Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Lily wstała o szóstej rano. To był jej ostatni rok w szkole. Nie chciała jej jeszcze opuszczać. Miała wrażenie, że tyle jeszcze nie zdążyła zrobić i tyle rzeczy zobaczyć. 

Poszła do łazienki i nalała wody do wanny. Zanurzyła się w niej z głośnym westchnieniem.
Po kąpieli postanowiła obudzić dziewczyny. Przynajmniej spróbować. Podeszła do łóżka Rose i nachyliła się nad nią. Jej przyjaciółka wyglądała tak niewinnie.

- Rosie! - wrzasnęła na cały głos. Blue wzdrygnęła się gwałtownie i spadła z łóżka. Lily zaczęła się śmiać, co obudziło również inne dziewczyny.

- Lily! Jak mogłaś! Myślałam, że się przyjaźnimy - powiedziała z wyrzutem.

Poczołgała się do swoich rzeczy.  

- Właśnie dlatego nie chciałam pozwolić, żebyś zaspała - rzekła Evansówna z niewinnym uśmiechem.  

- Za dużo czasu z Potterem spędziłaś - stwierdziła Rose za co dostała poduszką. - Ałć! Ty rudy demonie wcielony!

- To ja uciekam - powiedziała Alicja i wbiegła do łazienki.

- RUDY?! - wrzasnęła Lily. - No nie, przegięłaś - powiedziała i wyszła. Blue nie wiedziała czego się spodziewać. Evansówna potrafiła być mściwa.

Lily chichocząc stanęła pod drzwiami do dormitorium Huncwotów. Zapukała i weszła nie czekając na odpowiedź. To był błąd. Na środku pokoju stał James. Bez koszulki.

Spojrzała na niego i zarumieniła się. Natomiast Potter uśmiechnął się do niej huncwocko.

- Tak Lily?

- Chciałam porozmawiać z Syriuszem - rzekła, spuszczając głowę.

- O co chodzi? - spytał Black, wstając.

- O Rose.

- Coś się jej stało? - Wyglądał na zaniepokojonego. Evansówna powinna powiedzieć to swojej przyjaciółce.

- Nie, ale zdenerwowała mnie. - Ruda wyszczerzyła się złośliwe. Black też uśmiechnął się huncwocko.

- Powoli stajesz się prawdziwą Huncwotką.

- O nie! - powiedziała udając przerażenie. - No chodź! Może się jeszcze nie przebrała! - To wyraźnie go zachęciło. Wstał i wyszedł za Lily. Dziewczyna weszła do dormitorium pierwsza, ponieważ  Black kategorycznie zabronił jej oglądać sposobu w jaki dostanie się do środka.
Jej przyjaciółka siedziała na ziemi. Alicja widocznie nadal nie wyszła z łazienki, a Mary gdzieś poszła.

Evansówna pomyślała, że jej zemsta jest bardzo brutalna.

Rose miała na sobie tylko krótką koszulę nocną, która nie zakrywała zbyt wiele. Do tego była poczochrana i miała odciśniętą poduszkę na prawym policzku.

- Przepraszam Lily. Zapomniałam, że nie lubisz tego określenia - szepnęła. Nagle Evansówna poczuła wyrzuty sumienia, no ale cóż. Blue podniosła się i schyliła po prześcieradło leżące na podłodze. Ten właśnie moment wybrał Syriusz, by wparować do pokoju. Zagwizdał głośno i oparł się o framugę drzwi. Rose pisnęła i zakryła się kołdrą.

- Co ty tu robisz Black! - wydarła się.

- Podziwiam widok - stwierdził bezczelnie.

- Nie możesz od tak wmaszerowywać do naszego dormitorium!

- Nie wmaszerowałem od tak, Lily mnie zaprosiła - powiedział. Evansówna zmarszczyła lekko nosek czekając na wybuch.

- Lily zabiję cię! - krzyknęła, ale Black nie pozwolił jej kontynuować.

- No to ja może spróbuję zapobiec morderstwu.

- Niby jak? - spytała Rose zdziwiona.

- Śniadanie zaczęło się pięć minut te... - nie dokończył. Blue wrzasnęła i zaczęła walić pięściami w drzwi łazienki.

- Alicja wyłaź stamtąd!

- Już, już, po co te nerwy? - powiedziała blondynka, wychodząc.

- Nareszcie - rzekła Rose.

- Chciałabyś, żebym poszedł z tobą? - spytał Syriusz, poruszając sugestywnie brwiami.

- W snach Black - powiedziała i trzasnęła drzwiami.

- Skąd wiedziałaś? – krzyknął za nią.

- Co on tutaj robi? - zapytała zdziwiona Alicja.
                                                                                                                   ><

Rose szła korytarzem. Była już prawie spóźniona na Obronę Przed Czarną Magią. Lily zniknęła gdzieś z Potterem, Alicja poszła napisać do swojego chłopaka, Franka, Remus do biblioteki, a Black...

Tak naprawdę, to nie miała pojęcia.

Nagle usłyszała jakieś szepty. Zatrzymała się. Nie chciała podsłuchiwać, ale gdy rozpoznała głosy Averego i Mulcibera nie mogła się powstrzymać. Po akcji z Mary nie spotkały ich żadne konsekwencje i dziewczyny razem z Huncwotami przyrzekli sobie, że będą ich mieć na oku.

- ...nie jestem go pewny. Za dużo czasu spędza z nimi, a co jeśli jest szpiegiem?

- Nie... jest zbyt wielkim tchórzem. To by było ponad jego możliwości. Widziałeś jak mu ręka drżała, gdy zabijał tego jednorożca? - Rose wzdrygnęła się. Oni zabijali. Dla zabawy.

- Dobra, ale i tak uważam, że trzeba być ostrożnym. Nie wtajemniczajmy go w atak na Hogsmeade. - Panna Blue poczuła przerażenie. Oni planują napad na wioskę. Musi wiedzieć wszystko.

- No właśnie, a Czarny Pan będzie?

- Nie jestem pewny, ale chyba tak.

- Wspaniale w końcu będziemy świadkami jego mocy! - Rose zaczęła się cofać by jak najszybciej wydostać się stamtąd i znaleźć jakiegoś nauczyciela, ale potknęła się o porzucony, pewnie przez jakiegoś pierwszoroczniaka, zeszyt i prawie upadła na ziemię. Wtedy głosy umilkły. Już wiedzieli, że słyszała wszystko. Wybiegli zza ściany i wymierzyli w nią różdżkami.

- Ani kroku, szlamo - szepnął Avery z nienawiścią.

- Zginiesz - stwierdził Mulciber, bez cienia jakichkolwiek uczuć.

- Nie mam takiego zamiaru. Wszyscy się dowiedzą jeśli rzucicie niewybaczalne w zamku. Wyrzucą was zanim się zorientujecie - powiedziała nagle z przypływem odwagi.

- To nas mało obchodzi. Crucio !

Uchyliła się przed zaklęciem zaskoczona i odrzuciła torbę na ziemię. W jej ręce została jedynie wycelowana w chłopaków różdżka. 

- Avada Kedavra - wrzasnął Mulciber.

Odskoczyła przerażona. To była walka na śmierć i życie.

W jej stronę pomknęły dwie drętwoty, których sprawnie uniknęła. Później zaatakowali ją Avadą. Zaklęcia grzmiały głośno, uderzając w ściany i krusząc je. Rose skakała z miejsca na miejsce i coraz słabiej się broniła. Ich było dwóch, a ona tylko jedna. Poczuła, że zaklęcie rozcięło jej policzek. Nagle usłyszała jakieś kroki za sobą. Niestety, nawet nie zdążyła się odwrócić.

- Sectumsempra ! - krzyknął ktoś. Poczuła niesamowicie silny ból. Jakby ktoś pociął jej ciało tysiącem niewidzialnych ostrzy. Opadła bezwładnie na ziemię. Chciała wezwać pomoc, ale nawet nie miała siły, by wydobyć z siebie jakiś inny odgłos niż jęk.

- Dobra robota Severusie - powiedział Avery. - Teraz możesz ją zabić. - Rose zamglonym wzrokiem dostrzegła, że Smarkeus się waha. Chyba jeszcze nikogo nie zabił. Aż do teraz - pomyślała.

Czarnowłosy powoli uniósł różdżkę i już otwierał usta, gdy coś odrzuciło go do tyłu.

- Nie waż się Smarkeusie podnosić ręki na moich przyjaciół! - krzyknął ktoś znajomy, ale Blue powoli traciła przytomność i nie potrafiła już rozpoznać osoby, która ją uratowała.

- No proszę, proszę Potter i szlama Evans. Co was tu sprowadza? - odezwał się Avery.

- Co jej zrobiliście?! - wrzasnęła Lily przerażona.

- To wynalazek Severusa, nie wiem dokładnie jak on działa - powiedział Mulciber.

- Ale jeśli chcesz to możemy go na tobie wypróbować, co Evans? - spytał Avery. - Sectum ...

- Drętwota ! - krzyknął James. Avery uderzył w ścianę z głuchym łoskotem. Przerażony Mulciber spojrzał na Pottera. Później zaczęli się pojedynkować. Lily wykorzystując to, że inni są zajęci podbiegła do Rose i sprawdziła jej puls.

- Nie umieraj Rosie, proszę cię, nie umieraj - szeptała, a gorzkie łzy spływały jej po policzkach. Puls jej przyjaciółki z każdą chwilą stawał się coraz słabszy. Przez nieuwagę pozwoliła, by Avery wstał i wycelował w nią swoją różdżkę.

- Teraz twoja kolej szlamo! Avada ...

- Drętwota - wrzasnął ktoś z końca korytarza. - Lily nic ci nie jest?! - spytał Syriusz biegnąc w jej stronę. - Merlinie! - Oparł się o ścianę widząc ilość krwi na podłodze i leżąca po środku Rose. - Trzeba ją stąd zabrać! - Wziął dziewczynę na ręce i pognał korytarzem, jak szalony. Lily patrzyła za nim zbyt przerażona by płakać. Co jeśli jej przyjaciółka nie przeżyje?
Nagle ktoś położył jej rękę na ramieniu. Wstała bardzo szybko i wymierzyła w niego różdżkę.

Jednak zamiast Averego dostrzegła czekoladowe oczy Jamesa.

- Wszystko będzie dobrze - szepnął. Nie odezwała się tylko go przytuliła.

- Jak oni mogli? - zapytała po chwili drżącym głosem. - T-to jest okropne!

- Ciiii... malutka. Wszystko będzie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro