chapter 67
coś na co czekaliście
Mahoniowe drzwi uchyliły się ukazując matce syna, ubranego w idealnie uszyty garnitur. Młody mężczyzna wyglądał na zmęczonego, lecz zdecydowanie szczęśliwego i gdyby nie fakt, iż kosmetyczka naprawdę napracowała się przy pracy, ten by się popłakał i wszystko zepsuł.
Jimin miał na sobie gładkie kawowe spodnie, które nie były jednak zbyt szerokie jak to sobie wyobrażał, a bardziej obciślejsze oraz białą koszulę z satyny. Zaś całą kompozycję zamykała kawowa kamizelka oraz muszka w takim samym kolorze. Przypominał trochę młodego panicza z XIX wieku, co było w zamyśle jego ojca podczas planowaniu ślubu. Co prawda mężczyzna nigdy nie pałał radością do wyborów syna, lecz widząc go tak radosnego starał się przełknąć ostrą gulę w gardle i uśmiechnął się.
Mężczyzna był starszą wersją Jimina i jedynymi rzeczami jakie je różniły to włosy oraz wielkość warg. Co prawda ojciec pana młodego wciąż posiadał jakieś pasma włosów, lecz starał się je zaczesywać w jedyną godną fryzurę - typową dla biznesmena. Za to Jimin w tamtym momencie dał sobie spokój z farbowaniem i pozostał w czarnych włosach, co spodobało się jego nieprzychylnej matce.
Kobieta była wybiórcza i gdy tylko nadchodził temat ślubu czy opieki nad dziećmi, ta musiała wyrzucić z siebie rosnącą frustrację. Mimo wszystko jednak godziła się pomagać i gdy tylko jej mąż lub syn nie patrzyli, robiła dziwne miny w stronę małych brzdąców, aby je rozbawić. Pokochała je całym swoim sercem i wbrew pozorom, musiała ciągle gryźć się w język, aby nie przyznać się do tego sobie jak i pozostałym. Yoongiego jednak wciąż nie akceptowała.
— Czy to ta chwila w której pan młody daje nogę sprzed ołtarza? — Spytał pan Park, kładąc dłoń na ramieniu syna, przeglądającemu się akurat w sporym lustrze. Ten tylko pokręcił przecząco głową, zaraz jednak potakując.
— Oh co to będzie jak już staniesz przed kobiercem, ojoj. — Zaśmiał się ojciec.
Jimin jednak spuścił głowę, próbując powstrzymać wodospad łez jaki napływał do jego oczu. Było mu niesamowicie ciężko i wiedział, że nawet jeśli będzie ten dzień wspominać szczęśliwie, to dalsza część życia skopie go tak, że będzie chciał się poddać. A on przecież nie może się poddać. Nie, kiedy ma osoby, które go kochają, a on kocha je.
— Oh pamiętam ten dzień, kiedy żeniłem się z twoją matką. To był jednocześnie najbardziej męczący jak i najcudowniejszy dzień w moim życiu. Oczywiście już pomijam tutaj fakt waszych narodzin, chociaż wciąż uważam, że mogliście poczekać kilka dni, a wtedy miałbym gwarantowany kupon. Wciąż jest mi smutno, Jimin, a jednak tego nie wypominam ani nie płaczę! — Zaśmiał się pan Park, próbując rozchmurzyć swojego kochanego syna, co tak jak zawsze poskutkowało jego perlistym śmiechem.
— Wciąż możesz się wycofać. — Dodała matka Jimina, zaraz opuszczając pomieszczenie z dumnie uniesioną głową. Owszem, pan młody o tym wiedział, aczkolwiek nie czuł potrzeby opuszczania ukochanego w takim dniu. To byłoby bez sensu w końcu obiecywali sobie długą przyszłość już na początku ich związku, a sam fakt, iż dotarli tak daleko dodawał im obu otuchy. Parkowi próbującemu nie połknąć wszystkich cukierków jakie dawał mu ojciec, oraz Minowi, który miał ochotę uderzyć głową w najbliższe drzewo, a było ich sporo.
Idealnym miejscem na ślub, jaki spodobał się obu panom młodym był las. Obaj pragnęli, aby powiedzieć sobie magiczne tak wsłuchując się w szum liści oraz swój własny oddech. Wierzyli, iż otaczające ich drzewa dadzą opiekę im oraz ich dzieciom; kochali naturę, a w szczególności Jimin, który w czasie ciąży zaczął bardziej melancholijnie podchodzić do życia. Yoongi przez ciążące go obowiązki zezwolił młodszemu na podejmowanie wszystkich decyzji odnośnie ślubu, wierząc, iż ten zajmie się czymś w tamtym okresie czasu. Poza tym, wszystko co wybierał młodszy pasowało mężczyźnie. No może poza strojami w jakie chciał wcisnąć go kruczowłosy, kiedy chciał z nim pobaraszkować.
Jimin wybrał mały hotel w środku lasu, kompletnie poza miastem. Było tam dosłownie magicznie, szczególnie gdy zwróciło się uwagę na fakt jak bardzo dany budynek jest stary, a widok na ogromne jezioro powolnie przewracał każdemu w żołądku, kusząc aby tylko zatopić w nim swe ciała. Natomiast kobierc znajdował się tuż przed zbiornikiem wodnym, gdzie prawie każdy fragment mostu jak i najbliższych drzew przyozdobiony był białymi wstęgami oraz stokrotkami. Całość wyglądała jak z bajki, i gdyby nie muzyka lecąca z głośników, Min marzyłby tak jeszcze długo.
Widok Jimina sprawił, iż Yoongi miał ochotę zapłakać. Był taki cudowny, śliczny, krasny, natomiast rumieńce idealnie uwydatniały się dzięki bieli koszuli. Mężczyzna wyglądał tak majestatycznie, iż Min w każdej chwili mógł pomylić go z księciem. Szczególnie wtedy gdy ten podziękował swojemu ojcu i zajął miejsce naprzeciw swojego najlepszego przyjaciela, kochanka, przyszłego męża.
— Jesteś przepiękny, Jimin. — Szepnął Min, rozczulając stojącego koło nich Seokjina, który miał udzielić im ślubu. W rzeczywistości oboje zdecydowali się na prywatną ceremonię, a zważywszy na fakt, iż małżeństwa jednopłciowe w Korei były niezbyt akceptowane, mimo iż kościół wyraził chęć do ich prowadzenia, Yoongi stwierdził iż podjęli odpowiedzialną decyzję. Żadnych tabloidów, kamer, tylko oni i najbliższa rodzina. I to wcale nie z tego powodu poprosili Kima o poprowadzenie ceremonii, zupełnie nie.
—Dziękuję Yoongi. Ty też wyglądasz wspaniale. — Dodał Park, poprawiając opadający mu na czoło kosmyk włosów.
Nastąpiła wtedy chwila ciszy, i w momencie w którym Jimin wyglądał na przerażonego, a jego lewa dłoń zaczęła się trząść starszy doskonale wiedział co zrobić. Wystarczyło tylko złapać go małym palcem za ten drugi i szepnąć, to co było ich obietnicą: — Nieważne co, przejdziemy przez to razem. Zawsze będę przy tobie, obiecuję ci, Jiminnie.
Min liczył się z konsekwencjami, lecz wystarczyło tylko spojrzeć młodszemu prosto w oczy, aby porzucić je w kąt i po raz pierwszy myśleć tylko pozytywnie.
Na zawsze razem.
***
Ślub był przepiękny. Delikatny, otoczony baśniową otoczką miłości jaką żywili do siebie dwaj mężczyźni. Wszystko wyglądało niczym w bajkowej opowiastce przekazywanej z pokolenia na pokolenie, kiedy koi się dzieci do snu. Obrączka na palcu Yoongiego z wyrytym od środka napisem Nieskończenie głęboka, zaś ta Jimina zawierająca jest i będzie nasza miłość; był to pomysł Taehyunga, który zatopił się w poezji oraz urokliwych cierpieniach barokowych uczuć ludzkich. Małżonkowie nie mieli o tym pojęcia dopóki nie zaczęli się nimi wymieniać, jednakże nie przeszkadzało im to w ukazaniu ogromnych uśmiechów w kierunku najbliższych przyjaciół. Wiedzieli, że na ten pomysł musiał wpaść ktoś z danej piątki.
Po zaślubinach przyszła część biesiadna, jednakże po pojawieniu się dwójki małych brzdąców obaj jakby wydorośleli. Nie potrzebowali hucznej imprezy, wyszaleli się bowiem na koncertach, które trwały długie godziny i powtarzały się co krótki okres czasu. Chcieli w spokoju spędzić ten czas, dlatego też wybrali mały ogród za hotelikiem. Tam, taras owiany był fioletowymi wstęgami; do centrum prowadził biały dywan, który zakończył się dopiero pod dachem altany okrywającej cały taras. Widok nocą, stawał się niesamowicie urokliwy. Spadające małe gwiazdy, wychylający się i machający księżyc owiany nutką bryzy oraz spoczywających deszczowych chmur; układali atmosferę panującą pomiędzy gośćmi.
Z głośników powolnie wydobywał się utwór Aphrodite od Honey Gentry, którego głośność podskoczyła momentalnie w chwili w której Min Yoongi oraz Min Jimin rozpoczęli swój pierwszy taniec. W tamtej chwili nawet matka młodszego zaczęła ronić łzy, przestając się nawet gniewać na Yoongiego za skradnięcie jej syna oraz zatracenie kariery.
— Wyglądają jak anioły, tato Park. — Wyszeptała do męża, który tylko objął ją ramieniem i przytulił. Kochał swoją żonę nad życie i nie wyobrażał sobie chwili w której mieliby się rozdzielić; prawdą był fakt, iż denerwowała go dzień w dzień i często podczas sprzeczek udawał, że zaraz odejdzie i zostawi ją samą. Zawsze ta sama gadka, te same fochy, obruszenia i tupania nóżką. Jednakże były to rzeczy, które w niej kochał nawet bardziej niż słodkie pocałunki i uściski. Uwielbiał ją całą.
Lekcje Seokjina jednak na coś się przydały, Min z gracją obrócił Parkiem i złożył na jego czole czuły pocałunek. Krok po kroczku, ze spokojem i kojącym uśmiechem, otoczeni najbliższą rodziną tańczyli swój pierwszy taniec.
Oczy Namjoona i Jina zaszły łzami, zaś Jeongguk porwał swoją partnerkę do wspólnego tańca. Każdy powolnie się dołączał, oprócz Taehyunga, który zasiadł na poręczy altanki i wyciągnął zeszyt, próbując naszkicować tańczących małżonków. Wciąż było mu na sercu źle, jednakże starał się pogodzić z losem jaki go spotkał. Uśmiechał się, zaś Hoseok wyciągnął do niego swą dłoń.
— To jak? Zatańczymy, czy będziesz dalej bazgrać? — Spytał Jung, na co Kim tylko machnął ręką i odłożywszy rysunek dołączył do starszego. Obiecał sobie, że nie będzie dziś płakać i miał zamiar się tego trzymać.
— Pobazgrałbym dalej, ale nie mam weny. — Wzruszył ramionami. — Dobra, chodźmy bo zaraz się skończy i nici będą z tego tańczenia, hyung.
— Jak zwykle narwany. — Zaśmiał się Jung.
— Jak zawsze rozgadany.
Jung bardzo współczuł swojemu przyjacielowi, chociaż z drugiej strony sam przechodził przez ten sam ból co on i robił później głupie rzeczy. Żałuje ich do tej pory, aczkolwiek stara się dać najwyższą formę oparcia i okazać swym braciom takim jakim zawsze był, jest i będzie. Objął przyjaciela w pasie po czym drugą ręką złapał go za dłoń.
***
Niespełna dwa dni później Min Yoongi oraz Jimin znaleźli się na lotnisku z bagażami. Mieli udać się na miesiąc miodowy, który co prawda trwać miał zaledwie trzy dni lecz im to wystarczało. Ważne, że w ogóle udało im się odchaczyć kolejny podpunk w notesie marzeń jakie sobie zaplanowali. I choć wydawało się, iż obaj będą tryskać energią tak Jimin nie mógł przestać płakać w chwili, gdy zbliżali się do wejścia na pokład. Mama Park trzymała w rękach Seowoon zaś tata Park zaspanego Hyeonwoo, natomiast Jimin po ostatnim pocałunkach na czołach swych dzieci został odciągnięty przez Yoongiego, ponieważ kończył im się czas. Min sam nie chciał rozstawać się z dziećmi, jednakże mieli zaplanowany wylot, a samolot nie zamierzał na nich czekać.
— Spokojnie, Jiminnie. — Szepnął Yoongi w stronę młodszego, starając się go uspokoić. Co nie było łatwe, ponieważ Min całkiem niedawno urodził, potem ślub, wszystko w biegu, aż w końcu wyczekiwany miesiąc miodowy. Hormony wciąż buzowały w ciele mężczyzny i choć po wszystkim miały się uspokoić, to instynkt macierzyński porządnie dał mu się we znaki.
— Wiem, wiem.. Po prostu chciałbym ich przytulić, wiesz? — Mruknął Park, zapinając pasy. — Kocham ich całym sercem, po prostu ta nagła większa rozłąka zaczęła na mnie dziwnie działać.
— Jiminnie, spójrzmy z innej perspektywy. — Yoongi złapał go za dłoń. — Lecimy do Grecji. Będziemy się świetnie bawić, spędzimy ze sobą trochę czasu. Pójdziemy do muzeów, na wystawy, zjemy coś pysznego, a wieczorami będziemy kąpać się w morzu. Odpoczniemy razem, będziemy w końcu tylko my. Jak przystało na prawdziwe małżeństwo.
Jimin nie powiedział już nic, po prostu się uśmiechnął.
— Później będę miał sporo pracy i zacznie się wariacja. — Westchnął. — Nawet nie wiesz jak bardzo czekam, aż do nas wrócisz, wiesz?
— Yoongi...
— Wiem, że postanowiłeś o tej przerwie i na razie nie zamierzasz wracać do zespołu. Po prostu.. — Tu zatrzymał się na dłuższą chwilę, zaś samolot zaczął wznosić się w powietrze. — Tęsknię za tym co było.
— To nie tak, że mnie nie ma i nie będzie, hyung.
— Po prostu to dziwne.
W końcu mniejszy westchnął i zaprzestał odpychanie tematu. Nie chciał go poruszać na dany moment wcale, wewnętrznie zaś czuł, iż dla niego jest to ostateczny koniec i musi zapomnieć. Z drugiej jednak strony nie mógł przestać śpiewać czy tańczyć, robił to wręcz machinalnie gotując coś w kuchni, gdy radiostacja zaczynała puszczać któryś z utworów BTS.
Min Jimin wciąż był częścią zespołu; jego dusza nie była w stanie wyzbyć się choreografii, tekstów, w końcu otaczał się w tym od wielu lat. I nawet jego umysł nie miał siły przebicia w danej kwestii. Serce mówiło jedno, umysł drugie, ciało trzecie, a niższy po prostu siedział i toczył wewnętrzne batalie.
— Daj mi trochę czasu, a w końcu znów razem wystąpimy na scenie. — Powiedział w końcu Jimin, pragnąc aby starszy w końcu się uśmiechnął.
Nieważne, iż nie był co to tego przekonany.
Chciał wierzyć, tak bardzo jak wierzył w bajki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro