Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

James?

* Julietta *
Następnego dnia obudziliśmy się koło 11. Strasznie bolała mnie głowa. Lili zresztą też. Mam nadzieję, że zna przepis na eliksir na kaca. Evans wyglądała jak siedem nieszczęść. Jej włosy są w takim nie ładzie jak nigdy. Zresztą moje też. Chwyciłam ręcznik oraz kosmetyczkę i poszłam do łazienki wziąść prysznic. Zajął mi około piętnaście minut. Następnie ubrałam się, zaczesałam włosy w kucyka i wyszłam z pokoju. Ruszyłam do dormitorium Huncwotów. Zapukałam lekko. W odpowiedzi słyszałam tylko cichę jęknięcia. Weszłam do środka. Remus leżał ledwo żywy na łóżku, Peter spał, Syriusz leżał na podłodze przykryty szatą szkolną a James okupował łazienkę.
- Widzę, że wy też nie za dobrze się czujecię.- stwierdziłam.
- Tak. Trochę przestadziliśmy z alkoholem.- podniósł głowę z podłogi Syriusz.
- Nigdy więcej!- Rogacz wyszedł z łazienki.
- Czyli do jutra?- zaśmiałam się.
- Pewnie tak. Idziemy na śniadanie?- Lunatyk spojrzał na nas pytająco.
- Nie!- syknęliśmy wspólnie. Nareszcie obudził się Glizda.
- Dlaczego?!
- Nie mam siły tam zejść...- powiedziałam.- ale możemy zjeść tutaj.
Chwyiłam różdżkę i wyczarowałam jedzenie.
- Super. A Ty nie jesz?
- Nie, Nie jestem głodna.
- Trudno twoja strata.

Po jedzeniu wyszliśmy na błonie. Chwilę rzucaliśmy się śnieżkami ale siły szybko nas opuściły. Rzuciliśmy się zmęczeni pod nasze drzewo i rozmawialiśmy.
- A wiesz co Syriusz poznałam wczoraj twojego brata.
- Regulusa? Jak?
- McGonagall poprosiła mnie żebym pomogła mu w transmutacji.
- Wyzywał Cię od zdrajców krwi?
- Nie. Jest bardzo sympatycznym dzieckiem.
- Jeszcze go nie poznałaś. To przecież istny syneczek mamusi.
- Skoro tak mówisz.
- Idę spotkać się z Lili.- powiedział Rogacz wstał i poszedł w stronę zamku.
- To pa.- pożegnaliśmy się z nim.
- A Ty nie idziesz spotkać się z Digorym?
- zapytał Łapa.
- Po pierwsze: To nie twoja sprawa, a po drugie: Zerwałam z nim tydzień temu.
- Co?! I nich nam nie powiedziałaś!
- Od kiedy jesteś moją matką?
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Nagle zobaczyliśmy Strasznie przestraszoną Lili biegnącą w naszym kierunku.
- Jule! Szybko!- krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę.
- Co się stało?
- James! Coś mu się stało!
- O nie! Chłopaki chodźcię.
Lili zaprowadziła nas na korytarz. Na podłodze leżał Rogacz. Z głowy leciała mu krew.
- Syriusz biegnij po McGonagall, Peter i Remus szybko musimy go zanieść do skrzydła szpitalnego. - zarządziłam.
Chłopaki podnieśli Rogacza zaklęciem. Ja pocieszałam rostrzęsioną Lili.
Weszliśmy do szpitala. Położyliśmy Jamesa na jednym z łóżek.
- Pani Pomfrey! Szybko!
Pięlęgniarka przybiegła do nas.
- Matko! Co się stało?!
- Nie wiemy.
- Dobrze. Wyjdźcie!
Przytuliłam Lili i wyprowadziłam ją na korytarz.
- Cii. Wszystko będzie dobrze. Spokojnie.- mówiłam. Sama jednak nie byłam pewna swoich słów. Po kilku minutach przybiegła opiekunka Gryffindoru.
- Co się stało?- zapytała. Była równie przestraszona co my.
- Nie wiemy. Siedzieliśmy sobie na błoniach aż tu nagle przybiegła Lili powiedziała, że z Jamesem jest coś nie tak. Pobiegliśmy za nią i zobaczyliśmy Rogacza leżącego w kałuży krwi. Przynieśliśmy go tu.- streścił Lunatyk.
- To dobrze. Wracajcie już do dormitorium.- poprosił nauczycielka.
- Przykro mi Pan profesor ale tam leży nasz brat. Nie ruszymy się stąd ani na krok.- powiedziałam z kamienną twarzą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro