Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyjaźń zaczyna się niewinnie.

- Kochanie! Chodź bo zaraz spóźnię się na pociąg!- krzyknęła kobieta.

- Już idę Mamo!- usłyszała w odpowiedzi. Julietta Rots zeszła na dół tarzcząc po schodach ciężką walizkę.


- Denerwujesz się? W końcu to twój pierwszy rok w Hogwarcie.

- JA! Co ty. W życiu..- powiedziała pewnie dziewczyna.

- Jeszcze 10 minut. Może już się teleportujemy?
-

Dobra.


Dziewczyna chwyciła matkę za rękę i już po chwili znajdowały się na dworcu King's Cross. Wbiegły w ścianę i już stały na peronie 9 i 3/4.

- Wiesz Mamo ja już chyba zajmę miejsce.- powiedziała. Elizabeth (bo tak nazywała się Matka dziewczynki)  i pożegnała się z córką.

*Juliett*

Weszłam do środka. Szybko znalazłam pusty przedział. Położyłam klatkę z moją śnieżną sową obok okna. Nie mogłam doczekać się aż żart, który zrobiłam ludziom z przedziału obok. Pociąg ruszył. Po chwili, drzwi przedziału otworzyły się. Do środka wszedło czterech chłopców.


- Cześć, możemy się dosiąść?- zapytał jeden.

- Jasne!- odpowiedziałam. Wszyscy zajęli miejsca.

- Jestem Potter, James Potter!-powiedział pierwszy, w okularach i ciemnych włosach.

- Ten najprzystojniejszy z tej całej bandy, Syriusz - przedstawił się szaroki chłopak o długich, krukoczarnych włosach.
-

Remus Lupin-dodał nieśmiał blondyn z bliznami na twarzy.
- Peter Petigrew- mruknął pod nosem, chłopak o szczurowatej twarzy.
- Julietta Rots!- powiedziałam z uśmiechem.
- Gdzie chcecie trafić?- zapytał po chwili ciszy James.- Ja do Gryffindoru, gdzie kwitnie męstwa cnota!- wypiął dumnie pierś.
- Ja też chciałbym tam trafi- odparł smętnie Syriusz.- Ale pewnie trafię do Slytherinu.
Rozmowę przerwały krzyki, z przedziału obok.

Zaczęłam zwijać się ze śmiechu. Moi towarzysze podróży, popatrzyl się na mnie dziwnie.
-

O co chodzi?- zapytał Syriusz.


- No bo...- nie mogłam opanować śmiechu.- Zostawiłam w przedziale obok cukierki, po nich skóra robi się niebieska na 24 godziny. Chłopcy również nie mogli przestać się śmiać.

Po kilku godzinach dojechaliśmy do szkoły. Po wysłuchaniu bardzo nudnej przemowy McGonagal weszliśmy do wielkiej sali. Rozpoczęła się ceremonia przydziału. Razem z chłopakami rozmawialiśmy o szkole. Wszyscy wydawali się bardzo sympatyczni. W końcu usłyszeliśmy ,, Syriusz Black". Popatrzył się na nas i ruszył pewnie w stronę tiary. Po chwili czapka krzyknęła: ,,Gryffindor". W sali rozległy się oklaski. Reszta również trafiła do Gryffindoru. Zostałam sama.

Obok mnie stało może 15 osób. ,, Julietta Rots" usłyszałam.

Ruszyłam w strone McGonagall. Usiadłam na stołku.

Gryffindor!!!- krzyknęła. Zadowolona ruszyłam do moich znajomych.

- Widzicie! Jak się dobraliśmy.- powiedział James. Po kolacji udaliśmy się do dormitorium.

Pokój miałam z Lili Evans, Mary Macdonald, Marleną McKinnon i Dorcas Meadowes. Weszłam do środka. Nikogo jeszcze nie było. Zajęłam łóżko koło okna. Po chwili weszły inne dziewczyny.

- Cześć jestem Lily- powiedziała jedna. Miała długie kręcone rude włosy. Wyglądała przyjaźnie.

- Juliett, ale mów mi Jule.

Wypakowałam się i zeszłam do pokoju wspólnego. Na kanapie siedzieli Syriusz i James.

- No nareszcie!- krzyknął James.- Ile można na Ciebie czekać!

- Byłabym szybciej gdybyście powiedzieli mi wcześniej!

- Mniejsza z tym! Choć!- powiedział Syriusz i pociągnął mnie do ich pokoju.

- O co chodzi?!- próbowałam się dowiedzieć.

- Siadaj!- powiedział Syriusz.

- Dobra. Słuchaj. Chcemy zrobić kawał ślizgonom. Pomagasz nam?- zapytał James.

- Hmm. Ślizgonom?... Oczywiście.- powiedziałam.- To co macie jakiś plan?

- Chcieliśmy przefarbować im włosy na barwy Gryffindoru...

- Dobra. Ale jak dostaniemy się do dormitorium ślizgonów i unikniemy spotkania z Filchem?- zapytałam.

- Mamy swoje sposoby. Spotkajmy się tu o północy.- powiedział James z dziwnym uśmieszkiem. Wyszłam zaniepokojona. Ciekawe co planują?

Wróciłam do pokoju. Lili siedziała sama w pokoju.

- Gdzie reszta?

- Nie wiem. A Ty gdzie byłaś?

- Nigdzie. Ja już chyba położe się spać.- rzuciłam i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, położyłam się do łóżka i czekałam aż wszystkie dziewczyny zaśpią. Nareszcie nadeszła upragnioną 12. Ostrożnie wyszłam z pokoju.

Na korytarzu czekali już na mnie przyjaciele.

- Teraz powiecie mi jak chciecie się dostać do lochów?

- Tak. Dzięki temu.- pokazali mi jakąś pelerynę.- To peleryna niewidka. Dzięki niej...

- Chyba wiem co to znaczy. Choćmy już.

Zmieściliśmy się pod nią wszyscy. Chociaż co chwilę było słychać: ,, Remus to moja stopa. Peter to boli. James patrz co robisz." W końcu stanęliśmy przed wejściem.

- Jakie może być hasło? Śmierć szlamom. Nic.

- Czysta krew. Nic

- Slytherin górą.

Drzwi otworzyły się.

- Ale z nich Narcyzy.- powiedziałam. Weszliśmy na górę. Do każdego pudełeczka z szamponem dodaliśmy odpowiednią farbę. Do dormitorium wróciliśmy ok 1. Bawiliśmy się świetnie. Zwłaszcza James. Chłopcy poszli do swojego pokoju. Ja zostałam w pokoju wspólnym. Nie chciało mi się spać.

Obudziłam się o 5:30. Mu mojemu zaskoczeniu leżałam na kanapie w pokoju wspólnym. Postanowiłam pójść się przebrać. Wchodząc po schodach wpadłam na kogoś.

- Remus! Hej. Co tak wcześnie?

- Cześć. Tak po prostu się obudziłem i nie chciało mi się już spać.

- To tak jak ja. Poczekam na mnie to pójdziemy razem na śniadanie.- chłopak pokiwał głową. Ubrałam się szybko w szaty szkolne a włosy zostawiłam rozpuszczone. Zbiegłam na dół. Remus tak jak obiecał czekał na mnie. Razem weszliśmy do Wielkiej Sali. Nie było nikogo obrócz profesor McGonagal i Dumbledora. Usiadliśmy przy stole Gryffindoru. Nałożyłam sobie trochę sałatki z kurczaka oraz nalałam soku z dyni. Chwilę później doszli do nas Syriusz James i Peter.

- Co Tak wcześnie?-rzucił Peter.

- A wy?- zapytałam.

- Dobra. Nie było tematu. Ciekawe czemu nie ma nikogo ze Slytherinu co?- zapytał James. Wszyscy runęliśmy śmiechem. Po zjedzeniu posiłku wróciliśmy do siebie. Chłopcy zaproponowali mi abym przyszła do nich w odwiedziny. Zgodziłem się. Oczywiście weszłam bez pukania. Jak na dobrze wychowanego przystało. Usiedliśmy wszyscy w kręgu po turecku.

- Słuchajcie. Zastanawiałem się całą noc nad tym co zrobiliśmy. Pomyślałem, że moglibyśmy robić kawały częściej. Nazwalibyśmy się Huncwotami. Co wy na to?- powiedział James.

- Jestem za!- krzyknęliśmy chórem. Omówiliśmy jeszcze kilka spraw. I udaliśmy się na lekcje. Były to eliksiry.

Usiadłam w trzeciej ławce. Od razu dołączył do mnie Syriusz.

Całą godzinę Slughorn nawijał coś o Veritaserum. Patrząc na miny innych Huncwotów ich też mało to obchodziło.

Bardzo zżyłam się z chłopakami. Są dla mnie jak bracia. Wczoraj minęło dokładnie 12 miesięcy rozpoczęcia się naszej przyjaźni. Remus poprosił nas o spotkanie dzisiaj. Wyglądał na bardzo przejętego. Ciekawe o co chodzi? Weszłam do pokoju chłopaków. Siedzieli na podłodze. Widocznie już na mnie czekali.

- No więc... Yhh- próbował Remus.- Jestem wilkołakiem.- wypalił. Zatkało mnie. To dlatego gdy była pęłnia znikał.

- Zrozumiem jeśli nie będziecie już chcieli mnie znać- dorzucił po chwili.

- Remus!- krzyknęłam.- Myślisz, że po tym co razem przeszliśmy przez jeden głupi problem nasza przyjaźń przestanie istnieć. Jesteś dla nas jak brat a brata nie zostawia się z byle powodu. Co nie chłopaki?

- Jasne!- odpowiedzieli chórem.

Od tego czasu zaczęliśmy trenować animagię. Udało się nam dopiero po kilku latach. Syriusz zmieniał się w psa, James w jelenia , Peter w szczura a ja w wilka. Każdy z nas dostał też ksywkę. Remus - Lunatyk, James- Rogacz, Peter - Glizdogon, Syriusz- Łapa, Ja- Li.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro