Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krew

- Jak ty z nim wytrzymujesz, Lili?-zapytała Jule kiedy razem z Evansówną wyszły z sypialni, gdzie zaspał już James.
- Sama nie wiem. Myślę że chyba można się jakoś przyzwyczaić- zaśmiała się. Weszły do salonu. Ledwo co usiadły na kanapie, a z kominka buchnął zielony płomień. Obie kobiety orientacyjnie wyciągnęły różdżki, i wycelowały w je tamtym kierunku. Lecz na próżno. Przed nimi stanął we własnej osobie Albus Dumbledor.
- Profesor Dumbledor?- krzyknęły w tym samym czasie i opuściły magiczne patyki.
- Przepraszamy takie powitanie- powiedziała szatynka- Ale się nikogo nie spodziewałyśmy o tej porze- wyjaśniła szybko. Staruszek poprawił swoje okulary i spojrzał na nie z lekkim uśmiechem.
- To mój list, jeszcze Nie dotarł?- zapytał uprzejmie. W tym samym momencie przez okno wleciała śnieżna sówka z zawiniątkiem przyczepionym do nogi. Li od razu podeszła do ptaka. Pogłaskała go, dała krakersa i odczepiła przesyłkę.

Wpadnę na chwilę
Albus Perciwal Wulfryk Braian
Dumbledor

No tak.- pomyślała jak zwykle krótko i na temat.
- No dobrze Profesorze- zaczęła Lili- ale w jakiej sprawie Pan tu przyjechał?
- Ach, no tak. Muszę po prostu pilnie porozmawiać z Panną Rots- odrzekł dyrektor.
- Och. To ja może... pójdę- stwierdziła Evans i wyszła z pokoju zanim kto kolwiek zdążył zaprzeczyć.
- Może Pan usiądzie?- zaproponowała ale Dumbledor tylko potrząsnął przecząco głową.
- Właściwie, to bardziej muszę Ci coś pokazać niż powiedzieć Jule. Przytaknęła.
- Dobrze. Chwyć mnie za rękę.
Li chwyciła profesora pod ramię i
poczuła znajome uczucie w pępku. Teleportowali się.
Już po chwili stali przed jakimś dziwnym małym budynkiem. Coś się W nim stało. Szyby w oknach były wybite a drzwi wypadły z zawiasów. Skrzynka na listy leżała na trawniku. Ścieżka była poplamiona czerwoną cieczą. Na niebie widniał mroczny znak. Jule schyliła się i zamoczyła palce w płynie.
- Krew- stwierdziła i wytarła rękę w chusteczkę.
- Tak- odparł Staruszek.- Straszny los spotkał tych ludzi.
- A kto tu mieszkał?- zapytała zdezorientowana.
- Gideon i Fabian Prewett.
- Bracia Molly- szepnęła smętnie.
- Niestety. Biedna, takie wieści a spodziewa się teraz trzeciego dziecka.
- Tak, wiem. Bill i Charlie to świetne dzieciaki. Bardzo... lubili swoich wujków. Oni byli...
- Zdrajcami krwi!- rozległ się Tak dobrze znany Jule, mrożący krew w żyłach krzyk, za ich plecami. Oboje momentalnie się odrócili. Mniej więcej 10 metrów przed nimi, stała trójka osób w wielkich czarnych pelerynach. Po lewej stronie, Jule rozpoznała Lucjusza Malfoya. Po prawej stała właścicielka owego głosu, Bellatrix Black. Natomiast pośrodku nich stała postać, dziwna postać. Jej twarz przypominała trochę węża. Łysa z płakim nosem i małymi czerwonymi oczami. Na jednej ze normalnych mugolskich ulic, w zwyczajnym angielskim maisteczku, późno w nocy stał właśnie, we własnej osobie, Lord Voldemort.
- Witaj Tom- powiedział głośno Dumbledor.
- Ach Dumbledor!- Voldemort przemówi, wyniosłym, przerażającym tonem.- Głupie, było zjawienie się tutaj dzisiaj.
- Głupie, było- westchnęła Jule- przerobienie sobie łba na jakiego potwora z bagien. Chociaż nie... Jak się przekszywi głowę, w ten sposób, to wyglądasz jak moja matka...
- Zamilcz głupia dziewczyno!- wrzasnął dawny Riddl.
- Ej! Dlaczego zaczynamy od wyzwisk? Pomyśl, chociać wątpie czy umiesz, normalną znajomość zaczyna się od zwykłego cześć. I wiesz co już wiem że Cię nie lubię.
- A więc to jest, ta wielka czarownica?- zapytał z powątpieniem patrząc zniesmaczonym wzrokiem na swoich podwładnych.
- No niestety. Wiem jestem o wiele ładniejsza niż sobie wyobrażałeś ale musimy jakoś z tym żyć- wyrzuciła teatralnie ręce do góry.
- Twoja pewność siebie jest zadziwiająca.
- Tak jak twój nos. Zastanawiałeś się kiedyś nad percingiem w nim? Bo wiesz ja mam namiary na dobrego...
I wtedy rozpoczęła się walka.
************************************
Hejo!
Chciałam tylko bardzo podziękować olo2804 który pomógł mi wymyślić ten rozdział. Pozdrawiam Cię i jeszcze raz dzięki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro