Rozdział 8
- Gdzie ona jest? - spytała zaniepokojona Lily.
- Zaczynam się już poważnie martwić - stwierdziła Alicja. Niedługo zaczynała się ostatnia lekcja, a oni nadal nie mogli jej znaleźć.
- Mam nadzieje, że nie zrobiła niczego głupiego - zamartwiał się Remus.
- Co w takim razie powiesz o Łapie? - zapytał James. Syriusz zaraz po lekcji puścił się biegiem w bliżej nieokreślonym kierunku. Po nim też ślad zaginął.
Niespodziewanie na końcu korytarza zauważyli... Rose. Szła szybkim krokiem w ich kierunku. Lily od razu podbiegła do niej i przytuliła ją. Panna Blue odwzajemniła uścisk.
- Posłuchaj Lily, nie będzie mnie na ostatniej lekcji, przyszłam, żeby was uspokoić. - Evansówna spojrzała na nią zdziwiona.
- Co się stało?
- Muszę pilnie porozmawiać z rodzicami.
- To coś poważnego? - spytała zaniepokojona.
- Mam nadzieje, że nie. - Po chwili dobiegli do nich inni.
- Co jest Rose? - zapytał Remus.
- Źle się poczułam i chyba nie pójdę na ostatnią lekcje - skłamała. Ruda posłała jej pytające spojrzenie, ale panna Blue zignorowała je. James również wyglądał na nie przekonanego.
- Jeśli to przez tą... - zaczęła Alicja.
- Nie. Po prostu trochę mi nie dobrze. - Już chciała się odwrócić, gdy nagle przygryzła wargę i widać było, że nad czymś się zastanawia. - Powiedzcie Syriuszowi, żeby się nie martwił. - Po tych słowach odeszła.
Na zielarstwie zjawił się Syriusz. Od razu podszedł do Lily i Jamesa.
- Gdzie ona jest? - warknął w stronę Evansówny. Odkąd zaczęła się spotykać z Jamesem ich stosunki znacznie się oziębiły.
- Uspokój się, kazała ci przekazać, żebyś się nie martwił - rzekła niewzruszona dziewczyna.
- Jak mam się nie martwić do cholery?! - spytał wściekły.
- Spokojnie stary, mówiła, że źle się czuje - próbował uspokoić przyjaciela James.
- Kłamała i tylko Lily wie gdzie ona jest - powiedział Syriusz.
- Skąd ty niby możesz to wiedzieć? - zapytał Potter.
- Sprawdzałem na mapie.
- To w takim razie powinieneś wiedzieć gdzie ona jest.
- Tak się składa, że jej nie ma na tej mapie.
- Ale to znaczy... - zaniepokoił się James.
- ...że nie ma jej w Hogwarcie.
><
Rose pojawiła się w pustej uliczce. Założyła kaptur na głowę i ruszyła w kierunku swojego rodzinnego domu. Listopadowy deszcz bezlitośnie tłukł o szyby, szarych budynków. Szła tak długo aż w końcu doszła do Ware Road. Tam samotnie stał ogromny dwór rodziny Blue. Dom ten dziedziczono z pokolenia na pokolenie. Rose przyspieszyła kroku i w końcu znalazła się pod żelazną bramą. Odetchnęła głęboko i wyjęła różdżkę z kieszeni spodni.
- Alohomora - wyszeptała. Kłódka skrzypnęła głośno i upadła na ziemię. Panna Blue pchnęła bramę i weszła na mroczną posiadłość.
Zaklęciem szybko naprawiła kłódkę i zamknęła bramę. Po czym włożyła ręce do kieszeni i ruszyła w stronę masywnej budowli. Po chwili była już przed dębowymi drzwiami. Złapała za kołatkę w kształcie pyska lwa i zastukała trzy razy. Niespodziewanie drzwi się otworzyły i stanęła w nich kobieta w średnim wieku. Miała kasztanowe włosy do pasa i miodowe oczy. Była bardzo szczupła i drobna. Jej twarz zdobiło wiele zmarszczek, ale mimo to nie przestawała się uśmiechać. Rose patrzyła na nią z góry. Nie były do siebie ani trochę podobne.
- Co tu robisz córeczko? - spytała zaskoczona. Szybko wytarła w fartuch swoje ręce całe w mące.
- Mogę wejść? Na dworze jest trochę mokro.
- Oczywiście, oczywiście - przytaknęła. - Proszę. - Po tych słowach od razu odsunęła się w drzwiach. Panna Blue zdjęła płaszcz i rzuciła go na komodę. Jej matka skrzywiła się na to, ale postanowiła pominąć to milczeniem.
- Gdzie tata? - zapytała Rose.
- Na górze, zaraz go zawołam jeśli chcesz.
- Nie, na razie chciałabym porozmawiać z tobą na osobności.
- Kochanie to brzmi naprawdę niepokojąco. Co się stało?
- Chodźmy do kuchni - rzekła niebieskowłosa i zdjęła buty. Potem skierowała się w stronę skąd wydobywał się wspaniały zapach pieczeni. Rose usiadła na krześle przy dębowym stole i podkuliła nogi pod brodę. - Mamo? - spytała łamiącym się głosem gdy jej rodzicielka zajęła miejsce naprzeciw niej.
- Tak kochanie? - Jej matka wyglądała na przerażoną. - Co się stało?
- Czy ja... - zaczęła i przełknęła ślinę.
- Tak?
- Czy ja jestem waszą córką? - spytała szybko i zamilkła. Pani Blue wyglądała jakby ktoś ją spoliczkował.
- Skąd niby pomysł, że możesz nie być?
- Ostatnio dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Odkrywam umiejętności, których nie powinnam mieć. To naprawdę ważne. Muszę znać prawdę. Muszę wiedzieć. Proszę, mamo - załkała. Chciała być twarda, ale niestety emocje wzięły górę. Łzy wytyczyły drogę na jej policzkach. - Proszę.
- Kochanie ja..., byłam młoda. Byliśmy z ojcem małżeństwem dopiero od dwóch lat. Naprawdę go kochałam, zresztą nadal kocham, ale pewnego razu poznałam Malartusa. Był przystojny, choć dużo ode mnie starszy. Byłam zachwycona tym ile wie i co potrafi. Oczarował mnie. - Rose miała ochotę zakryć sobie uszy dłońmi i rozpłakać się na dobre, ale musiała wysłuchać tej historii do końca. - Pewnego razu nas poniosło. Później on zniknął, a po kilku miesiącach urodziłaś się ty. Nawet nie próbowałam go znaleźć. Byłam załamana. Niestety nie dało się już cofnąć czasu. Przepraszam cię kochanie. Powinnam powiedzieć ci wcześniej. Jestem okropną matką. Tak bardzo przepraszam - rozpłakała się. Rose siedziała otępiała. Nie potrafiła wydusić ani słowa. Po chwili jednak wstała i przytuliła swoją matkę. Kobieta trzęsła się histerycznie.
- Nie jesteś okropną matką. Zawsze byłaś dla mnie dobra. Każdy popełnia błędy, a dla mnie ty i tata jesteście jedyną rodziną, więc jak mogę być zła. Kocham was oboje i to się nigdy nie zmieni.
- Och, córeczko - wyjąkała. Uspokoiła się dopiero po jakiś dziesięciu minutach.
- Zawołasz tatę?
- Jasne kotku, co tylko chcesz. - Pani Blue zerwała się z krzesła, ale nagle Rose złapała ją za rękę.
- Poczekaj - powiedziała uśmiechając się przez łzy i machnęła różdżką. Wszystkie oznaki płaczu zniknęły z twarzy obu kobiet. Ann Blue poszła po swojego męża, a jej córka usiadła przy stole i ukryła twarz w dłoniach. Tak bardzo potrzebowała teraz Syriusza. Jego ciepłych ramion i pocałunków. Wstrząsnął nią cichy szloch. Nagle poczuła mrowienie na czubku głowy. Znała to uczucie. Jako metamorfomag potrafiła zmieniać całkowicie swoje ciało, ale czasami, gdy nie panowała nad emocjami, to działo się samo. Podniosła się więc szybko i podeszła do lustra. Widząc swoje odbicie gwałtownie wciągnęła powietrze. Jej niegdyś granatowe włosy przybrały odcień ponurej szarości, a oczy miały najsmutniejszy niebieski odcień świata. Rose objęła się ramionami. Wyjęła z kieszeni gumkę do włosów i związała szare kosmyki w koński ogon. Po chwili usłyszała kroki na schodach. Skupiła się z całych sił, ale niestety nie udało jej się zmienić swojego wyglądu. Odetchnęła, próbując się uspokoić. W drzwiach pojawił się jej ojciec. Rzuciła się mu szybko na szyję. Derek Blue był postawnym i umięśnionym mężczyzną. Pan Blue uśmiechnął się i zamknął swoją córkę w niedźwiedzim uścisku.
- Tak dawno cię nie widziałam tatusiu - wyszeptała ze łzami w oczach.
- Ja też tęskniłem córuś - powiedział, uśmiechając się. Po chwili spojrzał na nią zdziwiony. - Coś się stało?
- Dlaczego pytasz?
- Chodzi mi o twój wygląd. Lepiej ci było w dawnych włosach.
- Dziękuję ci bardzo za komplement - rzekła i przewróciła oczami.
- Zrobiłaś to dla jakiegoś chłopaka? - zapytał podejrzliwie. - Bo jeśli nie podobasz mu się taka jaka jesteś to nie jest ciebie wart.
- Spokojnie tato. On niczego ode mnie nie wymaga.
- Czyli jest jakiś? - powiedziała matka i uśmiechnęła się zachęcająco.
- Tak się składa, że jest - stwierdziła rozmarzonym głosem.
- W takim razie muszę z nim porozmawiać - rzekł jej ojciec stanowczo.
- Daj spokój Derek. Opowiadaj kotku, jaki on jest? - spytała jej matka zaciekawiona.
- Syriusz jest wspaniały. Czuły, opiekuńczy i troskliwy. Do tego mnie kocha. Nie masz się o co martwić tato, naprawdę. - Tak właśnie zaczęła długą opowieść o Syriuszu i swoich przyjaciołach. Trwała ona tak długo, że aż ulewa ustała. Wychodząc postanowiła rzucić jeszcze zaklęcia ochronne na dom.
- Protego Totalum , Salvio Hexia - wyszeptała, a niewidzialna bariera otoczyła dom. Później pożegnała się z tatą, a jej matka odprowadziła ją do bramy. - Mamo?
- Tak kochanie?
- Jak ON miał na nazwisko?
- Kotku... - zaczęła pani Blue błagalnie.
- To wszystko co chcę wiedzieć. Proszę.
- Gaunt. Malartus Gaunt - wyszeptała. Rose nie znała tego nazwiska, ale miała nadzieję, że coś o nim znajdzie w bibliotece.
- Dziękuję mamo. Uważajcie na siebie. Kocham cię - rzekła i ją przytuliła.
- Ja też cię kocham córeczko - szepnęła. - Uważaj na siebie i trzymaj się blisko przyjaciół. Oni cię ochronią.
- Tak zrobię. - Po tych słowach obróciła się w miejscu i zniknęła.
Pojawiła się tuż przed bramą Hogwartu. Już miała wysłać do dyrektora patronusa z prośbą o jej otwarcie, gdy nagle uświadomiła sobie, jak on wygląda. Usiadła więc zrezygnowana na trawie i przymknęła oczy. Po chwili po jej policzkach popłynęły łzy. Chociaż przed matką udawała twardą to tak naprawdę była załamana wiadomością, że ktoś kogo uważała za ojca tak naprawdę nim nie jest. Jak matka mogła ją tak długo okłamywać?! Do tego po swoim ojcu odziedziczyła najwyraźniej mowę węży, a ta umiejętność nie świadczyła zbyt dobrze o czarodzieju.
Niespodziewanie usłyszała ciężkie kroki. Podniosła się gwałtownie na nogi.
- Cholibka, a co ty tu robisz? Przecież jest już cimno. - Panna Blue rozpoznała głos gajowego Hogwartu.
- Och Hagridzie nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! - pisnęła i niezauważalnie otarła policzki z łez.
- No już właź do środka - powiedział i otworzył jej bramę. - Dyrektor mi mówił, że późno wrócisz, ale żeby aż tak cholibka!
- Przepraszam, zasiedziałam się.
- Ni mnie musisz przepraszać. Uważaj na psor McGonagall chodzi po korytarzach i czeka aż tylko się pojawisz, no ale tak mi się widzi, że jeśli przyjaźnisz się z huncwotami to jakoś sobie poradzisz.
- Dziękuję, że tak we mnie wierzysz Hagridzie.
- Prosz, a tak w ogóle to trafił mi się ostatnio niuchacz, a słyszałem, że one cię interesują.
- Naprawdę dziękuję na pewno niedługo wpadnę. Tylko pilnuj go dobrze.
- Oczywiście. Długo was nie było u mnie - powiedział przygnębiony.
- Oczywiście, po prostu, rozumiesz dużo nauki i jakoś tak wypadło nam to z głowy.
- Rozumiem, w takim razie do zobaczenia - rzekł i odszedł. Rose jeszcze chwile patrzyła w ślad za nim, ale później ruszyła biegiem przed siebie. Przeszła przez kilka tajnych przejść i to na szczęście uratowało ją przed rozwścieczoną McGonagall. Po dziesięciu minutach była już przed portretem Grubej Damy. Powiedziała hasło i bez problemu weszła do środka. W pokoju wspólnym siedziała tylko jedna osoba. Syriusz. Rose podbiegła do niego i od razu rzuciła się mu w ramiona.
- Tak bardzo tęskniłam - wyszeptała.
- Mogę wiedzieć, gdzie byłaś? - spytał urażonym tonem.
- Powiem ci kiedy indziej. Teraz po prostu mnie przytul, dobrze? – spytała, wkładając w te słowa jak najwięcej bólu. Syriusz spojrzał na nią zbolałym wzrokiem i objął ją najmocniej jak potrafił.
- Dobrze, w takim razie chodźmy już spać. Wyglądasz na wyczerpaną.
- Bo taka jestem - mruknęła i objęła go mocno. On wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do swojego dormitorium. Tam dał jej swoją koszulkę, a sam założył piżamę. Po czym oboje położyli się do łóżka i przytulili się.
- Kocham cię - szepnęła.
- Ja ciebie bardziej Rosie - rzekł Black i złożył na jej ustach czuły pocałunek. - Śpij dobrze.
- Ty też - powiedziała i od razu zasnęła.
><
Rano obudziła się dość gwałtownie, ponieważ spadła na podłogę. Od razu zerwała się na nogi i zaśmiała. James stał obok łóżka Syriusza z miną niewiniątka. Jednak gdy tylko się jej przyjrzał na jego twarz wypełzł wyraz zdziwienia.
- Wszystko w porządku? - spytał. Rose przejechała dłonią po włosach.
- Nie James, nic nie jest w porządku - wyszeptała i usiadła obok śpiącego jeszcze Syriusza.
- James przecież wiesz, że dzisiaj jest pełnia, daj się wyspać - mruknął zaspany Remus.
- Już będziemy cicho - powiedziała panna Blue.
Wtedy Lunatyk usiadł gwałtownie na łóżku i spojrzał na nią.
- Rosie?
- Tak, to ja - wyszeptała i podkuliła kolana pod brodę.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Właśnie miała mi to powiedzieć Luniaczku - rzekł James.
- Dobra, uspokójcie się. Chciałam się was spytać czy wiecie coś może o kimś kto ma na nazwisko Gaunt? – spytała, łamiącym się głosem.
- Ja nie - mruknął Potter.
- Ja też nie - wyszeptał Lupin.
- A tak w ogóle, to po co, chcesz to wiedzieć? - zapytał James.
- Ponieważ wczoraj dowiedziałam się czegoś o sobie - rzekła i poczuła jak do oczu napływają jej łzy.
- Co masz na myśli? - spytał Remus.
- Dowiedziałam się, że... - w tym momencie po jej policzkach obficie zaczęły płynąć łzy. - Że tak naprawdę nie jestem córką mojego ojca. - Chłopcy milczeli, tylko szloch Rose zakłócał idealną ciszę. Po chwili James przytulił ją.
- Nie płacz maleńka - szepnął jej do ucha. - Wszystko będzie dobrze.
- James ma rację. Przecież dla ciebie to pan Blue zawsze był ojcem.
- Ja wiem, ale... ale okazało się, że jestem półkrwi - wyjąkała.
- Co w tym złego? - zapytał zdziwiony James.
- Ponieważ po ojcu odziedziczyłam umiejętności, których nie chcę mieć.
- Mówisz o metamorfomagii?
- Nie. To coś o wiele mroczniejszego. Coś o czym boję się rozmawiać.
- Co masz na myśli? - spytał Potter.
- Ja... ja nie mogę, przepraszam - stwierdziła szybko i wybiegła.
- Nie wiem co to jest, ale jednego jestem pewien to przeraża ją do tego stopnia, że nie powie nikomu o co chodzi.
- Tego zdążyłem się już domyśleć Luniaczku, tylko pozostaje pytanie. Czy ona sobie z tym poradzi?
><
Lily obudziły promienie słońca wpadające do pokoju. Leniwie usiadła na łóżku i spojrzała przez okno. Dzisiaj zapowiadał się piękny słoneczny dzień. Wzięła więc swoje rzeczy i poczłapała do łazienki. Niestety ona była zamknięta. Westchnęła głośno i uderzyła pięścią w drzwi.
- Alicja! - wrzasnęła.
- Kto pierwszy ten lepszy - odkrzyknęła jej przyjaciółka. Evansówna usiadła na podłodze i oparła głowę o ścianę. Martwiła się o Rose. Panna Blue nie wróciła na noc do dormitorium. Na początku wszyscy czekali na nią w Pokoju Wspólnym, ale w końcu poszli spać, tylko Syriusz został. Bardzo przeżywał jej zniknięcie.
Nagle drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Rose. Wyglądała na niesamowicie zbolałą i smutną. Do tego jej włosy były szare, a oczy niebieskie. Nie wyglądała jak stara Rose Blue, która tańczyła na środku korytarza, gdy dostała wybitny z transmutacji.
- Na Merlina, Rosie! - krzyknęła.
- Lily - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Co się stało? - spytała smutno.
- Nie ważne - mruknęła i machnęła ręką lekceważąco.
- Co ci powiedzieli rodzice?
- Aaa... nic. Po prostu o tym co zwykle. Do tego powiedziałam im o Syriuszu - zaśmiała się. Jednak nie był to radosny śmiech. Lily skrzywiła się słysząc to.
- Naprawdę nie zamierzasz powiedzieć co ci jest? - spytała łagodnie.
- Ależ Lily słońce, nic mi nie jest.
- Słońce? - szepnęła zaskoczona. Rose minęła ją bez słowa i podeszła do swojego kufra. Wyjęła stamtąd ubrania i spojrzała się na Lily wymownie. Ruda odwróciła się i zamknęła oczy.
- Już możesz - rzekła po chwili szarowłosa. Evansówna spojrzała na nią. Panna Blue miała na sobie białe legginsy i czarny sweter. Machnęła różdżką i w ten sposób związała swoje włosy w koński ogon. Jeszcze jedno machnięcie i wczorajszy makijaż zniknął z jej twarzy. - No to mogę już iść. Do zobaczenia na zajęciach – rzekła, i chwytając swoją szatę, wyszła z dormitorium. Lily stała jak spetryfikowana. Niespodziewanie drzwi znów otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł James. Był już kompletnie ubrany.
- Rose tu była? – zapytał szybko.
- Właśnie wyszła.
- Rozmawiałaś z nią?
- Nie, nic nie chciała mi powiedzieć - wyszeptała zrozpaczona, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. - Chciałabym jej pomóc, ale nawet nie wiem jak.
- Spokojnie kochanie. Rose jest twardą dziewczyną, na pewno sobie poradzi - rzekł James i przytulił swoją ukochaną.
- Martwię się o nią.
- Będzie dobrze, przecież ma jeszcze Syriusza. On będzie łaził za nią nawet krok w krok jeśli będzie potrzeba.
- Cieszę się, że jesteście - mruknęła i wtuliła się w niego.
Od tego rozdziału wszystko zaczyna się powoli komplikować. Nie będzie to zbyt przyjemne opowiadanie, bo wojna nigdy nie jest przyjemna. Jednak "Uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych chwilach, jeżeli pamięta się żeby zapalić światło".
DestroyedHope
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro