Etap 1
Zeszliśmy wspólnie do Wielkiej Sali. Stół pedagogiczny był już zajęty przez nauczycieli. Profesor McGonagall zawzięcie tłumaczyła coś Hagridowi, Slughorn rozmawiał z Dumbledorem uśmiechając się dziwacznie, a Sprout pokazywała coś Filtwickowi. Czyli nikt nie powinien zwrócić uwagi na piątkę wkraczających do pomieszczenia Gryffonów. A jednak. Dyrektor rzucił nam ciepły uśmiech, natomiast reszta... Z innymi to już trochę gorzej. Popatrzyli na nas spojrzeniami mówiącymi ,,Tylko coś zmalujcię a dostaniecie miesięczny szlaban". Aż dziwne że wzrok może aż tyle powiedzieć. Oczywiście oprócz Dumbledora pomachał nam jeszcze Hagrid. Uśmiechnęliśmy się do Gajowiego i odmachaliśmy. Mogłabym przysiąść, że zobaczyłam jak kąciki ust opiekunki naszego domu podnoszą się nieco do góry na nasz widok. Ach, jak ja uwielbiam te kobietę. Jakby nigdy nic zajęliśmy swoje miejsca. Lecz nie nałożyliśmy sobie nic do jedzenia na tależ. Wszyscy wlepiliśmy gały w jednego ucznia domu Salazara Slytherina. Jego długie blond włosy były dzisiaj w jeszcze większym nie ładzie niż zwykle. Czyżby mały biedaczek czegoś się przestraszył? Aż wpadłam na kolejny super żarcik. Biedne dziecko. Właśnie podniósł złoty puchar z sokiem dyniowym i takim maluteńkim dodatkiem od Huncwotów. Jeszcze trochę.... Iiiiii jest! Nagle Lucjusz Malfoy wstał i wybiegł z Sali. Pewnie chcecie wiedzieć czego mu tam dodaliśmy? Zastanowię się. Dobra. Dolaliśmy tam eliksiru miłosnego. W kim zakocha się nasz szczęściarz? Otóż sprawa jest prosta. Uważam, że to bardzo odpowiedni kandydat dla niego. Argus Filch.
- Czy wy też uważacie, że będą wspaniałą parą?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
- Taak.- zaśmiał się Potter.- Ja chcę być druhną!
- Ej. Skoro on to i ja!- oburzył się Black.
- Pójdźmy na kompromis.- zaproponował Lunatyk.- Oboje zostaniecie druhnami a ja będę stał i kibicował wam, żeby któryś z Was złapał welon.
- Dobre Luniaczku.- przybiłam piątkę z Remusem.
- Luniaczku?- zrobił dziwną minę.
- No co?! Tak Cię nazywałam, nazywam i będę nazywać.
- No dobra. Ale czy to nie trochę... Bo wiesz? Obciachowe?
- Nie Remusku. Nic co robimy nie jest obciahowe. Choćmy nawet Syriusz biegał po Hogwarcie w różowym tu tu a za nim biegł James w samym staniku to nie będzie Obciachowe.
- Ej!- krzyknęli razem Łapa i Rogaś. Nie wtrzymałam i wybuchłam śmiechem. Zresztą potem wszyscy śmialiśmy się do rozpuku. A tak na serio to do puki McGonagall nie kazała nam się uspokoić.
- Ale Pani profesor nie ma żadnego prawa zabraniającego śmiania się!- przyznał Remus.
- Zawsze można złożyć do Ministerstwa ustawę.- odpowiedziała z kpiącym uśmiechem.
- Żadne prawa i ustawy nie zabronią nam zabawy!- krzyknęłam. Wtedy wszyscy- łącznie z nauczycielką- znowu wybuchliśmy śmiechem.
- Dobrze, dobrze. Tylko bądźcię trochę ciszej.
- Sie wie Pani Psor! Sie wie.
Gdy McGonagall już odeszła zaczęliśmy dalej rozmawiać.
- Wspóczuje Pani Noriss. Będzie musiała mieszkać z tak ohydną kobietą. Ale cóż serce nie sługa.
Za 10 komentarzy kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro