Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

W życiu nigdy nic nie wiadomo. Niektórzy żyją, jak w bajce nie martwiąc się o nic, a niektórzy żyją po prostu po to, aby przetrwać. Tylko, jaki to ma sens, gdy nie ma z tego żadnych korzyści?

Do niedawna wierzyłam, że moje życie może być lepsze, jednak ono okazało się tylko jednym wielkim i długim snem, w którym spałam ponad rok. Ponadto osoba, której tak bardzo nienawidziłam, okazała się moim mężem i kimś zupełnie innym. Kimś lepszym i odważnym oraz mile do mnie nastawionym, mówiącym mi o wszystkim, o co tylko go poprosiłam.

— Niczego nie potrzebujesz, Kochanie? — zapytał z troską, na co ja spojrzałam na niego z uśmiechem.

— Nie, dziękuję — odpowiedziałam miło, na co on uśmiechnął się do mnie. Nie wierzyłam w to co widziałam, tym bardziej że to był Michael. Dziwnie się czuję, gdy mam obraz jego z tylko jednego snu, a nie całego mojego życia. Zupełnie jakbym zapomniała o wszystkim prócz tego snu, który przez całą śpiączkę mi towarzyszył. Był to dziwny sen, ale dał mi do myślenia. Próbowałam sobie co nieco przypomnieć, jednak to przychodziło mi z trudem.

Gdy Michael chciał mnie dotknąć, momentalnie drgnęłam. Nie wiedziała, czemu moje ciało to zrobiło, jednak domyślałam się czemu. Nadal przeżywałam ten koszmar, w który więził mnie przez ten rok. Chciałam, by mnie przytulił, jednak zapewne nie mogłam się na to prosić. Popatrzyłam na niego, mając nadzieję, że zrozumie, o co mi chodzi i zrozumiał.

Po chwili lekko uniósł się z taboretu i usiadł na łóżku, na którym leżałam. Następnie objął mnie dosyć mocno swoimi ramionami. Poczułam jego ciepło, które pomagało mi się uspokoić. Było to inne ciepło niż zazwyczaj. Nie było w tym nic sztucznego ani krzywdzącego. On po prostu przy mnie był.

— Witaj z powrotem, Diano — odrzekł dość znajomy mężczyzna, który zbliżał się do nas dumnym krokiem.

Spojrzałam się na mężczyznę, który na nas patrzył. Moje serce prawie stanęło, gdy w wejściu do pokoju zobaczyłam Gary'ego. Był ubrany w elegancki garnitur, a w rękach trzymał kwiaty oraz małą dziewczynkę, która kurczowo trzymała go za szyję. Zaskoczona nie byłam w stanie nic powiedzieć, a tym bardziej nawet ruszyć się z miejsca. Wtuliłam się w Michaela, mając nadzieję, że sobie pójdzie, jednak tak nie było. On też wydawał się inny. Taki nieswój. Może i ufam tylko pamięci z koszmaru, może to niedobre, ale w nim wydawał mi się potworem, a gdy się obudziłam, nagle jest kimś innym.

— Witaj, Gary — odrzekł nieoczekiwanie Michael, który uśmiechnął się od niego, na co mnie kompletnie zamurowało.

Ten sen nie miał nic do tego co działo się rzeczywistości, chyba że ominęło mnie coś, o czym jeszcze nie wiedziałam. Musiałam sobie, w końcu przypomnieć kim jestem. Musiałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro