Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~3~

//Pół roku później//

- Masz piękne włosy - zaśmiał się mój opiekun,widząc, że zmieniłem kolor na różowy. - W jakim kierunku chciałbyś się kształcić? Jak widzisz mogę ci zapewnić wszystko, czego pragniesz - mówił przyjaznym tonem, podwijając rękawy koszuli. Mimo, że sprawiał wrażenie sztywnego to był bardzo miły i wyluzowany, co dało się zobaczyć przez tatuaże na jego ręce zwłaszcza, że były to różne wzory związane z anime. Zobaczyłem je już w pierwszym tygodniu naszej znajomości jednak do dziś mnie fascynują.

- Ja kocham projektować i tworzyć, chciałbym pracować jako robotyk - powiedziałem z uśmiechem, a on kiwnął głową. Już mu to wcześniej z raz czy dwa powiedziałem jednak po tylu miesiącach rozmów z nim dobrze wiem, że ma pamięć złotej rybki.

- Masz jakieś prace? Lubię przeglądać czyjeś pomysły. Mogę ci w tym pomóc, jednak nauka też jest ważna. Ja będę cię uczył i jak będzie ci źle iść, to skupimy się głównie na nauce, a jak będzie wszystko dobrze, to razem możemy pracować nad twoją robotyką, wtedy i ja się coś nowego dowiem.

- Naprawdę, pomożesz mi?! Będę się uczył, będę najmądrzejszy, obiecuję! - mówiłem podniecony patrząc na niego.

- Większości będziemy się uczyć na zasadzie eksperymentów, mam laboratorium, więc o chemię, fizykę i biologię się nie martwię - rozmawialiśmy tak przy stole jeszcze kilka godzin, po czym ruszyłem za nim do mojego pokoju. - Nie byłem pewny jaki styl pokoju z byś chciał, więc masz po trochę wszystkiego, jakby co, zawsze możemy przerobić ten pokój... - mówił drapiąc się po karku, a mnie wryło. Patrzyłem na białe ściany i już planowałem jak je sam zamaluję, białe ściany to przecież najlepsza inspiracja!

Popatrzyłem na ziemię, a tam przy ścianach była folia. - A no tak, widziałem, że ściany w twoim pokoju były tworzone przez ciebie, więc pomyślałem, że to dobry pomysł.

- To jest idealne miejsce dla mnie - powiedziałem, przejeżdżając dłonią po przechylonym biurku, które było wręcz stworzone do rysowania i projektowania. Moje mangi były ułożone na półce tak samo, jak wszystkie moje rzeczy. - Tu jest jak w niebie - uśmiechnąłem się przytulając go.

- Mogę o coś zapytać?

- Oczywiście - uśmiechnął się siadając na moim łóżku.

- Masz kogoś? - usiadłem na krześle przy biurku patrząc na niego. Długo powstrzynywalem się w tym pytaniem jednak...miałem z nim teraz zamieszkać, wolałem wiedzieć.

- Nie, kobiety to utrapienie, a ja mam dopiero 36 lat, niedawno rodzice się ode mnie odessali i wyprowadzili się do domu, który im kupiłem, więc na razie nie planuję się wiązać.

- A-ale to wtedy jakim cudem mogłeś mnie adoptować? Dlaczego akurat mnie? Przecież jestem już stary i no... - szepnąłem zagubiony.

- Przeszedłem pomyślnie wszystkie ich testy, a to, że nie mam drugiej połówki wytłumaczyłem im, poza tym mówiłem ci już, że nikogo młodszego nikogo nie chciałem, pytałem o najbardziej uzdolnione dziecko i powiedzieli, że to ty. Obserwowali mnie prawie przez rok, żebym mógł cię adoptować, chcę ci dać szansę na lepsze życie. I tak mamy farta że cała sprawa trwała tylko półtora roku. Gdybym nie miał pieniędzy obserwowali by mnie pewnie dłużej, nie wspominając już nawet o tym ile by zajęło załatwienie wszystkiego byś tu mieszkał.

- No okej, myślę, że rozumiem - wyszczerzyłem się patrząc na niego.

- Tylko wiesz... u mnie się nie pali, nie ma takiej możliwości, a zwłaszcza w wieku szesnastu lat - powiedział stanowczo i dał mi pudełko, w którym były tabletki oraz jakieś plastry. Prawdopodobnie to miało mi pomóc rzucić nałóg. - Wyleczymy cię z tego świństwa - wstał i wziął plaster naklejając mi go na ramię. Widząc to westchnąłem wiedząc, że nie będzie to łatwe, jednak dla takiej życiowej szansy dam radę.

- Papierosy - powiedział poważnie, wyciągając w moją stronę swoją dłoń. Jego palce co chwilę uginały się wskazując na to, abym podał mu to, czego rządał. Węstchnąłem, po czym przeklinając w myślach otworzyłem mój plecak, a w nim rozpiąłem ukrytą kieszeń, gdzie zawsze były ukryte. Kilka było rzuconych luzem, więc zostawiłem je tam. Chcę to rzucić, ale... ale nie dam rady mu oddać wszystkich. Wyjąłem paczkę i podałem mu ją wzdychając ciężko. - To wszystkie? - zapytał patrząc na mnie podejrzliwie. - Daj plecak- polecił, a ja załamany patrzyłem na podłogę. Moje myśli znów wypełniły salwy przekleństw, które starałem się tam zatrzymać, aby jeszcze bardziej nie zrazić do siebie mojego nowego opiekuna. On wyjął wszystkie papierosy i schował je do kieszeni.

- Będziesz chciał palić to bierz to - uśmiechnął się i podał mi najzwyklejszą na świecie paczkę gum. - Będziesz zdrowszy - poklepał moje ramie - fajki wyrzucam, a ty poczytaj ulotki, bo musisz wiedzieć, jak to zażywać. Masz szesnaście lat, nie będę takich rzeczy pilnować, jednak masz mi mówić kiedy je bierzesz i w jakiej ilości, dobrze? Czytałem i wiem, kiedy będziesz przesadzać - wyszczerzył się szerzej, zachowywał się trochę sztucznie. Starał się być stanowczy, ale i przyjazny jak kolega. Widać było, że nie tylko ja stresuję się tą sytuacją. - Przez następny rok będziemy mieć co miesiąc wizyty ludzi pilnujących sytuacji w domu, aby byli pewni, że jest ci tu dobrze. Rozumiesz, że ważne jest twoje dobro.

- Rozumiem i nie przeszkadza mi to, poza tym mam nadzieję, że nie będę musiał narzekać - zaśmiałem się, chcąc rozluźnić atmosferę.

- Szczerze, to też mam taką nadzieję, może... seans jakiegoś serialu na dobry początek? - zapytał, a ja pokiwałem z entuzjazmem głową.
------------------------*-*----
Jak się ogarnąć i wrócić do pisania?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro