Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Lily ubrana w ciepłą kurtkę i długie spodnie stała przed ciemnym małym domkiem na uboczu. Zapukała delikatnie. Drzwi natychmiast otworzyły się.

- Wchodź Lily - rzekł uśmiechnięty Frank. Dziewczyna również posłała mu uśmiech. Zamknął za nią drzwi i pomógł jej zdjąć kurtkę. - Chcesz może herbaty czy czegoś takiego?

- Herbata byłaby w porządku. Może Rose też się przyda.

- Wiesz niezbyt jestem pewien czy możemy ją rozwiązać. Nie chcemy, żeby wezwała Czarnego Pana.

- Ona przez cały czas jest związana? - spytała Lily zszokowana. Frank pokiwał głową.

- James i Syriusz ci nie mówili?

- Ani słowa. - Longbottom zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Wprowadził dziewczynę do pokoju jej przyjaciółki.

- Pójdę rzucić zaklęcia ochronne. Niedługo wrócę - powiedział i wyszedł zamykając drzwi.

- Lily? - usłyszała szept z kąta. Odwróciła się w kierunku najlepszej przyjaciółki.

- Och, Rose - rzekła cicho.

><

Syriusz chodził niespokojnie po pokoju.

- Uspokój się - powiedział Remus. - To ci nic nie da. - Black spojrzał na niego.

- Nie każ mi się uspokajać. Nie widzisz co się dzieje? Ona nareszcie chce z kimś porozmawiać i tym kimś nie jestem ja - warknął.
- Może właśnie dlatego. - Również zdenerwował się Lupin. - Dlatego, że nie można z tobą normalnie rozmawiać jeśli chodzi o nią.

- Była torturowana i przetrzymywana z dala ode mnie!

- Właśnie, od ciebie! Myślisz tylko o sobie. Nie o niej. - Syriusz zacisnął pięści. Potter stanął między nimi.

- Dajcie spokój! Oboje. Nasza przyjaciółka właśnie doszła do siebie, a wy macie zamiar się bić? Powinniście się cieszyć, że może niedługo znów będzie tu z nami siedziała. - Black opadł na swoje łóżko, a Remus zmarkotniał.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi.

- Wejść - zawołał Peter.

- Hej chłopaki - powiedziała Marlena poprawiając lekko swoje blond włosy. Syriusz podniósł się na łokciach i spojrzał na nią.

- Co tam? - spytał Potter, uśmiechając się do niej przyjaźnie.

- Chciałam porozmawiać z Syriuszem. - James posłał przyjacielowi pytające spojrzenie. Black wzruszył ramionami i wyszedł z dziewczyną z pokoju.

- O czym chciałaś porozmawiać? – spytał, gdy wyszli, a ona usiadła na parapecie.

- Więc... ta dziewczyna z mojego pokoju.

- Co z nią?

- Rozpowiada wszystkim, że potajemnie się spotykamy - westchnęła blondynka. Syriusz wzruszył ramionami.

- Sława taka jest. Kiedyś usłyszałem plotkę, że James potajemnie ujeżdża hipogryfy. - Marlena zaśmiała się ciepło. Black słysząc ten przyjemny dźwięk uśmiechnął się.

- To jedna sprawa - powiedziała i pokazała mu dwa palce. - Druga jest taka, że podobno Dumbledore zbiera jakąś tajną organizację do walki z Voldemortem - rzekła przyciszonym głosem. Black lekko się spiął.

- Nie wiem o czym mówisz.

- Dobra odpowiedź - pochwaliła go. - Wiem od znajomego, że takie coś istnieje i chciałabym się przyłączyć. Tylko, że potrzebuje kogoś kto poprze mnie u dyrektora.

- Ile masz lat? - zapytał składając ręce na piersi.

- Urodziłam się w grudniu tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku.

- Czyli już jesteś pełnoletnia - szepnął sam do siebie.

- Brawo dla tego pana - powiedziała, udając, że klaszcze. Wywrócił oczyma.

- A czemu twój przyjaciel nie może cię poprzeć?

- Wiesz, on niezbyt chce, żebym się angażowała - mruknęła i spuściła wzrok. Syriusz złożył ręce na piersi.

- To może ma rację - rzekł i już chciał się odwrócić.

- Syriusz nie rób mi tego. Naprawdę chce pomóc - powiedziała i położyła mu rękę na ramieniu.

- Nie mogę pozwolić, żeby stało ci się to, co stało się Rose - szepnął. Odwróciła go lekko i zeskoczyła na ziemię. Delikatnie objęła go.

- Współczuję ci Syriusz, ale naprawdę chce to zrobić. Musisz uwierzyć, że dam radę. - Black pogładził ją po długich włosach. Była taka niska i według niego bezbronna, ale wiedział, że prędzej czy później i tak dołączy do Zakonu. Odsunął ją od siebie.

- Chodźmy.

><

Rose spojrzała na Lily z uśmiechem.

- Wow, wyglądasz pięknie Lily - powiedziała cicho.

- I tak nigdy nie dorównam tobie czy Mary - szepnęła Evans i usiadła kolo swojej przyjaciółki.

- Daj spokój. To ty zawsze byłaś najpiękniejsza. - Ruda zmarszczyła brwi. - Tu dusza się liczy.

- Mówisz jak James - zaśmiała się Lily. Jej przyjaciółka odzywała się tak jak kiedyś.

- No oczywiście - oburzyła się Rose. - Przecież jesteśmy rodzeństwem. - Obie zachichotały.

- Jak się czujesz w ogóle? - zapytała Evans. Brunetka pokazała jej związane czerwone ręce zza pleców.

- Gdyby nie to, to byłoby wręcz perfekcyjnie - mruknęła. Lily przygryzła wargę. Wtedy do pokoju wszedł Frank i podał jej herbatę, po czym zaraz się wycofał. Dziewczyna odłożyła ją i wyjęła różdżkę.

- Odwróć się - rozkazała. Rose posłusznie wykonała jej polecenie, mimo że była mocno zaskoczona.

- Diffindo - szepnęła Evans, a więzy opadły. Ręce dziewczyny były wolne. Lily mimo wszystko zachowała ostrożność i trzymała różdżkę wycelowaną w swoją przyjaciółkę. Rose poruszyła nadgarstkami, tak że krew znów w pełni zaczęła w nich krążyć. Po czym rzuciła się na Evans.
><

James leżał ma łóżku. Był już po wszystkich lekcjach. Peter, Remus i Syriusz poszli na kolację, ale on nie mógł. Lily nie było już od bardzo dawna i niepokoił się o nią. Natomiast Black cieszył się, że jej nie ma bo to oznacza, że dogadała się z jego byłą dziewczyną. Okularnik przewrócił się na drugi bok. Wtedy drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł Syriusz.

- Jak tam się trzyma nasz prefekt? - zapytał z uśmiechem. Obecność tej Marleny Smith była dla niego bardzo pomocna. James uśmiechnął się lekko.

- Całkiem dobrze Łapo, a co chowasz za plecami? - zapytał z ciekawością.

- Coś dla pewnego jelenia - mruknął tamten i wyciągnął zza pleców talerz pełen bekonu i tostów.

- Kocham cię Łapa - powiedział James, czując jak mu burczy w brzuchu.

- Och daj spokój, bo się jeszcze zaczerwienię - rzekł Syriusz podając mu jedzenie.

- Jak się czujesz? - zapytał James, poprawiając okulary. - Z tym wszystkim.

- Wiesz. W sumie to na początku byłem zawiedziony, że nie chciała rozmawiać ze mną, ale później Remus uświadomił mi, że jestem samolubny i teraz chyba cieszę się. Jestem szczęśliwy, bo jest nadzieja, że kiedyś ją jeszcze przytulę.

- Naprawdę ją kochasz - rzekł James cicho.

- W sumie to już nie wiem. Zmieniliśmy się oboje. Mam wrażenie, że kocham tą dziewczynę, która bezczelne kłamała Filchowi, gdy zaczarowaliśmy bałwana, żeby biegał po szkole.

- To nadal ona.

- Nie, już nie. Wszyscy się zmienili. Spójrz na siebie, kiedyś byłeś największym podrywaczem w szkole, lekko rozpieszczonym dzieckiem, a zależało ci tylko na gnębieniu ślizgonów, quiddichu i żartach z nami. Teraz się zaręczyłeś, nie spojrzysz na żadnego ślizgona, nawet nie wspomnisz o lataniu, a do tego zostałeś prefektem. Lily też, kiedyś kochała tylko książki i naukę, a szczerze nienawidziła ciebie.

- Teraz myśli tylko o tym, czy przeżyjemy poza Hogwartem i zgodziła się za mnie wyjść. Dawno nie widziałem, żeby siedziała do późna jak kiedyś i tylko przeglądała książki lub, żeby chodziła na te spotkania do Slughorne'a.

- Widzisz o tym właśnie mówię - rzekł cicho Syriusz. - Dziewczyny już nie trzymają się jako całą paczka, a my zaczynamy się kłócić.

- Dorastamy. Teraz każdy z nas miał ciężki okres, ale od prawie tygodnia nie było żadnego ataku. Może zaczyna się uspokajać? Może to, że Rose wyzdrowiała oznacza, że wszystko będzie jak dawniej?

- Mam taką nadzieję, ale nie ważne co się stanie, zawsze będziesz moim bratem.

- A ty moim Łapo - powiedział James z uśmiechem. - Zawsze.
><

Rose ze łzami w oczach rzuciła się na Lily i przytuliła ją.

- Dziękuję ci Lily, tak bardzo dziękuję - płakała. Evansówna objęła ją mocno, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Zaufałaś mi po tym wszystkim co zrobiłam. Nie wiem co powiedzieć.

- Nie musisz nic mówić.

- Lily nie uwierzysz - szepnęła w końcu, gdy już zdążyła wypytać Rudą o wszystkich znajomych i wszystko co się zmieniło odkąd jej nie było.

- Co takiego?

- Przez to, że krew nie dopływała mi prawie wcale do dłoni Czarny Pan nie mógł wyczuć mojego pulsu. Myśli, że nie żyję.

- Ale czy w takim razie teraz nie poczuje, że jednak tak nie jest? - zapytała Ruda zaniepokojona.

- Nie. Bo znak, on zniknął - szepnęła dziewczyna z szerokim uśmiechem.

- Jak to? To niemożliwe - powiedziała Lily i podwinęła rękawy przyjaciółki. Rzeczywiście. Nie było tam śladu po znaku. Nigdy nie słyszała o czymś takim.

- Ja..., to naprawdę niesamowite - wyszeptała. - To znaczy, że możesz wrócić ze mną do zamku.

- Chciałabym, ale nie jestem pewna czy mi pozwolą, oni... - nie skończyła, bo w tym momencie drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Albus Dumbledore.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro