Rozdział 11
Nie wiedziałem, którą noc już płakałem. Wiedziałem jedynie, że napewno nie pierwszą. Wynająłem apartament i siedziałem tam całymi dniami.
Późnym wieczorem spotkałem go. Znalazł mnie i postanowił przyjść gdy wybijała północ. Wydawało mi się to zbyt niezwyczajne, by mogło być prawdziwe, ale jego oko pobłyskiwało w ciemności. Uśmiechał się i przymrużał oczy. Widziałem w nich miłość i pożądanie. Wyglądał na upitego. Nie miałem pojęcia gdzie był i co robił, ale poczułem się jakoś dziwnie. Jakby zazdrosny o to, że spędzał czas z kimś innym, ale jednocześnie szczęśliwy, że podczas tych czynności myślał o mnie i tylko o mnie. Przyszedł. To się liczyło.
- Hej Error - Zarumieniłem się odrobinkę. Pewnie myślicie, że znowu to na sobie wymuszałem. Zaskoczę was. Tym razem był to odruch na jego widok.
Jego kurtka była rozpięta przez co doskonale widziałem kawałki jego klatki piersiowej. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak zniszczone jest jego ciało. Miał na sobie przykrótką bluzkę i naprawdę krótkie spodenki. Ledwo chodził i o mało nie przewrócił się na podłogę. Złapałem go w ostatnim momencie i pomogłem usiąść. Wstrząsnął się lekko. Jego hafefobia (JAK KURDE SIĘ TO PISZĘ) atakowała, lecz on obronił się łapiąc za moje ramię. Utrzymał w ten sposób równowagę i przyciągnął mnie do siebie.
- Error, czym się upiłeś? - spytałem jąkając się.
- Tobą - zaśmiał się czkając.
Zaczęło mi się zbierać na wymioty. Czy on naprawdę się zauroczył?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro