Rozdział 19
Syriusz szedł właśnie na śniadanie. Był trzynasty lutego. Lily nie wróciła wczoraj, ale o jakiejś dziewiątej z tajemniczym uśmiechem przyszła McGonagall i uspokoiła Jamesa. Jego narzeczona została na noc z Rose.
- Syriusz! - usłyszał krzyk za sobą. Odwrócił się i zobaczył machającą do niego Mary, która szła właśnie w jego stronę z Alicją i Remusem. W oddali za nimi zobaczył Jamesa, który obiecywał, że do niego dołączy. Zatrzymał się więc i spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze godzinę do lekcji.
- Jak się spało? - spytała Alicja z uśmiechem.
- Wspaniale, tylko Remus strasznie chrapał - rzekł Black z uśmiechem. Lupin lekko się zmieszał i spojrzał na niego z wyrzutem. - No nie obrażaj się Luniaczku.
- U nas było podobnie tylko, że z kotem. Cały czas miauczał za Lily i nie mogłyśmy spać - westchnęła Mary. Syriusz przewrócił oczami.
- Trzeba go było przez okno wyrzucić - mruknął. Alicja i Mary wyglądały na oburzone tym pomysłem, ale nie zdążyły nic powiedzieć, bo właśnie dobiegł do nich James.
- Hej dziewczyny - powiedział z uśmiechem. Nawet nie złapał zadyszki. Syriusz już chciał zażartować, gdy usłyszał krzyki. Odwrócił się gwałtownie i ruszył biegiem w tamtym kierunku. Tak samo jak James i Remus. Na miejscu zobaczyli Ślizgonów celujących różdżkami w młodszych Gryfonów, którzy również mieli je wyciągnięte. Huncwoci zaczepili jednego Gryfona.
- Co się dzieje? - zapytał Remus.
- Naśmiewali się z przyjaciela Grega, nazwali go szlamą - powiedział chłopak. Greg miał szesnaście lat i był dobrym znajomym Huncwotów. Raz nawet pomógł im w kawale, a na to pozwalali mało komu.
- Dobra spokój - zawołał głośno James. - Odłóżcie różdżki, teraz, albo stracicie punkty. - Syriusz posłał mu zdziwione spojrzenie, ale nic nie powiedział. Normalnie nie tak załatwiali takie sprawy.
- Rozejdźcie się zanim jakikolwiek nauczyciel tutaj przyjdzie - dodał Remus. Wszyscy umilkli i spojrzeli na Blacka. Zachowanie Lupina było naturalne, ale James? Nawet Ślizgoni byli zdziwieni.
- Nie mogę tak tego zostawić - powiedział Greg, zaciskając zęby. Syriusz dopiero teraz zauważył, że Gryfon celuje w jego młodszego brata. Westchnął ciężko.
- Greg zaufaj mi i zostaw to, wy też powinniście - powiedział do reszty swoich domowników. - A wy tym bardziej - rzekł w stronę Regulusa z ogniem w oczach. Ślizgon odpowiedział mu spojrzeniem. Od jego ucieczki nie spojrzeli sobie w oczy na aż tak długi czas.
- Matka wypaliła twoje zdjęcie. Nie jesteś już Blackiem, ani moim bratem - powiedział Regulus. Syriusz zaśmiał się, ale brzmiało to dość sztucznie.
- Nasza matka jest wariatką i ojciec tak samo, co mi po nich skoro są niby takim potężnym rodem, a czołgają się przed Voldemortem jak robaki - wycedził. Temperatura w pomieszczeniu obniżyła się o kilka stopni.
Urazić taki ród jak ród Blacków to zbrodnia, za którą trzeba zabić. James, wiedział co zrobił Syriusz, ale wielu młodszych mugolaków jeszcze tego nie rozumiało. Dlatego, gdy pierwsze zaklęcie przecięło powietrze zaczęli krzyczeć i uciekać. Remus, Syriusz i James bronili się przeciwko dziewięciu rozwścieczonym Ślizgonom. Po chwili dołączyły do nich dziewczyny. Obie były bardzo dobre w czarach więc szło im bez problemu. Jednak nagle z lochów przybyło jeszcze więcej uczniów z domu węża, jakby lecieli do walki jak ćmy do światła. Wtedy do Huncwotów z chęcią dołączył Greg i jego przyjaciele. Zaklęcia rozbijały się o ściany i grzmiało jak podczas burzy. James pierwszy raz w życiu liczył, że McGonagall szybko ich nakryje. Walczył właśnie z Averym, który chyba na służbie Voldemorta podszkolił się w walce, bo naprawdę trudno było go pokonać. Szczególnie, gdy z drugiej strony próbował go dopaść Snape.
Wtedy drzwi wejściowe trzasnęły i usłyszeli krzyk Hagrida, ale co on mógł zrobić. Nawet nie miał różdżki. Jednak najwyraźniej nie był sam.
- Dość! - usłyszeli krzyk. Niestety nikt nie zatrzymał się. Wtedy na środek wyszła piękna czarnowłosa dziewczyna. Wszyscy się zatrzymali. Miała w sobie coś takiego, że nikt nie chciał jej zranić. Była ubrana w czarną szatę. Miała zielone oczy, a usta pomalowała na szkarłatno. - Powiedziałam dość. - Syriusz czuł się nią zahipnotyzowany. Nawet mocniej niż Marleną Smith. Jednak to nadal nie była Rose. Opuścił różdżkę. Posłał Gregowi znaczące spojrzenie. Chłopak zebrał przyjaciół i powoli oddalił się na śniadanie. Wszyscy powoli rozchodzili się, aż została tylko nieznajoma dziewczyna, Huncwoci, dziewczyny i Lily z Hagridem.
- Lily! - krzyknął James i podbiegł do dziewczyny. - Tak się martwiłem. - Ruda zachichotała i objęła go mocno. Syriusz natomiast podszedł do ubranej na czarno dziewczyny.
- To nie było mądre - mruknął.
- Ach czyżby? - zapytała, zakładając ręce na biodra. - Gdyby nie ja wszyscy byście dostali szlaban do końca roku szkolnego.
- Przesadzasz - powiedział i machnął ręką. - Co najwyżej do egzaminów. - Dziewczyna uśmiechnęła się z rozbawieniem. Wtedy podeszli do nich James i Lily, którzy pożegnali się już z Hagridem.
- Muszę wam coś powiedzieć - zaczęła Lily. – Najlepiej, żebyśmy wszyscy poszli do Pokoju Życzeń.
- Gdzie? - spytała Mary. Wszyscy zachichotali.
><
Gdy już siedzieli na pluszowych kanapach i wytłumaczyli Mary co to za miejsce, Lily chrząknęła.
- Pewnie chcecie, żebym wszystko wam opowiedziała.
- No jasne - rzekła Alicja.
- Jak się trzyma Rose? - zapytał Peter, którego zabrali ze śniadania.
- I kim jesteś ty? - spytał James, czarnowłosej dziewczyny. Remus natomiast zmarszczył brwi i poczuł jak powoli wszystko się wyjaśnia. Wtedy spojrzał na nową dziewczynę zszokowany, a ona tylko przewróciła oczami i pokręciła głową, żeby zamilkł.
- Poczekajcie - uspokoiła ich Lily. Zaczęła opowiadać jak przyjechała i co powiedziała Rose, jak ją rozwiązała, kiedy doszła do momentu, w którym Dumbledore wszedł do pokoju, urwała.
- Wtedy dyrektor pozwolił mi wrócić do Hogwartu, dał tylko warunek, że mam nie pokazywać kim jestem - powiedziała cicho teraz już niebieskowłosa dziewczyna. Wszyscy zamarli. Oprócz Lily, która tylko się uśmiechnęła i Remusa, który rzucił się przyjaciółce na szyję. Alicja zaczęła płakać z ulgi. James po chwili rzucił się w stronę przyjaciółki i uniósł ja nad ziemię.
- Siostrzyczko - szepnął i pocałował ją w czoło.
- Cześć braciszku - powiedziała i uderzyła go żartobliwie pięścią w pierś. Później przytuliły ją dziewczyny i Peter. Syriusz nadal nie ruszył się z miejsca.
- Nikt nie może wiedzieć, że ona tu jest - powiedziała Lily. - Od teraz nazywa się Anna Meadowes. Przyjechała do siostry z Francji. Voldemort myśli, że ona nie żyje, więc nikt z was nie może chociaż o tym pomyśleć w towarzystwie Ślizgonów.
- Lily, nikt jej nie zdradzi, możesz być pewna - szepnęła nadal poruszona Alicja.
- Ja wam ufam - rzekła Rose. - Jesteście dla mnie jak rodzina.
- Dokładnie, powinnaś mieć na nazwisko Potter, a nie Meadowes - rzekł James.
- Myślę, że Potterów w naszej grupie niedługo będzie już za dużo - powiedziała Blue i uśmiechnęła się. James posłał jej huncwocki uśmiech, a Lily zafundowała jej sójkę w żebra. Gdy dziewczyny zaczęły się przekomarzać James spojrzał na Syriusza. Wiedział czego chce jego przyjaciel. Rozumieli się bez słów.
- Wiecie co, niedługo zaczyna się lekcja - powiedział patrząc na zegarek. - Chyba musimy się zbierać. - Lily od razu go zrozumiała.
- No tak, transmutacja. Musze jeszcze uzupełnić notatki z wczoraj. Remusie? - Spojrzała na niego z nadzieją
- Jasne. Zajdziemy do mojego dormitorium i dam ci wszystkie.
- Dziękuję. Co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Masz jeszcze przecież wspaniałego chłopaka, który mógłby ci w tym pomóc.
- Tak? Załatwiłeś mi jakiegoś? - spytała dziewczyna, rozglądając się jakby oczekiwała, że zaraz zza kanapy ktoś wyskoczy. James naburmuszył się.
- Lily daj spokój. - zaczęła Rose. Potter spojrzał na nią z nadzieją. - Przecież nie schowałby go za kanapą. Poszukaj w dormitorium.
- No to już było poniżej pasa - powiedział James. - Ty też? - Wtedy wszyscy się roześmiali i zaczęli wstawać, by wyjść z pomieszczenia. Tylko Syriusz i Rose nie wykonali żadnego ruchu. Gdy drzwi zamknęły się za ich przyjaciółmi, a żarty i śmiechy ucichły, Black spojrzał na nią.
- Cieszę się, że cię widzę - powiedziała Rose. - Przepraszam.
- Za co? - spytał cicho.
- Za wszystko - szepnęła.
- To ja powinienem cię przepraszać - rzekł i westchnął. - Dużo przeszłaś, a ja nie mogłem się nawet zdobyć na to, by cię odwiedzić.
- Dobrze zrobiłeś. Miałam czas, by wszystko sobie przemyśleć.
- Tylko, że czasami nachodziły mnie myśli, że... - urwał.
- Że wolałbyś, żebym już nie wracała, bo dopiero teraz twoje życie znów jest normalne - powiedziała, przechylając głowę.
- Tak - szepnął.
- Nie winię cie. Też bym z sobą nie wytrzymała. Znajdujesz nowa dziewczynę, pojawia się stara i znów miesza ci w głowie. Urodziny twojej przyjaciółki, twoja była okazuje się psychopatką. Gdy wszystko zaczyna się układać nagle ona znów się zjawia.
- To nie tak... - zaprzeczył. Uśmiechnęła się lekko.
- Oczywiście, że tak, ale spokojnie nic się między nami nie zmieniło. Nie musimy być razem - powiedziała i wstała. - Pójdę już. Do zobaczenia. - Zmieniła wygląd i wyszła cicho zamykając drzwi.
- Tęskniłem - rzekł cicho.
><
Peter wiedział, że nie może zdradzić Rose. Od razu, by się domyślili. Jednak może to i lepiej? Przynajmniej nie będzie szkodził przyjaciołom.
Gdy wyszli z Pokoju Wspólnego podeszła do niego Alicja.
- Jak tam Peter? - spytała z uśmiechem. Zawsze z dziewczyn najbardziej lubił ją. Kiedyś nawet mu się podobała, ale zrozumiał, że z tego może wyjść tylko przyjaźń.
- W porządku, a ty jak się z tym czujesz?
- Wiesz, niesamowicie się cieszę, że Rose wróciła. Może wreszcie wszystko będzie jak dawniej. - Peter kiwnął głową i uśmiechnął się.
- Mam nadzieję - szepnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro