Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

-Chyba się w tobie zakochałem.
Nasuwa mi się teraz jedno pytanie, ile mnie nie było? Zdążył się we mnie zakochać i, chwilę, czy ja słyszę płacz dziecka? Do pomieszczenia wchodzi Renee z małym zawiniątkiem na rękach, które chyba jest jej dzieckiem. Ale gdzie Brooklyn w takim razie? Z tego wychodzi, że nie było mnie ponad dziewięć miesięcy, tak?
-Widziałeś Sam'a?
Zapytała podchodząc do nas kołysząc dziecko w ramionach. Spojrzałam na nią, a ona się do mnie uśmiechnęła. Kto to Sam?
-Sprawdź na tyłach.
Tyłach?
Odpowiedział zielonooki wyciągając nogi przed siebie.
-Okej. Jak ona się czuje?
Zayn rzucił na mnie okiem.
-Jest zmęczona.
-Dziękuję ci za to wtedy.
Za co? Co ja zrobiłam? Jedyne co pamiętam, to Maddie i jakiś człowiek, którzy się kłócą. Dalej tylko ciemność. Białowłosa wyszła z nory, a ja usiadłam okrakiem na jego udach i zblokowałam z nim spojrzenie. Położył mi dłonie na plecach, abym nie upadła, bo jestem dość słaba. Ja moje ręce położyłam na jego ramionach.
-Coś nie tak?
Zapytał, a ja pokręciłam głową, po czym zaczęłam ruszać ustami mówiąc nieme "Co się stało?".
-Nie rozumiem.
Westchnęłam i zaczęłam jeździć po pomieszczeniu wzrokiem. W końcu zdecydowałam na ryzykowny ruch.
-C..sta..-tyle wyszło z mojego pytania, ale po minie Zayn'a, wnioskuję, że stara się mnie zrozumieć.
-Nie męcz się tak, powoli. Weź wdech i zluzuj gardło.
Zrobiłam jak kazał, a następnie znów spróbowałam.
-Co...stało?-no już lepiej mi wyszło.
-Co się stało, tak?
Pokiwałam energicznie głową z uśmiechem, że mnie zrozumiał.
-No więc, obroniłaś Renee przed tym wilkiem.
Zmarszczyłam brwi, bo chyba Brooklyn też tam był.
-Co?
-Brooklyn.-wychrypiałam.
-Osłoniłaś Renee, a Brooklyn.. Nie dał rady.
Nie. Nienienienie... To nie możliwe. Pokręciłam głową w niedowierzaniu, że to ja nie dałam rady go ochronić.
-Nie twoja wina.
-Moja.-znów wychrypiałam i chciałam wstać, ale przyciągnął mnie do siebie w uścisku.
-Obroniłaś Renee i jej dziecko, jesteś naprawdę wspaniała Nadia.
Skąd wie jak mam na imię? Mówiłam mu? Nie wiem. Ja już nic nie wiem i w tym momencie się załamuje.
-...le?-zapytałam, ale miało wyjść "Ile?" w sensie ile mnie nie było.
-Co? Ile?
-Mhm.
-Ile leżałaś?
-Tak.-nie nawidze tego pieczenia podczas gdy mówię.
-10 miesięcy. I nie wiesz kto to Sam?
Pokręciłam głową patrząc w te jego piękne oczy.
-To nowy w watasze, zajmuję się polowaniem. Renee jest teraz z nim sparowana.
-Oh.
-No tak trochę dziwnie, ale Sam to facet z klasą. Lubię go.
-Skąd...wiesz..-zrobiłam pałze i złapałam się za obolałe gardło.
-Dobra, dość mówienia na dziś.-pogłaskał mnie po plecach.-Zrobisz sobie krzywdę.
Ale ja muszę o to zapytać. Muszę.
-Imię.-błagam zrozum moje wychrypiny.
-Skąd. Wiesz. Imię.-powtórzył zastanawiając się nad sensem moich słów.-Skąd znam twoje imię?
Pokiwałam głową.
-Liam mi powiedział.
Chwila! Co?! Liam?! Mój wytrzeszcz oczu aż mnie zabolał, ale nie ważne, bo jeśli to mój Liam, to muszę do niego iść. Już.
-Whoa, stój. Gdzie idziesz?
Zapytał, kiedy wstawałam z jego ud. Na szczęście nogi już mnie mogły unieść i tylko trochę się chwiałam.
-Ej! Czekaj!
Złapał mnie w uścisku od tyłu skutecznie mnie zatrzymując. Odwróciłam się do niego i spojrzałam w oczy.
-Liam.-wychrypiałam.
-Zabiorę cię do niego, ale potem. Teraz jest w mieście.
Pokiwałam smutno głową.
-Zobaczysz go. Nie wiesz jak się cieszył, kiedy mógł cię zobaczyć po tym roku rozłąki.
Zaprowadził mnie do mojego pokoju, gdzie położyłam się na łóżku.
-Jak mi wstaniesz, to wyrzuce z watahy.
Zaśmiał się, ale ja byłam w szoku. Wyrzuci? Czyli do niej należę? Już miał odejść, ale złapałam za jego koszule.
-Jestem?-chce już normalnie mówić.
-Co? Co jesteś?
-Watacha.
-Tak Nadia, jesteś w watasze, a teraz nic nie mów i odpocznij.
Pokiwałam głową, a potem z chęcią zamknęłam oczy i zasnęłam. Jednak z ekscytacji spotkaniem z Liam'em, nie mogłam długo spać. Po godzinie otwarłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby móc coś dostrzec w ciemności. Nie chciałam już leżeć, więc wstałam i udałam się do pomieszczenia z ogniskiem.
-Dobra robota, teraz możesz do niej iść.
Usłyszałam głos Zayn'a jeszcze z korytarza.
-Dzięki, widzimy się rano.
-Ta.
Ten drugi głos, Liam? Wchodzę do pomieszczenia, a wzrok zielonookiego i mojego Liam'a ląduje na mnie.
-Liam.-wyduszam z uśmiechem, podchodząc do niego.
-Słodki Boże, chodź tu księżniczko.
Podszedł do mnie i wziął mnie w objęcia. Ja, no cóż, rozpłakałam się w jego szyję. Nie widziałam go rok, okej? Mogę.
-Nie wiesz jakiego stracha mi napędziłaś.
Odsunęłam się trochę, aby zobaczyć, że Ryan wychodzi z nory.
-Czemu mi uciekłaś wtedy?
Spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach.
-Nie mogłam..-odkaszlnęłam.
-Okej, nie mów nic. Najpierw niech to gardło ci się podleczy.-uśmiechnął się do mnie, a ja do niego.-Tęskniłem.

Okej, a więc...nie mam weny twórczej na to opowiadanie, dlatego rozdziały mogą się pojawiać później niż zwykle.
Przepraszam za to i do przeczytania późnej😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro