Pełnia
- Ała!- potknęłam się o coś w pokoju Huncwotów. Okazało się, że była to sterta ubrań Łapy. - Co Ty robisz debilu!
- Nasz Łapa idzie na randkę.- oznajmił Lunatyk.
- Z kim?
- Z jakąś krukonką.
- A Dorcas?
- Zerwaliśmy wczoraj.- odezwał się Syriusz.
- Acha. To realizujemy plan 143?- spytałam znudzona.
- Nie!
- Jeju jaki nerwowy stał się masz casanowa. Idę do Lili.
Wyszłam. Łał. Co mu się stało. Zaraz. Wróciłam znowu.
- Dzisiaj jest pełnia!- krzyknęłam. Chłopaki walnęli się rękami w czoło.
- Zapomniałem.- Syriusz zaskamlał smutnie.
- Spokojnie poradzimy sobie bez Ciebie.
Wyszłam do swojego pokoju.
- Hej Lili!
- Hej Jule. JULE! Co Ty tutaj robisz?
- Wiesz jeśli się nie mylę to mieszkam.
- No tak. Możesz na chwilę wyjść? Wszystko Ci później wytłumaczę.
- Oookej- powiedziałam zażenowana. O Co jej chodzi? Co dzisiaj wszyscy mają taki dziwny humor. Położyłam się na kanapie w Pokoju Wspólnym i zaczęłam czytać Fantastyczne zwierzęta i jak je odnaleźć, po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Strumień wody.
- Syriusz! James! Remus! Peter! Zabije was!
- Uspokój się. Idziemy już.- szeptał Rogacz. Wstałam i ruszyłam za nimi.
- Nie mogliście mnie obudzić normalnie.
- Nie.
* W wrzeszczącej chacie*
Zaprowadziliśmy Remusa do pokoju a sami przeszliśmy obok. Przemieniliśmy się w zwierzęta. Słyszeliśmy przerażające krzyki Remusa. Biedny Lunatyk.
* Następnego dnia *
* James *
Obudziliśmy się o 5 we wrzeszczącej chacie. Byliśmy strasznie zmęczeni. Nie wyspaliśmy się.
- Jule!?
- Hhhm?
- Żyjesz?
- Ledwo Ale chyba tak. A Ty?
- Też. A Ty Peter?
- Śpię!
- Dobra, dobra.
Razem z Jule podnieśliśmy się do pozycji siedzącej.
- Ciekawe co z Remusem?- zapytała. Wstałem i podałem jej rękę.- Dzięki.
Poszliśmy sprawdzić co u Lunatyka.
Spał jeszcze. Miał kilka nowych zadrapań na twarzy.
- Zanieśmy go do Skrzydła Szpitalnego.
Tak zrobiliśmy. Na szczęście nikogo po drodze nie spotkaliśmy.
- Dzień dobry.
- Dobry.
- Przynieśliśmy Pani Lunatyka.
- Dobrze połóżcie go tam.
- My już pójdziemy.
* Julietta
*
Byłam strasznie zmęczona wczorajszą nocą. Myślałam nawet o urwaniu się z lekcji Ale przecież ktoś musi dać Luniowi notatki. Razem z Jamesem poszliśmy na śniadanie. Wyglądaliśmy jakby zaatakowali nas śmierciożercy. Na szczęście w sali prawie nikogo nie było. Zaczęłliśmy jeść jednak żadne z nas nie miało apetytu. Grzebałam więc tylko widelcem w mojej jajecznicy. Pół godziny później do pomieszczenia wszedł Syriusz. Był wesoły. Wprost podskakiwał. Usiadł obok mnie.
- Czesio!- uśmiechnął się.
- Hej.- odpowiedzieliśmy z Rogasiem. Ziewnęłam a po mnie on.
- Co wy tacy zmęczeni?
Rzuciłam mu wtedy spojrzenie ,, Ty tak na serio?!". - A no tak. Pełnia. Zapomniałem.
- Jak było na randce?- zapytał od niechcenia Potter.
- Super. Eli bo chyba tak się nazywa jest świetna.
- Acha.- Ziewnęłam.- Cieszę się.
- A co z Remusem?
- Przeżyję. A gdzie Peter?
Wtedy przejrzałam na oczy.
- PETER!- krzyknęliśmy chórem z Rogaczem.- Został w chacie!
- Uspokójcię się, to duży chłopiec poradzi sobie. - uspokajał nas Łapa.
- Niech Ci będzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro