Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~5~


//Namjoon//

Przez następne trzy tygodnie Jin, mój mały kotek, nie do końca był obecny. Domyślałem się, że dawka leków przeciwbólowych wraz z mieszanką hormonów i gorączką odetną go od rzeczywistości.
Przez ten czas jedyne do czego był zdolny to niezrozumiały bełkot, jednak wiedziałem też, że musi odchorować swoje...

Kąpałem go, karmiłem, zmieniałem opatrunki tak samo jak i kroplówki, ogólnie zajmowałem się nim jak tylko umiałem najlepiej. Cieszyło mnie też, że jego ogonek zaczął mieć skurcze i ruszał się czasami na strony. To znaczy, że przeszczep się udał i wszystko idzie po mojej myśli. Jeszcze nigdy nie zaszedłem tak daleko..

- Otwórz usta - powiedziałem siedząc z nim przy dębowym stole w głównej jadalni. Jego krzesło było obudowane tak, jak te dziecięce, bo sam nie utrzymywał równowagi, choć dziś było o wiele lepiej. Zazwyczaj jego wzrok był rozbiegany i zagubiony jakby nie wiedział gdzie jest ani co się dzieje. Dziś natomiast spokojnie wpatrywał się we mnie, byłem z niego dość dumny bo nawet kaszka mu się nie ulewała.  Na pewno wgląd na jego  stan miało zmniejszenie się gorączki, poprawa u niego następowała już od dwuch dni, przez co postanowiłem zmniejszyć mu też dawkę leków oraz hormonów.  Dzisiejsze karmienie dzięki jego poprawie nie trwało tak długo, po wszystkim wziąłem go na ręce i zaniosłem do jego pokoju kładąc na kolorowym legowisku. Postanowiłem wykorzystać jego stan...

- Koteczku powiesz ała jak zaboli, dobrze? - zapytałem, patrząc mu w oczy upewniając się, że mnie rozumie. Kiedy kiwnął głową, uśmiechnąłem się, zaczynał wracać do siebie co oznaczało, że ten eksperyment może zakończyć się pełnym powodzeniem.  Dotykałem jego ogonka od koniuszka aż po złączenie dość lekko, aby go lekko zabolało, ale za razem nie uszkodziło. Kiedy usłyszałem w połowie drogi ciche syknięcie uśmiechnąłem się, a szereg moim niedawno umytych zębów wyszedł na wierzch. Zacząłem go lekko masować palcami po ogonie.

- Przyjemnie? - zapytałem, patrząc na niego ciekawy, a kiedy kiwnął głową zacząłem go masować intensywniej. - Jesteś idealny - szepnąłem, sadzając go powoli na moich kolanach. Pocałowałem jego policzek, a on widocznie nie zrozumiał co sie stało, bo po prostu opadł na mój tors. Cieszyłem się, że mam takiego podopiecznego, bo oczywiście, że mnie pociąga fizycznie, ale jego osobowość też jest według mnie idealna. Ciekawy świata, lekko zadziorny i pracowity, problem jest tylko z papierosami i alkoholem, bo często chce po to sięgać, jednak zwalczę to do końca.

- Czy mój kotek jest zmęczony? Powinno być coraz lepiej, ale twój organizm nie jest przyzwyczajony do bycia tak cudownym koteczkiem - wymruczałem mu na ucho, następnie całując jego skroń. Pogłaskałem jego miękkie, sprane już z koloru włoski,  które pachniały dziś watą cukrową - Chcesz dziś spać z tatusiem?- zapytałem, patrząc mu w te czarne, pełne rozkojarzenia oczka.

Mruknął coś pod nosem jednak postanowiłem to odebrać jako zgodę.  Najwyraźniej jego stan nie poprawił się jeszcze na tyle aby rozumiał wszystko całkowicie. To może lepiej i dla mnie.

Objąłem jego nagie i lekkie ciało, idąc w stronę mojego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz, tak na wszelki wypadek, gdyby jutro czuł się już lepiej. Ułożyłem go na moim miękkim materacu i przykryłem czarną pościelą, kładąc się obok niego.

//Jin, kilka dni później//

Odcinałem się z rana czując chłód na moich udach, próbowałem znaleźć jakoś kołdrę jednak była poza zasięgiem mojej ręki. Kiedy w końcu otworzyłem oczy zrozumiałem, że moja świadomość w większości wróciła. Zacząłem delikatnie się rozglądać na boki starając sobie przypomnieć co się stało. Zestresowany popatrzyłem na moje uda, to nie był sen! KURWA MAĆ! TO DO CHOLERY NIE BYŁ SEN!

Obserwowałem jak ogon co jakiś czas miał skurcz, którego niekontrolowałem, jednak czułem. Okryłem się szczelnie różowym kocem i ze smutkiem stwierdziłem, że byłem cały czas nagi. To okropne, że jakiś mężczyzna patrzył na mnie, kiedy byłem nie ubrany. Usłyszałem zgrzyt zamka i niemal natychmiast opadłem na legowisko i zacząłem udawać, że śpię. Bałem się go, był nieprzewidywalny. Usłyszałem powolne kroki obok mojej głowy, a następnie poczułem, jak moje włosy są odsuwane z czoła.

- Maluszku trzeba ci włosy skrócić i sprawdzić jak ma się twój ogonek - powiedział schylając się nade mną, ale ja dalej nic nie mówiłem, nadal miałem zamknięte oczy i starałem się udawać, że śpię. - Otwórz oczka albo dostaniesz karę - powiedział, przypinając mi do obroży smycz. Po chwili strach wygrał, przerażony zrobiłem to, co kazał, omijając go cały czas wzrokiem.

- Idziemy - powiedział i wziął mnie na ręce, z uśmiechem całując w policzek. Nie protestowałem, bo to nie miało większego sensu, jednak i tak wytarłem lekko mokre miejsce. Przeszliśmy przez cały dom i weszliśmy do całego białego pomieszczenia w piwnicy, które znam juz tak dobrze. Zawsze tu pracowaliśmy. Posadził mnie na zimnym, metalowym stole, a następnie przysunął sobie stoliczek z narzędziami do badania. Patrzyłem w ziemię, zakrywając dłońmi krocze. Nie chciałem, by widział mnie nago, mimo, że przez ostatni czas pewnie i tak już naoglądał się już tyle, że mógłby narysować całe moje ciało z pamięci.

- Najpierw ogonek - powiedział z uśmiechem i dotykał najpierw tam, gdzie było łączenie z moimi plecami. Jego roztrzepane i dość tłuste włosy zdradzały, że od dawna nie śpi. Kiedy dotykał miejsca złączenia, nie wzdrygnąłem się nawet. To już nie bolało, więc po co?

Nie chcę brać więcej leków. Czułem ogon nawet na samym koniuszku, co znaczyło, że przeszczep się udał. Widać było po Namjoonie, że jest szczęśliwy, bo jak zazwyczaj w takich sytuacjach klaskał w dłonie i tańczył w ten dziwaczny sposób.

- Udało mi się! - krzyczał na co zaslonilem uszy chcąc się chronić od hałasu. Widząc to, przypomniał sobie jeszcze o nich szybko je oglądając - Rusz ogonkiem w prawo - powiedział, a ja starałem się to zrobić, jednak nie wiem na ile mi się to udało. - Dobrze, dobrze, trochę się rusza. Teraz w lewo - powiedział skupiony, a ja znów wykonałem polecenie. - No i pięknie. Jesteś idealny - uśmiechnął się i zaczął całować moje plecy, przez co się spiąłem. Nie chcę, by mnie dotykał. Traktowałem go jak ojca, a teraz jestem jego obiektem badań...

- Mogę chociaż poprosić o spodnie?

----------------------------
Żyjecie moje ryże? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro