Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Huncwoci to idioci!

Ruda słuchała uważnie i pochłaniała każde moje słowo. Gdy skończyłam mówić wydałyśmy z siebie wrzask radości.

- Super kochana!- dopingowała mnie. Pisnęłyśmy razem. W tym samym momencie do pokoju wpadli przerażeni Huncwoci z różdżkami w dłoniach.

- Co jest? Co się stało?- zapytał przestraszony Rogaś. Spojrzałam na Lili. Ona również zrobiła to samo. Zaczęłyśmy

Śmiać się nie opanowanie. Chłopcy zrobili zaskoczone miny.

- O co chodzi?- dopytywał Łapa.- Biegliśmy tu na marnę?!

- Tak!- odpowiedziałyśmy z szerokim uśmiechem.

- To skoro już tu jesteśmy mogłybyście nam łaskawie opowiedzieć dlaczego krzyczałyście?- zapytał James.

- No dobra.- odpowiedziałam zrezygnowana.

- Jej! No więc...- zaczęła Evans.- Nasza Jule idzie na randkę?!

- Co!!?- wykrzyczeli wszyscy na raz.

- Chyba jesteście głusi.- rzucili mi pytając spojrzenie.- TAK! IDĘ NA RANDKĘ!

- Z kim?- zapytał zaskoczony Syriusz.

- A z takim jednym...

- Nie bąć taka skromna. Z Amosem Digorym!

Huncwotom opadła szczęka. Zwłaszcza Jamesowi i Syriuszowi. Rogasia rozumiem. Przecież to był kapitan drużyny Quddicha. Nie lubili się. Konkurowali ze sobą. Ale Łapę. Co mu się stało? Stali z kamiennymi twarzami. Jak spetryfikowani. Trwało to 2 minuty. Dopóki nie pomachałam im ręką przed twarzami.

- Z Digorym!- krzyknął Rogacz.

- Właśnie! Dlaczego z nim?- dodał Łapa.

- A od kiedy jesteście moimi rodzicami?!- syknęłam i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.

* Lili *

Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.

- I co Idioci?! Jesteście z siebie dumni!? Co wam odwaliło?- wykrzyczałam im w twarz.

- No bo... Yyy... Ahhh- próbował się tłumaczyć James.

- Debile!- Powtórzyłam i pobiegłam za przyjaciółką. Nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Chwilę się zastanawiałam. Gdzie mogła pójść? A tak. Wieża astronomiczna. Od razu tam ruszyłam. Znalazłam ją. Siedziała skulona na parapecie. Głowę miała schowaną w kolanach. Wiedziałam jednak, że nie płacze. Była silną kobietą. Kilka takich głupich słów nie doprowadziłoby jej do płaczu. Podeszłam bliżej. Przytuliłam ją.

- Dzięki Liluś.- szepnęła i podniosła głowę. Nie wydawała się smutna. Była tylko zła.

- Nie ma za co. A teraz wracajmy. Muszę Cię przygotować na jutro!- złapałam Jule za rękę i pociągnęłam w kierunku naszego pokoju. Przed obrazem grubej damy zatrzymała mnie.

- Lili?

- Tak?

- Mogłabyś sprawdzić czy nie ma tam Jamesa Albo Syriusza? Nie odzywam się do nich.

Pokiwałam głową. Weszłam do środka. W pokoju wspólnym Nie było nikogo. Dałam Juliett znak i ona również pojawiła się w pomieszczeniu. Rozglądneła się dokładnie i ruszyła za mną do pokoju.


* Julietta *

W moim pokoju również nie było chłopaków. Ale to dobrze bo nie wiem czy pod wpływem emocji czegoś bym im nie zrobiła. Dobra Rogasia rozumiem. Ale Łapa! O co mu chodzi? Jakoś Luniek i Glizda nie przejęli się tym tak bardzo. Postanowiłam, że nie będę odzywać się do Jamesa i Syriusza. Jednak nie chciałam już się nad tym zastanawiać. Lili zaczęła przygotowywać mi fryzurę.

- Może proste?... Nie nie nie. Zrobię loki. Nie na lokówce. NA PAPILOTACH!- mruczała pod nosem i zaczęła przywiązywać mi wałki do włosów. Szybko się z tym uwinęła. Umyłam się i położyłam spać ok 23.

Wstałam ok 8. Ruda była już oczywiście na nogach.

- To co ,, ranny ptaszku" ściągniesz mi to z głowy?- zapytałam wskazując na głowę.

- Oczywiście! Siadaj.-zaczęła wypęłniać moją prośbę. Po krotkiej chwili miałam już ułożoną fryzurę. Spojrzałam w lustro. Była przepiękna.

- Lili! To jest wspaniałe!- pochwaliłam ją.

Evans uśmiechnęła się szeroko. Podeszła do szafy i wyciągnęła fantastyczną biało- niebieską sukienkę. Podała mi ją.

- Ubierz to !

Posłuchałam Lili. Chwilę później wyglądałam cudownie.

- Patrz! Już za dziesięć jedynasta! Choć szybko bo zaraz się spóźnisz!- stwierdziła. Wzięłam ją pod ramię i ruszyłyśmy pod dziedziniec zamku gdzie miałam spotkać się z Amosem.

Czekał już na mnie. Na mój widok uśmiechnął się.

- Wspaniale wyglądasz!- rzucił.

- Dzięki.

- Idziemy?

- Jasne.

Powolnym krokiem ruszyliśmy do Hogsmade. Rozmawialiśmy o wszystkim. Tak Dobrze mi się z nim gadało. Tak , tak jak z Remusem. Doszliśmy do Trzech Mioteł. Zamuwiliśmy po szklance Kremowego piwa.

- Jak idą treningi?- zapytałam.

- Chyba dobrze. A u Ciebie?

- Też.

Po wypiciu napoju zaczęliśmy się przehadzać po parku. Nagle z nikąd pojawił się czarny pies. Zamurowało mnie. Pociągnęłam go za szyję.

- Poczekaj tu.- rzuciłam do Digoryego.

Weszłam z psem za jakieś drzewo.

- Co do jasne cholery tu robisz?! Oh nie skamlaj tak! Wynocha! Jeszcze raz Cię zobacze to nie ręczę za siebie!- szepnęłam wściekła. Wróciłam do chłopaka.

- O co chodzi?- zapytał zdezorientowany.

- Kiedyś Ci to wytłumaczę.

Resztę dnia spędziliśmy w miłej atmosferze. Śmialiśmy się gdy opowiadałam mu nasze Huncwockie kawały. Pożegnaliśmy się pod portretem grubej damy. Dałam mu lekkiego buziaka w policzek.

Weszłam do pokoju wspólnego. Na kanapie siedział James kłocąc się z Remusem i Peterem.

- Cześć!- powiedział. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i podreptałam do pokoju. Lili rzuciła się mi na szyję od razu gdy weszłam do środka.

- I co jak było?- zapytała z entuzjazmem.

- Super. Jest wspaniały!

- Na prawdę opowiedz mi wszystko.

Zaczęłam historię.

- O! I wiesz co? Ten debil Syriusz nas śledził!

- Co!? Dlaczego?

- Nie wiem. Nie mam do tego siły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro