Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

chapter 22

Proszę włączcie muzykę z odtwarzacza.
-----------------------------------------------------------------

Jimin poczuł się jak najgorsza osoba na świecie, a to wszystko przez głupią wiadomość tekstową od jego narzeczonego, który jeszcze kilkanaście minut wcześniej był wobec niego tak cholernie czuły. Szarowłosy siedział na zimnych kafelkach, trzymając w dłoni telefon z rozbitą szybką, którym kilka chwil wcześniej mocno rzucił o ścianę.

— Dupek.

Krystaliczne łzy skapywały z jego pulchniutkich policzków znacząc ścieżkę. Park był bardzo wrażliwą i delikatną osobą, którą jednym słowem bardzo łatwo było złamać, zniszczyć. Był kruchy jak porcelanowa laleczka, którą trzeba pielęgnować dwadzieścia cztery na dobę, żeby się nie zakurzyła albo, co gorsza, zniszczyła.

—Ugh, jak ja go nienawidzę. — Załkał, wycierając twarz rękawami jednej z czarnych bluz starszego. Tak naprawdę Jimin kochał Yoongiego z całego serca, nawet jeśli tamten był wobec niego oschły czy wredny, a tak często działo się podczas różnorakich tras. Jednakże Min po każdej z nich rozpieszczał swoje oczko w głowie do granic możliwości, mówił i pokazywał jak wielkim uczuciem go darzy, oraz opowiadał że jest dla niego najcenniejszym skarbem i powodem do życia.

Dlaczego więc młodszy mocno teraz łka? Ponieważ się boi. Człowiek to byt dość słaby, łatwo zniszczalny oraz delikatnym który nie jest gotów na wszystkie niespodzianki jakie niesie za sobą życie. Nikt nie jest, a już szczególnie szarowłosy, który będąc sam w domu często zamyka się w toalecie i cicho płacze pod prysznicem, nie chcąc nikogo martwić.

Tak naprawdę przyjął do wiadomości swoją ciążę i bardzo się z tego powodu cieszył, ponieważ ta mała istotka która właśnie w nim rosła, była zlepkiem dwóch bijących dla siebie serc. Tego Jimina oraz tego Yoongiego, który właśnie biegł do domu z siatkami wypchanymi po brzegi, aby przeprosić na kolanach swojego ukochanego promyczka, za głupotę którą napisał do niego podczas ich konwersacji.

Jimin nie wziął tego oczywiście na poważnie, już dawno przywykł do ciętego języka Min'a oraz do faktu, że ten wyższy od niego od jeden centymetr, dupek, nie potrafi się powstrzymać przed obrażeniem kogoś. 

Szarowłosy łka także, ponieważ bezpieczne ramiona jego rycerza go nie otaczają, a on czuje się osamotniony i przerażony, bo nadal nie jest pewne że jest w ciąży, a w końcu kupił już małe buciki dla dzidziusia oraz wciąż dla niego jedną wielką niewiadomą jest fakt, że będzie musiał opuścić zespół i odejść. Po zapewnieniach Sugi wierzył, że wszystko co złe szybko zniknie i będzie mógł w końcu zawalczyć o swoje największe marzenia. Potrzebował go, teraz, zaraz, w tej właśnie chwili.

— Jiminnie? Jiminnie, gdzie jesteś? — Usłyszał z dołu, więc szybko podniósł się z podłogi i opuścił toaletę nawet nie gasząc światła, ponieważ nie było takiej potrzeby. Zamknął się w ciemnościach. Opuścił także swój pokój po czym zbiegł po drewnianych, lekko skrzypiących schodach i pobiegł w stronę korytarza z którego słyszał dźwięki. 

— Słoneczko.. — Stanął zalany łzami w samym przejściu, tarasując drogę swojemu rycerzowi, który gdy  tylko go ujrzał, natychmiast porwał w swoje ramiona mocno do siebie przytulając. Kiedy tylko zobaczył mokre ślady i skapującą ciecz z liców jego promyczka, strzelił sobie mentalnie w twarz, brzuch oraz kolejny raz w twarz, mocno winiąc się za stan chłopca. 

— Przepraszam. Przepraszam, że znowu płaczę. Pewnie masz mnie teraz za- — Min przerwał młodszemu, cmokając jego mięciutkie wargi z których wciąż lekko sączyła się krew, przez ich przygryzanie, co uspokoiło młodszego.

— Nie płacz za łzy, kochanie. Bez takich uczuć jesteśmy zwykłymi robotami, a ja naprawdę nie chcę abyś stał się zimną maszyną. To ja powinienem błagać cię teraz o przebaczenie, za te wszystkie złe słowa które kiedykolwiek powiedziałem w twoim kierunku, szczególnie te dotyczące wagi. — Westchnął, obejmując niższego w pasie kościstymi dłońmi, po czym ułożył swoją głowę na jego wątłym ramieniu. — Wiesz, jest we mnie coś teraz takiego, co w każdej chwili może spowodować mój płacz. A ja bardzo nie chcę płakać, ponieważ kiedy to się stanie, przestaniesz czuć, że zawsze cię ochronię, ponieważ płacz rycerza to oznaka słabości, moja księżniczko. 

— Yoongi..

— Już nic nie mów, słońce. — Starszy po raz kolejny zamknął usta Parka swoimi, skradając z nich kolejny motyli pocałunek który był idealnym lekarstwem. Potem wszystko potoczyło się powoli i spokojnie, swoim tempem. Starszy trzymając partnera za łapkę, zabrał zakupy i ruszył w kierunku kuchni. Nie odzywali się do siebie, ponieważ nie potrzebowali żadnych słów. Obecność Yoongiego skutecznie zatuszowała wszystkie lęki niższego, który właśnie w tym momencie siedział na blacie i przebierał nóżkami zajadając się jedną z kupionych czekolad, przez starszego.

Raper natomiast po wypakowaniu i ułożeniu wszystkich zakupów, wziął się za robienie kolacji dla dwojga. Wiedział, że Hoseok i Jin gdzieś wyszli, Namjoona nie było, a Taehyung i Jungkook spędzają czas we dwoje, więc nawet nie chciał ruszać swojego leniwego tyłka, aby zapytać się czy czegoś nie potrzebują. To nie jego rola tylko Seokjina, który w zespole był matką.

  — Co zamierzasz ugotować, hyung? Jeśli to spagetti, to wybacz, ale po ostatnim razie mam dość.  — Parsknął młodszy, za co został zmrożony zimnym spojrzeniem. Yoongi nie odzywał się przez chwilę przygotowując składniki i wyjmując miski, łyżki oraz inne przyrządy do gotowania.

— Upieczemy babeczki, krasnalu.

  — Ja ci dam krasnala, idioto! — Obruszył się Jimin, wpychając w siebie ostatnie kawałki czekolady. Min parsknął cichym śmiechem, po czym podszedł do niższego i ustawił się pomiędzy jego nogami, a dłońmi oparł się o uda partnera. Uśmiechnął się szeroko patrząc w oczy swojego promyczka, który kiedy tylko się w nie spojrzał, niemal natychmiast zatonął w ich pięknie. Ułożył swoje ramionka dookoła szyi Yoongiego i lekko się schylił, próbując pocałować jego wargi.

  — Jestem twoim idiotą, pamiętaj skarbie. 

  — Wiem. A ja jestem twoim słodkim krasnalem, hyung. — Zaśmiał się niższy, po czym usmarował nos ukochanego bitą śmietaną, którą kilka chwil wcześniej zwinął z blatu. Przebieg akcji był na tyle szybki, że raper przez chwilę nie wiedział co się stało. Chciał po raz kolejny musnąć usta swojego słodziaka, a tu taka niespodzianka. Oczywiście, nie był mu dłużny, jakże by inaczej.

Złapał za buteleczkę i zrobił to samo na twarzyczce promyczka, który tylko szeroko się uśmiechnął, a jego lśniące oczęta zniknęły pod wałeczkami skóry imitując półksiężyce.   

  — Hyung, a co z babeczkami? Dobrze, wiesz że chciałbym skosztować chociaż jedną. — Na twarzy młodszego pojawił się grymas, a ramionka skrzyżował na torsie, patrząc się na twarz spokojnego narzeczonego. Jego narzeczonego.  

  — Zostanę twoją babeczką, skarbie. 

A babeczki kosztuje się z przyjemnością. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro