To ten nasz głupi Huncwocki charakter!
* Nastęnego dnia*
Wstałam wcześnie. Była piąta. Postanowiłam wyjść z pokoju aby nie obudzić wspólokatorek. Weszłam do pokoju wspólnego i zaczęłam czytać. Nagle usłyszałam skrzypienie schodów. Obejrzałam się nikogo nie było. Wróciłam do czytania. Jednak zacisnęłam w dłoni różdżkę. Wiedziałam co się dzieje. Poczułam czyjś oddech na szyi.
- Spadaj Black! O i Ty też Potter.
Wstałam.
- Akcio niewidka.- powiedziałam i peleryna była w mojej prawej dłoni. Przede mną stali dwaj najwięksi debile świata.
- Mhh. - obróciłam się w stronę wyjścia.
- Czekaj!- poprosił Rogacz i złapał mnie za rękę. - Prosimy wysłuchaj nas!
- Macie dwie minuty!
- Jule...- zaczął Syriusz.- Przepraszamy. Wiesz, nie chcieliśmy aby zrobiło Ci się smutno. To ten nasz głupi huncwocki Charakter.
Rzuciłam im spojrzenie ,, Wy tak na serio?".
- Ehh.- Westchnęłam.- I co ja mam z wami zrobić. Debile. No przecież wam wybaczę! Przytuliłam się do nich.
- Widzisz Rogaś! Mówiłem, że w końcu nam wybaczy.
- Nie pogarszaj sprawy Łapo.
Zeszliśmy razem na śniadanie. W WS nikogo jeszcze nie było. Nie dziwię się jest za wcześnie. 5:30.
- Jak wam się w ogóle udało wstać tak wcześnie?
- Skomplikowana operacja.- przyznał Rogacz.
- Ej co wy na to że zagramy po śniadaniu w butelkę?- zmienił temat Syriusz.
- Świetny pomysł!- powiedzieliśmy chórem.
Po śniadaniu czekaliśmy aż wszyscy zjedzą w pokoju chłopaków. Nareszcie wszyscy zeszliśmy się o 10. Ja, Syriusz, James, Peter, Remus, Lili i Dorcas.
- Kto kręci pierwszy?- zapytał Łapcia.
- Ja!- zgłosił się Rogacz. Zakręcił. Wypadło na Lunatyka.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Skołuj nam butelkę ognistej.
- Dobra. Acio ognista.
Po chwili przyleciała butelka.
- Dobra Remiś teraz Ty.
Wypadło na Dorcas.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie.
- Ilu chłopaków miałaś przed Łapą?
Dziewczyna spłonęła całą rumieńcami.
- Dziesięciu.
Faszołap zaczął piszcześ
- Dobra z dwudziestu pięciu.
Teraz wypadło na mnie.
- Pytanie czy wyzwanie.
- Wyzwanie.
- Napisz na śnianie na głównym korytarzu: Huncwoci tu byli.
- Dobra.
Piętnaście minut później było już po sparawie. Moja kolej. Wypadło na Łapię.
- To co prawda czy wyzwanie?- uśmiechnęłam się po huncwocku.
- Wyzwanie.- odpowiedział nie pewnie.
- Wypj całą butelkę ognistej na jednym oddechu.
- Pff. Prościzna.- odezwał się i wypęłnił zadanie.
- O Rogaś!
- Wyzwanie.
- Krzykni przez okno: Kocham Lili Evans chociaż ona woli Slughorna.
Hej! Strasznie dziękuję za te wszystkie gwiazdki i komentarze. Kocham was! Jestem ciekawa czy lubicie Jule?
Zostawiajcie ⭐ i 💬. Jeszcze raz dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro