19
//Namjoon//
Dzisiejszego ranka nie było gorąco, ale nie było też zimno. Popijałem sobie kawę na werandzie, gdy wpadłem na cudowny pomysł. Jin był grzeczny od dłuższego czasu, a jego uszy i wzrok już tak nie szalały, więc mogę go zabrać na spacer po ogrodzie. Biedak prawie półtora roku cały czas siedzi w domu. Poza tym, tydzień temu na urodzinach powiedział mi, że chciałby wyjść, więc na pewno się ucieszy. Wypiłem kawę do końca i wróciłem do domu udając się do jego pokoju.
- Ogonek wyczesany? - zapytałem widząc jak gra zajadając się pokrojonymi ogórkami.
- Yhym.
- Żadnych kołtunów nie ma? Na pewno?
- Na sto procent!
- Chcesz wyjść na dwór? Jest ładna pogoda. - kiedy padły te słowa niemal natychmiast zastopował grę patrząc na mnie i machając ogonem na wszystkie strony. - Rozumiem, że tak? To szybko umyj ząbki, a potem ubierzesz się w to co ci naszykuje. - uśmiechnąłem się, widząc jak biegnie do łazienki. Naszykowałem mu luźną koszulkę i jeansowe ogrodniczki na lato. Kiedy wrócił patrzyłem jak się ubiera i palcem starłem biały ślad po paście z jego brody. - Już gotowy? - poprawiłem jego koszulkę i złapałem za rękę ruszając w stronę werandy. Wyszliśmy na bosaka i powoli zeszliśmy po schodkach werandy. Dałem mu swoje okulary przeciwsłoneczne, aby światło mu nie przeszkadzało.
- Tu jest pięknie! - pisnął i pobiegł do przodu wąchając wszystko w zasięgu jego wzroku. Widać było, że jest szczęśliwy. Rozłożyłem sobie koc i usiadłem w cieniu drzewa obserwując tego małego dzikusa. Nie wiem jak moje życie wyglądałoby bez tego kociaka. Nie jest już tylko obiektem badań, ale i moim słońcem. Naprawdę go kocha...
- Jin? Czy ty właśnie wspinasz się na drzewo?
- Tak! Moje pazury są naprawdę silne! - odkrzyknął i usiadł na gałęzi machając nóżkami.
- Jesteś niemożliwy! - wstałem i ruszyłem w jego stronę - A jak zamierzasz teraz zejść? - zaśmiałem się, a on zaczął panikować. – zejdź na niższą gałąź i wskocz na mnie. Ale schowaj pazurki - uśmiechnąłem się szykując na jego skok. Powoli zszedł na najniższą gałąź, a już po chwili wtulał się w moje ramiona - Grzeczny maluch. Podoba ci się na dworze? Idziemy zobaczyć oczko wodne, czy chcesz pobiegać po lesie? – zapytałem idąc w stronę koca. Wyglądał jak mała panda gdy niosłem go podtrzymując za te okrągłe pośladki ( które nie ukrywajmy, tak mnie kręcą. Nie będę udawał, że mnie nie podnieca bo i po co?).
- Ja chcę nad oczko wodne! Ja bardzo chcę! - wiercił się w moich ramionach, a ja zamiast iść w stronę koca skręciłem nad zbiornik wody.
Usiadłem na ławce sadzając go na swoich kolanach i spojrzałem w jego śliczne oczęta.
- Chcesz nauczyć się całować? - zapytałem odgarniając jego włosy z czoła.
- Ja... Ale z tobą...? Przecież jesteś dla mnie jak ojciec. - popatrzył w moje oczy wystraszony.
- Ale jesteś grzecznym maluszkiem prawda?
- Ja... Tak.
- No właśnie. Więc spróbujesz. A to jest naprawdę przyjemne. Uwierz mi – zamruczałem przyciągając go jeszcze bliżej. Siedział na moich kolanach okrakiem i ściskał w piąstkach moją koszulę. - Zamknij oczka i staraj się robić to co ja. A i pamiętaj, że oddychamy przez nosek - uśmiechnąłem się całując go w policzek. Powoli schodziłem pocałunkami w stronę jego ust, po czym powoli wpiłem się w nie powoli poruszając wargami. Masowałem jego biodra ciesząc się, że oddaje pocałunki. Czułem jak się trzęsie, wiec po dłuższej chwili oderwałem się od jego ust.
- Czego tak się boisz? Przecież to nie boli... Nie podoba ci się?
- Ja... To znaczy... To jest miłe, ale boje się, że źle to robię - popatrzył w bok. Złapałem za jego brodę nakierowując ją tak, by patrzył mi w oczy.
- Robisz do idealnie. Sprawiasz że chce więcej - uśmiechnąłem się i znów zaatakowałem jego wargi. Ucieszyło mnie to, że tak namiętnie oddawał moje pocałunki. Jego miękkie wargi ruszały się coraz szybciej ocierając się o te moje. Przyjemne uczucie rozlewało się po moim żołądku.
On jest mój. Tylko mój.
-----------------------------
Środowy ryż, troche fluffu nie zaszkodzi nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro