Kumplujesz się z moją matką?
Wszyscy przękneli głośno ślinę. Ja przejeżdżałam wzrokiem po każdym z nich po koleji. Ich wyrazy twarzy wskazywały zdezorientowanie, zaciekawienie i bezradność. Nie mówili nic tylko, tylko wlepiali swoje gałki oczne w podłogę. Westchnęłam.
- To może...- zaczął Remus.- będziemy udawać, że sprawy nie ma dopóki któreś z nas nie wpadnie na jakiś pomysł?- zaproponował.
- Dobra.- odpowiedzieliśmy chórem.
- No to, Kiedy kolejny mecz Quddicha?- zapytał Peter.
- Nie wiem.- powiedziałam razem z Syriuszem.
- James? Kiedy mecz?- powtórzyła Lili.
- Co?! A mecz... Skąd ja mam wiedzieć!- oburzył się okularnik.
- Może stąd, że jesteś kapitanem?- Uśmiechnęłam się. Rogacz strzelił sobie otwartą ręką w czoło.
- Zapomniałem!- krzyknął.- Trzeba ustalić terminy treningów! I jeszcze brakuje nam jednego ścigającego oraz pałkarza! Który dzisiaj jest?
- 28 października.- odrzekł Remus.
- Na Merlina! Przecież powinniśmy trenować już od miesiąca! Co ze mnie za kapitan?!
- Oj nie panikuj Rogasiu!- poklepałam go po ramieniu.- Zachowujesz się gorzej niż baba z okresem.
- No ale...
- Nie ma żadnego ALE! Idź wywiesić ogłoszenie o kwalifikacjach do drużyny na....hmmm.... Jutro o 16.
- Ale czy my nie mam jutro szlabanu o 16?
- Huncwocka to sprawda złamać wszelkie prawa, narobić rabanu i uniknąć szlabanu!
- Święte słowa!- stwierdził Łapa ocierając niewidzialną łzę na co wszyscy się Zaśmialiśmy.
- To ja już pędze! Pa!- rzucił przez ramię okularnik i wybiegł z pokoju.
- Myślicie, że trzeba mu przypominać o tym, że treningi trwają od miesiąc i znaleźliśmy pałkarza i ścigającego tylko on w ogóle nie przychodzi ?- zapytałam przez śmiech.
- Nie.- prychnął Syriusz.- Nie możemy przerywać mu tak ważnego zajęcia.
- No racja. Potem przez pięć minut by na nas warczał.
- Zaraz.- przerwała Evansówna.- Czyli treningi trwają od miesiąca a kapitan nic nie wie?
- Strasznie spostrzegawczy jest ten twój chłopak.
I wybiegła krzycząc:
- James! James! Zaczekaj!
- Biedni ludzie.- zauważył Peter.
- Podobno miłość jest ślepa.- powiedział Syriusz. Nie wiem dlaczego ( dop. autorki. Ta na pewno)
Spojrzeliśmy na siebie ale szybko odwróciłam wzrok.
- Wierzycie w to? - zapytałam nie pewnie.
- Jasne. Zawsze było pewne, że będę chrzestnym pierworodnego potomka Rogasia.
- Mhm.
Nagle do pokoju wpadł James. Był jakby to ująć? Trochę, trochę bardzo zły.
- Coś się stało Rogasiu?- rzucił Łapa z niewinną miną.
- Nie gadam ze zdrajcami!- odrzekł okularnik.
- Od kiedy kumplujesz się z moją matką?- zaśmiała się. Potter zrobił jeszcze bardziej naburmuszoną minę.
- Ej! James! Nie obrażaj się. O wiem co poprawi Ci humor! W mojej wizji był syn twój i Lili. Co oznacza, że kiedyś będziecie małżeństwem.
Chlopak momentalnie zmienkł wyraz twarzy.
- Liluś! Liluś kochanie!- krzyknął i wyszedł z pokoju.
- Ja już chyba kompletnie nie pojmuję zakochanych.- westchnął Lunatyk.
- Nie ty jeden.- dodałam razem z Syriuszem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro