Rozdział 14
Minął już miesiąc odkąd Rose zniknęła i wszyscy przyjaciele mimo iż starali się tego nie pokazywać, tak naprawdę umierali z niepokoju. Następnego dnia miały być urodziny Lily więc nikt nawet nie zaczynał tego tematu, by nie smucić jej w ten dzień.
Rano Evansówna obudziła się i jak co dzień dotknęła pierścionka zaręczynowego, by wiedzieć, że to nie był tylko sen. Przekręciła się później w stronę reszty dziewczyn i zobaczyła, że wszystkie śpią, oprócz Rose oczywiście. Westchnęła z bólem i powlokła się do łazienki. Dzisiaj był poniedziałek więc musiała się pospieszyć. Szybko wzięła kąpiel i wysuszyła włosy. Po chwili już była gotowa. Wyszła, a wtedy niebo zwaliło się jej na głowę.
Przed nią stali jej przyjaciele i narzeczony każdy z prezentem i szerokim uśmiechem na twarzy.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli i rzucili się jej na szyję. Prawie zwaliła się na ziemię pod ich naciskiem. Zachichotała, gdy James pocałował ją czule.
- Eee, Rogacz... my też tu jesteśmy - wytknął przyjacielowi Syriusz. James uśmiechnął się szeroko i spojrzał Lily głęboko w oczy.
- To kto pierwszy? - spytał. Widać było, że swój prezent chce dać narzeczonej na osobności.
- No to ja będę pierwszy - powiedział Syriusz i wypchnął Jamesa. Dał Rudej ciasną paczkę i uśmiechnął się uroczo. - Nie zabijaj - powiedział cały czas z tym samym uśmiechem. Natomiast uśmiech Lily zgasł, gdy zobaczyła w pakunku skąpą bieliznę i widły diabła.
- Emm, Łapo czy to na pewno dla mnie? Bardziej, by pasowało.. - już chciała powiedzieć, Rose, ale szybko się zorientowała - Jamesowi. - Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Rogacz wziął od swojej dziewczyny bieliznę i przyłożył do siebie.
- No nie wiem to chyba nie mój rozmiar, ale specjalnie dla ciebie mogę się w nią wcisnąć kochanie. - Poruszył sugestywnie brwiami. Evansówna westchnęła. Od Mary dostała zestaw do makijażu. Od Alicji prześliczne białe obcasy. Od Remusa książkę o eliksirach dla zaawansowanych, a od Petera słodycze z Miodowego Królestwa.
Wszyscy siedzieli i gadali jeszcze przez dobre pół godziny, aż w końcu James wziął Lily za rękę i poprowadził do pokoju wspólnego, a później korytarzami do opuszczonej klasy. Tam spojrzał na nią z lekkim niepokojem.
- Wiem, że nie lubisz jak robie coś wbrew regulaminowi więc zamiast się wymykać poprosiłem McGonagall, o to, żeby dzisiaj cała szkoła mogła wyjść do Hogesmeade. Więc... ogólnie ona się zgodziła i dzisiaj mamy randkę - powiedział szybko na jednym wdechu. Lily uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała go czule. Lubiła, gdy tak się przed nią denerwował. Wtedy bardziej przypominał człowieka.
- Wspaniały prezent - szepnęła, a on poczochrał sobie włosy juz uśmiechnięty.
><
Cała szkoła podchodziła do Jamesa i Lily w drodze do Hogesmeade, gratulowała im pomysłu, i składała życzenia rudej. Gdy byli już na głównym placu zatrzymali się na chwile, żeby się pożegnać z przyjaciółmi. Wtedy to się stało.
Ziemia między nimi eksplodowała, a każdy z nich wylądował po innej stronie placu. Tylko Lily i James upadli obok siebie. Powietrze z ich płuc uciekło w kilka sekund, a zastąpił je gesty pył. Zaczęli się krztusić, ale po omacku cały czas szukali różdżek, bo wiedzieli, że tylko to zapewni im przetrwanie.
Syriusz z impetem uderzył głową o chodnik. Gwiazdy zawirowały mu przed oczami.
- James? - wyszeptał cicho. - Lily? - Zacisnął rękę na różdżce i przymknął oczy żeby odgonić te cholerne gwiazdy.
Remus uderzył w jakiś budynek. Czuł, jak pękają mu żebra. Upadł na czworaka i wypluł krew z ust. Wyszarpał różdżkę z kieszeni i rozejrzał się.
Peter wiedział co się dzieje. Zwinął się w kłębek i uciekł za róg potykając się co chwile.
Mary uniosła powieki, ale po chwili zamknęła je. Straciła przytomność.
Alicja skoczyła na równe nogi i rozejrzała się. Nic nie zauważyła, więc zaczęła biec w stronę centrum, żeby sprowadzić pomoc.
Popiół opadł, a wtedy James i Lily zauważyli, że przed każdym z ich przyjaciół stoi śmierciożerca.
Syriusz i Mary leżeli, i nie ruszali się. Petera i Alicji nigdzie nie było.
- Syriusz! - wydarł się James z niepokojem.
Black podniósł się szybko, ale po chwili różdżka śmierciożercy zamigotała mu tuż przed twarzą. Cofnął się, ale spojrzał porozumiewawczo na Jamesa. Wtedy Potter zaczął kiwać głową i gestykulować.
Mężczyzna stojący przed nim i Lily zaskoczony odwrócił się w stronę Syriusza, żeby zobaczyć o co chodzi. Właśnie wtedy rozpętało się piekło.
Potter jedynym zaklęciem powalił odwróconego śmierciożercę i tego, który pilnował Syriusza. Wszyscy zaczęli się pojedynkować, ale nie trwało to długo, gdy został już tylko jeden zamaskowany sługa Czarnego Pana. Kiedy Remus go pokonał, podszedł do przyjaciół ze zdziwieniem. Lily siedziała na ziemi i próbowała ocucić Mary.
- Co to było? - zapytał patrząc na popękany chodnik.
- To był dopiero początek. - Usłyszeli zza rogu. Wyszła stamtąd Rose. Miała długie czarne rozpuszczone włosy i takiego samego koloru oczy. Była ubrana w czarną szatę. W ręku przewracała różdżkę.
- Rose - krzyknął Syriusz i rzucił się biegiem w jej stronę. Wydawało się, że nie zrobiła żadnego ruchu, ale Black zatrzymał się w pół kroku i nie był w stanie się poruszyć.
- Rose? - spytała Lily, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu.
- Potężny wygra. Słaby przegra - powiedziała z nieobecnym uśmiechem. James jakby walcząc sam ze sobą uniósł różdżkę.
- James co ty robisz? - spytała Lily z niepokojem.
- Nie widzisz tego? - zapytał James z bólem. - Ona jest śmierciożercą. Jedną z nich.
- Nie... - wyszeptała Lily. - Co ty mówisz? To nasza przyjaciółka.
- Już nie - powiedział cicho. Evansównie po policzkach popłynęły łzy. Rose wyciągnęła przed siebie różdżkę jakby nie słyszała ich wymiany zdań.
- Mój kuzyn pragnie cię w swoich szeregach. Chce, żebyś mu służył. Ukorz się, a ona będzie mogła żyć. - Jej wzrok był zamglony.
- Nie! ROSE! - wrzasnęła Lily, niedowierzając w to co właśnie miało miejsce.
- Zamilcz! - Jej ruchy były szybkie. Szybsze niż można, by się było spodziewać. Lily zatrzymała się jak Syriusz, a Remus razem z nią. Ich oczy ruszały się. To było przerażające. Zaklęcie przypominało Petrificus Totallus, ale w jakiejś ulepszonej formie.
- Cofnij to - warknął James. - Nie jesteś sobą.
- Skąd możesz wiedzieć? Nie znasz mnie. - James zamknął oczy. Rose skrzywiła się. W jej głowie zaczęły pojawiać się jakieś zniekształcone obrazy. - Zostaw mnie! - krzyknęła.
- Potter złapał znicz, Gryffindor wygrywa! - wydarł się komentator z Ravenclaw'u. James spojrzał na swoich znajomych z drużyny i uśmiechnął się. Zaraz potem znaleźli się w pokoju wspólnym. Trwała tam impreza na cześć zwycięstwa. Rose stała z boku, a wokół niej mnóstwo chłopaków, którzy próbowali zaprosić ją do tańca.
- A teraz wybierzemy króla i królową Gryffindoru - krzyknął lekko wstawiony Syriusz z jakąś dziewczyną uwieszoną na ramieniu. Stał na szerokim stole, który jeszcze dwie godziny temu był zapełniony jedzeniem. Rose przewróciła oczami i posłała Jamesowi porozumiewawcze spojrzenie. Potter zarechotał pod nosem. - No więc... Król jest chyba oczywisty... - Wszyscy zaczęli skandować.
- James, James, James! - Chłopak uśmiechnął się i dołączył do swojego przyjaciela na stole.
- Ale królowa... to już jest trudniejsza sprawa - rzekł Black. Jednak dla tłumu to nie było zbyt trudne.
- Rose, Rose, Rose! - zagrzmieli. Syriusz uśmiechnął się lekko i uścisnął jej rękę, pomagając wejść na prowizoryczną scenę. Dziewczyna objęła Jamesa w pasie i wyszczerzyła się do tłumu.
- A teraz czas na taniec zwycięzców - krzyknął ktoś z tłumu. James skłonił się lekko.
- Mogę prosić?
- Ależ oczywiście - powiedziała Rose i dygnęła przed przyjacielem. Potter położył jej w pasie jedna rękę, a druga złapał jej dłoń. Zaczęli skakać po stole to w prawo to w lewo. Wszyscy śmiali się i klaskali. W końcu Rose poślizgnęła się i runęła na posadzkę, ciągnąc za sobą Jamesa. Chłopak wylądował na dziewczynie i uśmiechnął się.
- Talentu do tańca to ty nie masz - rzekł.
- Pfff... po prostu miałam nieumiejętnego partnera.
- Ach, tak mi przykro, ale jeśli chcesz być moją żoną i królową za razem to musisz się dostosować.
- Bardzo mi przykro kochanie, wiesz, poniosło mnie - zachichotała. James podniósł się i pomógł jej wstać.
- Wiesz co. Wole, żebyś była moja siostrą niż żoną.
- Okej, stoi braciszku. - Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła rękę. - Zatańczysz ze mną bracie?
- Ależ oczywiście siostro. - I chociaż James był wspaniałym tancerzem, a ona raczej nie miała zbyt wiele wyczucia rytmu, czy nawet poczucia równowagi to bawili się wspaniale. Śmiejąc i żartując.
James usłyszał jakiś hałas i pokazał Syriuszowi, żeby lepiej się schowali. Wskoczyli więc za gobelin i wcisnęli się w jakąś wnękę. Patrzyli jak woźny powoli przemierza korytarz w ich poszukiwaniu. Nagle zatrzymał się.
- Wiem, że tu jesteście. Pokażcie się - zamruczał.
- Szlag - zaklął Syriusz. Filch zaczął się zbliżać do ich kryjówki, a do najbliższego tajnego przejścia mieli dobre dwadzieścia metrów bez żadnej możliwości schowania się.
- Może nam wybaczy ten napis na ścianie - zaproponował James.
- Ten: „Filch jesteś jak papieru zwój, bo też potrafisz wycierać gnój", czy może: „Twój kot wygląda prawie jak truchło idź lepiej zgól mu futro" - spytał Syriusz. - Bo mi się wydaje, że nie będzie zbyt wyrozumiały. - James spojrzał się na swojego przyjaciela i oboje zarechotali, zasłaniając usta dłonią.
- Nasze wierszyki są do kitu - szepnął Potter.
- Przynajmniej się rymują. - Syriusz założył ręce na piersi. - I są lepsze od tych, które kiedyś wysyłałeś Lily.
- Co z nimi było nie tak? - spytał James oburzony. Dobrze, że gobelin chociaż trochę ich wyciszał, bo gdyby nie on to woźny dawno, by ich znalazł.
- No, nie wiem. „Lily kochanie Ty moje, twoje włosy kręcą się jak zwoje, mimo że Smarkeusem przyjaźnisz się, ja na randkę zabiorę cię."
- Jej się podobało .
- Tak, dlatego krzyknęła na cały korytarz, że cię nienawidzi.
- Ukrywała swoje uczucia - rzekł James z przekonaniem.
- A później dodała, że ośmiolatek napisałby lepszy wiersz. - Syriusz złożył ramiona na piersi.
- Bardzo głęboko to ukrywała. - Black już miał coś dodać, gdy nagle usłyszeli świst, a później plask i ryk woźnego.
- Łajnobomba - powiedzieli równocześnie. Filch odbiegł w stronę, z której nadleciała śmierdząca niespodzianka. Wtedy na korytarzu pojawił się ktoś kto zmusił Syriusza do dyskretnego poprawienia fryzury. Rose zrzuciła pelerynę niewidkę i uśmiechnęła się. Machnęła różdżką, a gobelin się podniósł, ukazując dwóch uśmiechniętych chłopaków, wciśniętych we wnękę.
- No, no, no, romantyczne spotkanie w ukryciu? - spytała Blue, składając ręce na piersi.
- Jeśli sama to proponujesz, to ja z chęcią się zgodzę. - Wyszczerzył się Syriusz. Rose przewróciła oczami.
- Nie pochlebiaj sobie Black - powiedziała i spojrzała na Jamesa.
- Miałeś mi pomóc. Zapomniałeś?
- Oczywiście, że nie - zaprzeczył. - Tylko woźny nas zatrzymał.
- W czym jej pomagasz? - zapytał zaciekawiony Syriusz.
- Uczy mnie jak pocałować chłopaka, żeby już na zawsze był twój. - Po tych słowach przyciągnęła do siebie Syriusza i pocałowała go namiętnie, po czym uśmiechnęła się i odeszła.
- Niestety jeszcze nie do końca działa – mruknęła i zniknęła za rogiem korytarza.
- Dzięki za pomoc! - krzyknął za nią James.
- Nie ma za co! - odpowiedziała z oddali. Gdy przyjaciele zostali sami Syriusz spojrzał na Jamesa.
- Och działa i to cholernie dobrze. - szepnął. James zarechotał.
- Ja ją uczę latania na miotle. - Black uśmiechnął się. Nagle Potter zmarszczył brwi.
- Tylko jedno mnie zastanawia.
- Co takiego?
- Skąd miała moją pelerynę?
- Dość! - krzyknęła Rose i opadła na kolana. James zbliżył się do niej delikatnie.
- Nie jesteś taka. Nie jesteś zła - wyszeptał. - Pozwól sobie pomóc.
- Ja już nic nie pamiętam - szepnęła. - Wszystkie wspomnienia zniknęły. Te dobre wspomnienia.
- To nie może być prawda. Masz ich zbyt dużo.
- Już nie - powiedziała. James machnął różdżką.
- Może ty się wcale nie zmieniłeś? Może tylko dałam się nabrać? Przecież wielki Syriusz Black nie może mieć tylko jednej dziewczyny. Mam rację? Czujesz się jak w klatce? - Jej głos był przepełniony bólem. Krzyczała.
- Co to chrzanisz? - krzyknął. Odsunęła się lekko. On był wściekły. - Nie chcę, żebyś marnowała życie przy mnie. Nie mam pieniędzy, domu niczego! Chciałem z tobą zerwać, żebyś miała za co żyć w przyszłości! - Chwyciła wazon i rzuciła nim w niego. Odskoczył z łatwością.
- Ty cholerny dupku! Nie wpadłeś na to, że ja mogę mieć pieniądze. Mówi ci coś wielka willa moich rodziców czy może spadek? Nie?! Skoro szukasz najmniejszego powodu, żeby mnie zostawić to bardzo proszę, ale nie łudź się. To ja zrywam z tobą i raz na zawsze rozkazuje ci się ode mnie odpieprzyć, bo nie ręczę za siebie.
- Co jest? - Poczuła ogarniające ją przerażenie.
- Tak mi przykro, Rosie, ale twoi rodzice nie żyją - rzekł Syriusz.
- Tak, tak się składa, że nie wszyscy są lojalni wobec tego starca. - Blue zacisnęła pięści, patrząc na Voldemorta.
- Taaak, widzę twoją frustrację. Co jeśli nauczę cie wszystkiego co umiem?
- Nigdy - wyszeptała i splunęła mu pod nogi. Skrzywił się.
- Najpierw popracujemy nad nawykami zdobytymi przy twoich szlamowatych przyjaciołach. - Voldemort odwrócił się i podszedł do drzwi. Dementorzy zbliżyli się. Rose cichutko jęknęła z przerażenia. - Nie bój się. Nie zabiją cię. - Czarny Pan śmiejąc się wyszedł z celi. Rose zaczęła krzyczeć.
- Nic nie poczujesz - wyszeptał stając za nią.
- Nie, proszę, nie - szeptała, płacząc. Wtedy poczuła ból. Krzyknęła, a pierwszy pukiel włosów opadł na zimną posadzkę.
- Poddaje się. Zostanę Śmierciożercą - szepnęła. Jej głos był zniekształcony i bardzo cichy.
- Błagaj, o, śmierć - każde słowo było poprzedzane uderzeniem.
- Błagam zabij mnie - szepnęła Rose rozłożona na posadzce. Bellatrix z uśmiechem uniosła różdżkę.
- Ani się waż - wysyczał ktoś z rogu. Leastrange upadła na ziemię wyjąc z bólu. Po chwili Voldemort przelewitował ciało Rose do jej pokoju. Nachylił się nad nią.
- Nigdy nikogo o nic nie błagaj - wyszeptał.
Jeszcze wiele tortur i scen przeleciało mu przed oczami. Złapał się za głowę.
- Nie! - krzyknął James i opadł na kolana. Był przerażony. Jego siostra, jego ukochana siostrzyczka... - Proszę. Proszę zostań tutaj. Pomożemy Ci. Wszystko będzie dobrze.
- Nie, już nigdy nie będzie. Żadne z was mi nie pomogło.
- Lusterko. Dlaczego nie użyłaś lusterka? - spytał cicho.
- Ja... - zaniemówiła. Zapomniała o tym całkowicie. Poczuła coś głęboko w sercu. Jakby ciepłą iskierkę.
- Zostań ze mną – szepnął James delikatnie.
- Obiecałam mu, że wrócę - rzekła i podniosła się. - Z tobą lub bez ciebie. On mnie rozumie. Nie kazał mi ciebie zabić. Wiedział, że nie dałabym rady.
- On cię wykorzystuje - powiedział Potter z bólem.
- On się mną opiekuje.
- To nie prawda. - Nagle usłyszeli trzaski. Za plecami Jamesa zmaterializował się cały Zakon Feniksa. Zobaczyli Rose, stojącą nad Jamesem z wyciągniętą różdżką. Do tego wszyscy przyjaciele Pottera zastygli w bezruchu.
- To śmierciożerca - krzyknął ktoś.
- Ale przecież to Rose - szepnął Frank.
- Była dziewczyna Syriusza - powiedziała Dorcas.
- Rose! - krzyknęła Alicja i zaczęła biec w stronę przyjaciółki. Niestety w połowie drogi zastygła jak pozostali.
- To już nie jest ta sama osoba - szepnął Dumbledore i uniósł różdżkę. - Pokaż mi swoje przedramię. - Blue podwinęła rękaw, a ich oczom ukazał się czarny wąż, ale tylko wąż.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem - szepnął Moody. Teraz cały zakon stał osłupiały oprócz Franka, który gotował się ze złości.
- Co jej zrobiłaś? - spytał z nienawiścią. Rose milczała. - Gadaj! - Posłał w stronę dziewczyny kilka zaklęć. Nie zrobiła nic szczególnego, ale wszystkie niespodziewanie rozbiły się o niewidzialną tarcze. Wtedy podniosła różdżkę.
- Rose, nie... - szepnął James.
- Przepraszam - powiedziała, a Potter zastygł bezruchu. Po wszystkim co mu powiedziała nie był w stanie wycelować w nią różdżki. Wtedy przed Franka wyszedł Albus Dumbledore.
- Ja się tym zajmę chłopcze. - Spojrzał na pannę Blue, która nie zmieniła wyrazu twarzy ani odrobinę. - Czemu to robisz dziecko? - Odpowiedziało mu milczenie.
- Odpowiadaj, gdy się ciebie o coś pyta - zawołał ktoś i zaklęcie poleciało w stronę Rose. Wtedy się ocknęła. Odbiła je i rzuciła inne, które posłało czarodzieja wysoko w powietrze. Dyrektor nie miał wyboru. Zaczął walczyć z siedemnastoletnią dziewczyną. Była potężna. Zaklęcia latały we wszystkie strony. On jednak nie walczył tak, by ją zranić. Starał się też chronić ludzi dookoła. Na plac zbiegli się uczniowie i mieszkańcy jakby wcześniej jakieś zaklęcie trzymało ich z daleka. Zastanawiali się co się dzieje, że ich dyrektor walczy z uczennicą. Gdy Rose się znudziła dla zabawy posłała zaklęcie w Moody'ego, by jego też włączyć do walki. Nie pomyliła się, ale za to popełniła błąd, bo do walki włączyła się połowa zakonu. Nie mogła zliczyć ile zaklęć odbiła, a iloma dostała, ale jakoś się trzymała. Przeliczyła się w swoich umiejętnościach. Wszyscy świadkowie rozbiegli się, krzycząc. Zaklęcia zderzały się i robiły dziury w budynkach. Machała różdżką nad głową i szeptała skomplikowane formułki, kilka osób pokonała, ale to wciąż było za mało. Gdy już czuła, że zaraz przegra do walki włączyli się wcześniej nieprzytomni śmierciożercy. Nie byli wybitni, ale już mniej osób skupiało się na niej. Niestety Dorcas praktycznie jednym zaklęciem pokonała dwóch. Wtedy Rose dostała jakąś klątwą. Chyba od Franka. Opadła na kolana. Nic nie widziała. Oprócz majaczących w oddali kształtów. Ktoś ją kopnął. Wtedy to zobaczyła.
Jej rodzice patrzyli na nią z mrocznymi uśmiechami.
- A teraz błagaj o śmierć.
- Nie! - krzyknęła i zasłoniła oczy rękoma. Nagle poczuła mocny uścisk na ramieniu. Usłyszała krzyki ludzi i jakieś trzaski. Spojrzała w górę i zobaczyła Toma, który z nienawiścią patrzył na nieprzytomnego Franka. - Panie... - szepnęła. Wtedy spojrzał na nią.
- Tom to głupota z twojej strony żeby przychodzić tutaj - rzekł Albus. - Teraz to my mamy przewagę.
- Przykro mi Dumbledore, ale nie po to tu przyszedłem - wysyczał i zniknął, zabierając ze sobą Rose.
><
- Co to miało być! - krzyknął Syriusz, chodząc w kółko w gabinecie Dumbledore'a. - Jak mógł pan pozwolić, by on ją zabrał?
- Syriuszu uspokój się - szepnęła Lily zachrypniętym głosem. To co zobaczyła zmieniło ją. Stała się słabsza, ale silniejsza za razem. Juz nie płakała co chwila, ale nie mogła uwierzyć w to co się stało. Black spojrzał na przyjaciółkę i usiadł. Schował twarz w dłoniach.
- Przykro mi panie Black, ale wydaje mi się, że Tom w pewien sposób zaczął troszczyć się o Rose.
- Co ma pan na myśli? - spytał Syriusz lekko unosząc głowę.
- Mam na myśli, że po wielu latach odnalazł swoją rodzinę, którą nie gardzi. Dzieli z nią wszystkie plany i mam wrażenie, że uzależnił się od niej - rzekł Albus ze smutkiem. Wszyscy obecni nie mogli uwierzyć w to co przed chwilą powiedział dyrektor.
- Ale co pan przez to rozumie? - spytał Syriusz.
- Niech pan sobie wyobrazi, panie Black, że nagle spotyka pan swoją kuzynkę, która jest piękna, mądra i niezależna, do tego nie popiera Voldemorta, a trzeba jeszcze dodać, że byłaby od ciebie dużo młodsza. - Wszyscy zamarli.
- Jeśli dobrze zrozumiałam mówi pan właśnie, że Voldemort zaczął traktować Rose jak... córkę? - spytała Alicja.
- Tak, dokładnie. W pewien chory i pokręcony sposób tak właśnie ją traktuje.
- Ale ona miała rodziców. Tylko, że ON ich zabił - wtrąciła Mary. - Jak może przebywać blisko niego, skoro tak ją skrzywdził?
- Bo już nie pamięta jak to jest być szczęśliwą - szepnął James. Dumbledore kiwnął głową.
- Wydarli jej wszystkie wesołe wspomnienia. Pamięta z rodzicami tylko kłótnie, a z wami nudne i szare dni. Jednak pan Potter zaszczepił w niej wesołe wspomnienia, które mogą sprawić, że wszystko wróci.
- Ale my musimy ją znaleźć. Nie możemy dłużej czekać. Przecież oni ją krzywdzą - powiedziała Lily.
- I co? Macie zamiar wbiec do domu Voldemorta wejść do jego sypialni, związać Rose i ją tu przynieść? Po co, skoro Voldemort niby traktuje ją jak córkę? – spytał jakiś mężczyzna, którego huncwoci nie znali. James wstał i podszedł do niego. Bardzo blisko. Spojrzał mu głęboko w oczy.
- Oni ją torturują, zmuszają, by błagała o śmierć, wyrywają włosy z całej głowy, biczują, wyrywają paznokcie, biją i przypalają. - Syriusz wyglądał jakby ktoś uderzył go w twarz, a Lily skuliła się na fotelu. Reszta nie powiedziała ani słowa. - Naprawdę wydaje ci się, że Voldemort jest takim wspaniałym tatuśkiem, że codziennie grywają razem w szachy? On chce ją zrobić na swoje podobieństwo. Chce, by stała się narzędziem do zabijania. Drogim narzędziem. Dlatego ma na przedramieniu tylko węża. On wzywa ją tylko w pewnych przypadkach, a ona jego, gdy jest w niebezpieczeństwie.
- Pierwszy raz widziałem, żeby pojawił się tylko, żeby komuś pomóc - rzekł Moody. - Nie chciał walczyć. Pokonał tylko Franka i zniknął. Nawet nie spojrzał na ciebie - zwrócił się do Albusa.
- Myślę że powinniśmy wykorzystać to, że on pojawia się zawsze, gdy ona go wezwie, lub na odwrót. Wtedy możemy ją odzyskać i przy okazji schwytać jego. - Syriusz wstał i wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami.
- James - szepnęła Lily. - Idź za nim. - Potter skinął głową wszystkim obecnym po czym wyszedł z pokoju. Dogonił Syriusza jeszcze na korytarzu.
- Łapo! - zawołał i dogonił go.
- Proszę cię zostaw mnie - szepnął Black.
- Nic z tego.
- Czemu akurat ona? Wydawałoby się, że ty czy ja lub już nawet Lily czy Remus będziemy tam teraz. Przecież Rose była miła, ale odważna. Może i była mugolaczką, ale nigdy nikt nic do niej nie miał.
- Ja też tego nie rozumiem.
- To dla mnie było wymyślone to zaklęcie - szepnął z bólem.
- O czym ty mówisz? - zapytał James.
- Możesz patrzeć, ale nie możesz nic zrobić. Ona chciała zemsty na mnie.
- Nie, to nieprawda - powiedział Potter i pokręcił głową. Wtedy Syriusz spojrzał na niego.
- Ja chce to zobaczyć. - Wyglądał na pewnego.
- Nie jestem pewien czy powinieneś.
- Pokaż mi to, proszę. - James zobaczył w jego oczach determinację. Dlatego wrócili do gabinetu dyrektora i każdy kto chciał lub potrzebował mógł zobaczyć wspomnienie Jamesa. Syriusz zobaczył je, gdy już nikogo nie było w pomieszczeniu.
- [...] Wszystko będzie dobrze.
- Nie już nigdy nie będzie. Żadne z was mi nie pomogło.
Te słowa cały czas grzmiały mu w głowie gdy cały blady opadł na posadzkę. Oblał go zimny pot i zaczął się trząść. Nie słyszał Jamesa ani dyrektora. Odepchnął jakieś ręce które ofiarowały mu pomoc i wybiegł z gabinetu. Nie pamiętał później jak w jego rękach znalazła się mapa ani kiedy przebiegł wszystkie korytarze. Jedyne co pamiętał to gorącą krew buzującą mu w żyłach.
W oddali odnalazł kogoś, kogo tak długo szukał. Złapał Averego za szatę i przycisnął do ściany. Ślizgon wyglądał na przerażonego.
- Kiedy będzie następny atak? Gadaj! - krzyknął z nienawiścią.
- Nie zdradzę swojego pana - wyszeptał chłopak ze strachem.
- Ach tak? - spytał Syriusz, rzucając chłopaka na ziemię. - Jeszcze się przekonamy.
><
James szukał swojego przyjaciela po całym zamku. Zbliżała się pierwsza w nocy, gdy w końcu go znalazł, siedzącego w jakimś ciemnym korytarzu.
- Łapa! - syknął z ulgą. - Gdzie ty byłeś?
- Dowiedziałem się czegoś.
- Czego?
- Kiedy Rose znów pojawi się publicznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro