VII
-Chyba się w tobie zakochałem.
Nasuwa mi się teraz jedno pytanie, ile mnie nie było? Zdążył się we mnie zakochać i, chwilę, czy ja słyszę płacz dziecka? Do pomieszczenia wchodzi Renee z małym zawiniątkiem na rękach, które chyba jest jej dzieckiem. Ale gdzie Brooklyn w takim razie? Z tego wychodzi, że nie było mnie ponad dziewięć miesięcy, tak?
-Widziałeś Sam'a?
Zapytała podchodząc do nas kołysząc dziecko w ramionach. Spojrzałam na nią, a ona się do mnie uśmiechnęła. Kto to Sam?
-Sprawdź na tyłach.
Tyłach?
Odpowiedział zielonooki wyciągając nogi przed siebie.
-Okej. Jak ona się czuje?
Zayn rzucił na mnie okiem.
-Jest zmęczona.
-Dziękuję ci za to wtedy.
Za co? Co ja zrobiłam? Jedyne co pamiętam, to Maddie i jakiś człowiek, którzy się kłócą. Dalej tylko ciemność. Białowłosa wyszła z nory, a ja usiadłam okrakiem na jego udach i zblokowałam z nim spojrzenie. Położył mi dłonie na plecach, abym nie upadła, bo jestem dość słaba. Ja moje ręce położyłam na jego ramionach.
-Coś nie tak?
Zapytał, a ja pokręciłam głową, po czym zaczęłam ruszać ustami mówiąc nieme "Co się stało?".
-Nie rozumiem.
Westchnęłam i zaczęłam jeździć po pomieszczeniu wzrokiem. W końcu zdecydowałam na ryzykowny ruch.
-C..sta..-tyle wyszło z mojego pytania, ale po minie Zayn'a, wnioskuję, że stara się mnie zrozumieć.
-Nie męcz się tak, powoli. Weź wdech i zluzuj gardło.
Zrobiłam jak kazał, a następnie znów spróbowałam.
-Co...stało?-no już lepiej mi wyszło.
-Co się stało, tak?
Pokiwałam energicznie głową z uśmiechem, że mnie zrozumiał.
-No więc, obroniłaś Renee przed tym wilkiem.
Zmarszczyłam brwi, bo chyba Brooklyn też tam był.
-Co?
-Brooklyn.-wychrypiałam.
-Osłoniłaś Renee, a Brooklyn.. Nie dał rady.
Nie. Nienienienie... To nie możliwe. Pokręciłam głową w niedowierzaniu, że to ja nie dałam rady go ochronić.
-Nie twoja wina.
-Moja.-znów wychrypiałam i chciałam wstać, ale przyciągnął mnie do siebie w uścisku.
-Obroniłaś Renee i jej dziecko, jesteś naprawdę wspaniała Nadia.
Skąd wie jak mam na imię? Mówiłam mu? Nie wiem. Ja już nic nie wiem i w tym momencie się załamuje.
-...le?-zapytałam, ale miało wyjść "Ile?" w sensie ile mnie nie było.
-Co? Ile?
-Mhm.
-Ile leżałaś?
-Tak.-nie nawidze tego pieczenia podczas gdy mówię.
-10 miesięcy. I nie wiesz kto to Sam?
Pokręciłam głową patrząc w te jego piękne oczy.
-To nowy w watasze, zajmuję się polowaniem. Renee jest teraz z nim sparowana.
-Oh.
-No tak trochę dziwnie, ale Sam to facet z klasą. Lubię go.
-Skąd...wiesz..-zrobiłam pałze i złapałam się za obolałe gardło.
-Dobra, dość mówienia na dziś.-pogłaskał mnie po plecach.-Zrobisz sobie krzywdę.
Ale ja muszę o to zapytać. Muszę.
-Imię.-błagam zrozum moje wychrypiny.
-Skąd. Wiesz. Imię.-powtórzył zastanawiając się nad sensem moich słów.-Skąd znam twoje imię?
Pokiwałam głową.
-Liam mi powiedział.
Chwila! Co?! Liam?! Mój wytrzeszcz oczu aż mnie zabolał, ale nie ważne, bo jeśli to mój Liam, to muszę do niego iść. Już.
-Whoa, stój. Gdzie idziesz?
Zapytał, kiedy wstawałam z jego ud. Na szczęście nogi już mnie mogły unieść i tylko trochę się chwiałam.
-Ej! Czekaj!
Złapał mnie w uścisku od tyłu skutecznie mnie zatrzymując. Odwróciłam się do niego i spojrzałam w oczy.
-Liam.-wychrypiałam.
-Zabiorę cię do niego, ale potem. Teraz jest w mieście.
Pokiwałam smutno głową.
-Zobaczysz go. Nie wiesz jak się cieszył, kiedy mógł cię zobaczyć po tym roku rozłąki.
Zaprowadził mnie do mojego pokoju, gdzie położyłam się na łóżku.
-Jak mi wstaniesz, to wyrzuce z watahy.
Zaśmiał się, ale ja byłam w szoku. Wyrzuci? Czyli do niej należę? Już miał odejść, ale złapałam za jego koszule.
-Jestem?-chce już normalnie mówić.
-Co? Co jesteś?
-Watacha.
-Tak Nadia, jesteś w watasze, a teraz nic nie mów i odpocznij.
Pokiwałam głową, a potem z chęcią zamknęłam oczy i zasnęłam. Jednak z ekscytacji spotkaniem z Liam'em, nie mogłam długo spać. Po godzinie otwarłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby móc coś dostrzec w ciemności. Nie chciałam już leżeć, więc wstałam i udałam się do pomieszczenia z ogniskiem.
-Dobra robota, teraz możesz do niej iść.
Usłyszałam głos Zayn'a jeszcze z korytarza.
-Dzięki, widzimy się rano.
-Ta.
Ten drugi głos, Liam? Wchodzę do pomieszczenia, a wzrok zielonookiego i mojego Liam'a ląduje na mnie.
-Liam.-wyduszam z uśmiechem, podchodząc do niego.
-Słodki Boże, chodź tu księżniczko.
Podszedł do mnie i wziął mnie w objęcia. Ja, no cóż, rozpłakałam się w jego szyję. Nie widziałam go rok, okej? Mogę.
-Nie wiesz jakiego stracha mi napędziłaś.
Odsunęłam się trochę, aby zobaczyć, że Ryan wychodzi z nory.
-Czemu mi uciekłaś wtedy?
Spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach.
-Nie mogłam..-odkaszlnęłam.
-Okej, nie mów nic. Najpierw niech to gardło ci się podleczy.-uśmiechnął się do mnie, a ja do niego.-Tęskniłem.
Okej, a więc...nie mam weny twórczej na to opowiadanie, dlatego rozdziały mogą się pojawiać później niż zwykle.
Przepraszam za to i do przeczytania późnej😙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro