Truskawki i Jagody
Na twarzach wszystkich pojawił się tak dawno nie widziany Huncwocki uśmieszek a w oczach znów zagościły szalone iskierki radości. Wymienili się szczyptę wrednymi spojrzeniami i zaczęli obmyślać wielki kawał, który wywróci wszystkich do góry nogami. Usiadli tradycyjnie na podłodze w kółku i wymieniali się propzycjami. Oczywiście nie odbyło się także bez wymyślenia przez Syriusza głupiej nazwy pt. ,,Niespodziewany i najlepszy bardzo, bardzo wielki powrót Hunców na piątym roku".
- Ja tam uważam, że wystarczyłoby zwykłe ,, Wielki powrót Huncwotów".- rzucił Lunatyk.
- Jestem za!- podnieśli ręce wszyscy oprócz Blacka.
- Nie uważacie, że moja nazwa jest bardziej kreatywna?
- Przegłosowany!- krzyknął Rogacz i wskazał palcem na przyjaciela.
- To nie kulturalnie pokazywać palcem!- upomniał go Peter z uniesionymi koncikami ust. Wszyscy wybuchli wesołym i gromkim śmiechem.
- Jak strasznie mi tego brakowało.- wypaliła Jule.
- Mi też!- odrzekili chórem chłopcy.
- Ej! Czy wy też jesteścię ciekawi jaki kolor będzie miała twarz McGonagall gdy zobaczy co przygotujemy?
- Stawiam galeona, że fioletowy!- powiedziała Li.
- To ja się nie zakładam.- rzucili szybko wszyscy.
- Dlaczego?!
- No bo przecież Ty nigdy nie zakładasz się jeśli nie masz stu procentowej pewności. A ja nie mam zamiaru stracić galeona.
- Eh... Dlaczego wy tak dobrze mnie znacie?
Godzinę później wszystko było już gotowe w każdym calu. Huncwoci przygotowali każdy najmniejszy szczegół. Nic a nic nie miało prawa nie wypalić. A do tego nikt się tego nie spodziewa, bo przecież niby już nie robią kawałów. Otóż to nie prawda. Ludzie którzy tak myślą są kompletnymi: idiotami, debilami, bezmózgowcami. Oni po prostu NIE myślą. Ta misja będzie inna niż wszystkie. Huncwoci zaczęli zastanwiać się czy nasz najlepszy dyrektor Dumbledor, Albus Dumbleodr, Albus Perciwal Dumbledor, Albus Perciwal Wulfryk Dumbledor, Albus Perciwal Wulfryk Braian Dumbledor, nie zapiszę tego dnia w histori Hogwartu i czy nie będzie obchodzony co roku przez inne pokolenia. Ale bez przesady!
- Dobra.- odezwała się po chwili Jule.- Ja muszę iść. Nie odzywamy się do siebie do śniadania, żeby ktoś czasami się nie domyślił. Rogaś podaj mi pelerynę.
* Julietta *
Chłopak wykonał moją prośbę. Uśmiechnęłam się do nich, pomachałam na pożegnanie, ubrałam niewidkę i wyszłam. Westchnęłam cicho. Nie mogę uwierzyć jak przez ten miesiąc tak strasznie brakowało mi tych idiotów. Postanowiłam jednak, że nie wrócę do Syriusza. Mimo że strasznie go kocham robię to tylko dla jego dobra. Powoli ruszyłam do mojego pokoju. Weszłam i rozejrzałam się. Dor chyba była w łazience, Ann leżała na podłodze, a Lili siedziała na łóżku z książką na twarzy. Chyba spały. Muszą być strasznie zmęczone. Przecież dopiero po dziesiątej a one już odpłynęły. Zdjęłam pelerynę i za pomocą różdżki przeniosłam Ann na łóżko. Zciągnęłam Rudej podręcznik z głowy i obie nakryłam kocami. Niech śpią, bo we śnie człowiek znajduje się we własnym świecie. Czasem pływa w głębokim oceanie, a czasem robi pierwszy krok w chmurach. Tak. Sen to wspaniała przygoda. Jednym machnięciem różdżki przebrałam się w piżame, połorzyłam się i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Obudził mnie pisk. Przestraszyłam się. Orientacyjnie wstałam na równe nogi i wycelowałam różdżką w stronę dźwięku.
- Co się stało?!- zapytałam zdenerowowana. Zobaczyłam Lili i Dorcas, które patrzyły się w moją stronę jakby zobaczyła Voldzia.
- Nic, po prostu jesteśmy zaskoczone że jesteś. A w ogóle co ty tu robisz?- odpowiedziała Ruda.
- No wiesz chyba mieszkam w tym pokoju.
- No tak. Ale przez ostatnie miesiąc nie było Cię od samego rana.
- Było minęło. Nie wracajmy do przeszłości. Żyjmy teraźniejszością.- prychnęłam. Zrobiłam krok do przodu i rozłożyłam ręce.- No chodźcie tu!
Przytuliłyśmy się. Poczułam charakterystyczny zapach truskawki i jagody. Tak. Szampon Lilki to truskawki z Dor to jagody. No co? Chyba wiem takie rzeczy. Wiem dużo więcej niż można sobie wyobrazić.
- A planujecie z chłopakami jakiś kawał?- wypaliła Dor. Zobaczyłam w jej oczach taki blask, który dodawał jej uroku. Pewnie bardzo stęskniła się za naszymi malutkimi psikusami. Nie ona jedyna.
- Wiesz jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro