Powaliło Cię!!!!!!?????
- No więc myślicie, że to wystarczy?- zapytał przejęty Lunatyk.
- Na początku raczej tak...-odpowiedziałam z lekką nutką sarkazmu w głosie.- ale i tak wymyślimy coś jeszcze co będzie milion razy straszniejesze.
- Widzę, że jak z tobą planuje się zemstę to na poważnie!- Łapa uśmiechną się cwaniacko.
- No raczej!- upomniał go Rogacz.- Przecież nie na marne to jedna z Huncwotów!
- Nie wiem czy mam Ci podziękować czy się obrazić.- rzuciłam Jamesowi przenikliwe spojrzenie.
- Raczej to pierwsze!- sprostował szybko. Pewnie się przestraszył. Biedaczek.
- Dobra jeszcze się zastanowię ale muszę iść obiecałam Dorcas pewną przysługę.
- Jaką?!- spytali wspólnie.
- Obawiam się, że to nie wasza sprawa!
- Popatrz James. Jakaś strasznie nerwowa się ostatnio zrobiła!- stwierdził Black. Lunatyk, Rogaś i Glizdogon popatrzyli na niego z przestraszonymi minami. Jak oni dobrze mnie znają. Chwyciłam moją różdżkę i wycelowałam w kierunku łapy.
- Aquamenti!- krzyknęłam a chłopak stał się cały mokry. Odwróciłam się i chciałam wyjść ale Black położył rękę na drzwiach.
- O nie Ty nigdzie nie idziesz!- powiedział i podniusł mnie.
- Puść mnie debilu! James! Peter! Remus! Pomóżcie mi!- darłam się na nich. Łapa położył mnie na łóżku i wycelował razem z resztą chłopaków we mnie różdżką. De ża vi. Bardzo spostrzegawczy są. Zanim zdążyli wypowiedzieć zaklęcie mnie już nie było. Siedziałam sobie w dormitorium obok Lili. Zaczęłam śmiać się w niebogłosy gdy wyobraziłam sobie miny chłopaków. Zwłaszcza Syriusza. Przecież jego łóżko jest mokre. Znając życie nie pamięta zaklęcia suszącego a Remus mu nie pomoże. Wszyscy będziemy mieli z niego ubaw. Uśmiechnęłam się jak psychopata.
- Gdzie Dorcas?- zapytałam Rudej. Spojrzała na mnie znad książki. Wyglądała jakby zobaczyła ducha. Ach ten mój fantastyczny uśmiech!
- Chyba w pokoju wspólnym.- odpowiedziała nie pewnie.
- Świetnie! Nie chce mi się ruszać tam moich czterech liter!- zaprotestowałam.
- Ale masz problem...
- No nie wielki. Cieszę się, że jest ktoś taki kto podziela moje zdanie. Moje życie jest ciężkie.- opadłam dramatycznie na łóżko. Obie z Lilką wybuchłyśmy śmiechem. - DORCAS! CHODŹ TU NIE BĘDĘ SIĘ POWTARZAĆ!- krzyknęłam przez otwarte drzwi. Na szczęście moja ,, psiapsiuła" ma dobry słuch i nie musiałam się powtarzać.
- O! Jule! Tu jesteś! Wszędzie Cię szukałam.
- A patrzyłaś w pokoju chłopaków?
- Nie.
- No właśnie a gdzie indziej mogłam być.
- Nie wiem w bibliotece na boisku do Quiddicha?!
- Dobra niech Ci będzie!- odpuściłam w końcu.- Mówiłaś, że mam Ci w czymś pomóc.
- A no tak!- wrzasnęła na cały głos. Wzięłam szklankę piwa kremowego i zaczęłam pić.- Idę na randkę z takim chłopakiem. Tylko on nigdzie nie rusza się bez swojego kumpla. Zastanawiałam się czy nie mogłabyś pójść z nami?
- A kim jest ta osoba?- przestałam na chwilę pić.
- Lucjusz Malfoy.
Zakrztusiłam się piwem. I pewnie bym się udusiła gdyby nie Lili.
- Powaliło Cię! ( to nie było pytanie tylko naukowo potwierdzone fakty) Ta roszpunka! W życiu!- krzyczałam z iskrą mordu w oczach.
- Jule...
- Nie Jule, nie Jule! Nigdy w życiu! Nawet jeśli byłby ostatnim facetem na ziemi!- wyszłam trzaskając drzwiami. Też chłopaka sobie znalazła. Przecież z Malfoyem chodzi tylko ten Zabini i Smark. Z Wycierusem Medowa by się nie Umówiła więc został Zabini. Ten śmierciożerca. Ślizgon od siedmiu boleści. I jeszcze Malfoy! Normalnie lepszego towarzystwa nie mogła znaleźć! Śmierciożercy, Ślizgoni i Bóg wie co jeszcze! Medows masz u mnie dużego minusa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro