Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To absurd!

Gdy Jule właśnie miała zapukać, do gabinetu usłyszała zza drzwi strzępek rozmowy.
- Ależ Albusie! To apsurd!- krzyczał kobiecy głos, którego dziewczyna nie mogła rozpoznać, choć wydawał jej się bardzo znajomy.- Śmierciożercy mordują sobie na prawo i lewo, a ministerstwo milczy! Powiedz, że chociaż Ty coś uczyniłeś! Mój syn ma zamiar wziąść ślub! I nie chciałabym na weselu, jakichś niespodziewanych gości!- histeryzowała , a Jule poczuła dziwne ukłucie. Już wiedziała kto jest właścicielką głosu. Wiedziała z jakiego powodu owa kobieta, zjawiła się u Dumbledora. I wiedziała dlaczego, dyrektor milczy. Po chwili sromotnej ciszy, jakby zadumy staruszek, odezwał się.
- Droga Augusto, obiecuję Ci, że dokonam wszelkich starań aby wszystko odbyło się zgodnie z twoim planem! Ach... I nie martw się. Tom na ode ma teraz inne plany niż wpadnie na cudze imprezy. Zwłaszcza bez zaproszenia, oto to to. A teraz bardzo Cię przepraszam, ale mam kolejne bardzo ważne spotkanie- zakończył dziarskim tonem.
- Dobrze. Ale pamiętaj Albusie, trzymam Cię za słowo- odpowiedziała poważnie i zaczęła zbliżać w stronę wyjścia. Jule odsunęła się I ukryła w cieniu. Gdy drzwi otworzyły się, spatnęła w nich wysoka, kobieta o ciemnych oczach, jasnych brązowych włosach, z których wystawały szare nitki oraz stalowym wyrazie twarzy. Augusta Longbottom. Nie oglądając się, zeszła dostojnie po schodach. Gdy Rots upewniła się, że kobieta zeszła już ze schodów, ostrożnie weszła do gabinetu.
- Dzień dobry, Profesorze- przywitała się i zajęła miejsce naprzeciwko Dumbledora.
- Dzień dobry Jule- odrzekł staruszek z uśmiechem.
- Dużo ostatnio myślałam, wie Pan, o Voldemorcie i śmierciożercach. I uważam, że chodzi tu o bardzo dziwny rodzaj magi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo dziwny.

***

- James! Wróciłam!
Cisza. Poczuła ciężar na żałądku.
- Bil! Charlie!
Nic.
- Chłopcy to nie jest śmieszne! Gdzie jesteście?!- wrzasnęła zdenerowowna i wbiegła do salonu, przywracając po drodze szafkę.  Pokój był w nienaruszonym stanie. Na stoliku leżał tylko mały kawałek papieru.

Musimy wrócicć na chwilę do Nory. Bill zostawił piżamę.
                                                      James

Jule odetchnęła z ulgą. Ale ucisk na żałądku pozostał. Jakaś cząstko w głowie, komórka nerwowa, krzyczała, że coś jest nie tak. I w myślach zaczęła układać wszystko w całość. Nie było mnie kilka godzin.- pomyślała. Bill jest bardzo poukładanym dzieckiem, czyli musiał dość szybko zorientować się, że czegoś mu brakuje. Powinni już tu być. Co więc, ich zatrzymało?

************************************

A witam, witam. Jakie to niespodziewane nieprawdaż? Pozdrawiam mego przynaciela olo2804, który dał mi pomysł na dalszy ciąg wydarzeń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro