007 - Kontakt z zaświatami
Trunks trenował w sali, którą zaprojektował jego dziadek dla Vegety. Chłopak zwiększał obciążenie do maksymalnej bariery, aby stawać się coraz szybszym. Czuł, że Hybryda nie próżnuje, więc nie mógł pozwolić sobie na przerwę. Niska dziewczyna o krótkich czarnych włosach z przeszłości tutaj miała być jego wrogiem. Musiał odkryć kim jest, czego chce i dlaczego atakuje ziemian.
Stanął pośrodku sali i spojrzał na malowidło na ścianie. Ojciec pewnego dnia po prostu wziął farbę i namalował logo Saiyan, nikt nie rozumiał po co to zrobił, jednak Trunks patrząc na nie czuł ogromną motywację. W tej linii czasowej, tylko on został ze swojego rodu, tylko on był Saiyanem, musiał zawalczyć o swoją planetę i dobre imię swoich przodków z kosmosu. Zawsze to czuł patrząc na malowidło. Chyba ze zmęczenia, zobaczył dwie postacie, był pewien, że jedna to jego ojciec, a druga była bardzo podobna. Była jednak znacznie potężniejsza, do tego jego włosy były jaśniejsze i miał brodę i wąsy. Obaj patrzyli na chłopaka dając motywację. Obaj mieli zbroje kosmicznych wojowników, jednak ten którego nie znał miała granatową pelerynę i logo Saiyan na piersi.
— Jesteś nadzieją swojego rodu — usłyszał nieznajomego.
— Swoich rodów. — Poprawił go Vegeta. — Synu nie możesz się poddać, bo walczysz nie tylko o dobre imię Saiyan, ale też o obronę swojej planety.
— Nic nie rozumiem... — wydukał.
— Masz przed sobą swoją Saiyańską rodzinę, mnie chyba poznajesz. — Vegeta uśmiechnął się cynicznie. — Ten tutaj to Twój dziadek, patrzymy na Ciebie i wierzymy...
— Wy nie żyjecie!
— O dziwo Kaioshin pozwolił na małe spotkanie, chyba dlatego, że wie jak szybko umiesz się poddać. — wyjaśnił ojciec. — Jeśli oddasz zwycięstwo tak łatwo, to bądź świadom, że jesteś słaby. Synu, trenuj każdego dnia, jeśli przestaniesz to bądź pewny, że do końca zostaniesz słabeuszem.
— Pokonam Hybrydę, obiecuję Wam!
— Na to liczę Trunks — odezwał się starszy. — Jestem dumny, że mój wnuk tak bardzo wierzy w swój ród!
— Kakarotto zawsze Ci pomoże, a ona będzie wiedziała co zrobić.
— Jaka ona?!
Nim uzyskał odpowiedź zniknęli. Upadł na kolana i myślał nad tym co się właśnie stało. Maszyna grawitacyjna została wyłączona, a do pomieszczenia weszła Bulma,, która z troską usiadła obok syna i przytuliła. Nawet nie wiedział czy powinien jej o tym mówić, już i tak wiele przed nią zataił.
— Rozumiem, że Twój ojciec z dziadkiem w końcu zjawili się u Ciebie? — Spojrzał na nią zdezorientowani. — Widziałam jak mówisz do ściany, a oni zjawili się u mnie po kolacji z rodziną Sato. Najpierw myślałam, że to zwidy, ale Twój ojciec był sobą więc uznałam, że wyższe siły zadziałały.
— Nic nie rozumiem...
Chłopak patrzył na ziemię i czuł się zupełnie bezradny. Wiedział, że Neptun i Kibito znają tożsamość jego wroga, ale nie chcą zdradzić szczegółów. Przez łzy uśmiechał się, że mógł poznać ojca i swojego dziadka z tej linii czasowej. Byli wręcz idealnie podobni.
— Wierze w Ciebie.
Usłyszał na sali, rozejrzał się, jednak oprócz niego i matki nikogo nie było. Ojciec przekazał mu ostatnie słowa. Skoro on wierzy w niego czemu sam nie może w siebie? Chyba bał się, że dwie hybrydy faktycznie są takie same i tej obecnej ulegnie. Ta którą widział w wizji od Neptuna, była słodka i urocza, stała też po stronie jego przyjaciół. Kojarzył te rysy twarzy, jednak były zbyt młodzieńcze aby mógł dopasować je do kogokolwiek. Nagle przed nimi pojawił się Neptun i Kibito. Pierwszy jak zwykle miał nieoceniony wyraz twarzy, a drugi nie do końca rozumiał jego zamiarów.
— Kim ona jest? — wydukał ze złością Trunks.
— Twoim wrogiem — wyszeptał Neptun.
— Wiesz więcej... — wysyczał, powoli uwalniając pierwszą formę, na co jego matka odskoczyła na bok. — Wysyłasz mojego nieżyjącego dziadka i ojca, którzy znają jej tożsamość, trenujesz mnie, a nie chcesz powiedzieć mi kim ona jest. Jak mam chronić ziemię?!
— Zrozumiesz pewnego dnia, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Trunks, nasz trening dobiegł końca, Mistrz wydobył Twoją skrywaną moc, możesz już sam pokonywać swoje bariery...
— Jesteście Bogami! — krzyknęła Bulma ze złością.
— Jednak Twój syn przewyższył naszą moc, niczego go nie nauczymy. — Te słowa skierował do kobiety ze spokojem. — Bulmo zaufaj nam tak jak my zaufaliśmy Tobie, wiele razy.
Kobieta przytaknęła i obaj zniknęli. Trunks dalej patrzył w miejscu w którym stali Kaioshini, zamiast odpowiedzieć mu na pytania, zniknęli zostawiając dodatkowe pytania. Czuł się bezradny, nie mógł obronić swojej matki, ziemian a nawet Margo, a jej ojciec jasno mu to polecił. Usłyszeli dzwonienie, które oznajmiło, że ktoś chce się dostać do rezydencji. Wychylił się monitor i zobaczyli Margo z uśmiechem, trzymała jakąś paczkę.
— Mam dostawę do Capsule Corp na nazwisko Brief!
Dziewczyna pokazał do kamery przed wejściem paczkę z logiem swojej kawiarni. Trunks patrzył na obraz i czuł że powinien dołączyć. Jego matka od razu poszła powitać gościa, jednak on nie mógł zrobić nawet najmniejszego ruchu.
Słyszał jak Bulma przyjmuje zamówienie, płaci i zaprasza dziewczynę na najzwyklejsze spotkanie. Przypomniał sobie Margo i wyobraził Hybrydę z przeszłości. Były bardzo podobne. Obie miały serdeczny uśmiech i to samo spojrzenie, pełne zrozumienia i radości. Czyżby dziewczyna którą obdarzył większą sympatią miała być jego wrogiem?
Wstał i dołączył do nich, bardziej na boku. Bulma zajadała się ciastem, a Margo cała zarumieniona patrzyła i przyjmowała niepewnie pochwały za wypieki. Zrozumiał, że dziewczyna nie może być zła. Patrzył z boku i widział jaka jest bezbronna, była zbyt delikatna i dziecinna na zło.
— Synu posmakuj ciasta — odezwała się Bulma, kiedy go zobaczyła. — Jest fantastyczne! Do tego sama Margo nam je dostarczyła!
— Pani Bulmo, nie chciałabym abyście czekali aż nasz dostawca się wyrobi. Ojciec uczy mnie, że o dobrych klientów trzeba dbać, szczególnie jeśli są przyjaciółmi naszej rodziny.
— Nie bądź szablonowa jak ojciec. — Kobieta chwyciła jej dłoń. — To dobry człowiek, ale bardzo formalny. Wprowadzasz z mamą pewne zmiany, pierwszy raz widziałam Mikulasa tak wyluzowanego. Piękny widok, a znam go od najmłodszych lat...
— Matko daj jej spokój — przerwał Trunks. — Margo może chciałabyś poznać zwierzęta, które ratujemy?
Margo spojrzała na niego i przytaknęła, podziękowała Bulmie i poszła za chłopakiem. Trzymała go pod rękę i słuchała jak wychwala swojego zmarłego dziadka, opowiadał jak mężczyzna przygarniał wszystkie zwierzęta, kiedy doszli do ogrodu zobaczyła większość.
Trunks prowadził dziewczynę i nic nie mówi, ponieważ widział, że dziewczyna rozgląda się i nie reaguje na nic oprócz nowych wyskakujących zwierząt. Kiedy pojawiały się te większe, w pierwszej chwili ze strachu ściskała mocniej chłopaka, by po chwili pomachać zwierzęciu, kiedy pojawiało się jakieś mniejsze zatrzymywała się i patrzyła na nie z uśmiechem i czekała aż ich minie.
Chłopak z uśmiechem dotrzymywał kroku. Kiedy czuł mocniejszy uścisk, głaskał ją po ręku bez słów. Głaskał jej dłoń i czuł jak w jednej chwili cały strach odchodzi, widział jak Margo się uspokaja, zachowując czerwień na policzkach.
— Mój dziadek przyjmował każde zwierze jakie znalazł — wyszeptał odsuwając gałęzie, tak aby nie uderzyły dziewczyny, a ona schylała się aby nie utrudniać mu zadania. — Wiem, że też byś tak robiła, gdyby nie brat...
— Mieszkamy w bloku więc byłoby ciężko — przerwała mu zatrzymując się i kucając przy wiewiórce, która się do niej doczepiła. — Rodzice w końcu się zgodzili i mam Hermiego.
Zaczęła opowiadać o psie, kiedy to wiewiórka skakał jej między ramionami, dziewczyna żałowała, że nic dla niej nie ma, jednak wyprawa po ogrodzie Capsule Corp zupełnie ją zaskoczyła. Oczywiście z pełną świadomością pojechała dostarczyć ciasto, jednak myślała, że nie zobaczy Trunksa i uniknie dziwnego spotkania. Stało się inaczej, a nawet gorzej, chłopak zabrał ją na spacer po terenie idealnym. Taki był dla niej azyl, zwierzęta, rośliny i cisza.
Zerkała na Trunksa co chwile tak aby nie widział. Próbowała pojąć dlaczego taki dobry i sympatyczny chłopak miałby być jej wrogiem w świecie idealnym. Po chwili poczuła na swoim zgarbionym ramieniu coś cięższego i zobaczyła brązową małpkę, która wskazywała na chłopaka. Dziewczyna się podniosła i odwróciła się do Trunksa. Zwierzę stało na jej ramieniu i patrzyło na nią pytająco, ta nie pozostawała dłużna. W pewnej chwili zwierzę przeskoczyło na ramię Trunksa i zaczęło mu przeglądać włosy.
— To nasz ogrodowy rozrabiaka, który lubi mnie czesać. — Zaśmiał się chłopak próbując uspokoić małpkę, łapią. — Gdyby mój ojciec był i ją spotkał byłby łysy.
— Dlaczego?
Chłopak stanął z uśmiechem trzymając małpę na ramieniu. Zwierzę trzymało kawałek jego włosów ze swoim charakterystycznym uśmiechem.
— Saiyanie czystej krwi nigdy nie zmieniają fryzury — wyjaśnił siadając na pieniu. — Znając Vegetę pewnie by nie dopuścił do takie sytuacji, jednak jakby się to stało, powiedziałby do mojej matki: Kobieto zrób coś z tym!
— Brakuje Ci ojca? — Dziewczyna stanęła naprzeciwko niego ze smutkiem. Małpka przeskoczyła do niej i obie czekały na odpowiedź.
— Ten którego poznałem wiele mnie nauczył... — przerwał na chwilę, aby uspokoić myśli. — Chcę być taki jak on, waleczny i dumny. Chce pokonać wrogów.
— A Goku? — Przełknęła te słowa po chwili.
— Był ojcem mojego mistrza, oddał swoje życie aby syn był bezpieczny — wyszeptał. — Tutaj umarł, jednak dla mnie będzie bohaterem. Pan Goku zmarł na wirusa serca, jednak wiem, że gdyby przeżył cały nasz świat wyglądałby inaczej.
Margo patrzyła i nic nie rozumiała z jego słów, oprócz faktu, że Goku zmarł na serce, zresztą to samo usłyszała od brata. Dziewczyna bez słowa podeszła do drzewa i podniosła rękę tak aby małpka wskoczyła na nie i sama się oddaliła. Szła przed siebie, rozglądając się na boki, zerkała delikatnie na chłopaka, który na jej dziesięć kroków robił jeden, patrząc na nią z zaciekawieniem.
Margo jednak myślała o Son Goku, który pokazał się jej kilka razy, już jako zmarły. Zrozumiała, że Trunks nigdy tego nie doświadczył, a ona nie mogła mu o tym powiedzieć. Chłopak jednak poznał mężczyznę zupełnie w innym czasie, inna linia czasowa tak bardzo ją interesowała, jednak nigdy nie zdradziła bratu, że o niej wie. Czuła wzrok Trunksa, a on myślał o wcześniejszym zachowaniu małpki, był zupełnie zaskoczony, że zwierzę siedziało spokojnie na ramieniu dziewczyny, nic nie robiąc, a to nie było w jej zwyczaju, chyba tak jak na niego Margo działała na każdy gatunek. Wprowadziła spokój i radość.
— Poczekaj chwile... — Przerwał kiedy się zatrzymała i na niego spojrzała. — Znasz historię pana Goku?
— Jeśli obiecasz, że nikomu nie powiesz, zdradzę Ci mój mały sekret.
Podeszła do niego z uśmiechem, który zbił go z tropu. Jednak przytaknął i obserwował jak dziewczyna chwile się zastanawia.
— Od małego interesują mnie sztuki walki, wiem, że Son Goku w młodości wygrał jeden z Turniejów i był uczniem Genialnego Żółwia, jednak nagle zniknął...
— Zmarł — przerwał jej ze smutkiem. — Był wspaniałym wojownikiem tak jak reszta, tak naprawdę o każdym opowiadała mi matka. Nie miałem okazji ich poznać.
Okłamał dziewczynę, ale nie mógł powiedzieć, że poznał wszystkich cofając się w przeszłość. Margo patrzyła na niego pytająco jakby czekała na dalsze wyjaśnienie, on patrzył na nią i miał nadzieję, że wierzy. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na dom, a on nie mógł oprzeć się wrażeniu, że skrywa jeszcze więcej sekretów niż on.
— Nie masz czasem wrażenie, że całe życie to jeden wielki sekret? — wyszeptała. — Ciągle trzeba przed innymi coś ukrywać, albo udawać kogoś innego.
— Najlepsze jest w Tobie to, że nie udajesz. Ty po prostu jesteś kochana dla innych i bezbronna, dlatego Twój ojciec poprosił o obronę innych ale szczególnie Twoją.
— Złego diabli nie biorą — uśmiechnęła się. — Obiecasz, że obronisz ziemię, nie słuchaj mojego ojca? Jemu ciągle wydaje się, że dzieje mi się niesamowita krzywda, jakbym była lepem na wszelkie zło.
— Byłem chwilę w kawiarni i widziałem jakie dostajesz komplementy i od kogo.
Chłopak przytaczał jej przykłady adoratorów, a Margo obserwowała budynek. Zastanawiała się dalej jak oni mogli być źli, trzymając tyle bezbronnych zwierząt? Przypomniała sobie, że Bulma dała dla lecznicy, zupełnie za darmo, potrzebny sprzęt, co prawda na próbę, ale wiadomo, że wszystko trzeba było sprawdzić. Dzięki kobiecie Hermi od razu miał opatrzoną łapkę. Chłopak patrzył i dziwił się czemu jego dom tak przykuł jej uwagę.
— Kiedy żył mój ojciec jedynie kot dziadka tam był, teraz pozwalamy mniejszy zwierzętom wchodzić do salon, gdzie mamy dla nich miski z jedzeniem,
Wyjaśnił tak jakby myślał, że o to jej chodziło. Margo uśmiechnęła się pod nosem i poszła dalej. Podeszła do Bulmy i się pożegnała, spojrzała na Trunksa i pomachała na pożegnanie.
Z jednej strony czuł, że powinien za nią pójść, a z drugiej coś go trzymało. Pomachał dziewczynie z uśmiechem i zobaczył jak odchodzi. Małpka, która siedziała na jej ramieniu chwile temu stała naprzeciwko i karciła go wzrokiem, nakazując wręcz aby za nią pobiegł. Był na tyle szybki, że po chwili pojawił się przed domem obok Margo, kiedy się zjawił dziewczyna aż podskoczyła z przerażenia, kiedy odpinała swój rower, w ostatniej chwili Trunks złapał sprzęt.
— Czy jak ją pokonam — zaczął poprawiając rower, tak aby dziewczyna mogła na nim usiąść. — Pójdziesz ze mną do kina?
Margo usiadła na rower, zapięła swój kask i milczała zaciskając wargi, spojrzała na niego i bez słowa zaczęła się oddalać.
— Najpierw ją pokonaj, a wtedy zaproś! Może pomyślę o randce.
Krzyknęła oddalając się z uśmiechem. Trunks stał zupełnie zaskoczony, patrzył jak jej postać się oddala, nie odwróciła się, ale czuł, że się uśmiecha pod nosem. Spokojnie mógłby ją dogonić, ale miał inny cel, hybryda była zagrożeniem dla ziemi. Myślał też, że jego wróg jest zagrożeniem dla dziewczyny o której myślał zbyt często.
Po chwili dotarło do niego, że zaprosił Margo na randkę zresztą sama tak to określiła. Wrócił do dom i usiadł na kanapie myśląc, co właśnie zrobił, zaprosił dziewczynę na randkę, mając wroga do pokonania. Matka patrzyła na niego z ubocza i cieszyła się, że nie jest podobny do ojca chociażby pod tym względem.
Margo jechała na rowerze z uśmiechem, przestała pedałować kiedy dotarła na stromą górkę, rozłożyła nogi i uśmiechała się pod nosem, przygryzła wargę i powtarzała tą sytuację w głowie. Właśnie Trunks zaprosił ją na randkę, a ona pełna własnej woli dała odpowiedź.
Trunks siedział i o niej myślał, nie mógł pozbyć się wrażenie, że ją zna. Jednak przypomniał sobie przyjęcie sprzed kilku lat. Był nastolatkiem ubranym w granatowy dres i buntował się przed wszystkim co eleganckie. Podeszła do niego, rok młodsza dziewczynka z włosami czarnymi jak węgiel, a oczami jasnymi jak diament, dodatkowo była przerażona wszystkim.
— Jesteś Trunksa prawda? — Była bardzo cicha i niepewna siebie.
— No i co? — Chłopak stanął opierając ręce o biodra.
— Rodzice mówili, że mam być blisko Ciebie, bo nauczysz mnie wiele, jednak się pomylili.
Dziewczyna uśmiechnęła się i odeszła. Próbował ją znaleźć jednak zniknęła zupełnie, nawet rodzice nie znaleźli dziewczynki aż do końca wieczoru.
— To byłaś Ty... — wyszeptał. — Zbiłaś mnie zupełnie tego wieczoru.
Chłopak pamiętał jak szukał jej po całej sali, jednak nigdzie dziewczyny nie było. Patrzył pod serwetami od stołów, zerkał za drzwi kuchni. Wybiegł nawet przed budynek, jednak nigdzie jej nie mógł znaleźć. Chciał wtedy tak bardzo z nią porozmawiać, pragnął aby mu wyjaśniła dlaczego jej rodzice się nie mylili. Dopiero jak zobaczył lecącego Son Gohana z ogromną prędkością zapomniał o niej i dołączył do niego w obronie ziemi przed androidami. W końcu dosiadła się do niego Bulma z serdecznym uśmiechem.
— Cały czas myślałem skąd mogę znać Margo, a ona było wtedy na tym przyjęciu, podczas którego poleciałem za Gohanem.
— Do dzisiaj jestem pełna podziwu, że mimo ataków rodzina Sato umiała zorganizować bezpieczne przyjęcia.
Bulma pocałowała syna w polik i odeszła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro