'cause i'm only human
Wszędzie dookoła panowała ciemność, a jedyne co czułam to trzęsienie, jakbym jechała niestabilną windą. Usiadłam na podłodze i oparłam plecy o ścianę poruszającej się maszyny. Przyciągnęłam do siebie kolana, czując narastający strach. Nie widziałam nic, jedynie mogłam poczuć, jak poruszam się w górę. Po chwili wszystko stało — pudło zatrzymało się z głośnym syknięciem, a po chwili się otworzyło i chwilowo oślepiło mnie światło.
Zauważyłam kilku chłopaków podbiegających do miejsca, w którym się znajdowałam i marszczących brwi na mój widok. Ukryłam twarz w dłoniach, a włosy zakryły mi twarz. Nie miałam pojęcia, co tutaj robię i jak się tu znalazłam, zupełnie jakby ktoś wyprał mi mózg. Jedyne, co pamiętałam, to moje imię — królewsko brzmiące Adelia.
— Żyjesz? — zapytał głos stojący przede mną, więc szybko podniosłam głowę, a moje oczy zobaczyły brązowowłosego chłopaka. — Chodź, pomogę ci wyjść.
Niepewnie skinęłam głową i złapałam jego dłoń, wyskakując z maszyny. Od razu upadłam na ziemię, obijając sobie kolana o twardy cement. Podparłam się dłonią, a następnie rozejrzałam dookoła. Nie było tu zbyt dużo rzeczy — jakieś mury, las i kilka domków wybudowanych z prostych materiałów.
— Skąd się tu wzięłam? — wymamrotałam, wpatrując się w dużą grupkę chłopaków stojących dookoła mnie.
— Dlaczego do cholery wysłali do nas dziewczynę? — odezwał się jakiś chłopak z brytyjskim akcentem, a następnie klęknął przede mną, spoglądając mi prosto w oczy. — Hej, nie bój się. Nic ci nie zrobimy.
Lekko skinęłam głową, ponownie przyciągając do drżącego ciała kolana.
— Jestem Newt i jestem jakby zarządcą. Jeśli nic nie pamiętasz, to się nie martw, niedługo powinnaś przypomnieć sobie przynajmniej swoje imię. My też nic nie pamiętaliśmy...
— Adelia — przerwałam mu, a blondyn popatrzył na mnie zdziwiony. — Mam na imię Adelia.
— Och, okej. — Westchnął, nerwowo drapiąc się po karku. — W każdym razie, nie wiemy, skąd się tu wzięliśmy. Wszyscy po prostu obudziliśmy się w tym Pudle z wymazaną pamięcią.
— Długo tu jesteście? — szepnęłam, czując narastający niepokój.
— Niektórzy dłużej, niektórzy krócej. Ale ja jestem tutaj od około trzech lat.
— Nie próbowaliście się stąd wydostać?
— Nie da się — odparł, wskazując dłonią na mury otaczające polanę. — Widzisz to? To są ściany labiryntu. Trzeba przez niego przejść, by się wydostać. Codziennie Zwiadowcy do niego wchodzą i analizują wszystkie ścieżki. Pewnego dnia uda nam się stąd uciec.
— To dobrze. — Skinęłam głową, wzdychając.
— Wszystko w porządku? — odezwał się drugi głos, a obok chłopaka o blond włosach przykucnął drugi, z krótkimi brązowymi włosami. — Jesteś strasznie blada.
— Pewnie jest przestraszona, zamknij się. — Prychnął kolejny chłopak, a ja popatrzyłam w przestrzeń.
— Okej, Adelia. Pokażę ci Strefę — oznajmił jeden z nich, podając mi rękę, bym wstała. Kiedy to zrobiłam, objął mnie umięśnionym ramieniem i pociągnął w jakąś stronę. — Tak w ogóle to jestem Gally. I naprawdę nie jestem zły, niech te brwi szatana cię nie zmylą.
Zachichotałam pod nosem, wciąż jednak czując strach.
— Widzisz? Już udało mi się ciebie rozśmieszyć! Dobra. Tutaj jest kuchnia, a obok stołówka. Frypan jest głównym kucharzem, więc gdybyś była głodna, to udaj się do niego. Obok są domki, w których śpią wszyscy przywódcy. Reszta śpi na hamakach. Tam jest Labirynt i niech cię wszystko broni przed tym, by do niego wejść.
— Dlaczego? — Zmarszczyłam brwi, głośno oddychając. Nadal nie czułam się tutaj pewnie, mimo że wszyscy wydawali się przyjaźnie nastawieni do mnie. Co prawda, do tej pory poznałam tylko dwie osoby, jednak wywarli na mnie pozytywne wrażenie.
— Chodzą po nim Buldożercy, jakieś zmutowane pająki czy coś. Nawet nie mamy pojęcia. Nikt nie przeżył spotkania z tym stworem.
Siedziałam pod drzewem, patrząc, jak wszyscy rozpalają ognisko. Nadal nie czułam się tutaj dobrze, ale nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek się zadomowiła. Poznałam już tutaj wszystkich i nie było osoby, która wydawałaby się wredna.
— Jak się masz? — zapytał Jeff, siadając obok mnie.
— Chyba dobrze. — Wzruszyłam ramionami.
— Newt kazał ci przekazać, że jutro pomoże ci znaleźć jakieś zajęcie. Każdy musi coś robić — oznajmił, podając mi jakiś napój. — Gally go zrobił.
Skinęłam głową i upiłam łyk, od razu się krzywiąc. Zakrztusiłam się piciem, zaczynając niekontrolowanie kasłać, co przykuło uwagę Newta. Zmarszczył brwi i od razu do nas podszedł, a kiedy zauważył w moich dłoniach słoik, perliście się zaśmiał.
— Widzę, że już spróbowałaś słynnego napoju Gally'ego. — Zaśmiał się, przysiadając obok nas na kłodzie.
— To jest okropne — wymamrotałam, umiejscawiając szkło na ziemi i podążyłam wzrokiem za Jeffem, który od nas odszedł. — Mogę o coś zapytać?
— Jasne. — Wzruszył ramionami, siadając obok mnie i również opierając się o pień.
— Dlaczego kulejesz? — spytałam, zanim zdążyłam do przemyśleć. Jego twarz natychmiastowo zmieniła wyraz i dotąd uniesione kąciki ust opadły w dół. — Przepraszam, nie powinnam była. Zapomnij.
— Po prostu jesteś ciekawa. — Westchnął. — Wolałbym o tym nie mówić.
— Jasne. — Skinęłam głową i przymknęłam oczy z powodu zmęczenia.
☁
Miałam dość. Byłam w tym miejscu dopiero od kilku godzin, a już miałam dość. To wszystko było dla mnie zbyt dużo. Nawet nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi, a jeszcze bardziej przytłaczał mnie fakt, że nic nie pamiętałam.
Całą Strefę spowiła cisza, gdyż było dość późno, a następnego ranka musieliśmy wstać wcześnie rano. Jednak ja nie mogłam spać. Kręciłam się na swoim hamaku, wsłuchując w miarowe oddechy towarzyszy. Westchnęłam i spuściłam nogi na ziemię.
Moje oczy powędrowały w stronę Labiryntu, z którego dało się usłyszeć ciche warknięcia oraz przesuwanie murów. Wrota jednakże były otwarte, chociaż zaraz za nimi pojawiła się kolejna ściana blokująca przejście.
Zeskoczyłam z posłania i ruszyłam w tamtym kierunku. Było już dość ciemno, gdyż mogło być około pierwszej nad ranem, więc nie widziałam zbyt dużo. Po omacku dotarłam do Wrót i weszłam do środka, przytrzymując się bluszczu.
Ściany mogły mieć jakieś piętnaście metrów, a całą wysokość pokrywał bluszcz. Złapałam za roślinę, by upewnić się, czy jest wystarczająco mocno zrośnięta, następnie zaczynając się po niej wspinać. Około metr przed końcem roślinność się skończyła, więc lekko podskoczyłam, przytrzymując się górnej części muru.
Znajdowałam się teraz ponad całą Strefą oraz Labiryntem, więc miałam na to dobry widok. Widziałam ruszające się ściany daleko ode mnie oraz czubki drzew rosnących w ogrodzie. Westchnęłam i przymknęłam oczy.
— Co ty do cholery jasnej myślisz, że robisz?! — Dobiegł mnie krzyk z dołu. Szybko spuściłam tam spojrzenie i dostrzegłam Newta stojącego tuż pod ścianą.
— Mam zamiar zniknąć? — odparłam, przygryzając wargę, gdy uświadomiłam sobie, jak daleko znajduje się ziemia.
— Nie wydurniaj się — poprosił, kręcąc głową na boki. — Adelia, w tej chwili masz zejść na dół.
— Jaki jest sens? — Parsknęłam śmiechem. — Zamknęli nas w jakimś okropnym miejscu, nie chcę takiego życia. Wolę, żeby w ogóle go nie było niż żyć w taki sposób. Nie mogę być tu zamknięta!
— Proszę, zejdź i porozmawiajmy spokojnie...
— Nie! Po prostu daj mi skoczyć i będziecie mieć spokój!
Nim blondyn zdążył się odezwać, zrobiłam krok w przód i po prostu zeskoczyłam z murów. Mocno zacisnęłam powieki, przygotowując się na spotkanie z twardym podłożem, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego poczułam silne ramiona owijające się wokół mojego brzucha i łapiące mnie tuż przed upadkiem.
— Dlaczego to zrobiłeś? — warknęłam, podnosząc się na nogi i spoglądając ze wściekłością na Newta.
— Chodź ze mną — wymamrotał i chwycił mnie za rękę, na co szybko wyszarpnęłam się z tego uścisku, jednak podążyłam za nim.
Poprowadził nas pod to samo drzewo, pod którym siedzieliśmy jeszcze kilka godzin temu. Oparł plecy o pień i zsunął się po nim, klepiąc ziemię obok siebie, bym zrobiła to samo. Założyłam ręce na klatce piersiowej oraz opadłam obok niego, siadając po turecku. Posłałam mu wzrok pełen zniecierpliwienia i zirytowania, na co on westchnął, przeczesując swoje włosy.
— Chcesz wiedzieć, dlaczego kuleję? — odezwał się po chwili ciszy, przenosząc swoje spojrzenie na mnie.
— Myślałam, że nie chcesz o tym rozmawiać — zauważyłam opryskliwie.
— Skoczyłem z tych cholernych murów, okej? — warknął, na co od razu się uspokoiłam i zmarszczyłam brwi. — Jestem tu od trzech lat i też miałem dość. Też wstałem rano, też wdrapałem się na ścianę, też chciałem skoczyć. Po prostu nie mogłem pozwolić, żebyś ty też to zrobiła.
— Dlaczego? Przecież mielibyście jeden problem z głowy — powiedziałam, jednak przez dłuższą chwilę nie doczekałam się odpowiedzi.
— Wcale nie. — Pokręcił głową. — Do mnie nikt nie przyszedł, więc poleciałem prosto na twardą ziemię. Po drodze zaplątałem się w bluszcz i złamałem nogę w trzech różnych miejscach. Ale leżałem tak przez kilka godzin. Myślałem, że to już. Ale wtedy usłyszałem Alby'ego i Mihno, którzy wtedy byli Zwiadowcami. Razem zabrali mnie do Strefy i nie powiedzieliśmy nikomu prawdy o tym, co naprawdę się stało. Gdy ktoś zapytał, opowiadaliśmy historię jak to uciekałem przed Buldożercą. Byłem Zwiadowcą, nikogo to wtedy nie zdziwiło.
— O Boże... — Zasłoniłam usta dłonią i wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami. — Żałujesz tego?
— Po części tak. — Wzruszył ramionami. — Chociaż czasami łapię się na myśleniu, że lepiej byłoby, gdybym zniknął. Ale kto wtedy byłby Zarządcą zamiast Alby'ego? Od zawsze byłem jego zastępcą, dlatego ciężko byłoby znaleźć kogoś innego.
— Okej, ale ty miałeś tutaj jakieś zajęcie, jakiś powód, by zostać. A ja? Dopiero co się tutaj pojawiłam, gdybym zniknęła, to wszystko byłoby jak dawniej — wymamrotałam.
— Stwórcy przysłali nam ciebie z jakiegoś powodu — zauważył. — Widocznie jesteś tutaj potrzebna. Jeszcze nie wiemy w jaki sposób, ale tak jest. Uwierz mi, prawdopodobnie i tak byś nie umarła. Nie chciałbym, żebyś również musiała się zmagać z tym, co ja.
— Dlaczego tak bardzo się mną przejmujesz? — spytałam, opierając głowę o pień drzewa. — Przecież jestem tylko jakąś pierwszą lepszą dziewczynką.
— Gdybyś była pierwszą lepszą dziewczynką, to nie trafiłabyś tutaj — oznajmił. — Od samego początku wiedziałem, że jest w tobie coś wyjątkowego, ale nie potrafię rozgryźć co dokładnie.
— Dziękuję za wszystko, Newt. — Westchnęłam, zamykając oczy.
— Nie ma za co. Wracaj spać i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. I nie martw się, nikomu o tym nie powiem. — Wyciągnął do mnie swój mały palec. — To będzie nasza tajemnica.
— Okej. — Posłałam mu blady uśmiech, owijając swój palec wokół jego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro