VI
-O co chodzi?
Pytam dyskretnie Brooklyn'a, który nachyla się i do mnie szepcze odpowiedź.
-Chcą przejść prze nasz teren, bo na zachodzie są kłusownicy, a na wschodzie miasto, więc nie mogą przejść okrężnie.
Tłumaczy, ale nadal nie rozumiem kilku rzeczy.
-Dlaczego nie mogą tędy przejść?
-Bo to nasz teren?
Mówi jakby to była najprostsza rzecz na świecie na co tylko kiwam głowa i powracam wzrokiem do kłótni stad.
-Odedźcie po dobroci, albo sami was wprowadzimy z naszych ziem.
Kobieta westchnęła i zrobiła ruch ręką na co jej stado odeszło na zachód, a ona rzuciła Zayn'owi rozczarowane spojrzenie, którym się nie przejął, i odeszła patrząc jeszcze na mnie. Do nory wracaliśmy w ciszy, bo atmosfera teraz była conajmniej napięta. Przed wejściem usłyszeliśmy warczenie i krzyki przez co stanęliśmy i popatrzyliśmy po sobie, a następnie ruszyliśmy do środka, gdzie jak się okazało, trwała walka między Maddie, a jednym z członków stada tej kobiety. Renee siedzi przestraszona w koncie pomieszczenia, obok okna, a ja wnioskuję, że ten człowiek chce ją skrzywdzić, a Maddie jej broni, ale nie sama, bo zaraz na pomoc jej rusza Zayn, a Brooklyn w tym czasie osłania ciężarną swoim ciałem. Nie mam pojęcia co robić, więc stoję osłupiała i patrzę jak Maddie, Zayn i ten mężczyzna rzucają się na siebie, ale mężczyzna unika ich i skacze w stronę Brooklyn'a i Renee na co zupełnie nie mogę pozwolić, więc rzucam się, aby osłonić ich sobą. Mocne uderzenie w bruch i wszystko pogrąża się w ciemności. Jasne przebłyski w otchłani, szumy, które z sekundy na sekundę stają się wyraźnymi słowami.
-Bardziej nie może.
-Wytrzyma.
Znów szumy, ból głowy, co jest? Czemu to tak boli? Nie myślę trzeźwo. Muszę się obudzić, otwórz oczy. Tylko nie otchłań, proszę. Ciemność i tylko to. Znów szumy i szmery, ile jeszcze?
-W takim razie odejdę ja.
-Nie rób głupot przez jedną dziewczynę.
-Robię to, co uważam za słuszne.
Poczułam zimny dotyk na głowie, przez co dostałam nowych sił, aby uchylić oczy. Obraz jest zamazany, ale czytelna jest dla mnie twarz Zayn'a, który przede mną klęczy.
-Jak chcesz, ale mnie w to nie mieszaj.
-A ty mnie nie mieszaj od razu z błotem.-wiem, że to powiedział zielonooki, bo widzę, jak rusza ustami.
Wzrok wyostrza się, a ja czuję, że wróciłam do siebie. Zayn spojrzał na mnie, a gdy zobaczył, że nie śpię, uśmiechnął się. Otworzyłam usta, aby go zapytać, co się stało, ale on przyłożył mi palec wskazujący do ust.
-Nic nie mów. Twoje gardło jest, um, lekko zranione.
Zmarszczyłam brwi, żeby dać znak, że nie rozumiem na co westchnął.
-Ten wilk, trochę cię poszarpał.
Utrzymywałam moje pytające spojrzenie.
-Okej, trochę bardzo...Dobra! Jest bardzo źle, ale wyjdziesz z tego.
-Źle?
Udało mi się wychrypieć, ale zaraz tego pożałowałam, bo ostry ból przeszedł przez moje gardło, a palące odczucie rozsadza je od środka.
-Mówiłem! Rhydian! Rhydian, do cholery! Pomóż!
Zaczął wołać blondyna, a ja poczułam jak odpływam, ale staram się z tym walczyć.
-Nie, nienienienie. Nie waż się zasnąć! Słyszysz?!
Starałam się, nie wyszło. Znów ciemność. Pustka. Otchłań. Po jakimś czasie zaczęłam odczuwać ucisk na brzuchu, który jakby nie pozwala mi oddychać normalnie, przez co gwałtownie się budze otwierając oczy i biorąc haust powietrza. Z mojego brzucha podrywa się głowa Zayn'a.
-Już, już dobrze.
Zaczął mnie uspokajać, co zadziałało, zanim ta dzika strona przejęła kontrole.
-Dzięki Bogu.
Przyłożył dłoń w miejsce, gdzie ma serce i odchylił głowę w tył.
-Żyjesz.
Chciałam mu powiedzieć, że mnie prawie udusił, ale nie mogłam. Żaden dźwięk nie wydobyły się ze mnie, kiedy mówiłam, a raczej chciałam to robić.
-Słuchaj mnie, nie możesz mówić, jesteś poważnie ranna i masz liczne blizny. Musiałem ci to powiedzieć, wybacz.
Blizny. Ranna. Nie możesz mówić.
Te słowa mam teraz w głowie, a gdy uświadamiam sobie, że on mówi do mnie, nie daje rady. Łzy samoistnie wydostają się z moich oczu i nawilżają policzki.
-Nie płacz, nie możesz się załamać. Nie teraz.
Przyłożyłam dłoń do nosa i ust, aby je zasłonić i zacisnęłam powieki.
-Mam wyjść?
Sama nie wiem czy chce jego obecności, ale chyba muszę to przemyśleć, więc kiwam głową na tak. Czarnowłosy robi coś nieoczekiwanego i całuję moje czoło, a następnie podchodzi do drzwi.
-Przyjdź do ogniska, gdy będziesz tego chciała.
Zostawiam to bez reakcji, więc Zayn wychodzi, a ja mogę uwolnić łzy i emocje. Ale nadal muszę się trzymać na wodzy, chociaż jestem kąpletnie zdruzgotana, to nie chcę się zmienić w wilka, którego szczerze i z całych pozostałych mi jeszcze sił nienawidzę. Po długiej chwili uspokoiłam się i wstałam, co było utrudnione, przez obolałe całe ciało. Jednak najbardziej dał mi się weznaki brzuch. Wole nawet nie patrzeć jak wyglądam, po prostu chce się dowiedzieć co się stało, bo chyba nie pamiętam. Tylko jak ja mam o to zapytać? Migowego nie znam i oni chyba z resztą też. Coś wymyślę. Udaje się zgięta w połowie do drzwi po czym wychodzę na korytarz i podpierając się ścian, idę do pomieszczenia z ogniskiem. Kiedy staje w progu, zauważam przy ognisku tylko Zayn'a, który stoi przed nim ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Chyba usłyszał moje dyszenie, bo spojrzał na mnie.
-W porządku?
Podszedł do mnie, a ja pokręciłam głową, ponieważ ledwo mogę stać. Bez słowa wziął mnie na ręce jak panne młodą i usiadł ze mną przed ogniskiem. On usiadł po turecku, a ja leżę na jego nogach. Głowę usadowiłam na jego piersi, a ręce na swoim brzuchu, tym czasem jego ręka trzymała moje plecy, a drugą schował kosmyk moich włosów za ucho.
-Nie powinienem ci tego mówić, ale...
Zaczął, a ja uważnie go słucham i trochę się boje co mi powie.
-Chyba się w tobie zakochałem.
-----------------------
Nie martwcie się, nie zmieni się to w powieść romansu😂
Tylko chce jakoś wzbogacić tą książkę i w głowie mam tylko romans między nimi😘
Kosiam was, do przeczytania potem😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro