie z łokcia w żebra.-Mi nie powiesz?
-Jest miły.
-I tyle? Przecież patrzy na ciebie jak na jakiś cud świata.
Jego gestykulacja rękami mnie przyprawia o śmiech.
-Kocham go...chyba.
-Chyba? A on ciebie? Mówił ci to? -Zwolnij. Tak, mówił mi to i tak, kocha mnie, znaczy mam taką nadzieję.
-Nie ufasz mu, co?
-Ufam, ale nie w stu procentach.
-A mi?
-Wiesz, że ty jesteś jedynym, który ma pełne moje zaufanie.
-Poznałem Zayn'a trochę, jest ciebie wart. W sensie, naprawdę jest spoko i w ogóle.
-Czyli mam twoje pozwolenie, tato?
Zaśmiał się i przytaknął głową. Chwilę później byliśmy już w norze, w której odbywała się kłótnia Sam'a i Renee, przy czym ona trzyma dziecko na rękach. Stajemy z Liam'em w wejściu i orientujemy się w sytuacji.
-Ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobił!
Wykrzyczał Sam.
-Jak nie?! Widziałam cię!
Do pomieszczenia nagle wpada zielonooki, a gdy zauważa kłótnie, odbiera dziecko z rąk kobiety.
-Cisza ma być!
Warknął z żółtymi oczami, przez co zapanowała cisza.
-Wyjdź z nią na pole.-podaje mi dziecko w ręce, a ja nie protestuje, bo widzę jego złość na twarzy.
Posłusznie wychodzę na zewnątrz, a Liam zostaje z nimi z rozkazu Zayn'a. Nie mam za dużego doświadczenia z noworodkami, ale chyba dobrze sobie radzę. Kołysam ją, a ona uśmiecha się do mnie. Nagle chyba się zorientowała, że nie jestem jej matką, bo zaczęła płakać.
-Oh, nienienie. Csii...
Zaczęłam ją mocniej kołysać, a nagle poczułam silne ramiona, które mnie objęły od tyłu. Zieloooki położył swoją brodę na moim ramieniu, a dziecko uspokoiło się, bo Zayn dał jej swój mały palec, który ona uścisnęła w swojej maleńkiej rączce.
-Chyba cię lubi.
Stwierdzam patrząc w oczy dziewczynki.
-Mhhmm. Byłabyś świetną mamą.
-Ja? Nie żartuj.
Zaśmiałam się.
-Naprawdę, jesteś słodka z dzieckiem na rękach.
Zaczął nas kołysać od lewej do prawej, delikatnie, a ja poczułam, że chce tak, ale z nim.
-Nie nadaje się do dzieci.
-Jakoś z Carli sobie radzisz.
-Ma na imię Carli? Ładnie. A co z Renee i Sam'em?
Spojrzałam na niego przez ramię.
-Szybko się nie pogodzą. Mogłabyś zająć się Carli? Tylko kilka dni.
-Ale dlaczego? Co z Renee?
-Ma załamanie. Ona nie chce Carli.
-Jak tak można? Przecież to dziecko, a nie jakaś rzecz.
-Wiem, dlatego proszę cię, zajmij się nią.
-Ja nie umiem. No chyba że mi pomożesz.-obróciłam się do niego przodem i dostałam całusa w czoło.
-Oczywiście, ale nie zawsze będą pod ręką, wiesz, przywódca stada?
-No tak. Zajme się nią.
Odetchnął z ulgą.
-Na ciebie można liczyć, dziękuję.
-Nie ma za co. Idź już się zajmij stadem.
-Co? A co jest nie tak?
-Liam się nudzi.-wzruszyłam ramionami.
-Zrozumiałem, powodzenia z małą.
Pogłaskał Carli po główce, a mnie po policzku i odszedł do nory. Ja postanawiam się przejść z nią kawałek, żeby odpocząć od kłótni. Stwierdzam, że Zayn byłby dobrym tatusiem.
Wena wróciła i mam już kilka rozdziałów na przód! Robimy fale w komentarzach🙆
A więc teraz wasza w tym głowa, żebym je wstawiała😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro