chapter 41
JUNGKOOK
To nie tak, że się spodziewałem i byłem gotowy. Ja po prostu doznałem takiego paraliżu, że jeśli w ciągu dziewięciu miesięcy mi nie przejdzie, to będę rodzić na stojąco.
Kompletnie wyczerpany rzuciłem się na łóżko, zatapiając nos w świeżo wyścielonej pościeli. Zacisnąłem dłonie na poduszce, która jako pierwsza wpadła w moje zawistne ręce, a następnie wydałem stłumiony krzyk. Dzięki materacu, ja także cię nie lubię.
— To chyba jakiś żart. — prychnąłem, podnosząc się do siadu.
— Coś się stało, Kukson?
— Przechodzę mentalną walkę o stwierdzenie, czy moje życie ma sens. — ciężko westchnąłem, chwilę później kontynuując. — No bo wiesz Jimin, tak z chęcią karnąłbym się na czubku samolotu. — uśmiechnąłem się sztucznie, spoglądając na przyjaciela, który nagle usiadł tuż obok mnie i niemal natychmiast zamknął moją posturę w szczelnym uścisku. Wszystko byłoby fajnie, miło i przyjemnie, gdyby Park wcześniej nie wykąpał się w tonie babskich perfum. Mój nosek aktualnie płacze, zresztą tak jak i inne części mojego ciała.
— Znowu przegrałeś w EXO Run?
— Nie.
— Zgubiłeś ulubione timberlandy? — zapytawszy, przeczesał moje włosy swoją drobną dłonią, zaś ja zamiast warknąć i zrzucić go z łóżka, wdrapałem się na jego uda i mocno przytuliłem. — Rajusiu, Jeonggukie, stało się coś poważniejszego?
— Chyba jestem w ciąży, wiesz? — westchnąłem, patrząc pustym wzrokiem w kierunku lekko uchylonych drzwi.
— Króliki zazwyczaj mogą mieć dwanaście miotów rocznie, poza tym...
— Jimin. Ja wiem, że wyglądam jak zając, więc nie musisz mi tego ciągle wypominać. Jednak jeszcze tylko chwila, a moje spierdalające oko opuści przeznaczoną orbitę, i wbije ci się w tchawicę. — warknąłem, wbijając paznokcie w jego ramię. Park pisnął krótko, zaraz uderzając mnie w tył głowy.
— Ja naprawdę chciałbym być poważny w tej sytuacji, ale nie wyobrażam sobie ciebie z dzieckiem w brzuchu.. o zgrozo, Jeongguk, ty i matkowanie aka ojcowanie? A Taehyung co? Jako drugi ojciec? — starszy uniósł lekko głos, przez co nieco się odsunąłem i spojrzałem na niego spod zmęczonych powiek. — Przecież wy to dziecko zamordujecie na durnym przewijaku! Nie zdziwiłbym się, gdyby Taeś uderzył nim przez przypadek o jakąś ścianę..
— Jimin.
— Hm?
— Skończ z tymi czarnymi scenariuszami. Wiem, że tkwię głęboko w rowie Mariańskim i nie ma mowy, aby to skończyło się dobrze, jasne? — zacisnąłem palce na czubku nosa, próbując się choć odrobinę uspokoić. — Kiedy wracają hyungowie?
— Hoseokkie i Seokjin mają wrócić jutro rano, Namjoon pewnie przesiedzi w studio jeszcze dwa dni, a Yoongi i Taehyung wybrali się do sklepu dziecięcego, więc wrócą zapewne za kilka godzin, kiedy tylko hyung dostanie kurwicy. — Jimin wzruszył ramionami, a następnie zaczął poprawiać swoją rozczapierzoną grzywkę.
— Współczuję Yoongiemu.
— Mhm. — westchnął ignorancko Park. — Zostaliśmy sami, a skoro obaj jesteśmy w tym dziwnym babskim stanie, to może wybierzemy się na bubble tea, a potem do jakiegoś prywatnego lekarza, żeby potwierdził albo i zniwelował tą twoją ciążę? — zapytał zachęcająco.
— To nie jest taki głupi pomysł, hyung. Zaskoczyłeś mnie.
—Ty też mnie zaskoczyłeś. — odparł i zmierzył mnie morderczym spojrzeniem. — W końcu to ja uczyłem cię jak się zabezpieczać, kiedy skończyłeś te osiemnaście lat.
— Uczeń przerósł mistrza? — uśmiechnąłem się delikatnie, unosząc ręce w górę.
— Coś w ten deseń.
***
Właśnie opuszczaliśmy małą restaurację, kiedy mój telefon postanowił zatańczyć kankana w kieszeni i wkurwić mnie bardziej niż ma to w zwyczaju. Dobra, i tak go kocham, bo w końcu przeszliśmy razem naprawdę bardzo wiele. Jimin nakazał mi odebrać, po czym zaciągnął się smakiem herbacianej bubble tea i zostawił mnie w tyle, zupełnie nie licząc się z tym, że bez ochroniarzy jestem bardziej zagubiony, niż pomiędzy gromadką kobiet.
— Tak, Taeś? — spytałem niemalże od razu, przytykając telefon do ucha. Rozejrzałem się wokół własnej osi, ale nie widząc nikogo z telefonem oraz fleszem wbitym w moją osobę, po prostu ruszyłem za ciężarnym, który spierdzielał naprawdę bardzo szybko, jak na swój obecny stan.
— Gdzie jesteście? Yoongi nie może się dodzwonić do Jimina i-
— Gdyby nie troskliwy hyung, nawet byś do mnie nie zadzwonił, prawda?
— O co ci teraz chodzi, Jeongukkie? — prychnąłem, słysząc cierpiętniczy głos starszego.
— Domyśl się.
— Jungkookie, co się z tobą dzieje?
— Rozłączam się, pa.
Tak jak powiedziałem, tak też zrobiłem. Zablokowałem ekran starego samsunga i schowałem go do kieszeni, zaraz doganiając Parka, aby klepnąć go w tył pleców. Szarowłosy zmierzył mnie morderczym spojrzeniem, po czym wepchnął do ust zieloną słomkę. Przewróciłem oczami, ale też upiłem kilka łyków napoju bogów, po czym oddałem przysmak starszemu.
— Nie musiałeś być taki okrutny, wiesz? — parsknął śmiechem.
— Okrutny? — spojrzałem na niego, marszcząc brwi. — Nie byłem ani trochę okrutny, tylko oschły. Byłem po prostu sobą, noo..
— Ty jesteś sobą, kiedy gadasz o śmierci dwadzieścia cztery na dobę i rumienisz się, widząc Taehyunga w każdej pozycji, czy sytuacji. Nawet podczas rozmowy przez telefon potrafisz nawijać jak katarynka i morda ci się nie zamyka. — Park wyrzucił pusty kubeczek do kosza, po czym spojrzał na mnie i naciągnął maskę na twarz. W sumie to wciąż dziwiłem się, że nikt nas jeszcze nie rozpoznał. Ewentualnie były jakieś stalkerki, które zauważyły nas niemalże od razu, ale zamiast męczyć i piszczeć głośniej, niż napalona aktorka porno podczas gry wstępnej, wolały zabawiać się w ninja, i obserwować nas z daleka.
— Dobra, nieważne. — bruknąłem, chowając dłonie do kieszeni.
— Jaki z ciebie dzieciak, ja nie mogę.
— Nie jestem dzieciakiem, okej? — mruknąłem pod nosem, kopiąc niewidzialny kamyk stopą. Chciałem mieć jakieś zajęcie, nawet jeśli wyglądało jakbym miał jakąś chorobę psychiczną i próbował napierdalać w Power Rangers Ninja Storm. Park poklepał mnie po ramieniu, mrucząc ciche: —Tak, tak, Jeonggukie, a ja mam dwanaście palców u stóp.
— Ugh, aż tak we mnie wątpisz? Dziękuję bardzo. — westchnąłem, wpychając chłopaka do windy, i to niemalże siłą. Jakaś staruszka skomentowała nasze zachowanie jako bardzo infantylne, a fryzury jakbyśmy urwali się z cyrku. Jednak ja, Jeongguk miałem na nią tak wywalone, że zamiast uraczyć ją wrednym spojrzeniem i opuścić pomieszczenie z głową uniesioną ku górze, stałem jak ten kołek, i wbijałem wzrok w zasuwające się drzwi.
— Nie wątpię w ciebie, tylko w twoje topowanie, mój drogi. — parsknął, ignorując oburzoną emerytkę. No cóż, proszę pani, jeśli masz nas dosyć, to sobie po prostu umrzyj i nie zawracaj mi głowy wbijaniem bagiety w jeden z pośladków, bo to kurwa, boli.
— Masz coś do mojego topowania? — warknąłem.
— Miałbym, gdyby jakieś było.
Dzięki, Jimin. Jesteś wspaniałym przyjacielem i pocieszycielem.
— Przecież..
— Gdybyś wisiał nad hyungiem i kisił w nim ogórka, to on byłby w ciąży, a nie ty.
Dalsza droga do samochodu minęła nam w całkowitej ciszy, ponieważ ja nie miałem naprawdę nic do powiedzenia, a Jiminowi do tej pory nie przeszła trauma po trzydziesto minutowym kazaniu starszej pani, która zniesmaczona naszą rozmową zaczęła opowiadać o tym, jak bardzo niewychowani jesteśmy i co robiła podczas wojny, żeby przetrwać.
— Jimin, okej? — spytałem zmartwiony, widząc jak ten łapie się za głowę i siada na tylnym siedzeniu. Chyba się chłopaczyna załamał.
— Dobra, nie chcesz, to nie mów. — westchnąłem, siadając za kierownicą. — Ale jedziemy teraz do lekarza i jeśli nie powiesz mi wszystkiego o tych jebanych maszynkach do sprawdzania, czy innych pierdołach, to wyrzucę cię przez okno pod jakiegoś tira. Yoongi może mnie za to nawet zabić, nieważne.
— Pogadamy o tym później, maknae. — mruknął, zatapiając nos w telefonie, co prędko zauważyłem w lusterku. — Teraz muszę uspokoić chore insynuacje Taehyunga i Yoongiego, którzy próbują się zabawić w autorki fanfiction.
Kurwa, co.
— Wyjaśnij mi to, póki nie jadę. — odwróciłem się w stronę chłopaka, który przytknął mi telefon do twarzy i pokazał fragment rozmowy.
AlienAlien: A wtedy TaeTae powie Yoongiemu, że musi wyjechać z kraju
Yooni: Dobra, kiczowato, ale może być na początek.
AlienAlien: Aha, dzięki, hyung.
Yooni: Do usług. W każdym razie...
Yoongi ma gdzieś Taehyunga i chce, żeby w końcu dał mu spokój, ale czuje pustkę w sercu po stracie najlepszego przyjaciela.
AlienAlien: Bo poczuł do niego coś więcej
Yooni: Tak, tak.
Ale pamiętaj o napisaniu nazwy paringu od razu po tytule
AlienAlien: Czekaj, co?
Yooni: No coś takiego: swag beach || taegi
AlienAlien: A, czaję.
Odsunąłem głowę od ekranu i spojrzałem na starszego zniesmaczonym wzrokiem. Jimin tylko westchnął, i wyłączając telefon rzucił go gdzieś na bok, uderzając głową o oparcie mojego siedzenia. Obaj załamaliśmy się głupotą naszych chłopaków. Tutaj już nie ma nawet co dopowiadać.
• • •
Do napisania rozdziału zmobilizowała mnie @ForeverIsAlwayss , która założyła ostatnio grupkę na fejsiku! Wbijać tam i kochać mocno!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro