Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Lily wniebowzięta przeszła przez dziurę pod portretem i weszła do Pokoju Wspólnego. Za nią szedł James był jeszcze szczęśliwszy, o ile to w ogóle możliwe. Przy kominku siedzieli ich przyjaciele. Remus wesoło gawędził z Alicją i Mary. Peter zjadał różne słodycze, a Syriusz i Rose byli zajęci sobą, co wywoływało bolesne jęki zawodu ze strony innych Gryfonek, siedzących w tym pomieszczeniu. Lily podeszła do towarzystwa i usiadła obok Remusa na kanapie.

- I jak? - spytał ją Lunatyk.

- Wspaniale, cieszę się, że dałam mu szansę - powiedziała i spojrzała w stronę Jamesa, który rozmawiał teraz z Syriuszem. Co chwilę zerkał na nią i uśmiechał się.

- Widzisz mówiłem ci, że Rogacz jest dobrym człowiekiem.   

- I miałeś rację, a właśnie Remusie?

- Tak?

- Od czego wzięły się te przezwiska? - Chłopak zmieszał się lekko.

- Tajemnica Huncwota Lily, przykro mi, ale nie mogę ci tego powiedzieć.

- Rozumiem, jeśli nie możesz to nie mów. Nie nalegam.

- Dziękuję Lily, jesteś wspaniałą przyjaciółką i dziewczyną, James ma niesamowite szczęście, że jesteście razem.

- Pochlebiasz mi. No dobra my tu gadu - gadu, a Potter zaraz umrze z tęsknoty.

- Masz rację - zaśmiał się chłopak. - Musisz szybko zaaplikować mu lekarstwo.

- Tak właśnie zrobię - rzekła i mrugnęła w jego stronę, odchodząc.           
                                                                                                                      ><

Rose patrzyła ukradkiem na Syriusza i uśmiechała się radośnie. Chłopak rozmawiał z Jamesem i co chwila śmiali się z czegoś. Black wyglądał wspaniale. Był bardzo przystojny i wysportowany. Jego długie włosy opadały mu na twarz, szare oczy błyskały figlarnie. Chyba wyczuł, że na niego patrzy, bo spojrzał na nią czule. Syriusz uśmiechnął się i objął ją mocniej w pasie. Rose oderwała na chwilę od niego wzrok, żeby spojrzeć na Jamesa. Na szczęście Potter nie miał im tego za złe. Był zbyt zajęty Lily, która właśnie usiadła mu na kolanach. Znów odwróciła się więc do Blacka.

- Syriusz?

- Tak kwiatuszku?

- Mam pomysł.

- Jaki?

-   Zróbmy sobie zdjęcie. Wszyscy.

- Wspaniale to ja idę po aparat! - Syriusz od razu puścił się biegiem do swojego dormitorium. Było jasne, że dla ukochanej zrobi wszystko.

- Kochani?

- Tak Rose? Bo widzisz jesteśmy trochę zajęci - powiedział James lekko podenerwowany, ponieważ dziewczyna przerwała mu przekomarzanie się z Rudą.         

- Przygotujcie się, zaraz będziemy robić sobie wspólne zdjęc... - Od razu przerwał jej pisk Mary.

- Co?! Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? Nie mogę się sfotografować w TYM! - Dziewczyna miała na sobie rozciągnięty sweter i dżinsy. Do tego włosy związała w luźnego koka.

Jednym słowem wyglądała obłędnie.

- Daj spokój Mary wyglądasz pięknie - rzekła Lily, która akurat poprawiała fryzurę.

- Ty też kochanie - stwierdził Potter i przyciągnął ją do siebie. Po chwili wrócił Syriusz, a oni ścisnęli się wszyscy na kanapie. Lily usiadła obok Jamesa, Alicja na kolanach Mary, Remus obok z książką, a na podłodze spoczął Peter. Rose razem z Syriuszem ustawiali aparat. Gdy zaczęło się odliczanie Black wziął swoją dziewczynę na ręce i skoczył na kanapę. Alicja i Mary zaczęły piszczeć i wskoczyły Remusowi na kolana. James objął Lily i spojrzał jej z czułością w oczy. Rose zamachała rękoma śmiejąc się, ale niestety straciła równowagę i spadła kanapy. Syriusz prychnął z rozbawienia i złapał ją za ręce, chcąc, podciągnąć na mebel niestety rozbłysło światło i zdjęcie zostało zrobione. Panna Blue przekręciła się na brzuch, cały czas się śmiejąc i poczołgała się do aparatu, ponieważ inni ze śmiechu nie mogli się ruszyć. Wyjęła zdjęcie z urządzenia i przyjrzał się mu.

Najbardziej po lewej siedział lekko zakłopotany Remus z rozchichotanymi Alicją i Mary na kolanach. Obok zwijał się ze śmiechu Syriusz, który trzymał za ręce Rose, leżącą na ziemi. Obok Blacka siedział James z Lily na kolanach. Wyglądali na bardzo zakochanych. Gdzieś z boku na podłodze siedział Peter i zajadał czekoladowe żaby.

Całe zdjęcie wyglądało komicznie, ale Rose pokochała je od pierwszego wejrzenia, ponieważ ukazywało najbliższe jej osoby. Szczęśliwe i zdrowe. Czego można chcieć więcej? Pojedyncza łza potoczyła jej się po policzku, ale na ustach wykwitł przepiękny uśmiech. Syriusz podszedł do niej i delikatnie wyjął jej zdjęcie z ręki. Przyjrzał się mu i wyjął różdżkę. Machnął nią. Zdjęcie powieliło się i wkrótce wszyscy trzymali jego kopię. Nagle Mary wybuchła szlochem i wtuliła się w Remusa.

- Ja... ja nie chcę kończyć szkoły! Nie chcę się z wami rozstawać! - załkała. Lily przyskoczyła do przyjaciółki i objęła ją delikatnie. To samo zrobiła Alicja i James, Syriusz i Rose oraz Peter.

- Żadne z nas tego nie chce, ale niestety nie da się zatrzymać biegu czasu. Musimy stawić mu czoło i poradzić sobie z nadchodzącą coraz szybciej dorosłością. Jednak mogę ci obiecać tak jak i wszyscy tu obecni, że będziemy na każde twoje zawołanie, zawsze gdy będziesz nas potrzebowała i nigdy nie zostawimy cię samej - powiedziała Lily. Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. Przemawiała jak dorosła i doświadczona osoba.

- Mam niesamowicie mądrą dziewczynę - rzekł James. Ruda spojrzała na niego z wyższością.

- I dopiero teraz to do ciebie dotarło? - spytała unosząc brwi. - Jeśli tak to ja nie mogę się pochwalić inteligentnym partnerem.

- Brawo Ruda! Powoli stajesz się prawdziwą Huncwotką - powiedział Syriusz i przybił jej piątkę. - Gdybyś nie była dziewczyną Jamesa...

- Ojojoj nie rozpędzaj się kochanieńki - zaczęła Rose i położyła ręce na biodrach.          

- Oj Łapa. Jednym słowem, masz przerąbane - rzekł James.

- Dziękuję James za wyjaśnienie sytuacji wszystkim obecnym.

- Nie ma za co siostrzyczko.

- Jesteśmy ze sobą od dwudziestu minut, a ty już zarywasz do innej? - Rose naprawdę dusiła się ze śmiechu, zresztą tak jak wszyscy, no może oprócz Syriusza. On wyglądał na zakłopotanego.

- Przepraszam Rosie, ja naprawdę nie miałem tego na myśli, kocham tylko ciebie przecież wiesz... - W tym momencie dziewczyna nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Po chwili dołączyli do niej inni, nawet ci Gryfoni, którzy siedzieli w pobliżu i ich podsłuchiwali. Black bardzo szybko zrozumiał o co chodziło i posadził sobie swoją dziewczynę na kolanach. - Jesteś Huncwotką z krwi i kości. - Później połączyli się w namiętnym pocałunku. Wszyscy ich przyjaciele zaczęli klaskać, a dziewczyny z fanclubu Pottera i Blacka wydały jęk zawodu i pomruk nienawiści. - A właściwie. James? - zapytał Syriusz, gdy oderwali się w końcu od siebie, by zaczerpnąć powietrza.

- Tak Łapo?

- Dawno już nie robiliśmy żadnego kawału Filchowi.

- Na Merlina racja! - rzekł Potter.

- A ci znów zaczynają - westchnęła Alicja i przewróciła oczami.

- Nareszcie będzie się coś działo - pisnęła Mary.

- Mnie do tego nie mieszajcie - powiedział Remus i otworzył książkę.

- Ani się ważcie - zagroziła Lily, mrużąc oczy.

- Tylko obiecaj mi, że szlaban odbębnisz na tyle szybko, by pójść ze mną na spacer - rzekła Rose.

- Obiecuje ci mój kochany kwiatuszku - powiedział Syriusz i pocałował ją w policzek.

- Ma ktoś wodę? - spytał Peter. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. - Trochę mi za słodko - rzekł i zaczerwienił się, aż po czubki uszu. Nie trzeba było długo czekać na niekontrolowany wybuch śmiechu ze strony Gryfonów.                                  
                                                                                                                         ><

Syriusz, James i lekko zdegustowany Remus szli korytarzem pod peleryną niewidką. Black co chwilę sprawdzał mapę, a Lupin oświecał im drogę światłem z różdżki.

- Nie wierzę, że mnie do tego namówiliście - westchnął Remus.

- Daj spokój Luniaczku. - Nagle Syriusz zatrzymał się gwałtownie.

- Rogacz czas wypuścić Glizdka - szepnął. James sięgnął do kieszeni i wyjął stamtąd szarego szczura. Położył go na podłodze, a zwierzątko pomknęło przed siebie.

- Jak myślicie, da radę? - zapytał Potter.

- Jest dość sprytny więc... - zaczął Remus, ale przerwał mu zaniepokojony Syriusz.

- Cicho! Ktoś idzie - szepnął. Rzeczywiście po chwili minął ich jakiś Krukon. Wyglądał dziwnie. Chyba lunatykował. Do tego szeptał coś pod nosem.

- Nie, cukru nie można. Nie. On zniszczy, zniszczy... - Po chwili minął ich i odszedł korytarzem. Huncwoci spojrzeli po sobie zdziwieni.

- Znacie go? - spytał cicho James.

- Damocles Belby, Ravenclaw, nasz rocznik - powiedział Remus.

- Czemu ty zawsze wszystko wiesz? - zapytał Potter.

- Taka klątwa.

- Nadchodzą - rzekł Black. Po chwili dało się słyszeć tupot stóp. Niedługo potem minął ich rozpędzony szczur, później opętany głodem kot, a ostatni biegł przerażony woźny.

- Spokojnie Pani Norris to tylko głupi szczur! - wołał. Gdy cały pochód minął ich, ruszyli przed siebie dusząc się ze śmiechu. Weszli do gabinetu Argusa Filcha i zamknęli drzwi zaklęciem.

- No to do roboty! - rzekł James i zatarł ręce z zadowolenia.
                                                                                                                     ><

Lily razem z dziewczynami weszła do Wielkiej Sali. Wszyscy chłopcy w pomieszczeniu od razu westchnęli z zachwytu na widok Rose i Mary. One jednak prychnęły z godnością, zarzuciły włosami i odeszły z uniesionymi głowami. Nie miały sobie równych w okazywaniu obojętności. Pomimo, że Rose była mugolaczką to Ślizgoni również przejawiali zainteresowanie jej osobą. Lily trochę im zazdrościła.
Ona nie mogła pochwalić się jakąś szczególną urodą. Miała ciemne kasztanowe włosy, które według wielu były rude. Nie była zbyt szczupła, ale miała bardzo kobiece kształty. Oczywiście nie była gruba, tylko delikatnie zaokrąglona.

Natomiast Mary i Rose były niesamowicie chude. Miały długie nogi i lśniące włosy. Mary, brunetka o okrągłych kształtach i Rose, granatowowłosa piękność o fiołkowych oczach.

- Lily? Halo? Mówię do ciebie już od dobrych pięciu minut. - Panna Blue zamachała jej ręką przed oczami. Evansówna ocknęła się i spojrzała na nią zdziwiona.

- Co?

- Pytałam się, czy wiesz gdzie są Huncwoci?  

- Nie, nie widziałam ich dzisiaj, ale pewnie jak zwykle zaspali.

- Remus też? - spytała Alicja z powątpiewaniem.

- Zdarzają się i takie dni - powiedziała Lily, wzruszając ramionami i włożyła sobie do ust słodkiego rogala. Niespodziewanie do sali wbiegli Huncwoci śmiejąc się. Za nimi biegł zdyszany Filch, który był cały... różowy, a za nim pani Norris, która mieniła się wszystkimi kolorami tęczy, a do tego z głowy wyrastał jej róg jednorożca. Panna Evans zakrztusiła się jedzeniem. Rose poklepała ją po plecach. Wszyscy w Wielkiej Sali wybuchli śmiechem. Dopiero wtedy Filch zorientował się, że postąpił źle. Zatrzymał się, a po chwili popędził do wyjścia. Syriusz, James, Remus i Peter usiedli przy stole obok dziewczyn. Black od razu objął swoją dziewczynę i pocałował ją namiętnie. Potter również przytulił swoją dziewczynę.

- Jak się spało kwiatuszku? - spytał Syriusz.

- Wspaniale. Całą noc śniłam o pewnym przystojnym brunecie.

- Tak? A znam go? – spytał, udając oburzenie.

-   Myślę, że nawet dobrze - powiedziała z uśmiechem.

- Naprawdę? W takim razie ten gość ma przerąbane.

- Tak, to prawda. Będę musiała go ukarać za to, że cały czas gada zamiast pocałować swoją wspaniałą dziewczynę.

- Co za bezczelność! - rzekł Black i położył rękę na sercu.

- Och, zamknij się i całuj - powiedziała śmiejąc się i złapała go za przód koszuli. Zaczęła go powoli przyciągać do siebie, ale gdy ich usta dzieliły milimetry chłopak odsunął się z huncwockim uśmiechem na ustach.

- Czekaj, czekaj...

- O co chodzi?

- Mamy transmutację. Pospieszmy się - powiedział i pociągnął ją do wyjścia. Rose wyglądała na zdziwioną.

- Od kiedy ty pamiętasz rozkład lekcji? - spytała.
                                                                                                                             ><

Lily spojrzała w czekoladowe oczy Jamesa. Widziała w nich tylko miłość. Chłopak był niesamowity. Przy nim zapomniała o wszystkich zmartwieniach.

- Co tak patrzysz Evans? - spytał po chwili z uśmiechem.

- Ja? Chyba coś ci się przewidziało Potter - odpowiedziała również z uśmiechem.

- To niemożliwe Lily. Twój wzrok wychwytuję nad wyraz umiejętnie.

- Jesteś tego pewien James?

- Tak kochanie.

- W takim razie masz rację kotku. Nie mogę oderwać od ciebie wzroku.

- Kocham cię.

- Ja ciebie bardziej. - Lily wtuliła się w czarnowłosego. Wszyscy przypatrywali się temu z uśmiechem.

Alicja nawet ukradkiem otarła łzę. Sama bardzo tęskniła za Frankiem. Nie widzieli się od września. Bała się o niego. Może powinna napisać list? Co jeśli Zakon da mu jakąś trudną misję? Wstała więc od stołu próbując ukryć łzy i wyszła z Wielkiej Sali.

Mary widziała jak Alicja wstaje od stołu i wychodzi. Wiedziała o co może chodzić. Sama nie miała tego problemu, ale tak bardzo chciałaby go mieć. Jej chłopak zginął rok temu w wakacje. Nikt o tym nie wiedział. Całe dwa miesiące przepłakała. Wszystkim wmówiła, że wyjechał do Francji. Dziewczyny niepokoiły się o nią, ale w końcu odpuściły. Jednak Mary wiedziała, że już nigdy nikogo nie pokocha. Schowała twarz w dłoniach.

Remus obserwował Mary z niepokojem. Była jego przyjaciółką, a smutek na jej twarzy bardzo go martwił. Nie wiedział o co chodziło, ale miał wrażenie, że nie jest to rzecz błaha. Westchnął i wziął swoje rzeczy. Złapał pannę McDonald za rękę i wyszedł razem z nią, z Wielkiej Sali. Za drzwiami objął ją. Mary zaczęła szlochać. Wprowadził ją do pustej sali i wyjął z kieszeni chusteczkę. Dziewczyna usiadła na krześle i przycisnęła materiał do oczu. Krzyknęła z bezsilności. Remus nie wiedział co zrobić. Nigdy nie potrafił zachowywać się w takich sytuacjach. Otworzył więc drzwi i po cichu wymknął się na zewnątrz.

Peter wyszedł z Wielkiej Sali zaraz po Remusie i Mary. Przeszedł niepostrzeżenie przez wiele korytarzy. Cieszył się na to spotkanie. Może dzięki temu zaimponuje swoim przyjaciołom? Wziął głęboki wdech i pchnął drzwi.

- Ach, witaj Peter! - przywitał go szorstki głos.

- Dzień dobry Avery!                         
                                                                                             ><

Rose stała pod salą od transmutacji i ze zdumieniem wpatrywała się w swojego chłopaka. Nikogo jeszcze tu nie było. Do lekcji pozostało piętnaście minut. Syriusz patrzył na nią z łobuzerskim uśmiechem.

- Zamknij buzię bo ci mucha wleci. - Zaśmiał się co zabrzmiało trochę jak szczekanie. Dziewczyna zamknęła usta, ale nie spuszczała z niego wzroku. Po chwili potrząsnęła głową.

- Co ci się stało? - spytała.

- W sensie? - Zmarszczył brwi.

- Od kiedy zależy ci na lekcjach?

- Od kiedy jestem z jedną z najmądrzejszych uczennic Hogwartu.

- Więc zrobiłeś to dla mnie? - Była wzruszona. Największy buntownik w szkole postanowił zmienić się... dla niej.

- No, a niby dla kogo? Przecież ja Transmutację mam w jednym palcu - prychnął. Uśmiechnęła się. To prawda wszyscy Huncwoci jakoś niespodziewanie dobrze radzili sobie z tym przedmiotem. Niestety nawet profesor McGonagall nie wiedziała w czym ma to swoje źródło.

- Och, a więc uważasz, że ja powinnam się przygotowywać bardziej niż ty? - zadrwiła. Musiała się trochę z nim podroczyć.

- Oczywiście, że tak. Niestety kotku wybitna z Transmutacji to ty nie jesteś - podjął grę.

- Czyżby? - Złożyła ręce na piersiach.

- A co wolałabyś pójść ze mną na wagary? - spytał z chytrym uśmieszkiem. Musiała zrobić coś, żeby opadła mu szczęka.

- Z chęcią. - Syriusz otworzył usta ze zdziwienia. - Chodźmy na te wagary.

- A lekcja? - spytał zszokowany.

- Daj sobie spokój, trzeba trochę wyluzować i się pobawić. - Oczywiście, że tylko żartowała przecież ona nigdy nie opuściła ani jednej...

- Cóż to ja słyszę? Panno Blue, nie spodziewałam się tego po pani - usłyszała za sobą chłodny głos profesor McGonagall.

- Pani profesor to naprawdę nie tak, ja... - zaczęła się gorączkowo tłumaczyć.       

- Proszę nic nie mówić, sama słyszałam, a co do pana, panie Black to muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Pierwszy raz przychodzi pan na lekcję punktualnie i do tego nie chce iść na wagary.

- No cóż pani profesor, w końcu odezwał się u mnie tryb pilnego ucznia - powiedział z uśmiechem niewiniątka.

- Ach tak? Szkoda tylko, że tak długo zwlekał. No, ale dobrze w nagrodę daruje panu szlaban u pana Filcha za pofarbowanie go na różowo co było bardzo dziecinne i nieodpowiedzialne - rzekła i już chciała odejść, gdy nagle odwróciła się i dodała - a panią, panno Blue chcę widzieć dzisiaj w moim gabinecie po kolacji. Razem z panem Potterem. - Po tych słowach weszła do klasy.

- Świetnie - warknęła Rose. Pierwsi uczniowie zaczęli ich mijać i wchodzić do klasy.
- No, trochę dziwne, że tylko Rogacz ma szlaban. Pewnie nie uwierzyli, że Remus maczał w tym palce, ale Peter?

- Ja nie o tym! Mój pierwszy szlaban w życiu!

- Nie dramatyzuj. - Uśmiechnął się. - Nagrzeję ci miejsce na kanapie w pokoju wspólnym.

- O nie - zaśmiała się i podeszła do niego. - Pamiętasz nasz zakład, który przegrałeś? Myślę, że nie będę na tym szlabanie tylko z Jamesem - szepnęła mu do ucha przez co przeszedł go przyjemny dreszcz. Dopiero po chwili uświadomił sobie co powiedziała.

- Ej! - krzyknął, ale ona już weszła do klasy. - Chodzę z prawdziwą diablicą - szepnął i wszedł do pomieszczenia razem z resztą uczniów.                                                               
                                                                                                               ><

Lily razem z Jamesem biegła korytarzem z zawrotną prędkością. Nie mogą się spóźnić! McGonagall ich zabije! Wpadli do klasy jak burza.

- Tak bardzo przepraszam pani profesor, ale zasiedzieliśmy się w Wielkiej Sali to już się nigdy nie powtórzy - szeptała Lily gorączkowo w czasie, gdy James po prostu usiadł obok Syriusza. I tak miał już dzisiaj szlaban. Profesorka spojrzała na nią groźnie.

- Co się dzisiaj z wami wszystkimi dzieje? – spytała, załamując ręce. - Tylko pan Lupin i Potter zachowują się jak zwykle. Panna Blue zarobiła szlaban, pan Black był na czas i nie poszedł na wagary, a pani się spóźnia! - zaczęła wyliczać. Lily ze zdziwieniem spojrzała na przyjaciółkę, ale ona tylko wzruszyła ramionami. - Och, niech pani już siada. Tym razem przymknę oko na to drobne spóźnienie, ale niech mi to będzie ostatni raz! - Po tych słowach powróciła do tłumaczenia tematu lekcji. Evansówna usiadła zaskoczona obok Rose.

- Za co dostałaś szlaban? - szepnęła do przyjaciółki. Blue zaczęła cichutko chichotać.

- Namawiałam Syriusza na wagary - po chwili odpowiedziała. Ruda zachłysnęła się powietrzem.

- Wszystko w porządku panno Evans?                        
- Niedługo pani Potter - dodał James, za co dziewczyna zgromiła go spojrzeniem.

- Ja chcę być drużbą! - krzyknął Syriusz podnosząc rękę.

- Wiesz, przykro mi, ale zastanawiałem się na Malfoy'em.

- No nie – jęknął Syriusz.

- Bardzo się cieszę panie Potter, że planujecie już przyszłość, ale nie sądzę, żeby to miało jakikolwiek związek z dzisiejszą lekcją.

- Ależ pani profesor ja chciałem tylko skorygować pani błąd - powiedział śmiało.  

- James jesteśmy ze sobą od wczoraj - szepnęła Lily czerwona jak burak.

- I to były najpiękniejsze chwile mojego życia! Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym teraz...

- Panie Potter! - krzyknęła zawstydzona McGonagall.

- Słucham pani profesor? - zapytał zdziwiony. - Powiedziałem coś nie tak? - Cała klasa zachichotała. Mina McGonagall była tak bezcenna. Rose śmiała się tak bardzo, że prawie spadła z krzesła, a Syriusz... on już leżał na ziemi.

- Mógłby pan oszczędzić nam tego cyrku? - spytała się McGonagall, gdy wszystko ucichło.

- Oczywiście - rzekł James i udał, że salutuje. - Ale pani profesor?

- Słucham panie Potter? - zapytała przez zaciśnięte zęby.

- Przyjdzie pani na nasz ślub?
                                                                                                                    ><

Po Transmutacji mieli mieć Eliksiry ze Ślizgonami. W drodze do lochów dołączyła do nich Mary, której pokrótce opowiedzieli dlaczego Lily jest cała czerwona i nie odzywa się do Jamesa.

Na Eliksirach mieli pracować w parach. Syriusz z Jamesem, Alicja z Mary, Rose z Lily i Remus z Peterem. Przygotowywali amortencję.

- No to widać, że dzisiaj ty zostajesz z Lily, a ja z Rose - westchnął James.

- Szczerze wątpię - odpowiedział Syriusz, mieszając szarą maź. - To chyba nie miało tak wyglądać. - Pokazał na wnętrze kociołka.

- Dlaczego wątpisz, masz jakieś plany? - mówiąc dorzucił do eliksiru jakiś proszek, przez co ten stał się rzadszy.

- Kiedyś założyłem się z Rose o to kiedy się zejdziecie i ona wygrała.

- Co musisz zrobić? - spytał James, z uśmiechem mieszając żółtawą ciecz.

- Muszę... - mruknął Syriusz pod nosem.

- Co? Bo nie dosłyszałem.

- Muszę przebiec się po korytarzu - rzekł.

- I to tyle? Myślałem, że Rose stać na więcej - powiedział, marszcząc czoło. Sięgnął po deseczkę z drobno posiekanym... czymś. Nie miał pojęcia co to jest, ale miało konsystencję proszku.

- Tylko, że muszę być nago i ma to mieć miejsce w czasie przerwy. - Potter wybuchnął szaleńczym śmiechem przez co proszek rozdmuchnął się po całym pomieszczeniu. Wszyscy uczniowie i profesor Slughorn spojrzeli na niego zdumieni.

- Przepraszam... panie... profesorze, ale... - nie był nawet w stanie dokończyć.

- Może lepiej, żeby opuścił pan moją klasę dopóki się pan nie uspokoi. - James nadal chichocząc wyszedł na korytarz. Nawet zza drzwi było słychać jego śmiech, co zresztą rozbawiło pozostałych Gryfonów. Lily uśmiechnęła się pod nosem. James śmiejąc się wyglądał tak uroczo. Nie mogła się na niego długo gniewać. Przecież go kochała.

- Za ile koniec lekcji? - spytała ją Rose.

- Macie jeszcze dziesięć minut - jak na zawołanie powiedziała profesor. Lily spojrzała w stronę Severusa. Dodawał już przedostatni składnik. Musi się sprężać. On nie może być znów od niej lepszy. Po chwili stwierdziła, że eliksir jest skończony.

- Skończyłam!

- Skończyłem! - krzyknęli jednocześnie Severus i ona. Po czym zgromili się spojrzeniami.

- Wspaniale - zachwycił się Slughorn. Przyjrzał się dwom eliksirom i ocenił oba jako idealne i tak samo dobre. - No dobrze – powiedział, gdy wszyscy już posprzątali. - Do końca lekcji zostało piętnaście minut więc zrobimy sobie małą zabawę. - W tym momencie do klasy wrócił James. - No właśnie, w takim razie pana Pottera możemy uznać za pierwszego ochotnika. Kto jeszcze? No dalej, to nic strasznego - zachęcał. Jednak nikt się nie zgłosił. - No dobrze. W takim razie, panno Evans i panno Blue, no i jeszcze panie Snape, do tego pan Black. Proszę wszyscy do mnie. Każdy z was powącha eliksir i powie co czuje. Pan pierwszy panie Snape - stwierdził i zatarł ręce z uśmiechem.

- No więc - zaczął chłopak chrapliwie. - Waniliowy szampon do włosów - rzekł i spłonął rumieńcem. Panna Evans złapała jedną ręką za swoje włosy. Ona takiego używała!

- Nie wierzę - westchnął Syriusz. - TY wiesz jak pachnie szampon do włosów? - Gryfoni zachichotali, a twarz Snape'a wykrzywił grymas wściekłości.

- Proszę kontynuować - rzekł Slughorn jakby niczego nie usłyszał.

- Hm, stary pergamin i składniki do elksirów. To wszystko - mruknął i odszedł.

- Wspaniale, następny. Proszę panie Potter.

- Zapach rączki od miotły, lasu i... waniliowy szampon do włosów - powiedział i szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Po czym spojrzał wściekle na Severusa.

- Dziękuję panie Potter. Panno Evans? - dziewczyna podeszła wolno do kociołka i pochyliła się nad nim.

- Zapach biblioteki, kwiatów i... hmmm męskich perfum - rzekła rumieniąc się. To były perfumy Jamesa.

- Teraz pan, panie Black.

- No więc, piwo kremowe, las i perfumy Rose – rzekł, szczerząc się w stronę swojej dziewczyny.

- No dobrze, teraz panna Blue.

- Zapach ziemi po deszczu, lawenda, czekolada i... sierść? Profesorze przecież to niemożliwe ja się boję psów. - Po jej wypowiedzi James i Remus wybuchli niepohamowanym śmiechem. Natomiast Syriusz miał nie za wesołą minę.  

- Panowie, co się dzisiaj z wami dzieje? - westchnął profesor. - Odpowiadając na pani pytanie, czujemy coś co kojarzy nam się z miłością, jeśli więc kochamy jakąś osobę to odczuwamy zapach z nią związany.

- Syriusz ty kudłaczu - zaśmiał się James.

- Panie Potter proszę o spokój - powiedział Slughorn.

- Już, już profesorze. - James schował głowę w włosach Lily, by profesor nie widział jak skrycie chichocze.

- Dobrze, przyznaję pięć punktów każdemu z was, za udział w zabawie, no może pomijając pana Pottera za nieodpowiednie zachowanie. Teraz możecie już iść. - Minutę po tym jak zakończył swoją wypowiedź już nikogo nie było w dusznej sali. Wszyscy udali się na długo wyczekiwany obiad. Lily wybaczyła Jamesowi i szli już, trzymając się za ręce. Natomiast Syriusz boczył się na Rose z niewiadomych powodów, co zresztą bardzo śmieszyło Remusa.

- Co ja ci takiego zrobiłam? - spytała zdziwiona dziewczyna. - Chodzi ci o zakład?

- Nie, nie chodzi mi o niego.

- No to o co?

- Czemu mi nie powiedziałaś, że boisz się psów?

- No wiesz tak naprawdę to nie boję się wszystkich psów tylko bezpańskich. Raz taki jeden kundel mnie zaatakował tutaj na terenie szkoły, sama nie wiem jak to możliwe, ale to się zdarzyło naprawdę. - Wszyscy Huncwoci, oprócz Syriusza, który spuścił głowę, spojrzeli na nią przerażeni. - Co się stało?

- To naprawdę przerażające - rzekł Peter cicho. - Opowiesz nam jak to było?

- No więc, hm - zaczęła zdziwiona pytaniem zawsze cichego Pettigrew. - To było w piątej klasie. Wyszłam z zamku, było już ciemno, ale byłam przybita, bo taki jeden Michael ze mną zerwał. No więc szłam dość długo, aż w końcu doszłam do Zakazanego Lasu. Niespodziewanie usłyszałam wycie wilka, a ten pies wyskoczył na mnie z ciemności. Powalił mnie na ziemię. Wtedy zobaczyłam w jego oczach coś bardzo... ludzkiego, ale to szybko zgasło i zaczął na mnie warczeć. Bałam się, ale nie krzyczałam i tak nikt by mnie nie usłyszał. Później on coś usłyszał i odbiegł, ale przy okazji zadrapał mnie pazurami. Właśnie tak narodziła się ta blizna - rzekła i odwinęła kawałek bluzki pod szatą, widniała tam długa biała pręga sięgająca od biodra do żeber. Syriusz zagryzł zęby i jęknął cicho.

- Przepraszam, że się wkurzałem - powiedział i pocałował swoją dziewczynę w czoło.

- To ja przepraszam, że ci nie powiedziałam.

- Nie, wcale nie musiałaś - westchnął. - Nie wiem co mi odwaliło.

- Dobra, a teraz zakład - rzekła z uśmiechem. Black zbladł.

- Nie rób mi tego. Proszę - powiedział i ją pocałował. Oderwała się od niego szybko i uśmiechnęła.

- Hazard nie jest dobry i musisz się w końcu o tym przekonać.

- No dobra to kiedy? - spytał zrezygnowany.

- Jak wszyscy będą wychodzić z obiadu na lekcje.

- Niech ci będzie, chcę mieć to wszystko za sobą - rzekł i wyszedł razem z resztą Huncwotów z obiadu, ponieważ musiał się jeszcze „ przygotować ".

- Ależ ty okrutna - zaśmiała się Alicja.

- Ja? - zapytała z miną niewiniątka.

- Należało mu się - powiedziała Mary, wzruszając ramionami. Rose przybiła jej piątkę.

- A jak myślicie, dlaczego tak zainteresowali się tą historią z psem? - spytała Lily.

- Nie wiem, ale według mnie oni coś ukrywają - szepnęła Mary, nachylając się w jej stronę.

- Brawo, odkryłaś Amerykę - prychnęła Rose. - Huncwoci coś ukrywają, tego to się nie spodziewałam. - Panna McDonald dała jej sójkę w bok. - Ałć! Żartowałam.

- Severus zauważył kiedyś, że oni znikają akurat zawsze w pełnię księżyca, a Lupin wtedy choruje - rzekła Lily cichutko.

- Lily ty chyba nie myślisz...? - spytała Alicja z przerażeniem.

- Nie wiem - westchnęła i potarła czoło.                                             
                                                                                                                  ><

Rose, Lily, Mary i Alicja szły na Obronę przed czarną magią, gdy nagle w oddali usłyszały śmiechy i gwizdy. Zatrzymały się więc gwałtownie i obejrzały za siebie. Nagle minął ich jakiś kształt. Rose wybuchła śmiechem.

- I tak cię kocham! - krzyknął kształt. Wszystkie dziewczyny zaczęły chichotać. Usłyszały krzyk profesor McGonagall.

- Co pan wyprawia, panie Black!

- Chciałem się tylko przewietrzyć pani profesor!
- Panna Blue złapała się za brzuch i wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem. Po chwili do dziewczyn dołączyli rechoczący chłopcy.

- Widziałyście? - spytał roześmiany Remus.

- Mam nadzieję, że Lily jednak tego nie widziała - wtrącił James, patrząc podejrzliwie na swoją dziewczynę.

- Spokojnie zasłoniłam jej oczy - rzekła Rose. Potter uśmiechnął się i pocałował Lily w czoło, delikatnie ją obejmując. Niespodziewanie w oddali pojawił się, ubrany już, Syriusz.

- McGonagall się wściekła? - spytała niebieskowłosa.            

- Delikatnie mówiąc - odparł Black. - Mam dzisiaj szlaban i jutro, i pojutrze, i po-pojutrze, i...

- Już dobrze, zrozumieliśmy - przerwał mu James.

- No cóż, nauczyłeś się w końcu, że hazard nie jest niczym fajnym?

- Oj tak - mruknął Syriusz.

- To dobrze - powiedziała Rose i pocałowała go. Wszystkie dziewczyny na korytarzu wydały pomruk nienawiści. Black przyciągnął ją do siebie i zanurzył jedną dłoń w jej włosach.       

- Hmm, my też tu jesteśmy - wtrąciła Alicja, chrząkając.

- Chyba nie chcesz, żebym odjęła wam punkty co? - spytała Lily. Rose i Syriusz w końcu oderwali się od siebie.

- Chodźmy już na lekcję - powiedział Remus i ruszył przed siebie. Przypadkowo jednak musnął rękę Mary. Dziewczyna odskoczyła od niego jak oparzona. Spojrzał na nią zdziwiony.

- Co się stało? - spytała Alicja.

- Nie dotykaj mnie - warknęła panna McDonald. Z gardła Syriusza wydobył się cichy pomruk.

- Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. Zostaw mnie mieszańcu. - syknęła nienawistnie. Remus wyglądał jakby go spoliczkowała. Syriusz i James chcieli się na nią rzucić. Rose osłupiała z przerażenia, a Lily wyciągnęła różdżkę.

- Nie waż się obrażać mojego przyjaciela - powiedziała przez zęby.

- Wolisz to coś ode mnie? - spytała drwiąco.

- ON jest wspaniałym, mądrym i wrażliwym człowiekiem, czego w tej chwili nie można powiedzieć o tobie - rzekła stanowczo, unosząc głowę z godnością.

- TO jest wilkołak - stwierdziła głośno. Na szczęście korytarz zdążył już opustoszeć, ponieważ wszyscy udali się na lekcje. - On nie jest nawet człowiekiem!

- Zamknij się! - krzyknęła Rose. Z różdżki Evansówny i panny Blue w tym samym czasie wystrzelił czerwony promień. Trafiły one Mary w samą pierś. Dziewczyna odleciała do tyłu i upadła na posadzkę. Po chwili jednak wstała i otrzepała się.

- Jesteście siebie warci! - krzyknęła. - Dziwadła! - Lily przypomniała sobie o siostrze. Ona też ją tak nazywała. Po jej policzku spłynęła łza. Jak można być tak bezdusznym? Remus stał bez ruchu i wpatrywał się w przestrzeń.

- Remus? - spytała cicho Lily. Chłopak spojrzał na nią. W jego oczach dostrzegła łzy. - Wszystko w porządku?

- W porządku? – spytał, łamiącym się głosem. - Właśnie przeze mnie straciłaś przyjaciółkę i pytasz się czy wszystko w porządku? Nie Lily, nic nie jest w porządku. Jestem wilkołakiem, wyrzutkiem. Nie mam prawa żyć.

- Zamknij się Lunatyku, albo będę zmuszony przyłożyć ci w twarz - odezwał się James.

- Popieram - rzekła Rose.

- Ja też - pisnął Peter, ale pewnie i tak nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- Ja to bym chętnie przyłożył ci w twarz już teraz, tak żebyś się opamiętał - powiedział Syriusz.

- Jak ona mogła? - spytała Alicja.

- Nie wiem, nie znałam jej od tej strony - rzekła Lily.

- My cię nie zostawimy Remusie - stwierdziła dobitnie Rose.

- Ale ja jestem potworem - powiedział załamany. Panna Blue podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.

- Jak dla mnie mógłbyś być nawet sklątką tylnowybuchową...

- ...ważne jest tylko to, że jesteś naszym przyjacielem, a my akceptujemy cię takim jakim jesteś - rzekła Lily również do niego podchodząc.

- Sklątką? - spytał Remus przez łzy. - Naprawdę?

- No co?   - udała oburzenie Rose. - A teraz lepiej chodźmy na lekcje. Pani Andrestfool pewnie już się wkurzyła.

- Chodźmy - poparł ją James. Pobiegli więc do sali. Nauczycielka rzeczywiście była wkurzona, ale na szczęście nie ponieśli żadnych konsekwencji. Dzisiaj zajmowali się patronusami. Źle się działo na świecie więc tą umiejętność musieli mieć opanowaną. Cała klasa była zaskoczona gdy Lily i James wyczarowali bliźniacze patronusy. Nawet Evansówna była zdziwiona. Potter tylko uśmiechnął się do niej ciepło. Rose tuż pod koniec lekcji postanowiła się skupić, zamknęła oczy i zaczęła się zastanawiać nad szczęśliwym wspomnieniem. Nagle olśniło ją.

- Expecto Patronum - szepnęła. Z końca jej różdżki wypełzł Tajpan Pustynny. Wstrzymała oddech. Jej patronusem jest najniebezpieczniejszy wąż świata? Nagle pani Andrestfool wrzasnęła.

- To niemożliwe - szepnęła.

- Co się stało? - spytał zaniepokojony Syriusz.

- Pogłoski głoszą, że tylko jedna osoba wyczarowała takiego patronusa, ale zrobiła to tylko raz, żeby zaliczyć zajęcia. Nigdy więcej tego nie powtórzył, to była dla niego zbyt dobra magia.

- O kim pani mówi? - zapytała Rose, miała nadzieję, że nauczycielka zaprzeczy jej domysłom. Niestety to się nie stało.

- O Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać - szepnęła przerażona. Wszyscy zamilkli i wpatrywali się w dziewczynę w milczeniu. Panna Blue poczuła jak dzisiejszy obiad podchodzi jej do gardła.

- Przepraszam - rzekła cicho i wybiegła z klasy żegnana oskarżycielskimi spojrzeniami. Pobiegła sprintem do łazienki i pochyliła się zdyszana nad umywalką. To była chyba Łazienka Jęczącej Marty. Wzięła kilka głębokich wdechów na uspokojenie. Jak to możliwe? Czy to możliwe, że jest jakoś spokrewniona z Voldemortem? Nie, przecież ona pochodzi z rodziny mugoli!

Jednak było coś co nie dawało jej spokoju. Gdy na początku pierwszego roku w Hogwarcie, profesor McGonagall założyła jej na głowę tiarę przydziału usłyszała w swojej głowie cichy głosik. Mówił jej, że przydzieli ją do Slytherinu, ale wyczuwa, że ona nie chce się tam znaleźć, spytał więc dokąd chce pójść. Powiedziała, że do Gryffindoru, tiara stwierdziła jednak, że nie wygląda jej na prawdziwą Gryfonkę. Rose nie poddała się i w końcu wybłagała przydział do swojego wymarzonego domu.

Dopiero teraz to zaczęło nabierać sensu. Jak również to, że czasami potrafiła rozmawiać z... wężami.

Polecam sprawdzić naszego tajemniczego Democles'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro