13
//Namjoon//
Dni mijały spokojnie, a Jin przy pomocy leków coraz bardziej zapominał o tym, że kiedyś był normalnym człowiekiem. Mijała też jego nienawiść do mnie za to, że zmieniłem go w kocią hybrydę. Było mi to całkowicie na rękę, gdyż odzyskiwałem tego pogodnego chłopca sprzed operacji. Niestety leki które opracowałem nie dawały 100% efektów i czasem moje słoneczko miało przebłyski wspomnień. Często wtedy wszczynał awantury, za które go karałem. Nie może być tak, że nagle zaczyna na mnie krzyczeć. Ma być posłuszny i tyle.
Wszedłem do jego pokoju z tacką, na której było przygotowane śniadanie przygotowane przez Eryka i leki (nie mogę ich jeszcze odstawić. Nie, dopóki nadal ma te prześwity). Mój lokaj dobrze wie, co robię z chłopcami których sprowadzam do domu. Wie o wszystkich eksperymentach które na nich przeprowadzam i podziwia moją pracę, za co zdobył moje dozgonne zaufanie. Odłożyłem tacę na blat etażerki i przykucnąłem przy łóżku podziwiając mojego koteczka. Jest taki uroczy gdy śpi.
Odgarnąłem lekko przydługie kosmyki z jego oczu. Ehhh... znowu muszę go ostrzyc. Na jego łokciach pojawiły się obtarcia. Zauważyłem też nowe siniaki na jego ciele, co świadczy o tym, że znowu próbował sam chodzić. Skoro naprawdę mu na tym zależy, to nie mam wyjścia. Szczęście Jina jest dla mnie ważne. Obudziłem go delikatnym pocałunkiem w czoło.
- Wstawaj maluszku - szepnąłem mu na ucho, gładząc przy tym jego ramię. Jego nosek lekko się zmarszczył, po czym chłopak otworzył oczy i się przeciągnął. - Dzień dobry maluszku. - uśmiechnąłem się głaszcząc go po brzuchu.
- Dobry - uśmiechnął się, siadając po turecku. Patrzył na mnie tymi słodkimi oczętami i machał zadowolony ogonem. Widać było, że nie ma nawrotu wspomnień - to dobrze. Im rzadziej występują, tym szybciej odstawię mu leki.
- Dziś zacznę uczyć Cię chodzić. Co ty na to kruszyno? - zapytałem z uśmiechem biorąc go na swoje kolana i siadając przy biurku.
- Naprawdę? Ja chcę! - krzyknął i wtulił się we mnie szczęśliwy.
- A jak głowa? Boli? - zapytałem
z troską znów całując go w czoło, które tym razem wytarł.
- Nie. Dziś nie - powiedział z uśmiecham, a ja pogłaskałem tył jego głowy, pozwalając zjeść mu śniadanie. Patrzyłem na niego zadowolony, bo jego migreny były dość częste i silne - niestety kolejny efekt uboczny moich leków. Kiedy wszystko grzecznie zjadł, wziął leki i popił je sokiem.
- Smakowało? - zapytałem, a on pokiwał głową na potwierdzenie.
- Bardzo. Muszę podziękować panu Erykowi.
- Ubierz się i pamiętaj żeby uważać przy ogonie, a ja w tym czasie odniosę tacę i przygotuję siłownię - Posadziłem go na łóżku i położyłem koło niego czystą koszulkę i luźne bokserki z dziurą na ogon.
Zrobienie tego co musiałem nie zajęło mi dużo czasu, więc poszedłem po Jina.
- Ślicznie wyglądasz w błękicie - uśmiechnąłem się biorąc go na ręce - Ale najpierw łazienka, bo tym porannym smrodkiem z buzi uśpiłbyś słonia - zaśmiałem się, a on specjalnie chuchnął mi w twarz. Z łazienką poradził sobie idealnie sam, więc już po 10 minutach byliśmy już w mojej domowej siłowni. Nie była jakaś największa, ale wystarczy do ćwiczeń Jina. Postawiłem go na ziemi stanąłem za nim. Po obu stronach były metalowe barierki, których mógł się przytrzymać.
- Złap się za nie. Będę ci asekurował, więc nie bój się, ze upadniesz. - mówiłem spokojnie - Krok po kroku. Spokojnie, nie musisz się nigdzie śpieszyć. - mówiłem, pilnując by się nie potknął i upadł. Stał trzymając się poręczy, a jego nogi lekko się trzęsły, ale zrobił niepewny kroczek do przodu. - Brawo! I kolejny. Świetnie ci idzie maluszku. - Uśmiechnąłem się szerzej, patrząc jak idzie coraz dalej. Na końcu barierek złapałem go i przytuliłem. - Pięknie. Jeszcze kilka razy i sobie odpoczniesz. W tym czasie sam trochę potrenuję dobrze? - Spytałem, wiedząc, że takie ćwiczenia początkowo mogą być dla niego bardzo męczące.
- Yhym - przytaknął, a ja odwróciłem go, by mógł po raz kolejny pokonać cały tor.
----------
*hug* wiem że jeszcze nie sroda ale pomyślałam, że się ucieszycie z rozdziału na dobry początek roku szkolnego :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro