Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

          

W domu Jamesa Pottera panowała idealna, niczym nie zmącona cisza, aż do czasu, gdy...

- James! Lily!

Zawołani zerwali się z łóżka tak szybko jakby w ogóle nie spali i popędzili tam skąd dobiegł ich krzyk, czyli do pokoju naprzeciwko.

- Co się stało? – zapytał Potter z przekrzywionymi okularami i różdżką w ręku. Rose uśmiechnęła się delikatnie, a jej opuchnięte od płaczu oczy, zabłysły starym blaskiem.

- Cześć Rogaczu – powiedział chrapliwie Syriusz, a Jamesowi opadły ręce. Jego najlepszy przyjaciel w końcu się obudził.

- Łapa w końcu. Ile mogłeś odpoczywać? – zażartował, a Black zaśmiał się cicho.

- Właśnie tak stwierdziłem, że chyba już wystarczy.

- Witaj wśród żywych kochanie – powiedziała Rose i posłała mu ciepły uśmiech. Na wspomnienie starych czasów Syriusz również rozciągnął swoje usta w uśmiechu.

- Tęskniłem.

   ><

Fruzia postawiła przed domownikami ciepłe śniadanie, akurat wtedy, gdy drzwi otworzyły się z hukiem.

- Słyszałam nowiny! – krzyknęła Mary i bez zaproszenia weszła do środka. Rose udawała, że uderza głową w stół. Syriusz zachichotał.

- Cześć Mary.

- Nareszcie się obudziłeś Black. Myślałam, że to nigdy nie nastąpi – zawołała i już chciała go objąć, gdy zauważyła bandaże wystające spod jego koszuli.

- Pewnie na to liczyłaś?

- Oczywiście, bo ja skrycie czekam na to, żeby u Jamesa w domu zwolnił się pokój. Od zawsze moim marzeniem było, żeby tu mieszkać.

- Wiedziałem – powiedział Syriusz i uśmiechnął się. Brunetka zarzuciła włosami i usiadła ze swoimi przyjaciółmi przy stole. Wszyscy przez chwilę patrzyli na nią, a później rzucili się na jedzenie. McDonald wybuchła śmiechem.

- Zawsze tacy sami.

- To chyba dobrze – rzekł James. Mary posłała mu lekki uśmiech, ale po chwili spoważniała.

- Spotkałam Petera.

- I jak? – zapytał Syriusz, patrząc na nią z powagą.

- Nie wygląda dobrze. Jest cały posiniaczony. Mówił, że próbował powstrzymać śmierciożercę.

- Na Merlina. Biedny Peter – rzekła Lily i pokręciła głową. Było jasne, że ich przyjaciel nie jest zbyt dobrym czarodziejem i nie wiadomo było czy da sobie radę.

- Jest jeszcze coś.

- Co? – zapytała Rose cicho.

- Wiedzieliście, że jego ojciec nie żyje?

- Jak to?! – zapytał Syriusz. Widelec, który trzymała Lily upadł z trzaskiem na stół.

- Śmierciożercy podpalili ich dom w święta. Jego ojciec nie zdążył uciec.

- Czemu on nic nie powiedział? – zapytał cicho James.

- Mówi, że to było dla niego zbyt trudne, by o tym rozmawiać jeszcze wtedy, a później nie chciał psuć nam humoru.

- Muszę się z nim zobaczyć – rzekł Syriusz i próbował się podnieść, ale jęknął z bólu i znów opadł na krzesło. Rose od razu obróciła się do niego, by sprawdzić czy wszystko w porządku. Złapał ją mocno za rękę pod stołem. James skrzywił się, gdy zobaczył ból wypisany na twarzy najlepszego przyjaciela.

- Ja zaproszę go tutaj. Huncwoci powinni się wspierać.

><

Lily wpatrywała się w dogasający w kominku płomień. Obok na kanapie siedział jej ojciec i w ciszy czytał gazetę. Jego wiek powoli stawał się zauważalny. Zmarszczki przyozdobiły jego twarz w znaczących ilościach, bo Mark nigdy nie stronił od śmiechu czy robienia głupich min.

- Chyba nie zmieniłem się tak mocno, żebyś musiała mi się aż tak bacznie przyglądać.

- Wszyscy się zmienili tato.

- Ale chyba zgodzisz się ze mną, że najbardziej zmieniłaś się ty.

- Ja?

- Kochanie, przed wszystkimi możesz udawać, ale nie przede mną. Na świecie źle się dzieje i nie trzeba być czarodziejem, żeby to zauważyć. Widzę jak jesteś przygnębiona i zamyślona za każdym razem, gdy wracasz ze swojego świata, bo nie łudźmy się, że jest inaczej. Chcesz, czy nie, już tutaj nie pasujesz. Jesteś zbyt wyjątkowa. Twoje miejsce jest z Jamesem, bo nigdy już nie znajdziesz kogoś takiego jak on. Tak samo miałem z twoją matką. Mary jest tą jedyną i wiedziałem to odkąd pierwszy raz ją pocałowałem. Gdy patrzę na ciebie i Jamesa to widzę to samo co wtedy widziano u nas. – Lily otarła łzy, które powoli spływały po jej policzkach.

- To jest takie trudne.

- Zawsze tak jest kochanie. Gdyby było prosto, to, by się nie opłacało. Dopiero, gdy musisz o coś walczyć, zaczynasz to doceniać.

- Ja po prostu nie chcę nikogo stracić – wyszeptała dziewczyna przez łzy, których nie mogła już powstrzymać. Jej ojciec odłożył gazetę i wziął córkę w ramiona. Gdy ją obejmował czuła się jak mała dziewczynka. Jakby wczoraj uczył ją jeździć na rowerze lub wiązać buty. Zamknęła oczy i zaszlochała.

- Nie przejmuj się tym aż tak strasznie Lily, bo przez to stracisz siebie.

><

Remus parsknął śmiechem, gdy Syriusz opowiedział jeden ze swoich dowcipów. Huncwoci siedzieli we czwórkę w salonie Jamesa i popijali ognistą whiskey. Lily spała u rodziców, a Rose na górze. Mówiła, że nie chce im przeszkadzać, mimo, że namawiali ją, by została.

- Nie wierzę w to, że tak wiele się zmieniło – rzekł Lupin, pod przymusem alkoholu.

- Mówili mi, że wejście w dorosłość jest trudne, ale, żeby aż tak? – zapytał Syriusz.

- Żyjemy w paskudnych czasach przyjaciele – mruknął James.

- Ale przynajmniej nadal żyjemy – wybełkotał Peter, który tej nocy wypił zdecydowanie za dużo.

- I chwała nam za to – zawołał Black. Wszyscy stuknęli się szklankami, a krople ognistej whiskey spadły na beżowy dywan. – Za Huncwotów i za to, by koniec nigdy nie nastąpił.

Po tych słowach wszyscy łapczywie spili ze swoich szklanek wszystko, aż do ostatniej kropli, jakby naprawdę wierzyli, że takie dziecinne marzenia się spełnią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro