To nie chcę zejść!
- No i co tak po prostu uciekłaś?!- zapytał okularnik gdy opowiedziałam mu co się zdarzyło.
- Mhhhm.- mruknęłam pod nosem przewracjając oczami.
- Wiesz jakie nie odpowiedzialne to było?!
- No proszę! Teraz James Potter będzie prawił mi kazania na temat odpowiedzialności?! Nie ja się na to nie godzę! Jeśli nie mogę się u Ciebie zatrzymać to mogłeś mi normalnie powiedzieć a nie prawić jakieś głupie kazania.- powiedzałam i wyszłam z jego domu. Uśmiechnęłam się po Huncwocku. Coś za dobrze go znam. Zaczęłam powoli iść.- Trzy... Dwa...Jeden.
- Jule! Poczekaj!- usłyszałam krzyk za plecami. Odwróciłam się na pięcie z kamienną twarzą żeby nie wzbudzać podejrzeń.
- Tak?- zapytałam uprzejmie.
- Oczywiści, że możesz się u mnie zatrzymać.- obją mnie ramieniem.- Jesteś w końcu moją siostrą i na moim miejscu zrobiłabyś to samo.
- Jasne.- odpowiedziałam bez zastanowienia. Wróciliśmy do budynku.
- Wiedziałaś jak to się potoczy, prawda?
- Nie!- powiedziałam ironicznie.- O co ty mnie posądzasz?
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Powiedzmy, że Ci wierzę... Wiesz, że jutro gramy mecz Quiddicha?! My kontra Thomas' owie. Zagraj z nami! Plose!- zrobił minę proszącego szczeniaczka.
- Skoro tak ładnie prosisz to może się zasnatowię.
- Wiesz co....?
- Oczywiście, że się zgadzam patafianie jeden!
* Godzinę później *
Leżymy na kanapie i rozmawiamy tak jak psiapsiuły. Tak. Psiapsiuły. No co? Mój najlepszy przyjaciel!
- No i czasami wydaję mi się, że Lili już mnie nie chcę!- żalił się Potter. Biedaczek.
- Uwierz mi ona bardzo Cię kocha.- pocieszałam go.
- Dzięki. A jak wam się układa z Łapą?
- Chyba dobrze. Ej James!- szturchnęłam to w ramię.- Gonisz!
Zaczęłam uciekąć a mój przyjaciel mnie gonić. Ach te zabawy dla trzylatków. Uciekałam z dziesięć minut a potem zmęczona usiadłam na kanapie.
- Złapałem!- krzyknął uradowany Jeleń i usiadł obok mnie.
- Co masz zadyszkę?
- Trochę... Jednak to nie to samo co latać na miotłach.
- No. Ale biegając Przynajmniej nie musisz unikać tłuczków.
- Szczera prawda. Co powiesz na mały żarcik?
- Żarcik powiadasz? Hmmmm. Każdego dnia, roku, miesiąca o każdej porze.
- Może wysmarujemy tą mazią czyjś dom?
- Okej. Co powiesz na Finnegana?
- Uuuuu. Super!
Spojrzeliśmy sobie w oczy. To jest taki dar. Umiemy wyczytywać sobie co mamy na myśli. Ja mówiłam: ,, Peleryna Niewidka" a on ,, Maź w kolorze różowym". Chwyciliśmy te rzeczy i wybiegliśmy jak błyskawice na dwór. Robotę wykonaliśmy na ,, W". Ach gdyby tylko McGonagall to zobaczyła. Po skończeniu w moich oczach pojawiła się iskierka. Iskierka oznaczająca wredny pomysł na który wpadłam.
- Rogaś!- złapałam go za nadgarstek.
- Co?
- Mam jeszcze jeden fajny pomysł.
Moje oczy zaświeciły się.
* Syriusz *
Siedziałem sobie spokonie w moim pokoju. Pisałem list do Rogasia. Skończyłem pisać już do : Lunatyka, Glizdy i Mojej myszuni ale akórat on został na końcu. No więc siedziałem i pisałem aż nagle usłyszałem wściekły głos mojej matki. Co jej się znowu stało?! Nie może zostawić mnie w spokoju.
- SYRIUSZU ORIONIE BLACKU MASZ NATYCHMIAST ZEJŚĆ NA DÓŁ!
Ciekawe o co chodzi. Musi być to coś extra ponieważ matka jest strasznie wnerwiona. Odłożyłem pióro na biurko, zakręciłem atrament i powolnym krokiem zeszłem na dół. Zobaczyłem mamę która groźnie wpatrywała swoje oczodoły w ścianę.- WYTŁUMACZ MI CO TO JEST?!
Spojrzałem w tamtą stronę. I co zobaczyłem? Wielki napis: HUNCWOCI TU BYLI! WIELKIE BRAWA DLA ROGACZA I LI! POZDRO DLA ŁAPY.
Wybuchnąłem śmiechem.
- Nie śmiej się!- warknęła kobieta.- To nie chcę zejść! Trzeba będzie wysadzić tą ścianę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro