V
-Jak masz na imię?
Zapytała mnie Mad, gdy zostałyśmy same, bo zielonooki poszedł na polowanie jakieś pięć minut temu.
-Nadia.
Odpowiadam patrząc jak struga scyzorykiem kawałek drewna, a opiłki wpadają do ognia.
-Jesteś udomowiona, co?
-To znaczy?
-To znaczy, że zamieniasz się w wilka tylko podczas pełni, albo pod wpływem emocji, ognia, a tak to się pilnujesz jak rodzic małego dziecka, tak?
Okej, chyba powinnam się obrazić, ale nie chce jej podpaść, bo widzę, żeby chętnie by mnie zadźgała tym scyzorykiem.
-Nigdy się jeszcze nie zmieniłam.
-Czyli to w lesie, to był twój pierwszy raz?
-N-nie, ale pierwsza przemiana była dwa dni temu.
-Ciekawe, pewnie odziedziczyłaś wilka po jakimś przodku. To by wyjaśniło tak późną przemiane.
-Wilka? Czyli jestem nim?
-Wilk to twoje drugie ja, które musisz nauczyć się kontrolować.
-A co jeśli tego nie zrobię?
-Zayn cię zabije.
-Um, Zayn? I zabije?
-Nasz przywódca, ten z zielonymi oczami, a zabić cię będzie musiał, bo nie możesz o nas nikomu powiedzieć.
-Nie powiem!
Zaśmiała się kręcąc głową.
-Jasne.
-Uh, a jest inne wyjście niż zabić mnie?
-Może dołączysz do watahy, ale to już decyzja Zayn'a i jego zastępcy Rhydian'a.
-Który to?
-Blondyn, czarna koszula?
-Um, tak, a ta białowłosa?
-Renee, jest w stanie spoczynku.
-Spoczynku? Dlaczego?
-Jest w ciąży.
-Oh.
-No tak trochę "oh".
-A kto jest ojcem?
Zapytałam jak najłagodniej, ale rzuciła mi uśmiech.
-Jest sparowana z Brooklyn'em, tym brunetem.
-Sparowana, czyli połączona?
-Tak, ale u nas, wilków, jest to wieczne połączenie, no chyba że druga połówka umrze, albo zostanie wygnana.
-Wtedy można znaleźć sobie nową?
-Tak. Wiem, że w świecie ludzi to jest dziwne, ale u nas to zupełnie normalne.
Naszą rozmowę przerwała obecność Rhydian'a, który wyszedł z korytarza z kilkoma kawałkami drewna, które rzucił do ogniska przy okazji skanując mnie nieprzyjaznym wzrokiem. Potem podszedł do Mad i ją objął, a ja nie chce się na nich gapić, więc odwracam wzrok na ścianę przede mną.
-Możesz iść spać jeśli chcesz.
Oświadczył blondyn i rzeczywiście by mi się przydał odpoczynek, bo nie spałam od kilku dni.
-No chyba, że się boisz.
Dodał, ale żeby mu pokazać, że mam go gdzieś wstałam i używając pamięci dostałam się do mojego pokoju, gdzie zasnęłam we wgłębieniu wydłubanym w ziemi i to chyba ma imitować łóżko. Śni mi się koszmar, a właściwie wspomnienie, jak zabiłam Adele. W momencie, gdy ją zabijam budze się gwałtownie uderzając przy tym głową o ziemię nade mną i trochę jej wpada mi do ust pozostawiając nieprzyjemny posmak. Wstaje z łóżka po czym odkrywam, że płakałam przez sen, ale mnie to nie dziwi. Ważne, że czuje się bardziej wyspana niż kilka godzin temu. Widzę przez dziurę w suficie, że jest noc i nie wiem, czy wilki śpią w nocy, czy co, ale postanawiam wyjść z pokoju i udać się do pomieszczenia z ogniskiem, gdzie jak się okazuje wszyscy siedzą przy nim rozmawiając i jedząc coś, co znajduje się w wystruganych, drewnianych miskach. Od razu rozmowa cichnie, a ich wzroki lądują na mnie, kiedy staje w progu. Chwilę ciszy wypełnionej niezręcznym napięciem i moim patrzeniem po nich i już chce się zakopać w ziemi.
-Chodź na słówko.
Proponuje mi Zayn na co kiwam głową i podążam za nim na dwór i dwa metry od nory.
-Płakałaś?
Zapytał, gdy stanęliśmy przy dużym dębie, o który się oparł bokiem. W odpowiedzi wyruszyłam ramionami na co westchnął ciężko.
-Wiesz, że nic nie mówiąc, nie poprawisz swojej sytuacji?
-Która i tak jest zła, bo mnie zabijesz.
Dodałam kopiąc ziemię nogą i patrząc jak to robię.
-Nie muszę tego robić, ale mnie do tego zachęcasz.
Spojrzałam mu w oczy, które błyszczą w świetle księżyca i zblokowaliśmy swoje wzroki.
-Jedną z was nie zostanę.
-Dlaczego nie?
-Bo oni mnie nie chcą, nie lubią mnie.
-Musisz dać im czas, a zobaczysz, że cię polubią. Są po prostu ostrożni tak, jak im kazałem.
Zapadła chwila ciszy przerywana jedynie nawoływaniem sowy gdzieś w oddali.
-To czemu płakałaś?
Zapytał powodując ponowne spojrzenie w jego oczy.
-Miałam...koszmar.
-Cierpisz na nie?
-Nie bardzo.
Chyba wyczuł, że nie mam ochoty o tym rozmawiać, ponieważ dał spokój i zaprowadził mnie spowrotem do środka, gdzie zjadłam razem z nimi potrawke z jelenia, jak się okazało to mieli w miskach i upolował go Zayn. Nie mówiłam dużo poza przytakiwaniem niektórym osobom. Po wszystkim zaczęliśmy się rozchodzić, a ja zostałam przy ognisku z Brooklyn'em, który dziwnie na mnie patrzył, i Renee, która nie była mną w ogóle zainteresowana. Po chwili jednak udałam się do swojego pokoju, bo zaczęło się im udzielać sparowanie. Nie mogłam zasnąć w obawie o nawrót koszmaru, więc ponad trzy godziny przeleżałam w łóżku myśląc o Liam'ie i o tym co teraz robi. W końcu zasnęłam, ale nie wiem kiedy i jak. Tym razem nie śni mi się nic, albo nie pamiętam snu, ale może to i lepiej. Nie ukrywam, że jest trochę zimno w norze, bo w końcu jest zima, a my jesteśmy pod ziemią. Żeby się ogrzać udaje się do pokoju z ogniskiem, gdzie jeszcze nikogo nie ma, więc mam trochę prywatności i siadam przed ogniskiem po turecku grzejąc swoje wyziębione ciało. Moja prywatność nie trwa długo, bo zaraz rozlega się okropne i głośne wycie na co wszyscy zbierają się przy ogniu, wszyscy poza Zayn'em i Rhydian'em.
-Mają problem?
-Poszli bez nas!
-Idioci!
Zaczęły się skargi, z których nic nie rozumiałam. Grupa kazała mi iść z nimi, a Maddie zostać z Renee, więc poszliśmy tylko ja i Brooklyn. Wybiegliśmy z nory, a on kazał mi trzymać wilka na wodzy inaczej ma pozwolenie żeby mnie zabić. Dotarło to do mnie. Dobiegliśmy do centrum wydarzeń, którym okazała się być kłótnia Zayn'a z kilkoma ludźmi, którzy byli w stanie przed przemianą, czyli kły, żółte oczy. Na ich przodzie stoi brązowowłosa kobieta w czerwonym swetrze i dżinsach, wygląda na przyjazną, ale Zayn chyba tak nie uważa, bo ma minę jakby go ktoś obraził.
-Proszę, tylko ten jeden raz.
Kobieta błaga, ale zielonooki ani myśli ustąpić od swojej decyzji, którą jest zabronienie przejścia jej watasze.
Małe info!
Rozdziały będę wrzucać co dziesięć oczek, czyli 10👀=Nowy rozdział😙
Do przeczytania później😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro