Rozdział 18
Lily ubrana w ciepłą kurtkę i długie spodnie stała przed ciemnym małym domkiem na uboczu. Zapukała delikatnie. Drzwi natychmiast otworzyły się.
- Wchodź Lily - rzekł uśmiechnięty Frank. Dziewczyna również posłała mu uśmiech. Zamknął za nią drzwi i pomógł jej zdjąć kurtkę. - Chcesz może herbaty czy czegoś takiego?
- Herbata byłaby w porządku. Może Rose też się przyda.
- Wiesz niezbyt jestem pewien czy możemy ją rozwiązać. Nie chcemy, żeby wezwała Czarnego Pana.
- Ona przez cały czas jest związana? - spytała Lily zszokowana. Frank pokiwał głową.
- James i Syriusz ci nie mówili?
- Ani słowa. - Longbottom zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Wprowadził dziewczynę do pokoju jej przyjaciółki.
- Pójdę rzucić zaklęcia ochronne. Niedługo wrócę - powiedział i wyszedł zamykając drzwi.
- Lily? - usłyszała szept z kąta. Odwróciła się w kierunku najlepszej przyjaciółki.
- Och, Rose - rzekła cicho.
><
Syriusz chodził niespokojnie po pokoju.
- Uspokój się - powiedział Remus. - To ci nic nie da. - Black spojrzał na niego.
- Nie każ mi się uspokajać. Nie widzisz co się dzieje? Ona nareszcie chce z kimś porozmawiać i tym kimś nie jestem ja - warknął.
- Może właśnie dlatego. - Również zdenerwował się Lupin. - Dlatego, że nie można z tobą normalnie rozmawiać jeśli chodzi o nią.
- Była torturowana i przetrzymywana z dala ode mnie!
- Właśnie, od ciebie! Myślisz tylko o sobie. Nie o niej. - Syriusz zacisnął pięści. Potter stanął między nimi.
- Dajcie spokój! Oboje. Nasza przyjaciółka właśnie doszła do siebie, a wy macie zamiar się bić? Powinniście się cieszyć, że może niedługo znów będzie tu z nami siedziała. - Black opadł na swoje łóżko, a Remus zmarkotniał.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść - zawołał Peter.
- Hej chłopaki - powiedziała Marlena poprawiając lekko swoje blond włosy. Syriusz podniósł się na łokciach i spojrzał na nią.
- Co tam? - spytał Potter, uśmiechając się do niej przyjaźnie.
- Chciałam porozmawiać z Syriuszem. - James posłał przyjacielowi pytające spojrzenie. Black wzruszył ramionami i wyszedł z dziewczyną z pokoju.
- O czym chciałaś porozmawiać? – spytał, gdy wyszli, a ona usiadła na parapecie.
- Więc... ta dziewczyna z mojego pokoju.
- Co z nią?
- Rozpowiada wszystkim, że potajemnie się spotykamy - westchnęła blondynka. Syriusz wzruszył ramionami.
- Sława taka jest. Kiedyś usłyszałem plotkę, że James potajemnie ujeżdża hipogryfy. - Marlena zaśmiała się ciepło. Black słysząc ten przyjemny dźwięk uśmiechnął się.
- To jedna sprawa - powiedziała i pokazała mu dwa palce. - Druga jest taka, że podobno Dumbledore zbiera jakąś tajną organizację do walki z Voldemortem - rzekła przyciszonym głosem. Black lekko się spiął.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Dobra odpowiedź - pochwaliła go. - Wiem od znajomego, że takie coś istnieje i chciałabym się przyłączyć. Tylko, że potrzebuje kogoś kto poprze mnie u dyrektora.
- Ile masz lat? - zapytał składając ręce na piersi.
- Urodziłam się w grudniu tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku.
- Czyli już jesteś pełnoletnia - szepnął sam do siebie.
- Brawo dla tego pana - powiedziała, udając, że klaszcze. Wywrócił oczyma.
- A czemu twój przyjaciel nie może cię poprzeć?
- Wiesz, on niezbyt chce, żebym się angażowała - mruknęła i spuściła wzrok. Syriusz złożył ręce na piersi.
- To może ma rację - rzekł i już chciał się odwrócić.
- Syriusz nie rób mi tego. Naprawdę chce pomóc - powiedziała i położyła mu rękę na ramieniu.
- Nie mogę pozwolić, żeby stało ci się to, co stało się Rose - szepnął. Odwróciła go lekko i zeskoczyła na ziemię. Delikatnie objęła go.
- Współczuję ci Syriusz, ale naprawdę chce to zrobić. Musisz uwierzyć, że dam radę. - Black pogładził ją po długich włosach. Była taka niska i według niego bezbronna, ale wiedział, że prędzej czy później i tak dołączy do Zakonu. Odsunął ją od siebie.
- Chodźmy.
><
Rose spojrzała na Lily z uśmiechem.
- Wow, wyglądasz pięknie Lily - powiedziała cicho.
- I tak nigdy nie dorównam tobie czy Mary - szepnęła Evans i usiadła kolo swojej przyjaciółki.
- Daj spokój. To ty zawsze byłaś najpiękniejsza. - Ruda zmarszczyła brwi. - Tu dusza się liczy.
- Mówisz jak James - zaśmiała się Lily. Jej przyjaciółka odzywała się tak jak kiedyś.
- No oczywiście - oburzyła się Rose. - Przecież jesteśmy rodzeństwem. - Obie zachichotały.
- Jak się czujesz w ogóle? - zapytała Evans. Brunetka pokazała jej związane czerwone ręce zza pleców.
- Gdyby nie to, to byłoby wręcz perfekcyjnie - mruknęła. Lily przygryzła wargę. Wtedy do pokoju wszedł Frank i podał jej herbatę, po czym zaraz się wycofał. Dziewczyna odłożyła ją i wyjęła różdżkę.
- Odwróć się - rozkazała. Rose posłusznie wykonała jej polecenie, mimo że była mocno zaskoczona.
- Diffindo - szepnęła Evans, a więzy opadły. Ręce dziewczyny były wolne. Lily mimo wszystko zachowała ostrożność i trzymała różdżkę wycelowaną w swoją przyjaciółkę. Rose poruszyła nadgarstkami, tak że krew znów w pełni zaczęła w nich krążyć. Po czym rzuciła się na Evans.
><
James leżał ma łóżku. Był już po wszystkich lekcjach. Peter, Remus i Syriusz poszli na kolację, ale on nie mógł. Lily nie było już od bardzo dawna i niepokoił się o nią. Natomiast Black cieszył się, że jej nie ma bo to oznacza, że dogadała się z jego byłą dziewczyną. Okularnik przewrócił się na drugi bok. Wtedy drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł Syriusz.
- Jak tam się trzyma nasz prefekt? - zapytał z uśmiechem. Obecność tej Marleny Smith była dla niego bardzo pomocna. James uśmiechnął się lekko.
- Całkiem dobrze Łapo, a co chowasz za plecami? - zapytał z ciekawością.
- Coś dla pewnego jelenia - mruknął tamten i wyciągnął zza pleców talerz pełen bekonu i tostów.
- Kocham cię Łapa - powiedział James, czując jak mu burczy w brzuchu.
- Och daj spokój, bo się jeszcze zaczerwienię - rzekł Syriusz podając mu jedzenie.
- Jak się czujesz? - zapytał James, poprawiając okulary. - Z tym wszystkim.
- Wiesz. W sumie to na początku byłem zawiedziony, że nie chciała rozmawiać ze mną, ale później Remus uświadomił mi, że jestem samolubny i teraz chyba cieszę się. Jestem szczęśliwy, bo jest nadzieja, że kiedyś ją jeszcze przytulę.
- Naprawdę ją kochasz - rzekł James cicho.
- W sumie to już nie wiem. Zmieniliśmy się oboje. Mam wrażenie, że kocham tą dziewczynę, która bezczelne kłamała Filchowi, gdy zaczarowaliśmy bałwana, żeby biegał po szkole.
- To nadal ona.
- Nie, już nie. Wszyscy się zmienili. Spójrz na siebie, kiedyś byłeś największym podrywaczem w szkole, lekko rozpieszczonym dzieckiem, a zależało ci tylko na gnębieniu ślizgonów, quiddichu i żartach z nami. Teraz się zaręczyłeś, nie spojrzysz na żadnego ślizgona, nawet nie wspomnisz o lataniu, a do tego zostałeś prefektem. Lily też, kiedyś kochała tylko książki i naukę, a szczerze nienawidziła ciebie.
- Teraz myśli tylko o tym, czy przeżyjemy poza Hogwartem i zgodziła się za mnie wyjść. Dawno nie widziałem, żeby siedziała do późna jak kiedyś i tylko przeglądała książki lub, żeby chodziła na te spotkania do Slughorne'a.
- Widzisz o tym właśnie mówię - rzekł cicho Syriusz. - Dziewczyny już nie trzymają się jako całą paczka, a my zaczynamy się kłócić.
- Dorastamy. Teraz każdy z nas miał ciężki okres, ale od prawie tygodnia nie było żadnego ataku. Może zaczyna się uspokajać? Może to, że Rose wyzdrowiała oznacza, że wszystko będzie jak dawniej?
- Mam taką nadzieję, ale nie ważne co się stanie, zawsze będziesz moim bratem.
- A ty moim Łapo - powiedział James z uśmiechem. - Zawsze.
><
Rose ze łzami w oczach rzuciła się na Lily i przytuliła ją.
- Dziękuję ci Lily, tak bardzo dziękuję - płakała. Evansówna objęła ją mocno, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Zaufałaś mi po tym wszystkim co zrobiłam. Nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić.
- Lily nie uwierzysz - szepnęła w końcu, gdy już zdążyła wypytać Rudą o wszystkich znajomych i wszystko co się zmieniło odkąd jej nie było.
- Co takiego?
- Przez to, że krew nie dopływała mi prawie wcale do dłoni Czarny Pan nie mógł wyczuć mojego pulsu. Myśli, że nie żyję.
- Ale czy w takim razie teraz nie poczuje, że jednak tak nie jest? - zapytała Ruda zaniepokojona.
- Nie. Bo znak, on zniknął - szepnęła dziewczyna z szerokim uśmiechem.
- Jak to? To niemożliwe - powiedziała Lily i podwinęła rękawy przyjaciółki. Rzeczywiście. Nie było tam śladu po znaku. Nigdy nie słyszała o czymś takim.
- Ja..., to naprawdę niesamowite - wyszeptała. - To znaczy, że możesz wrócić ze mną do zamku.
- Chciałabym, ale nie jestem pewna czy mi pozwolą, oni... - nie skończyła, bo w tym momencie drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Albus Dumbledore.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro