James?
* Julietta *
Następnego dnia obudziliśmy się koło 11. Strasznie bolała mnie głowa. Lili zresztą też. Mam nadzieję, że zna przepis na eliksir na kaca. Evans wyglądała jak siedem nieszczęść. Jej włosy są w takim nie ładzie jak nigdy. Zresztą moje też. Chwyciłam ręcznik oraz kosmetyczkę i poszłam do łazienki wziąść prysznic. Zajął mi około piętnaście minut. Następnie ubrałam się, zaczesałam włosy w kucyka i wyszłam z pokoju. Ruszyłam do dormitorium Huncwotów. Zapukałam lekko. W odpowiedzi słyszałam tylko cichę jęknięcia. Weszłam do środka. Remus leżał ledwo żywy na łóżku, Peter spał, Syriusz leżał na podłodze przykryty szatą szkolną a James okupował łazienkę.
- Widzę, że wy też nie za dobrze się czujecię.- stwierdziłam.
- Tak. Trochę przestadziliśmy z alkoholem.- podniósł głowę z podłogi Syriusz.
- Nigdy więcej!- Rogacz wyszedł z łazienki.
- Czyli do jutra?- zaśmiałam się.
- Pewnie tak. Idziemy na śniadanie?- Lunatyk spojrzał na nas pytająco.
- Nie!- syknęliśmy wspólnie. Nareszcie obudził się Glizda.
- Dlaczego?!
- Nie mam siły tam zejść...- powiedziałam.- ale możemy zjeść tutaj.
Chwyiłam różdżkę i wyczarowałam jedzenie.
- Super. A Ty nie jesz?
- Nie, Nie jestem głodna.
- Trudno twoja strata.
Po jedzeniu wyszliśmy na błonie. Chwilę rzucaliśmy się śnieżkami ale siły szybko nas opuściły. Rzuciliśmy się zmęczeni pod nasze drzewo i rozmawialiśmy.
- A wiesz co Syriusz poznałam wczoraj twojego brata.
- Regulusa? Jak?
- McGonagall poprosiła mnie żebym pomogła mu w transmutacji.
- Wyzywał Cię od zdrajców krwi?
- Nie. Jest bardzo sympatycznym dzieckiem.
- Jeszcze go nie poznałaś. To przecież istny syneczek mamusi.
- Skoro tak mówisz.
- Idę spotkać się z Lili.- powiedział Rogacz wstał i poszedł w stronę zamku.
- To pa.- pożegnaliśmy się z nim.
- A Ty nie idziesz spotkać się z Digorym?
- zapytał Łapa.
- Po pierwsze: To nie twoja sprawa, a po drugie: Zerwałam z nim tydzień temu.
- Co?! I nich nam nie powiedziałaś!
- Od kiedy jesteś moją matką?
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Nagle zobaczyliśmy Strasznie przestraszoną Lili biegnącą w naszym kierunku.
- Jule! Szybko!- krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę.
- Co się stało?
- James! Coś mu się stało!
- O nie! Chłopaki chodźcię.
Lili zaprowadziła nas na korytarz. Na podłodze leżał Rogacz. Z głowy leciała mu krew.
- Syriusz biegnij po McGonagall, Peter i Remus szybko musimy go zanieść do skrzydła szpitalnego. - zarządziłam.
Chłopaki podnieśli Rogacza zaklęciem. Ja pocieszałam rostrzęsioną Lili.
Weszliśmy do szpitala. Położyliśmy Jamesa na jednym z łóżek.
- Pani Pomfrey! Szybko!
Pięlęgniarka przybiegła do nas.
- Matko! Co się stało?!
- Nie wiemy.
- Dobrze. Wyjdźcie!
Przytuliłam Lili i wyprowadziłam ją na korytarz.
- Cii. Wszystko będzie dobrze. Spokojnie.- mówiłam. Sama jednak nie byłam pewna swoich słów. Po kilku minutach przybiegła opiekunka Gryffindoru.
- Co się stało?- zapytała. Była równie przestraszona co my.
- Nie wiemy. Siedzieliśmy sobie na błoniach aż tu nagle przybiegła Lili powiedziała, że z Jamesem jest coś nie tak. Pobiegliśmy za nią i zobaczyliśmy Rogacza leżącego w kałuży krwi. Przynieśliśmy go tu.- streścił Lunatyk.
- To dobrze. Wracajcie już do dormitorium.- poprosił nauczycielka.
- Przykro mi Pan profesor ale tam leży nasz brat. Nie ruszymy się stąd ani na krok.- powiedziałam z kamienną twarzą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro