Huncwoci to idioci!
Ruda słuchała uważnie i pochłaniała każde moje słowo. Gdy skończyłam mówić wydałyśmy z siebie wrzask radości.
- Super kochana!- dopingowała mnie. Pisnęłyśmy razem. W tym samym momencie do pokoju wpadli przerażeni Huncwoci z różdżkami w dłoniach.
- Co jest? Co się stało?- zapytał przestraszony Rogaś. Spojrzałam na Lili. Ona również zrobiła to samo. Zaczęłyśmy
Śmiać się nie opanowanie. Chłopcy zrobili zaskoczone miny.
- O co chodzi?- dopytywał Łapa.- Biegliśmy tu na marnę?!
- Tak!- odpowiedziałyśmy z szerokim uśmiechem.
- To skoro już tu jesteśmy mogłybyście nam łaskawie opowiedzieć dlaczego krzyczałyście?- zapytał James.
- No dobra.- odpowiedziałam zrezygnowana.
- Jej! No więc...- zaczęła Evans.- Nasza Jule idzie na randkę?!
- Co!!?- wykrzyczeli wszyscy na raz.
- Chyba jesteście głusi.- rzucili mi pytając spojrzenie.- TAK! IDĘ NA RANDKĘ!
- Z kim?- zapytał zaskoczony Syriusz.
- A z takim jednym...
- Nie bąć taka skromna. Z Amosem Digorym!
Huncwotom opadła szczęka. Zwłaszcza Jamesowi i Syriuszowi. Rogasia rozumiem. Przecież to był kapitan drużyny Quddicha. Nie lubili się. Konkurowali ze sobą. Ale Łapę. Co mu się stało? Stali z kamiennymi twarzami. Jak spetryfikowani. Trwało to 2 minuty. Dopóki nie pomachałam im ręką przed twarzami.
- Z Digorym!- krzyknął Rogacz.
- Właśnie! Dlaczego z nim?- dodał Łapa.
- A od kiedy jesteście moimi rodzicami?!- syknęłam i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.
* Lili *
Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
- I co Idioci?! Jesteście z siebie dumni!? Co wam odwaliło?- wykrzyczałam im w twarz.
- No bo... Yyy... Ahhh- próbował się tłumaczyć James.
- Debile!- Powtórzyłam i pobiegłam za przyjaciółką. Nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Chwilę się zastanawiałam. Gdzie mogła pójść? A tak. Wieża astronomiczna. Od razu tam ruszyłam. Znalazłam ją. Siedziała skulona na parapecie. Głowę miała schowaną w kolanach. Wiedziałam jednak, że nie płacze. Była silną kobietą. Kilka takich głupich słów nie doprowadziłoby jej do płaczu. Podeszłam bliżej. Przytuliłam ją.
- Dzięki Liluś.- szepnęła i podniosła głowę. Nie wydawała się smutna. Była tylko zła.
- Nie ma za co. A teraz wracajmy. Muszę Cię przygotować na jutro!- złapałam Jule za rękę i pociągnęłam w kierunku naszego pokoju. Przed obrazem grubej damy zatrzymała mnie.
- Lili?
- Tak?
- Mogłabyś sprawdzić czy nie ma tam Jamesa Albo Syriusza? Nie odzywam się do nich.
Pokiwałam głową. Weszłam do środka. W pokoju wspólnym Nie było nikogo. Dałam Juliett znak i ona również pojawiła się w pomieszczeniu. Rozglądneła się dokładnie i ruszyła za mną do pokoju.
* Julietta *
W moim pokoju również nie było chłopaków. Ale to dobrze bo nie wiem czy pod wpływem emocji czegoś bym im nie zrobiła. Dobra Rogasia rozumiem. Ale Łapa! O co mu chodzi? Jakoś Luniek i Glizda nie przejęli się tym tak bardzo. Postanowiłam, że nie będę odzywać się do Jamesa i Syriusza. Jednak nie chciałam już się nad tym zastanawiać. Lili zaczęła przygotowywać mi fryzurę.
- Może proste?... Nie nie nie. Zrobię loki. Nie na lokówce. NA PAPILOTACH!- mruczała pod nosem i zaczęła przywiązywać mi wałki do włosów. Szybko się z tym uwinęła. Umyłam się i położyłam spać ok 23.
Wstałam ok 8. Ruda była już oczywiście na nogach.
- To co ,, ranny ptaszku" ściągniesz mi to z głowy?- zapytałam wskazując na głowę.
- Oczywiście! Siadaj.-zaczęła wypęłniać moją prośbę. Po krotkiej chwili miałam już ułożoną fryzurę. Spojrzałam w lustro. Była przepiękna.
- Lili! To jest wspaniałe!- pochwaliłam ją.
Evans uśmiechnęła się szeroko. Podeszła do szafy i wyciągnęła fantastyczną biało- niebieską sukienkę. Podała mi ją.
- Ubierz to !
Posłuchałam Lili. Chwilę później wyglądałam cudownie.
- Patrz! Już za dziesięć jedynasta! Choć szybko bo zaraz się spóźnisz!- stwierdziła. Wzięłam ją pod ramię i ruszyłyśmy pod dziedziniec zamku gdzie miałam spotkać się z Amosem.
Czekał już na mnie. Na mój widok uśmiechnął się.
- Wspaniale wyglądasz!- rzucił.
- Dzięki.
- Idziemy?
- Jasne.
Powolnym krokiem ruszyliśmy do Hogsmade. Rozmawialiśmy o wszystkim. Tak Dobrze mi się z nim gadało. Tak , tak jak z Remusem. Doszliśmy do Trzech Mioteł. Zamuwiliśmy po szklance Kremowego piwa.
- Jak idą treningi?- zapytałam.
- Chyba dobrze. A u Ciebie?
- Też.
Po wypiciu napoju zaczęliśmy się przehadzać po parku. Nagle z nikąd pojawił się czarny pies. Zamurowało mnie. Pociągnęłam go za szyję.
- Poczekaj tu.- rzuciłam do Digoryego.
Weszłam z psem za jakieś drzewo.
- Co do jasne cholery tu robisz?! Oh nie skamlaj tak! Wynocha! Jeszcze raz Cię zobacze to nie ręczę za siebie!- szepnęłam wściekła. Wróciłam do chłopaka.
- O co chodzi?- zapytał zdezorientowany.
- Kiedyś Ci to wytłumaczę.
Resztę dnia spędziliśmy w miłej atmosferze. Śmialiśmy się gdy opowiadałam mu nasze Huncwockie kawały. Pożegnaliśmy się pod portretem grubej damy. Dałam mu lekkiego buziaka w policzek.
Weszłam do pokoju wspólnego. Na kanapie siedział James kłocąc się z Remusem i Peterem.
- Cześć!- powiedział. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i podreptałam do pokoju. Lili rzuciła się mi na szyję od razu gdy weszłam do środka.
- I co jak było?- zapytała z entuzjazmem.
- Super. Jest wspaniały!
- Na prawdę opowiedz mi wszystko.
Zaczęłam historię.
- O! I wiesz co? Ten debil Syriusz nas śledził!
- Co!? Dlaczego?
- Nie wiem. Nie mam do tego siły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro