Na pewno?
Odkąd James trafił do skrzydła szpitalnego minęły już trzy dni. Chłopak jeszcze ani razu się nie obudził. Wszyscy jesteśmy przy nim. Wspieramy go. Postanowiliśmy z chłopakami że dowiemy się co się stało i do końca zniszczymy życie temu kto to zrobił. James Rogacz Potter to mój brat, najlepszy przyjaciel i ktoś ma kogo zawsze mogę liczyć. Nie chodzimy na lekcję, nie jadamy posiłków, nie odstępujemy go na krok. Od czasu do czasu Remus lub Peter wychodzą do kuchni przynieść nam coś do jedzenia.
Ja, Syriusz i Lili nie odstępujemy Jamesa na krok. Profesor McGonagall nie raz próbowała nas od niego odciągnąć ale nic z tego.
- Myślicie, że długo będzie jeszcze tak spał?- zapytał Black.
- Nie wiem. Trzeba mieć nadzieję, że nie.- odpowiedziałam. Spojrzałam na moją rudą przyjaciółkę. Miała spuchnietę od płaczu oczy i zmęczoną przez bezsenność twarz. Szkoda mi było widzieć ją w takim stanie.
- Lili- mówiłam spokojnie.- myśle, że powinnaś wrócić do dormitorium, odświerzyć sie i chwilę przespać. Jesteś już bardzo zmęczona a my z Syriuszem tu sobie poradzimy.
Łapa pokiwał głową.
- Jeśli James się obudzi od razu zostaniesz poinformowana.- dodał.
- Aale na pewno?- zająknęła się Evansówna. Położyłam jej dłoń na ramieniu i spojrzałam w oczy.
- Na pewno.
Lili niechętnie ruszył do pokoju. Szkoda, że dzisiaj jest pęłnia i Remusa nie ma. Odprowadziłby ją. Trochę się martwię, przecież jeśli jeszcze jej coś się stanie to dostanę zawału. Zostaliśmy z Łapą sami. Glizdogon postanowił, że będzie towarzyszył Lunatykowi. Oparłam Syriuszowi głowę na ramieniu.
- Syriusz?- szepnęłam.
- Tak?
- A co jak on się nigdy nie obudzi?- zapyałam przestraszona.
- Trzeba zawsze mieć nadzieję.
- Wiem. Ale to cholernie trudne wiedzieć że twojemu przyjacielowi coś się stało i Ty nie możesz mu pomóc.
- Nie myśl tak. Znajdziemy sprawców.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Dalej już żadne z nas się nie odzywało. Chyba zasnęłam z głową na jego ramieniu.
- Jule! Jule! Wstawaj szybko!
Otworzyłam oczy. Budzik wskazywał 5:43. Zobaczyłam uśmiechniętą twarz Syriusza.
- Co?
- James się budzi.
Moje spojrzenie powędrowało w kierunku okularnika. Rzeczywiście. Chłopak właśnie otworzył oczy. Od razu go przytuliłam.
- James! Jak się ciesze!
Potter wyglądał na zdezorientowanego.
- A Wy to kto?- zapytał nie pewnie.
- Jak to kto?!- wytszeszczył na niego oczy Syriusz.
- Syriusz.- zwróciłam się do Blacka.- Powiedz o tym Pomfrey ja biegnę po Lili.
Pokiwał głową. Zaraz po co biedz!? Wyślę jej patronusa.
- Expecto Patronum- powiedziałam a przedemną stańą wielki lew. Przekazałam mu wiadomść i wysłałam do niejakiej Lili Evans. Po chwili znowu usiadłam na krześle obok łóżka Pottera.
- James jak się czujesz?
- To ja nazywam się James?
- Tak. Nazywasz się James Potter masz prawie 15 lat. Jesteś czystej krwi czarodziejem i chodzisz do Hogwartu. Aktualnie jesteś na czwartym roku. Przyjaźnisz się ze mną, Syriuszem, Remusem i Peterem. Chodzisz z Lili Evans. Zaraz powinna tu przyjść. Ale.Ty naprawdę nic nie pamiętasz?
- Pamiętam tylko lubię Cię wkurzać.
- Dopiero się obudziłeś i znowu chcesz zasnąć?
Rogacz uniusł ręcę w geście obronnym.
- Dobra, dobra. Sorry. Ile spałem?
- Dzisiaj jest czwarty dzień. James a pamiętasz chociaż co się stało? Kto Ci to zrobił?
- Więc.....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro