Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Po tygodniu wyszła ze szpitala. Syriusz, albo jej unikał, albo miał zakaz wchodzenia do Skrzydła Szpitalnego. Lily, Alicja i Mary bywały u niej codziennie, James odwiedził ją trzy razy razem z Remusem, a Peter... przyniósł jej paczkę fasolek wszystkich smaków.

Podała hasło Grubej Damie i weszła do Pokoju Wspólnego. Nie było tu wielu osób. Mimo, że wszyscy już pogodzili się ze śmiercią kolegów, to wciąż dało się wyczuć, panującą wszędzie, pustkę.

Nagle ktoś rzucił jej się na szyję.

- Zejdź ze mnie rudy demonie – rzekła, chichocząc.

- Tym razem wybaczę ci to przezwisko - powiedziała unosząc dumnie głowę i krzyżując ręce na piersi.

- Cieszę się - Po chwili zmarszczyła brwi. - A gdzie reszta?

- No... Alicja poszła wysłać list do sowiarni, a Mary do biblioteki uczyć się.

- Ty nie poszłaś z nią? - zapytała zdziwiona.

- No bo widzisz... - Na jej policzki wypłynął delikatny rumieniec. - Za godzinę mam randkę z Jamesem. - Teraz wyglądała wręcz jak dojrzały pomidor. Rose pisnęła i klasnęła w dłonie.

- Rozumiem, że czekałaś na mnie, żebym pomogła ci się przygotować?

- Nie, nie wiedziałam, że dzisiaj wychodzisz, a co coś jest nie tak w moim stroju? - spytała zaskoczona. Rose przyjrzała się jej krytycznie.

Lily miała na sobie czerwony, wełniany sweter i wytarte spodnie sztruksowe.

- Ty chyba sobie żartujesz?

- Nie.

- No to mamy tragiczny przypadek. Szybko, biegnij do dormitorium! - Rose udając, że jest superbohaterem, wyciągnęła rękę przed siebie i pobiegła po schodach na górę. Lily chichocząc podążyła za nią.

W dormitorium Rose zrobiła Lily luźnego koka i umalowała ją delikatnie. Wybrała dla niej również piękna zieloną suknię do kolan. Evansówna wyglądała w niej jak nimfa leśna. Idealnie podkreślała jej kolor oczu. Rose wywaliła chyba całą zawartość szafy, tylko jej książki do opieki nad magicznymi stworzeniami leżały ładnie ułożone w kącie pokoju.

Gdy Blue szukała dla niej pasujących butów Lily spytała:

- Jak się czujesz?

- Co masz na myśli? - zapytała nadal odwrócona.

- Z tym, że tyle złego się dzieje na świecie, że Sama - Wiesz - Kto rośnie w siłę.

- Mówisz o Lordzie Voldemorcie? - Ruda wzdrygnęła się.

- Nie wymawiaj tego imienia.

- Nie boję się go – rzekła, wzruszając ramionami. Po tym jak z nim walczyła przeszła jakąś przemianę. Nie bała się go. Nie była już tą strachliwą osobą, która tylko pod wpływem adrenaliny potrafiła się komuś sprzeciwić. Czuła się silna, bo nareszcie wiedziała o co walczy.

- Ja też, ale boję się o swoich rodziców, przecież to mugole.

- Moi też, ale staram się żyć teraźniejszością - powiedziała i usiadła, masując sobie czoło. - Staram się nie myśleć o tych uczniach, którzy zginęli. Teraz myślę tylko i wyłącznie o tym jak uda się twoja randka. Nie warto zamartwiać się czymś na co nie miało się wpływu.

- Ale ja się naprawdę boję - Evansówna rozpłakała się cicho. Rose podeszła do niej i ją przytuliła.

- Będzie dobrze - szepnęła. - Myślę, że jeśli poprosimy Dumbledora to zapewni im ochronę.

- Tak myślisz? - spytała pociągając nosem.

- Tak. - Chwilę trwały w milczeniu. Lily uspokoiła się już całkowicie. Nagle Rose krzyknęła z przerażenia.

- Co się stało? - wystraszyła się Evansówna.

- Twój makijaż. - Ruda spojrzała w lustro i aż się zapowietrzyła. Czarne smugi od tuszu zdobiły jej zaczerwienione policzki, a opuchnięte oczy nie wyglądały zachęcająco.

- Trzeba było zostać przy swetrze.
><

James wykręcał sobie palce ze zdenerwowania. Cały zbladł i wyglądał jak zjawa.

- A jeśli coś pójdzie nie tak? - spytał swojego najlepszego przyjaciela, który leżał rozwalony na swoim łóżku.

- Przestań o tym myśleć! Przecież miałeś już mnóstwo dziewczyn.

- Lily jest wyjątkowa i taka musi być też ta randka.

- Będzie taka - powiedział Black i wywrócił oczami. - A jeśli nie to pamiętaj, że dziś z Luniem i Glizdkiem robimy małą imprezę. Zawsze możesz wpaść.

- Nawet nie żartuj - warknął Potter.

- No dobra, ale co niby może pójść nie tak?

- Jak... - zastanowił się przez chwilę. - Jak na przykład nie uda nam się pocałunek?

- Naprawdę? - zapytał Syriusz ze znudzeniem. Denerwowało go zachowanie przyjaciela. Wolałby teraz obmyślać z nim kolejny dowcip, a nie doradzać mu w sprawach sercowych. Uważał, że w trudnych czasach najlepsza jest odrobina zabawy, a zabawa bez najlepszego przyjaciela nie miała żadnego sensu. - No dobra, to pocałuj mnie - rzekł i podniósł się powoli do pozycji siedzącej. James zatrzymał się i spojrzał na niego, jak na wariata.

- Na mózg ci padło?!

- Chodzi mi o coś innego kretynie! Rzucę na siebie zaklęcie i pod jego wpływem zobaczysz twarz Rudej, a ja i tak nic nie poczuje.

- Nie przekonałeś mnie.

- Dobra to chociaż się zamknij. - Black znów opadł na posłanie i otworzył magazyn o motorach. Zastanawiał się czy kiedyś będzie go stać na jakiś. Słyszał jak James wierci się niespokojnie.

- Łapa?

- Mhm...

- Może masz rację.

- Tak? A w jakiej kwestii?

- No wiesz... - zaczął Potter.

- Masz na myśli tą chwilę, gdy powiedziałem ci „ona cię zabije" w drugiej klasie, ale ty nie posłuchałeś i zmieniłeś kolor włosów Lily na zielony?

- Trzy dni w Skrzydle Szpitalnym - stwierdził James. - Ale nie o to chodzi! Tylko o pocałunek.

- Ach tak? - powiedział Black, odkładając magazyn. Mrugnął w stronę Pottera. - Wiesz, bardzo cię lubię, ale chyba nie aż tak. No, ale jestem pewny, że kiedyś znajdziesz...

- Daruj sobie Łapa! Doskonale wiesz o co chodzi.

- No dobra - rzekł i wyjął różdżkę. James zbliżył się do niego niepewnie i usiadł na łóżku. Nagle jego oczom ukazała się twarz Lily. Te przenikliwe, zielone oczy. Masa piegów, zgrabny mały nosek i płomienno rude włosy. Zbliżył powoli swoją twarz do jej twarzy. Złożył na jej ustach delikatny, wręcz nieśmiały pocałunek. Powoli zaczął się przełamywać... nagle ktoś otworzył drzwi nie pukając. Uderzyły one z rozmachem w ścianę i lekko uszkodziły tynk. Nieznajomy krzyknął ze strachu. James odskoczył od... o zgrozo! Odskoczył od Syriusza. Oboje popatrzyli na siebie i wzdrygnęli się, ale Rose tego nie zauważyła. Syriusz mrugnął więc do Jamesa, a jego przyjaciel odpowiedział tym samym.

- Co to było? – zapytała Rose zdziwiona.

- Ja po prostu nie mogłem się powstrzymać – powiedział Syriusz i złapał Jamesa za rękę. – Kocham cię James. Od zawsze i nigdy nie przestanę.

- Łapa myślę, że to się nie uda. Jesteśmy z dwóch różnych światów. – Rose patrzyła na nich z otwartymi ustami.

- Rogaczu to ja byłem zawsze przy tobie. Zawsze cię wspierałem. Jesteśmy jak bracia, ale ja pragnę czegoś więcej.

- Masz rację Łapo. To ty byłeś od zawsze tym jedynym. Jak mogłem tego nie zauważyć?

- Nie możesz tego zrobić Lily – powiedziała Rose zanim zdążyła ugryźć się w język. Przyjaciele na raz wybuchnęli śmiechem, a Rose zaczerwieniła się z zażenowania i uniosła dumnie głowę. – Na prawdę zabawne. Po prostu niesamowite.

- No nie obrażaj się. James musiał się od stresować przed spotkaniem z Lily.

- Lily czeka na ciebie na dole – powiedziała Rose, całkowicie ignorując Syriusza. James wstał i otrzepał swoje ubranie z niewidzialnego kurzu. Podszedł do Blue i objął ją.

- Nie obrażaj się siostrzyczko – powiedział, a ona mruknęła coś niezrozumiale. – Życzcie mi szczęścia.

- Powodzenia – rzekli jednocześnie i zanim Syriusz zdążył coś dodać, Rose wyszła z pokoju.
><

James poprawił fryzurę i zbiegł na dół. Przed kominkiem stał jego rudy anioł. Miała na sobie zieloną sukienkę. Wyglądała wspaniale. Po chwili usłyszała go i obróciła się. Uśmiechnęła się nieśmiało, a on ujął jej rękę i złożył na niej delikatny pocałunek. Jej policzki pokryły się czerwienią. Poprowadził ją pewnie do portretu Grubej Damy i szarmancko przepuścił przodem. Zachichotała i wyszła z Pokoju Wspólnego.

Szli dość długo, aż w końcu dotarli do jakiejś dziwnej sali. James zaklęciem otworzył drzwi i weszli do środka. Wewnątrz znajdowało się jedynie duże lustro.

- Zwierciadło Ain Eingarp - wytłumaczył Potter.

- Myślałam, że ono nie istnieje - szepnęła zachwycona.

- Więc słyszałaś o nim? - spytał zaskoczony. Ona oszczędziła sobie odpowiedzi. Zamiast tego podeszła do szklanej tafli i zaczęła czytać napisy na oprawie.

- W jakim to jest języku? - zapytała.

- Przeczytaj od tyłu. - Objął ją w pasie i oparł swoją głowę na jej ramieniu. Dziewczyna głośno wciągnęła powietrze. Jak mogła na to nie wpaść? - Co widzisz? - Odszedł kawałek. Lily westchnęła głośno.

- Widzę siebie. Mam białą suknię, a wokół stoi moja rodzina. Wszyscy się śmiejemy, a obok mnie stoi...

- Tak?

- Stoisz ty - wyszeptała. James uśmiechnął się promienie, a Lily się zarumieniła. - A co ty widzisz?

- Tylko swoje odbicie.

- Ale to znaczy...

- Że jestem najszczęśliwszym człowiekiem? Tak, to właśnie znaczy. Ale to tylko dzięki tobie. To ty sprawiasz, że nie potrzebuje niczego więcej do szczęścia. ><

Rose siedziała na parapecie w swoim dormitorium i wyglądała przez okno. Krukoni właśnie kończyli swój trening quiddicha. Hagrid wyszedł z Zakazanego Lasu i karmił jakieś dziwne stworzenia. Wszystko było takie spokojne i ciche. Nie można się było dopatrzeć niczego nadzwyczajnego. Nagle drzwi otworzyły się lekko. Odwróciła się w tamtą stronę zdezorientowana, ale nikogo nie dostrzegła. Była zbyt leniwa, by je zamknąć więc znów wyjrzała przez okno. Po chwili usłyszała za sobą szelest jakiejś tkaniny. Gwałtownie zeskoczyła z parapetu gotowa do ataku. Przed nią stał... Syriusz z wielkim aparatem w dłoniach. Opuściła różdżkę.

- Czego chcesz Black? – zapytała wyniośle.

- Porozmawiać.

- Chyba nie mamy o czym.

- Właśnie, że mamy. Rosie to tylko głupi żart. – Chciała mu wybaczyć, bo wcale nie była na niego zła, ale jednocześnie chciała posłuchać jak się tłumaczy, więc milczała. - Przepraszam. Ja nie chciałem, żebyś poczuła się urażona. - Zawahał się. Odłożył aparat na półkę przy jej łóżku i podszedł do niej. – Nie zniosę jeśli będziesz dalej milczeć, bo cię kocham. - Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie. Black nie mógł już dłużej się z nią kłócić. Wziął jej twarz w dłonie i złożył na jej delikatnych różanych ustach namiętny pocałunek. Wtedy oślepił ich oboje błysk flesza.

- Tyyy... - pogroziła mu już żartobliwie palcem. - Wiedziałeś, że długo się nie dam.

- Za dobrze cię znam mój ty niebieski kwiatuszku. - Wziął ją w ramiona i posadził obok aparatu. Wyjął z niego świeżo zrobione zdjęcie i przyjrzał się mu. Na obrazku podchodził do pięknej dziewczyny stojącej przed nim i mówił coś. Później Rose opadły ramiona, a oczy rozszerzyły się ze zdumienia, następnie Black niepewnie ją pocałował. Syriusz obejrzał tą sekwencję dwa razy i podał zdjęcie Rose. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ładnie wyszło - stwierdziła. - Musisz zrobić kopię i mi dać.

- Załatwione. - Potem położył się obok niej i objął ją delikatnie ramieniem.

- Syriusz? - spytała go po chwili milczenia.

- Tak kochanie?

- Boję się.

- Czego? - zapytał zaniepokojony.

- Jeśli od teraz jestem twoją dziewczyną to twoje fanki mnie zabiją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro