Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Lily obudziła się dysząc ciężko. Przez całą noc śniły się jej koszmary i nie mogła zrobić nic by je odgonić. Przetarła dłonią spocone czoło i spojrzała na zegarek. 6:30. Westchnęła i powoli, żeby nie budzić Jamesa, wstała i poszła do łazienki. Wydawało jej się, że to będzie kolejny spokojny dzień, bez żadnych złych nowin. Jednak była w błędzie.

                                      ><

Syriusz obudził się w nie swoim łóżku obok pięknej blondynki. Delikatnie pogłaskał ją po włosach i wstał. Przeciągnął się i zaczął zbierać swoje rzeczy. Na szczęście dziewczyna nie obudziła się, co oszczędzało mu tłumaczenia się i jej krzyków. Wyszedł z mieszkania cicho zamykając drzwi.

Wsiadł na motor i pstryknął palcami.

- Cześć kochanie, stęskniłem się - powiedział do maszyny i odpalił silnik, który zaskoczył z cichym warkotem.

Dwadzieścia minut jazdy wystarczyło by znalazł się pod drzwiami swojego mieszkania. Zaparkował motor z tyłu bloku i rzucił na niego zaklęcie kameleona.

Pogwizdując cicho, wszedł na górę i otworzył drzwi. Od razu padł na łóżko i westchnął ciężko. Cały czas chodził zmęczony. Nie wiedział czemu, ale każdej nocy męczyły go koszmary o jakiejś dziewczynie. Jednak w każdym z nich wyglądała nieco inaczej, co nie zmieniało faktu, że był pewien, że to ta sama osoba.

Nagle coś sobie uświadomił. W całym mieszkaniu było zadziwiająco cicho. Podniósł się. Nie wiedział czemu to zwróciło jego uwagę. Instynkt zadziałał samoistnie. Dopiero po chwili umysł go nadgonił. Sowa. Nie ma żadnej sowy. Benio zawsze pisał, gdy Syriusz nie mógł odprowadzić Mary. Najczęściej przysyłał mu wyjca, że zaniedbał jego dziewczynę. Jednak teraz odprowadził ją Peter.

Może dlatego Benio nie napisał?

Po prostu wiedział, że nic się jej nie mogło stać?

Syriusz próbował się tym uspokoić. Usiadł w fotelu i nalał sobie ognistej whiskey do szklanki. Wziął dwa mocne łyki. Jednak one nie pomogły.

Chwycił ze stolika klucze i wybiegł z mieszkania.

- Obyś się mylił Łapa - powiedział sam do siebie i deportował się.

Jednak Syriusz rzadko kiedy się mylił.

                                       ><

Opadł na ziemię tuż pod domem Benio Fenwicka. Cisza. Przywitała go cisza. Jego umysł znowu zaczął pracować na zwiększonych obrotach. Instynkt podpowiadał mu, że stało się coś strasznego.

Wtedy zrozumiał i prawie upadł na kolana. Zaklęcia ochronne nie powinny mu pozwolić aportować się tak blisko. Ktoś kto je rzucił musiał być daleko stąd, albo...

Wyciągnął różdżkę i ruszył przed siebie. Czuł jak jego oczy zaczynają niebezpiecznie piec.
Drzwi na pozór wyglądały na nienaruszone. Jednak, gdy Syriusz lekko ich dotknął, od razu się uchyliły.

Przełknął głośno ślinę i wszedł do domu. W każdej chwili był gotowy by rzucić zaklęcie.
W domu roznosił się odór. Syriusz musiał zakryć sobie nos, żeby móc iść dalej.
Był to zapach, który najczęściej czuje się wchodząc do sklepu mięsnego.

Pomimo dnia, w domu było ciemno. Poczuł wzbierające w nim obrzydzenie. Wtedy wszedł do salonu i to zobaczył. Na podłodze walały się ludzkie szczątki. Palec u ręki, stopa, ucho. Okna były pokryte czerwoną, lepką substancją.
Syriusz zobaczył naszyjnik, który Mary nosiła ostatnio bez przerwy, leżący koło zakrwawionego kawałka mięsa.

Wtedy już nie dał rady. Wstrząsnęły nim spazmy i wybiegł z mieszkania. Upadł na kolana na miękkiej trawie i zwymiotował. Łzy obficie spływały mu po policzkach.
Nie mógł w to uwierzyć.

Jego przyjaciele. Jego przyjaciele zostali bestialsko zamordowani w swoim własnym domu.

Upadł na ziemię i zacisnął dłonie na różdżce. Jęcząc i zanosząc się płaczem, wiedział, że ten obraz będzie go prześladować już do końca jego życia.

                                        ><

Lily, James i Peter siedzieli w salonie Potterów i rozmawiali o tym co należałoby zrobić, gdy Voldemort w końcu znów zaatakuje.
Nagle przerwało im mocne stukanie do drzwi. James zmarszczył brwi.

- Nikt się nie zapowiedział - szepnął do swojej żony i przyjaciela.

- Sprawdzę to - powiedział Peter. Lily zdziwiła jego nagła odwaga, chociaż pewnie bardziej wzruszyła.

- Razem - rzekł Potter i z wyciągniętymi różdżkami ruszyli w stronę drzwi.

Lily była gotowa na wszystko. Wytężyła słuch i wstała, by w każdej chwili być gotowa do ataku.
Jednak po chwili usłyszała tylko otwierane drzwi i płacz.

- Peter! - zawołał, bez wątpienia, Syriusz. Lily pobiegła do korytarza.

Zobaczyła zapłakanego i czerwonego na twarzy Blacka, przytulającego Pettigrew z całej siły.

- Dobrze, że tobie nic się nie stało. Tak się bałem - załkał.

- Co się stało Łapa? - zapytał James z przerażeniem wypisanym na twarzy. Jego przyjaciel rzadko kiedy płakał.

- Mary i Benio... - wyszeptał Syriusz.
Lily poczuła jak przed oczami robi jej się ciemno.

                                       ><

Potterowie siedzieli na kanapie przytuleni do siebie i nie mogli powstrzymać łez spływających po ich policzkach. Lily zanosiła się płaczem, a całe jej ciało trzęsło się niekontrolowanie.

Straciła kolejną przyjaciółkę. Życie kolejnej młodej osoby zgasło jak płomień na wietrze.

- Nie mogę w to uwierzyć... - powiedział cicho James.

W ich salonie odbywało się spotkanie Zakonu Feniksa.

- Ktoś musi iść to posprzątać - powiedział beznamiętnie Moody. Dumbledore skrzywił się lekko. Te dzieci były pod jego opieką, a skończyły w tak straszny sposób. Jego serce pulsowało boleśnie, ponieważ czuł się winny temu wszystkiemu.

- Musimy zachować większą ostrożność - powiedział Fabian.

Nikt nie wiedział co na to odpowiedzieć. Wszyscy wiedzieli, że nie uda się im zachować aż takiej ostrożności by uratować własne życie.

><

Wszyscy wychodzili z domu Potterów ze spuszczonymi głowami. To było jedno z najbardziej nieprzyjemnych spotkań na jakich byli.

Fabian i Gideon zostali chwile dłużej, bo czekali na swoją siostrę.

- Profesorze Dumbledore - powiedziała cicho Lily, żeby zatrzymać dyrektora.

- Tak Lily? - zapytał, uśmiechając się ciepło.

- Słyszał pan kiedyś o białej magii?

- Ahhh, biała magia - rozmarzył się profesor. - To sztuka najpotężniejsza ze wszystkich. Ten kto ją zgłębi będzie mógł ochronić swoich najbliższych. Jednak ja sam nigdy nie odkryłem ani jednego zaklęcia z tej dziedziny.

Lily uniosła brwi. Nawet Albus Dumbledore nie wiedział zbyt dużo o temacie, który ostatnio zaprzątał jej głowę. Może gdyby ją znała to Mary nadal by żyła?

Myśl o przyjaciółce sprawiła, że w jej oczach zabłysły łzy.

- Przepraszam profesorze - szepnęła i uciekła do swojej sypialni. Dumbledore skrzywił się z bólu. Nie mógł patrzeć jak wszyscy wokół niego tak bardzo cierpią.

- Idziemy już chłopaki - powiedział Gideon do Syriusza, Jamesa i Remusa. - Trzymajcie się.
Benio był przyjacielem Prewettów. Bardzo przeżyli jego śmierć.

- Wy też - rzekł Potter i poklepał ich po ramionach.

Huncwoci odprowadzili kolegów przed dom, gdzie czekała na nich niska, pulchna kobieta, której było już widać brzuch ciążowy.

- Cześć - powiedziała do braci ze smutnym uśmiechem. Po kolei ją przytulili. Było widać, że jej obecność jest dla nich uspokajająca.
Odwróciła się do Huncwotów. Jej oczy sprawiały, że czuło się w środku przyjemne ciepło. Wiadomo było, że jest wspaniałą matką.

- Molly Weasley - przedstawiła się.

- Syriusz Black, James Potter i Remus Lupin - powiedział Lunatyk, wskazując po kolei na przyjaciół.

- Który miesiąc? - zapytał Rogacz, nie potrafiąc się powstrzymać. Wyobraził sobie Lily, która stoi przed nim, trzymając dłonie delikatnie, na swoim brzuchu.

Molly uśmiechnęła się ciepło.

- Czwarty - powiedziała. - Ale mam jeszcze Bill'a, Charlie'go, Percy'ego, Fred'a i George'a.

- Jak to jest? Być rodzicem? - zapytał Potter.

- Nie będę kłamać, jest ciężko, ale jednocześnie, nie potrafię sobie wyobrazić niczego piękniejszego.

><

Dzień wcześniej

- Benio! - zawołała Mary od progu. Fenwick przestraszony zjawił się w ciągu sekundy. Gdy zobaczył, że jego dziewczynie nic nie jest, odetchnął z ulgą i pocałował ją mocno.

- Co się stało kochanie? - zapytał. Przytuliła się do niego, oddychając ciężko.

- Wiem kto zdradził. Wiem kto jest szpiegiem.

><

- Nie mogę w to uwierzyć - powiedział były Gryfon, chowając twarz w dłoniach. - Oni mu tak ufają.

- Dlatego trzeba ich ostrzec. Może to pozwoli nam wygrać z Voldemortem. Może w końcu będziemy bezpieczni.

- Tak Mary, musimy...

Przerwało mu pukanie do drzwi. Spojrzeli się na siebie ze strachem w oczach.

- Kocham Cię Mary.

- Ja Ciebie też Benio - szepnęła. Robili tak zawsze, bo nigdy nie wiadomo, która chwila będzie tą ostatnią. Razem podeszli do drzwi trzymając różdżki w pogotowiu.

- Na trzy - powiedział Fenwick.

- Raz.

- Dwa.

- T...

Mary nie zdążyła dokończyć. Drzwi wyleciały z zawiasów i odrzuciły ją do tyłu.

- Mary! - Usłyszała w oddali. Nie była w stanie się podnieść. Czuła gorącą krew spływającą jej po włosach. Musiała mocno uderzyć w coś głową. Łzy rozmazały jej obraz. Czarny tusz do rzęs spłynął jej po policzkach. Wtedy obok niej upadł Benio. Odbił się od podłogi i jęknął. Spojrzeli sobie w oczy.

Znalazł ich.

Mary wyciągnęła rękę, a jej ukochany ją złapał.

- Kocham Cię - szepnęła bezgłośnie.

- Ja Ciebie bardziej Mary - poruszył wargami.

/*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro