To dziś?
- Glizdek! Łapo! Wstawajcie!- krzyknął James Potter nachylając się przed tym nad dwoma śpiącymi na podłodze chłopakami. W odpowiedzi dostał poduszką w twarz i jakieś ciche niezrozumiałe mruknięcie.- O nie! Tak się nie będziemy bawić!- ostrzegł z szatańskim uśmiechem wynalowanym na twarzy.- Peter! W Wielkiej Sali rozdają za darmo czekoladowe żaby!- Glizdogon wstał i jak błyskawica popędził w stronę wyżej wymienionego pomieszczenia.
Hmm... Jakby tu obudzić tego pacana?- myśli.
- Syriusz!- warknął udając głos Pani Black.- Dlaczego masz w pokoju taki bałagan! Natychmiast wstawaj posprzątać!
I w mgnieniu oka krokoczarno włosy Gryffon zerwał się na równe nogi. Rozejrzał się po pokoju zdezorientowany. Gdy wreszcie zorienował się, co tak naprawdę się wydarzyło zmienił wyraz twarzy na lekko wkurzony.
- James!- syknął.- Dlaczego budzisz mnie w środku nocy ?!
Potter popatrzył na przyjaciela z politowaniem po czym przemówił ironicznym głosem:
- Tak! Dokładnie! Bo teraz jest środek nocy. I wcale nie piszemy za dziesięć minut ostatniego egzaminu z Obrony przed Czarną magią. Wcale i wogóle!
- To dziś?- Syriusz podrapał się zakłopotany prawą ręką po karku.
- Nie jutro!- uniósł zdenerwowany zachowanie chłopaka ręce do góry.
- No już nie bądź taki sartastyczny
-- Sarkazm mym ojcem. Ironia mą matką. Z mym charatkterem nie ma tak głatko!
- Wiem. W końcu znam Cię od pięciu lat.
- Dobra, a teraz idziemy. Luniek i Jule poszli już dawno a my wciąż tu tkiwimy jak te kołki.
- Jule już poszła?
- No przecież mówie!
- No to już chodźmy.
- Mogłem tak od razu powiedzieć.- westchnął do siebie i wyszedł z pokoju.
Wielka Sala była intrygującym pomieszczeniem. Chociaż Jule widziała je już wiele razy, magicznie zaczarowane niebo, codziennie ją zaskakiwało. Raz mieniło się milionami świecących, błyszczących gwiazd a na za chwilę mogło zasłaniać je burzowe chmury. Założyciele Hogwartu musieli być naprawdę wspaniałymi czarodziejami.- myślała. Jednak dzisiejszego dnia wyglądała inaczej. W pomieszczeniu nie było- jak zwykle, pięciu dużych stołów, przy których podczas posiłków i innych zabaw siedzieli uczniowie i nauczyciele. Teraz ich miejsce zajmowały małe, jednoosobowe ławki. Jule westchnęła głośno i zerknęła na zegarek.
- Gdzie oni są?- mruknęła pod nosem.- Luniek- szturchnęła przyjaciela w ramię.- Widziałeś Łapę i Rogacza?
Chłopak rozejrzał się po sali i podrapał ręką po głowie.
- Nie- rzucił krótko.- Ale na pewno zaraz przyjdą.- oznajmił niezbyt przekonująco. Li podniosła jedną brew.
- Sam nie wierzysz w to co mówisz, to jak ja mam to zrobić?- zaśmiała się.- A zresztą. Nie przyjdą to nie.
- Dobrze kochani!- rozległ się głos jednego z pracowników ministerstwa.- Proszę zająć miejsca.
Huncwotka spojrzała jeszcze przelotnie i zajęła miejsce koło Remusa.
- Dziękuję. Czy wszyscy gotowi?
Jule pewnie podniosła rękę.
- Tak Panienko...?
- Rots, proszę Pana. Chciałam zgłosić, że brakuję dwóch uczniów.
- Cóż... Najwidoczniej nasi spóźnialzcy nie napiszą...- przerwał mu dźwięk otwierania drzwi.
- Przepraszamy za spóźnienie.- powiedzieli razem James z Syriuszem I usiedli na swoje miejsca.
- Dobrze, nic się nie stało. A teraz jeśli już wszystko jest dobrze przystępujemy do egzaminu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro