Niech sami się ockną
-... No i taka jest sytuacja- zakończyła Lili, wykręcając swoje palce czekając na reakcję przyjaciołki. - Nie jesteś na mnie zła?
- Zła?- zdziwiła się Jule.- Za co? To bardzo dobra decyzja... Szczerze mówiąc ostatnimy czasy... Ja... Nie będę obijać w bawełnę. Ja też podjęłam taką decyzję. I to już na początku roku. Lili...cieszę się, że będziemy w tym razem- przytuliła do siebie ognistowłosą.
- Dobra, koniec tych wyznań na dziś. Trzeba iść spać. Która to już godzina?- Evans spojrzała na zegarek.- Po pierwszej. No to dobranoc Juls!
- Dobranoc- szpenęła szatynka i przystawiła głowę do poduszki zamykając oczy.
Następnego dnia dwie Gryffonki zostały brutalnie obudzone przez Dorcas Meadows, która wylała na nie wiadro lodowatej wody.
- Pogrzało Cię?!- wrzasnęła Lili susząc ociekającą piżamę. Rots wybuchmęła głośnym śmiechem.- No co?- warknęła ruda lustrując ją wzrokiem.
- No bo... Ta woda jest zimna. I nam od niej jest zimno... A Ty pytasz... Czy Dorcas pogrzało!- odpowiedziała co chwilę przerywając swoją wypowiedź śmiechem. Po chwili przyłączyła się do niej Meadows. Evans spojrzała z politowaniem na dwie turlające się po podłodze dziewczyny, po czym chwyciła suche ubrania i wbiegła do łazienki. W końcu Rots ogarnęła się, przebrała i wyszła z pokoju. Weszła do Pokoju Wspólnego. Na kanapie siedzieli Moly z Arturem wesoło I czymś gawędząc. Li podeszła co nich po cichu.
- Buu!- wrzasnęła gdy tylko znalazła się przy ich narządach słuchowych.
- Jule!- krzyknęła Moly łapiąc się za serce.- Czy Ty chcesz żebyśmy zeszli na zawał?!
- Jakby się tak zastanowić...- zaczęła Rots.
- No wiesz Ty co?!- zaśmiał się Artur.
- No przecieć żartuję.- usiadła obok nich.- Jak tam Owutemy?
- Chyba dobrze- stwierdziła Prewett.- A twoje SUMy?
- Wyśmienicie- westchnęła. Spojrzała na rękę rudowłosej.- MOLY! Co to jest?! - wskazała palcem na pierścionek. Dziewczyna zarumieniła się.
- No wiesz... Artur mi się wczoraj oświadczył!
- Co?! I dowiaduję się dopiero teraz!?
- Jeśli Cię to ucieszy jesteś pierwszą osobą, Która się o tym dowiaduje.
- No dobra. To trochę łagodzi sytuację. Kiedy macie zamiar się pobrać?
- Od razu po szkole- odrzekł chłopak.
- Okej. Ja muszę już iść, ale nie myślcie że unikniecie moich dalszych pytań. To żegnaj Atrurze, Pa Moly. Hmm. A może powinnam nazywać Cię już Panią Weasley? Tak. To dobrze brzmi- zaśmiała się Jule.
- To do zobaczeni.
- Pa.
Jule ruszyła na schody prowadzące do skrzydła chłopięcego i popędziła do pokoju Huncwotów. Lekko zapukała i weszła do środka. Tradycyjnie tylko Lunatyk jeszcze nie spał i czytał jakąś książkę.
- Witam Luniaczku!- pomachała do niego.
- Cześć Jule!- odparł blondyn nie odrywając wzroku od powieści.
- Co znowu nie chcą wstać?
- Nie. Ale terzeba ich obudzić.
- Nom. A może...
- Znam ten uśmiech. Dajesz.
- Nie budźmy ich. Niech sami się ockną.
- Ta. O ósmej wieczorem.
- No widzisz. Zobaczymy co by bez nas zrobili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro