1
Postanowiłem się spakować i po prostu do niego podejść, jak gdyby nigdy nic. Raz się żyje, prawda? Tylko teraz zadanie bojowe- trzeba go znaleźć. Szkoła nie była wcale taka mała, jaką mogła się wydawać. Współczuję temu chłopakowi, dość łatwo się tu zgubić nawet znając tę szkołę, a co dopiero będąc nowym.
Wyszedłem z klasy bardzo szybkim chodem, aby w razie czego dogonić nowego. Rozejrzałem się po korytarzu, huh, już się nim ktoś zainteresował jak widać. Tylko, że jego też nie kojarzę... Dziwna sprawa. Ja mam jakieś zaniki pamięci, czy może napłynęła do naszej szkoły fala nowych uczniów? Znałem każdego chociażby z widzenia. Błagam, niech się okaże, iż to ostatnia nowa twarz, którą widzę tego dnia.
Teraz naradza się pytanie- podejść, a co za tym idzie przerwać im konwersację, czy jednak poczekać aż skończą rozmawiać i dopiero wtedy do niego zagadać? Z jednej strony poznałbym wtedy i jednego i drugiego, za jednym razem, ale z drugiej co jeśli wyjdę na idiotę jeśli okaże się, że nie znam tego blondyna, a chodził tu przez ten cały czas...
-Frank, czemu stoisz jak idiota na środku korytarza wpatrując się w dwóch nowych?- zapytał widocznie zaciekawiony Bert.
-Um... Huh, zastanawiam się po prostu... W sumie to nieważne. Co tam u ciebie?
-Wczoraj byłem na zajebistej imprezie, zastanawiałem się czemu cię nie było ale słuchaj tego...
***
Błagam przestań już gadać, nie obchodzi mnie kto z kim się przelizał, czy też kto zezgonował pierwszy. Po prostu się zamknij.
Mówiłem już, że w tej szkole są w większości puste osoby? Bert jest ich idealnym przykładem. Niby interesuje się co u ciebie, a potem gada w kółko to samo. Uczepi się jak rzep i nie odczepi dopóki dzwonek nas nie rozłączy. Z resztą bywa tak samo. Chociaż przynajmniej nie jestem przegrywem bez znajomych, prawda? Czasami zastanawiam się czy nie byłoby to lepszą opcją niż posiadanie takich "przyjaciół". Dlatego też tak bardzo chciałem poznać zielonookiego chłopaka, który wpadł na mnie dzisiaj rano. Poznać z nadzieją, iż nie będzie jak reszta.
-Sorry Bert, muszę do kibla.- opuściłem go, nie czekając na jego odpowiedź.
Nie chciałem już z nim gadać, do końca przerwy zostało mi tylko pięć minut. Może następnym razem uda mi się porozmawiać z nowym.
***
Koniec lekcji, to moja szansa. Tym razem nie będę się wahał, podejdę. Mimo całego tego stresu i tak do niego podejdę. Bez żadnego zastanawiania się. No chyba, że to nie za dobry pomysł...
Dobra Frank, przestań myśleć tylko podejdź. To wcale nie takie trudne.
Z takim nastawieniem, przezwyciężyłem cały strach i go zaczepiłem.
-Cześć, Frank jestem.- uśmiechnąłem się przyjaźnie.
-Um...- odwrócił się w moją stronę.- Tak wiem i cześć. Gerard.- również się uśmiechnął.
Podszedł do nas blondyn. Ten sam blondyn, który spędził z Gerardem całą tamtą przerwę.
-Hey Ge...- spojrzał się na mnie.- Mikey jestem.- wyciągnął do mnie rękę z uśmiechem.
-Frank.- uścisnąłem jego dłoń, patrząc na nich widocznie zdezorientowany.
-To mój młodszy brat.- poinformował mnie Gerard.
-Tak właściwie to... Co was tutaj sprowadza?
-Musieliśmy przeprowadzić się na drugi koniec miasta, babcia nam zachorowała...- powiedział Mikey wyciszając głos przy ostatnich słowach.
-Ja... Współczuję.- nie miałem pojęcia co mogę na to odpowiedzieć.
-Spokojnie, powinna z tego wyjść.- powiedział Gerard, próbując uspokoić mnie, jak i Mikey'ego.
-Może... Pokażę wam co gdzie jest? Jeśli nikt tego jeszcze nie zrobił.
-Chętnie.- obydwoje się uśmiechnęli.
***
Koniec lekcji. Już miałem wychodzić ze szkoły, ale zaczepił mnie Mikey.
-Ej Frank, może chciałbyś do nas dzisiaj wpaść? Wiesz, mamy nie ma, będzie tylko babcia, ale ona nie wychodzi ze swojego pokoju.
-Ja... Chętnie.- uśmiechnąłem się delikatnie.
-Dzisiaj o osiemnastej?
-Pewnie. Przepraszam Mikey, ale muszę już iść. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Szybko opuściłem budynek i zacząłem kierować się w stronę mojego domu. Żeby do niego dojść musiałem przemierzyć las. Lubiłem tędy chodzić, było tak spokojnie...
***
Po jakimś czasie dotarłem do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro