Rozdział 1
Lily wstała o szóstej rano. To był jej ostatni rok w szkole. Nie chciała jej jeszcze opuszczać. Miała wrażenie, że tyle jeszcze nie zdążyła zrobić i tyle rzeczy zobaczyć.
Poszła do łazienki i nalała wody do wanny. Zanurzyła się w niej z głośnym westchnieniem.
Po kąpieli postanowiła obudzić dziewczyny. Przynajmniej spróbować. Podeszła do łóżka Rose i nachyliła się nad nią. Jej przyjaciółka wyglądała tak niewinnie.
- Rosie! - wrzasnęła na cały głos. Blue wzdrygnęła się gwałtownie i spadła z łóżka. Lily zaczęła się śmiać, co obudziło również inne dziewczyny.
- Lily! Jak mogłaś! Myślałam, że się przyjaźnimy - powiedziała z wyrzutem.
Poczołgała się do swoich rzeczy.
- Właśnie dlatego nie chciałam pozwolić, żebyś zaspała - rzekła Evansówna z niewinnym uśmiechem.
- Za dużo czasu z Potterem spędziłaś - stwierdziła Rose za co dostała poduszką. - Ałć! Ty rudy demonie wcielony!
- To ja uciekam - powiedziała Alicja i wbiegła do łazienki.
- RUDY?! - wrzasnęła Lily. - No nie, przegięłaś - powiedziała i wyszła. Blue nie wiedziała czego się spodziewać. Evansówna potrafiła być mściwa.
Lily chichocząc stanęła pod drzwiami do dormitorium Huncwotów. Zapukała i weszła nie czekając na odpowiedź. To był błąd. Na środku pokoju stał James. Bez koszulki.
Spojrzała na niego i zarumieniła się. Natomiast Potter uśmiechnął się do niej huncwocko.
- Tak Lily?
- Chciałam porozmawiać z Syriuszem - rzekła, spuszczając głowę.
- O co chodzi? - spytał Black, wstając.
- O Rose.
- Coś się jej stało? - Wyglądał na zaniepokojonego. Evansówna powinna powiedzieć to swojej przyjaciółce.
- Nie, ale zdenerwowała mnie. - Ruda wyszczerzyła się złośliwe. Black też uśmiechnął się huncwocko.
- Powoli stajesz się prawdziwą Huncwotką.
- O nie! - powiedziała udając przerażenie. - No chodź! Może się jeszcze nie przebrała! - To wyraźnie go zachęciło. Wstał i wyszedł za Lily. Dziewczyna weszła do dormitorium pierwsza, ponieważ Black kategorycznie zabronił jej oglądać sposobu w jaki dostanie się do środka.
Jej przyjaciółka siedziała na ziemi. Alicja widocznie nadal nie wyszła z łazienki, a Mary gdzieś poszła.
Evansówna pomyślała, że jej zemsta jest bardzo brutalna.
Rose miała na sobie tylko krótką koszulę nocną, która nie zakrywała zbyt wiele. Do tego była poczochrana i miała odciśniętą poduszkę na prawym policzku.
- Przepraszam Lily. Zapomniałam, że nie lubisz tego określenia - szepnęła. Nagle Evansówna poczuła wyrzuty sumienia, no ale cóż. Blue podniosła się i schyliła po prześcieradło leżące na podłodze. Ten właśnie moment wybrał Syriusz, by wparować do pokoju. Zagwizdał głośno i oparł się o framugę drzwi. Rose pisnęła i zakryła się kołdrą.
- Co ty tu robisz Black! - wydarła się.
- Podziwiam widok - stwierdził bezczelnie.
- Nie możesz od tak wmaszerowywać do naszego dormitorium!
- Nie wmaszerowałem od tak, Lily mnie zaprosiła - powiedział. Evansówna zmarszczyła lekko nosek czekając na wybuch.
- Lily zabiję cię! - krzyknęła, ale Black nie pozwolił jej kontynuować.
- No to ja może spróbuję zapobiec morderstwu.
- Niby jak? - spytała Rose zdziwiona.
- Śniadanie zaczęło się pięć minut te... - nie dokończył. Blue wrzasnęła i zaczęła walić pięściami w drzwi łazienki.
- Alicja wyłaź stamtąd!
- Już, już, po co te nerwy? - powiedziała blondynka, wychodząc.
- Nareszcie - rzekła Rose.
- Chciałabyś, żebym poszedł z tobą? - spytał Syriusz, poruszając sugestywnie brwiami.
- W snach Black - powiedziała i trzasnęła drzwiami.
- Skąd wiedziałaś? – krzyknął za nią.
- Co on tutaj robi? - zapytała zdziwiona Alicja.
><
Rose szła korytarzem. Była już prawie spóźniona na Obronę Przed Czarną Magią. Lily zniknęła gdzieś z Potterem, Alicja poszła napisać do swojego chłopaka, Franka, Remus do biblioteki, a Black...
Tak naprawdę, to nie miała pojęcia.
Nagle usłyszała jakieś szepty. Zatrzymała się. Nie chciała podsłuchiwać, ale gdy rozpoznała głosy Averego i Mulcibera nie mogła się powstrzymać. Po akcji z Mary nie spotkały ich żadne konsekwencje i dziewczyny razem z Huncwotami przyrzekli sobie, że będą ich mieć na oku.
- ...nie jestem go pewny. Za dużo czasu spędza z nimi, a co jeśli jest szpiegiem?
- Nie... jest zbyt wielkim tchórzem. To by było ponad jego możliwości. Widziałeś jak mu ręka drżała, gdy zabijał tego jednorożca? - Rose wzdrygnęła się. Oni zabijali. Dla zabawy.
- Dobra, ale i tak uważam, że trzeba być ostrożnym. Nie wtajemniczajmy go w atak na Hogsmeade. - Panna Blue poczuła przerażenie. Oni planują napad na wioskę. Musi wiedzieć wszystko.
- No właśnie, a Czarny Pan będzie?
- Nie jestem pewny, ale chyba tak.
- Wspaniale w końcu będziemy świadkami jego mocy! - Rose zaczęła się cofać by jak najszybciej wydostać się stamtąd i znaleźć jakiegoś nauczyciela, ale potknęła się o porzucony, pewnie przez jakiegoś pierwszoroczniaka, zeszyt i prawie upadła na ziemię. Wtedy głosy umilkły. Już wiedzieli, że słyszała wszystko. Wybiegli zza ściany i wymierzyli w nią różdżkami.
- Ani kroku, szlamo - szepnął Avery z nienawiścią.
- Zginiesz - stwierdził Mulciber, bez cienia jakichkolwiek uczuć.
- Nie mam takiego zamiaru. Wszyscy się dowiedzą jeśli rzucicie niewybaczalne w zamku. Wyrzucą was zanim się zorientujecie - powiedziała nagle z przypływem odwagi.
- To nas mało obchodzi. Crucio !
Uchyliła się przed zaklęciem zaskoczona i odrzuciła torbę na ziemię. W jej ręce została jedynie wycelowana w chłopaków różdżka.
- Avada Kedavra - wrzasnął Mulciber.
Odskoczyła przerażona. To była walka na śmierć i życie.
W jej stronę pomknęły dwie drętwoty, których sprawnie uniknęła. Później zaatakowali ją Avadą. Zaklęcia grzmiały głośno, uderzając w ściany i krusząc je. Rose skakała z miejsca na miejsce i coraz słabiej się broniła. Ich było dwóch, a ona tylko jedna. Poczuła, że zaklęcie rozcięło jej policzek. Nagle usłyszała jakieś kroki za sobą. Niestety, nawet nie zdążyła się odwrócić.
- Sectumsempra ! - krzyknął ktoś. Poczuła niesamowicie silny ból. Jakby ktoś pociął jej ciało tysiącem niewidzialnych ostrzy. Opadła bezwładnie na ziemię. Chciała wezwać pomoc, ale nawet nie miała siły, by wydobyć z siebie jakiś inny odgłos niż jęk.
- Dobra robota Severusie - powiedział Avery. - Teraz możesz ją zabić. - Rose zamglonym wzrokiem dostrzegła, że Smarkeus się waha. Chyba jeszcze nikogo nie zabił. Aż do teraz - pomyślała.
Czarnowłosy powoli uniósł różdżkę i już otwierał usta, gdy coś odrzuciło go do tyłu.
- Nie waż się Smarkeusie podnosić ręki na moich przyjaciół! - krzyknął ktoś znajomy, ale Blue powoli traciła przytomność i nie potrafiła już rozpoznać osoby, która ją uratowała.
- No proszę, proszę Potter i szlama Evans. Co was tu sprowadza? - odezwał się Avery.
- Co jej zrobiliście?! - wrzasnęła Lily przerażona.
- To wynalazek Severusa, nie wiem dokładnie jak on działa - powiedział Mulciber.
- Ale jeśli chcesz to możemy go na tobie wypróbować, co Evans? - spytał Avery. - Sectum ...
- Drętwota ! - krzyknął James. Avery uderzył w ścianę z głuchym łoskotem. Przerażony Mulciber spojrzał na Pottera. Później zaczęli się pojedynkować. Lily wykorzystując to, że inni są zajęci podbiegła do Rose i sprawdziła jej puls.
- Nie umieraj Rosie, proszę cię, nie umieraj - szeptała, a gorzkie łzy spływały jej po policzkach. Puls jej przyjaciółki z każdą chwilą stawał się coraz słabszy. Przez nieuwagę pozwoliła, by Avery wstał i wycelował w nią swoją różdżkę.
- Teraz twoja kolej szlamo! Avada ...
- Drętwota - wrzasnął ktoś z końca korytarza. - Lily nic ci nie jest?! - spytał Syriusz biegnąc w jej stronę. - Merlinie! - Oparł się o ścianę widząc ilość krwi na podłodze i leżąca po środku Rose. - Trzeba ją stąd zabrać! - Wziął dziewczynę na ręce i pognał korytarzem, jak szalony. Lily patrzyła za nim zbyt przerażona by płakać. Co jeśli jej przyjaciółka nie przeżyje?
Nagle ktoś położył jej rękę na ramieniu. Wstała bardzo szybko i wymierzyła w niego różdżkę.
Jednak zamiast Averego dostrzegła czekoladowe oczy Jamesa.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął. Nie odezwała się tylko go przytuliła.
- Jak oni mogli? - zapytała po chwili drżącym głosem. - T-to jest okropne!
- Ciiii... malutka. Wszystko będzie dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro