Rozdział 22
Marzec minął wszystkim na wesołym rozmyślaniu o tym, że wielka wojna może nie nastąpi. Nikt nie znikał, nikt nie ginął, a hogwartczycy powoli uświadamiali sobie, że już niedługo będą egzaminy. Więc uczniowie tacy jak Remus Lupin, czy Lily Evans powoli siadali do książek. Natomiast osobniki pokroju Jamesa Potter'a, czy Syriusza Black'a cicho naśmiewały się z uczniów od nich pilniejszych.
Połowa Huncwotów wolała spędzać czas na przemalowywaniu zbroi lub zamienianiu książek współdomowników w gumowe kaczki.
- Zabiję ich – powiedziała Rose, gdy otworzyła torbę i zobaczyła w niej stosik gumowych kaczek. – Jak ja mam się z tego uczyć?
- Jak się nauczysz, jak to odczarować to będziesz gotowa – rzekł James akurat wchodząc do pokoju wspólnego.
- Gdyby nie to, że masz jutro urodziny to już bym cię zamordowała.
- Ooooo dzięki siostrzyczko – powiedział Potter i usiadł obok niej. W Pokoju Wspólnym zapanowało niewiarygodne poruszenie, gdy Blue przypomniała o urodzinach szukającego. Niektóre mniej zorientowane fanki rzuciły się do dormitorium, a te, które pamiętały uśmiechały się do wszystkich z wyższością.
- Ja naprawdę ich nigdy nie zrozumiem – mruknęła Mary zdegustowana, patrząc na młodsze dziewczyny.
- Nie rozumiesz czemu się im podobam?
- Szczerze to nie. – Rose zaśmiała się i przybiła piątkę z McDonald. Mina Jamesa była bezcenna.
- Nagle ci się na żarty zebrało.
- Zawsze mi się zbiera Rogaczu.
- Pfff...
Lily patrzyła na nich znad książki z uśmiechem. Gdy Rose zaczęła rzucać w Pottera kaczkami, a Mary się dołączyła, Lily zachichotała. W momencie, w którym Blue się zamachnęła, do Pokoju Wspólnego wszedł Remus z Syriuszem. Niestety to Black, nie Potter, dostał gumową zabawką prosto w twarz.
- Ups – zachichotała Rose.
- Anna Meadowes! – zawołał Syriusz i chwycił w dłoń kaczkę. Ledwo się powstrzymał, by nie powiedzieć jej prawdziwego imienia. Rose zapiszczała i schroniła się za fotelem.
- Dostaniesz ją po moim trupie – zawołała Mary i chwyciła kaczki.
- W takim razie żegnaj – powiedział Syriusz i wyrzucił pocisk. McDonald schyliła się w ostatniej chwili. Remus stał przy wejściu z taką miną jakby nie wiedział co się dzieje, a Lily siedziała na fotelu i zwijała się ze śmiechu. Te krzyki przywołały z góry Alicję, która na widok tej małej wojny wybuchła śmiechem.
Mary zwinnie uchylała się przed rzutami Syriusza. On przed jej też. W końcu jednak Black poczuł jak coś uderza go z boku. Spojrzał w dół i zobaczył kaczkę leżącą koło jego nogi.
- Nie – zakrzyknął i teatralnie wyrzucił ręce w górę. Rose wykorzystując jego nieuwagę trafiła go. – James – szepnął Syriusz. Potter podbiegł do przyjaciela i złapał go za rękę.
- Tak?
- Pomścij mnie.
- Dobrze przyjacielu. – Black zamknął oczy i położył się na ziemi. Rose wywróciła oczami. Gdy James udawał, że opłakuje przyjaciela, w dość obrazowy sposób, Mary podniosła jedną kaczkę i rzuciła w niego, trafiając.
- Ej, tak się nie robi – zawołał James oburzony.
- Następnym razem poproszę Lily, żeby mnie pomściła – powiedział Syriusz. – Ty byłeś beznadziejny.
- No dzięki stary. Ja tu po tobie płaczę, a ty się czepiasz.
- Może mi ktoś wytłumaczyć co się właściwie stało? – zapytał Remus, nadal stojąc przy wejściu. Rose, Mary, James i Syriusz spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami. Alicja i Lily wybuchły tak głośnym śmiechem, że na pewno w lochach też było je słychać.
><
- Wszystkiego najlepszego! – wrzasnął Syriusz, a James wręcz zerwał się z łóżka.
- Dzięki Łapa, ale naprawdę mogłeś jeszcze chwilę poczekać.
- No coś ty. Mamy przecież tylko jeden dzień.
- Damy radę – mruknął James i próbował znów zasnąć.
- O nie. Tak się bawić nie będziemy. Masz zaraz wstać, albo ci pomogę.
- Łapa proszę.
- Nie łapuj mi, tylko wstawaj.
Potter zrezygnowany usiadł na łóżku, założył okulary i dopiero wtedy zauważył, że w pokoju, oprócz Łapy, stoją wszyscy jego przyjaciele i bliżsi znajomi. Lily, Remus, Rose, Peter, Alicja, Mary, Greg, a nawet Marlena Smith.
- Wszystkiego najlepszego! – krzyknęli. James uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuję – powiedział i wstał. Potykając się o rzeczy porozrzucane w dormitorium, zdołał jakoś wszystkim podziękować osobiście.
- No więc dwudziesty siódmy marca uważam za rozpoczęty. Do tego dziwnym przypadkiem zalało lochy, a w klasie McGonagall grasuje gromada chochlików kornwalijskich.
- Dziwne – mruknął Remus i udał, że się zastanawia.
- No więc czuję, że dzisiejszy poniedziałek będzie należał raczej do tych luźniejszych, bez towarzystwa Ślizgonów na szczęście – kontynuował Syriusz.
- No nie wierzę – mruknęła Marlena Smith.
- Spokojnie założę się, że szklarnie są w porządku więc nam chyba nie odpuszczą – odparł Greg.
- O to bym się nie martwił przyjacielu, bo dziwnym przypadkiem do szklarni nie można się dzisiaj dostać, bo zniknęły pośród bluszczu.
- Wow – rzekł Greg oniemiały.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiliście. Jak Ślizgoni będą jeść lub jak nauczymy się do egzaminów?
- Spokojnie Lily. Woda zniknie zaraz po jedenastej, a jutro przecież też jest dzień – powiedział Syriusz.
- Nadal uważam, że to głupi pomysł.
- Uważaj co chcesz, ale mamy wiele rzeczy do omówienia. Bo widzisz James. Prezenty od nas są schowane w całym zamku i będziesz musiał się postarać, żeby je znaleźć.
- Nie no żartujesz sobie...
- Niestety nie Rogaczu.
- Zemsta za kaczki – powiedziała Rose z uśmiechem.
- Bardzo zabawne – rzekł James, ale uśmiechnął się szeroko.
- No więc masz dziesięć minut. My będziemy czekać w Pokoju Wspólnym.
- Co?
- Zegar tyka – rzucił Remus i wszyscy przyjaciele ze śmiechem wyszli, a James rzucił się do łazienki. Gdy fanki Pottera zobaczyły jak grupa znajomych schodzi po schodach, od razu rzuciły się w ich stronę, ale gdy zobaczyły, że nie ma wśród nich Jamesa od razu zrezygnował i usiadły.
- To będzie prawdziwy Armagedon – mruknęła Lily, a Rose uśmiechnęła się w jej stronę. Była pod wrażeniem tego co Huncwoci zrobili dla przyjaciela i kiedy w ogóle mieli na to czas. Nie umknął jej też worek, który Syriusz zabrał z dormitorium. Podeszła więc do niego i spytała o co chodzi.
- To? To listy i prezenty dla Jamesa od rodziny i znajomych spoza szkoły. Dam mu je później.
- Wow. Dużo tego.
- Taaak. Nasz jelonek jest popularny.
- Najwidoczniej bardzo.
W tym momencie z góry zbiegł ubrany już w pełni James. Od razu zaatakowały go fanki. Dziesięć minut zajęło zanim w końcu go puściły.
- Wzięliście to pod uwagę prawda?
- Jasne, że tak – odpowiedział Syriusz na pytanie Rose. Dzisiaj miał z nią spędzić więcej czasu niż przez ostatnie dni łącznie i trochę się denerwował. Prezenty chowali parami. Rose schowała swój z Syriuszem, bo byli razem najlepszymi przyjaciółmi Jamesa. Lily chowała swój sama. Remus z Peterem, Alicja z Mary i Greg z Marleną.
James podszedł do nich i rzucił worek z prezentami na podłogę, po czym objął Lily i spojrzał wyczekująco na resztę przyjaciół.
- No i co teraz? – zapytał.
- Ja pójdę odnieść to na górę – mruknął Lupin i chwycił worek. - Na Merlina jakie to ciężkie.
Rose w tym czasie pomniejszyła worek, który trzymał Syriusz i schowała go do kieszeni. Black posłał jej uśmiech. James zatarł ręce.
- Co pierwsze?
- Wielka Sala – zawołał Syriusz. – Idziemy.
Wszyscy ruszyli przed siebie i po chwili już przemierzali chłodne korytarze. Do Syriusza podeszła Marlena i przyciszonymi głosami zaczęli o czymś rozmawiać. Co chwilę wybuchali śmiechem. Rose lekko skrzywiła się, bo ta dziewczyna była idealna. Chciała się dowiedzieć co ją łączy z Syriuszem, więc, gdy Huncwoci weszli do Wielkiej Sali po coś do jedzenia, panna Blue podeszła do blondynki.
- Cześć – powiedziała nieśmiało. Marlena uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Cześć.
- Chciałam o coś zapytać.
- Pytaj śmiało.
- Czy ty i Syriusz... - zaczęła niepewna jak ubrać swoje wątpliwości w słowa. Smith wyglądała na bardzo rozbawioną.
- Nie, nie jesteśmy razem. Pomógł mi w czymś i bardzo go polubiłam.
- Przepraszam. Nie wiedziałam.
- Nie musisz przepraszać. Dużo osób tak myśli, ale ja mam chłopaka, Roberta McKinnona, a Syriusz kocha inną, nie wiem czy o niej słyszałaś. – Rose w głębi zadrżała lekko.
- Chyba nie.
- Naprawdę nie? Wydawało mi się, że cały czas o niej wspomina. Nazywa się Rose Blue. Ostatnio miała pewne... problemy, jeśli tak to można nazwać i zniknęła. Syriusz nie mógł tego przeżyć.
- Och. – Rose nie była w stanie powiedzieć nic więcej. On za nią tęsknił i to tak mocno, że nawet dziewczyna z innego roku to zauważyła. Czuła się, jakby jej serce powoli się topiło. Pokłócili się, to fakt, ale ona wiedziała, że Black też miał dużo problemów. Mimo wszystko nadal go kochała, a skoro wojna choć na chwilę się zatrzymała, to czemu nie miała tego wykorzystać? – Dziękuję ci.
- Nie ma za co Anno.
Wtedy właśnie wrócili huncwoci, jak zwykle roześmiani. Syriusz spojrzał podejrzliwie na Marlenę i Rose, stojące blisko siebie, ale postanowił to zignorować.
- No więc James, czas na pierwszą podpowiedź. Prezent od Marleny i Grega znajduje się tam, gdzie wszystko się zaczęło.
- Banalnie proste Łapo. Zbroja przy wejściu.
- Skąd ty to wiesz? – zapytała Lily. Ona sama nie wiedziała, gdzie są inne prezenty i przy tej podpowiedzi pomyślała o pociągu, ale przecież, by się tam nie dostali.
- Och Lily... Czy ty w ogóle chodziłaś z nami do szkoły? – zapytał Syriusz. Ruda uniosła brwi.
- Jak wchodziliśmy do zamku po raz pierwszy, James i Syriusz wpadli na idealny pomysł, schowania się za zbroją, żeby móc pochodzić po zamku, gdy wszyscy sobie pójdą – tłumaczył Remus. Alicja i Rose pokręciły głową z niedowierzaniem. – Ale, gdy tak zrobili, zbroja ożyła i zaczęła wymachiwać swoim mieczem, więc Syriusz kopnął ją w jeden piszczel, a James w drugi, no i rozpadła się na kawałki. Wtedy dostali swój pierwszy szlaban.
- Nie wierzę w to – powiedziała Mary, kręcąc głową. Wszyscy oprócz Huncwotów, wyglądali na zdziwionych i rozbawionych.
- Taka jest najprawdziwsza prawda – rzekł James, chwytając się za serce. – Stare, dobre czasy.
- Nie wspominaj tak, tylko leć do tej zbroi, bo ci czas ucieka – zawołała Rose z rozbawieniem.
- Psujesz zabawę – mruknął Potter i odszedł szybko z Gregiem i Marleną.
- To co? Rozdzielamy się? – zapytał Peter. Przyjaciele skinęli głowami i każdy ruszył w swoją stronę.
><
James, ściskając w ręku swój pierwszy złapany w Hogwarcie znicz, wpatrywał się w drugą podpowiedź.
- Wiecie, o co, może chodzić?
- Ja nie mam pojęcia – rzekł Greg, wpatrując się w kartkę. „Idź tam gdzie wypowiedziałeś swoje : koniec psot ."
- Ja chyba mam pomysł – powiedziała Marlena i wskazała na jego odznakę prefekta. – Gdzie ją dostałeś?
- No tak – rzucił James i uderzył się ręką w czoło. Po chwili przybrał minę jakby miał iść na ścięcie. – To chodźmy do biblioteki. – Wzdrygnął się teatralnie, a jego młodsi koledzy zachichotali.
><
Alicja i Mary siedziały w bibliotece i udawały, że się uczą, żeby bibliotekarka ich nie wyrzuciła. Szło im dość mizernie, biorąc pod uwagę, że McDonald nagle przerwała, panującą ciszę.
- Chciałam ci coś powiedzieć – mruknęła do przyjaciółki.
- Opowiadaj.
- Więc, pamiętasz, jak na Sylwestrze gdzieś zniknęłam?
- Tak, pamiętam. Nie mogliśmy cię znaleźć przez dobrą godzinę. – Johnson uśmiechnęła się delikatnie, jakby wiedziała dokąd ta rozmowa zmierza. Mary opowiedziała jej o swoim byłym chłopaku i Alicja miała nadzieję, że jej przyjaciółka znajdzie kogoś, kto pomoże jej zapomnieć.
- Bo ja, kogoś poznałam.
- To wspaniale – pisnęła Alicja i uścisnęła ją. Bibliotekarka spojrzała na nie groźnie. – Znam go?
- Myślę, że możesz znać. Nazywa się Benio Fenwick.
- Wiem kto to jest – powiedziała Johnson uradowana. Fenwick był zabawny, odważny i odpowiedzialny. Frank często wspominał jej, o nim. Raz Benio dał się torturować, by uratować małe dziecko. Była pewna, że Mary dobrze wybrała i życzyła jej, żeby w końcu, znowu, mogła być szczęśliwa.
Gdy Alicja chciała coś powiedzieć, do biblioteki wszedł James z Marleną i Gregiem. Zauważyli je i podeszli szybkim krokiem. Bibliotekarka zastygła w pozycji pół stojącej, widząc Potter'a.
- Co tam dziewczyny?
- Wspaniale James, a u ciebie?
- Jeszcze lepiej.
- Cieszy nas to, a oto prezent od nas – powiedziała Mary i podała mu fałszyskop. Potter uśmiechnął się szeroko i uścisnął obie dziewczyny.
- Dzięki. Teraz przynajmniej będę wiedział, kiedy Łapa mnie oszukuje. – Dziewczyny zachichotały. Alicja podała mu karteczkę.
- To jest kolejna podpowiedź. – James rozwinął świstek i przyjrzał się mu. „ Idź tam, gdzie nikt nie pomyślał, by wchodzić".
- Co takiego? – spytała Alicja. – Czy im chodzi o Zakazany Las?
- Nie, o wejściu tam myślą wszyscy – mruknął James. Miny jego przyjaciół na to nie wskazywały, ale się tym nie przejął. – Chyba wiem o co im chodziło. Idziemy.
><
Syriusz milczał, a Rose postanowiła zrobić to samo, mimo, że zżerała ją chęć rozmowy z nim. Nie mogła się odważyć na to, by się odezwać.
- Ciekawe, jak mu idzie – powiedział Syriusz. Było to tak niespodziewane, że Rose aż podskoczyła ze strachu. Black zaśmiał się cicho, gdy to zobaczył. – Aż tak się mnie boisz?
- Najwidoczniej tak. – Przez chwilę znowu panowała cisza.
- Ja wszystko pamiętam.
- Słucham? – zapytała zdziwiona Rose. Nie miała pojęcia o co mu chodzi.
- Pamiętam co mi powiedziałaś po tym wygranym meczu. – Panna Blue była zszokowana. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałeś?
- Myślałem, że jeśli ty uważasz, że tak będzie lepiej to nie powinienem nic mówić.
- Więc dlaczego teraz...
- Bo uznałem, że mam dość milczenia. Muszę z tobą o tym porozmawiać, bo już dłużej nie dam rady. Kocham cię Rose. Zawsze cię kochałem. Byłem zbyt głupi, by zdać sobie z tego sprawę. Bałem się. Cholernie się bałem, że cię stracę. Dlatego w moim chorym umyśle utworzyła się ta myśl, że nie zasługuję na ciebie, ale, gdy tylko wyszłaś wtedy od Jamesa, to wiedziałem, jak bardzo duży błąd popełniłem. Chciałem cię odzyskać przez ten cały czas. Tęskniłem za tobą, tak, jak za niczym innym. Błagam cię wybacz mi. Tak, bardzo mi przykro.
- Też cię kocham Syriuszu i... wybaczam ci – szepnęła Rose i spojrzała prosto w jego szare oczy, które po raz pierwszy, od tak wielu miesięcy, zabłysły starym blaskiem.
><
James z wprawą połaskotał namalowaną gruszkę i odwrócił się w stronę przyjaciół.
- Witajcie w kuchni – powiedział i zaprosił ich do środka. Od razu rzuciły się w ich stronę domowe skrzaty z tysiącem różnych dań i deserów. Marlena, Alicja, Mary i Greg zaniemówili z wrażenia, a James uśmiechnął się radośnie, dostrzegając w oddali, przy stole, Remusa i Petera.
- Jak tam Rogaczu?
- Wspaniale Lunatyku, najedzony?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Lupin i Pettigrew przecisnęli się przez tłum stworzonek i uśmiechnęli się do przyjaciela, podając mu książkę o białej magii i torbę słodyczy z miodowego królestwa.
- Dziękuję wam – rzekł Potter i przytulił przyjaciół. Po czym pomniejszył wszystkie prezenty i schował je do kieszeni. Gdy już miał wolne ręce, Remus podał mu kolejną podpowiedź.
- Idź tam, gdzie byśmy coś schowali – przeczytał Peter. – Schować można coś w wielu miejscach.
- Tylko w jednym ja bym coś schował, tak, żeby to ukryć już na zawsze.
><
Przyjaciele w dość wolnym tempie weszli na siódme piętro, ponieważ większość nie miała zbyt dobrej kondycji. Jednak James ich nie pośpieszał. To co dla niego zrobili było wspaniałe. Mógł spędzić cały dzień w ich towarzystwie i to było dla niego najważniejsze.
Gdy w końcu byli już blisko Pokoju Życzeń, zobaczyli coś, czego raczej się nie spodziewali. Syriusz i Anna Meadowes całowali się na środku korytarza i najwidoczniej świat dla nich nie istniał. James westchnął i złapał się za serce. Dopiero wtedy zakochani usłyszeli jakiś hałas i odskoczyli od siebie.
- Czy to jest mój prezent? – zapytał Potter ze wzruszeniem, udając, że ociera z policzków niewidzialne łzy. Rose wywróciła oczami.
- Bardziej mój – powiedział Syriusz i uśmiechnął się szeroko. Remus, Mary, James i Alicja uśmiechali się szeroko, ale Greg i Marlena mieli raczej dziwne miny. Jednak po chwili młodsza blondynka również lekko się uśmiechnęła. – Ty musisz swój znaleźć.
- No chyba żartujesz, że będę tego szukał w tym pokoju. – Syriusz miał poważną minę, ale Rose nie wytrzymała. Roześmiała się i podeszła do Pottera.
- Nie, jasne, że nie będziesz musiał niczego tam szukać. Jeszcze byś się zgubił.
- Ja? Ja nigdy bym się nie zgubił – prychnął James. Rose uniosła brwi.
- A ten raz kiedy...
- Dobra nie ważne. Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć – mruknął Potter, przybliżając się do niej konspiracyjnie.
- Ej, ja chcę wiedzieć. Tej historii jeszcze nie słyszałem – zawołał Syriusz, a James z uśmiechem odkrył, że jego przyjaciel odzyskał dawną radość.
- Może później ci opowiem, ale na razie daj mu jego prezent.
- Jak sobie pani życzy – powiedział i podszedł do Jamesa wręczając mu bilety na mecz Nietoperzy z Ballycastle, z Zjednoczonym z Puddlemere. Oczy Potter rozszerzyły się do wielkości dwóch galeonów.
- Nie wierzę – wyszeptał i rzucił się swoim przyjaciołom na szyję. – Jesteście wielcy.
- No wiemy – mruknęła Rose i podała mu kolejną podpowiedź.
- Wiesz gdzie masz iść – przeczytał i uśmiechnął się.
- Idź już Potter – powiedziała panna Blue. – Nie każ jej czekać.
><
Rose wracała właśnie do Pokoju Wspólnego, gdy ktoś złapał ją za łokieć. Odwróciła się i zobaczyła Marlenę Smith. Wiedziała, jak teraz musiała wyglądać w jej oczach, więc zdziwiła się, gdy zauważyła, że blondynka się uśmiecha.
- Nie wierzę, że od razu się nie domyśliłam – powiedziała Smith. Rose uniosła brwi. – Miło cię widzieć Rose – szepnęła, żeby inni, którzy z nimi szli, tego nie usłyszeli. Panna Blue była zszokowana.
- Skąd wiesz?
- Bo Syriusz, by się nie zdradził – rzekła i odeszła w stronę Grega, który ją wołał. Rose była pod wrażeniem tej dziewczyny. Ona była naprawdę bardzo inteligentna. Gdy tak stała osłupiała, podszedł do niej Syriusz i delikatnie objął ją ramieniem.
- Jak się czujesz?
- Bardzo dobrze – odpowiedziała i delikatnie go pocałowała.
- To w takim razie ja też.
><
James delikatnie uchylił drzwi i zobaczył swoją narzeczoną, która wpatrywała się prosto w niego. Stała niedaleko zwierciadła Ain Eingrap, przed, które zabrał ją na pierwszej randce.
- Cieszę się, że cię widzę, bo już się bałam, że nie trafisz – zaśmiała się. Podszedł do niej i oparł jej swoje dłonie na biodrach.
- Jak mógłbym nie trafić?
- Przypadki się zdarzają.
- U nas nie działa przypadek, ale przeznaczenie – powiedział James i uśmiechnął się delikatnie. To, jak wpatrywała się w niego tymi swoimi zielonymi oczami, sprawiało, że kochał ją coraz bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Tak długo czekał, by dała mu szansę, i gdy w końcu to się stało, wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Przez panującą dookoła wojnę, wszyscy śpieszyli się z uczuciami, bo nie wiedzieli ile im jeszcze zostało. Tylko, że teraz wojna ustała, a James i Lily w końcu mogli nasycić się swoją miłością w spokoju.
- Wszystkiego najlepszego James – wyszeptała i delikatnie włożyła mu w ręce duży album. Otworzył go i zobaczył zdjęcia swoich przyjaciół i rodziny. Jego matka i ojciec machali do niego z uśmiechami na ustach.
- Jest piękny.
- I jeszcze nie zapełniony. – Rzeczywiście na końcu zostało jeszcze parę pustych stron. Na jednej z nich, zapewne Syriusz, napisał: Ślub Lily i Jamesa. Potter uśmiechnął się. Tą stronę zdecydowanie pragnął zapełnić.
Dziękuje wam wszystkim za tysiąc wyświetleń ❤️
DestroyedHope
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro