Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To nie chcę zejść!

- No i co tak po prostu uciekłaś?!- zapytał okularnik gdy opowiedziałam mu co się zdarzyło.
- Mhhhm.- mruknęłam pod nosem przewracjając oczami.
- Wiesz jakie nie odpowiedzialne to było?!
- No proszę! Teraz James Potter będzie prawił mi kazania na temat odpowiedzialności?! Nie ja się na to nie godzę! Jeśli nie mogę się u Ciebie zatrzymać to mogłeś mi normalnie powiedzieć a nie prawić jakieś głupie kazania.- powiedzałam i wyszłam z jego domu. Uśmiechnęłam się po Huncwocku. Coś za dobrze go znam. Zaczęłam powoli iść.- Trzy... Dwa...Jeden.
- Jule! Poczekaj!- usłyszałam krzyk za plecami. Odwróciłam się na pięcie z kamienną twarzą żeby nie wzbudzać podejrzeń.
- Tak?- zapytałam uprzejmie.
- Oczywiści, że możesz się u mnie zatrzymać.- obją mnie ramieniem.- Jesteś w końcu moją siostrą i na moim miejscu zrobiłabyś to samo.
- Jasne.- odpowiedziałam bez zastanowienia. Wróciliśmy do budynku.
- Wiedziałaś jak to się potoczy, prawda?
- Nie!- powiedziałam ironicznie.- O co ty mnie posądzasz?
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Powiedzmy, że Ci wierzę... Wiesz, że jutro gramy mecz Quiddicha?! My kontra Thomas' owie. Zagraj z nami! Plose!- zrobił minę proszącego szczeniaczka.
- Skoro tak ładnie prosisz to może się zasnatowię.
- Wiesz co....?
- Oczywiście, że się zgadzam patafianie jeden!

* Godzinę później *
Leżymy na kanapie i rozmawiamy tak jak psiapsiuły. Tak. Psiapsiuły. No co? Mój najlepszy przyjaciel!
- No i czasami wydaję mi się, że Lili już mnie nie chcę!- żalił się Potter. Biedaczek.
- Uwierz mi ona bardzo Cię kocha.- pocieszałam go.
- Dzięki. A jak wam się układa z Łapą?
- Chyba dobrze. Ej James!- szturchnęłam to w ramię.- Gonisz!
Zaczęłam uciekąć a mój przyjaciel mnie gonić. Ach te zabawy dla trzylatków. Uciekałam z dziesięć minut a potem zmęczona usiadłam na kanapie.
- Złapałem!- krzyknął uradowany Jeleń i usiadł obok mnie.
- Co masz zadyszkę?
- Trochę... Jednak to nie to samo co latać na miotłach.
- No. Ale biegając Przynajmniej nie musisz unikać tłuczków.
- Szczera prawda. Co powiesz na mały żarcik?
- Żarcik powiadasz? Hmmmm. Każdego dnia, roku, miesiąca o każdej porze.
- Może wysmarujemy tą mazią czyjś dom?
- Okej. Co powiesz na Finnegana?
- Uuuuu. Super!
Spojrzeliśmy sobie w oczy. To jest taki dar. Umiemy wyczytywać sobie co mamy na myśli. Ja mówiłam: ,, Peleryna Niewidka" a on ,, Maź w kolorze różowym". Chwyciliśmy te rzeczy i wybiegliśmy jak błyskawice na dwór. Robotę wykonaliśmy na ,, W". Ach gdyby tylko McGonagall to zobaczyła. Po skończeniu w moich oczach pojawiła się iskierka. Iskierka oznaczająca wredny pomysł na który wpadłam.
- Rogaś!- złapałam go za nadgarstek.
- Co?
- Mam jeszcze jeden fajny pomysł.
Moje oczy zaświeciły się.

* Syriusz *
Siedziałem sobie spokonie w moim pokoju. Pisałem list do Rogasia. Skończyłem pisać już do : Lunatyka, Glizdy i Mojej myszuni ale akórat on został na końcu. No więc siedziałem i pisałem aż nagle usłyszałem wściekły głos mojej matki. Co jej się znowu stało?! Nie może zostawić mnie w spokoju.
- SYRIUSZU ORIONIE BLACKU MASZ NATYCHMIAST ZEJŚĆ NA DÓŁ!
Ciekawe o co chodzi. Musi być to coś extra ponieważ matka jest strasznie wnerwiona. Odłożyłem pióro na biurko, zakręciłem atrament i powolnym krokiem zeszłem na dół. Zobaczyłem mamę która groźnie wpatrywała swoje oczodoły w ścianę.- WYTŁUMACZ MI CO TO JEST?!
Spojrzałem w tamtą stronę. I co zobaczyłem? Wielki napis: HUNCWOCI TU BYLI! WIELKIE BRAWA DLA ROGACZA I LI! POZDRO DLA ŁAPY.
Wybuchnąłem śmiechem.
- Nie śmiej się!- warknęła kobieta.- To nie chcę zejść! Trzeba będzie wysadzić tą ścianę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro