Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Co mogła zrobić?

- Proszę!- usłyszałam znajomy głos dyrektora zza drzwi. Weszliśmy do środka.
- Dzień dobry!- przywitaliśmy się wszyscy chórem.
- O Huncwoci!- ucieszył staruszek.- Co tym razem nabroiliście?
- I tu Pana mamy!- pokiwałam palcem.- Bo tym razem nic nie zrobiliśmy.
- Na prawdę? Och to szkoda. A więcej w jakiej sprawie ta wizyta?
- Niech Pan to powącha.- podstawiłam mu dzbanek z udawanym sokiem dyniowy pod nos.
- Eliksir wielosokowy... z...
- Włosami Trola.- przerwałam.- Ktoś chciał nas otruć! A my nawet wiemy kto.
- Zamieniam się w słuch.
- Moje jakże nieomylne i wyostrzone zmysły obserwacji stwierdziły brak pewnej pary ślizgonów. Co więcej mieli motyw oraz niech Pan dokładniej się przyjrzy. Na dzbanku jest włos spracy. Czarny, tłusty włos. Chyba Pan już się domyśła i kogo chodzi?
- Podejrzewacie Severusa Snape. Hmm. To bardzo możliwe. W końcu jest dobry z elikirów. Dobrze. Dziękuję za poinformowanie mnie. Zajmę się tym nie zwłocznie.
- No ja mam taką nadzieję. Bo wie Pan nie będziemy tolerować takiego zachowania wobec Gryffonów. Żegnam.
I wyszłam z gabinetu a chłopcy za mną.
Stanęłam tak żeby widzieli moją twarz.
- To teraz obmyślamy plan zemsty!

* Pół godziny później *
- Syriusz! Powiedz coś śmiesznego bo zaraz zasnę!- szepnęłam do Łapy na piątej minucie histori magi.
- No ale co?- zapytał zdezorientowany.
- Co kolwiek!
- A magiczne słowo?
- Drętwota!
- No już dobra dobra.- i zrobił taką minę że wybuchnełam strasznie głośnym śmiechem.
- Co jest takie śmieszne Panno Rots?- zwrócił się do mnie profesor Binns.
- To że ludzie myśleli że gobliny podczas buntu jedzą własne paznokcie.- wymyśliłam na poczekaniu.
- A no tak tak. To bardzo zabawne. Wracając...- znowu zaczął opowiadać o niewiadomo czym. Po kolejnych pięciu minutach tej męczarni już nie wytrzymałam. Podniosłam rękę.
- Tak Panno Rots?
- Źle się czuję. Mogę iść do skrzydła szpitalnego?
- Tak, tak.
Pozbierałam rzeczy do torby i Wybiegłam z sali pokazując Syriuszowi język. Oczywiście nie poszłam do skrzydła. Ruszyłam sobie na błonie pod naszego buka( dopisek autorki: wcześniej pisałam że to była wierzba ale nie to buk). Padłam jak długa pod drzewo i wyjęłam jakąś pierwszą lepszą powieść mugolską. Tia. Nie chcę mi się czytać
Rzuciłam książkę za siebie i zamknęłam oczy. Jakoś dziwnie nie mogłam zasnąć. Nie wiem ile tak leżałam. Chyba do końca lekcji bo usłyszałam głosy moich durnych braciaków.
- O patrzcie tu jest!- powiedział Lunatyk.
- I śpi. Spójrzcie jak słodko wygląda.- westchnął ,Syriusz?
- Może zrobimy jej takiego tyciutkiego psikusa. - zaproponował Jeleń.
- Po moim trupie Potter.- otworzyłam oczy.
- To będę musiał jeszcze sporo poczekać.
- Wiesz nigdzie mi się nie spieszy.
I zabrzmiał dzwonek na lekcję.
- A na Historię magii?
- Ach. Nie chcę mi się. Łapo zanieś mnie.
- Dobra.
I wskoczyłam Blackowi na plecy krzycząc Wio!
Biegliąmy tak przez całe Błonie. Wszyscy się na nas gapili. Pewnie wyglądaliśmy jak upośledzone psychicznie pięciolatki. No i co? Taka prawda. Gdy w końcu weszliśmy do klasy, zajęliśmy miejsca. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było ognisto rudej czupryny mojej słodziutkiej Lili Evans. Podniosłam rękę.
- Co znowu?- zirytował się Binns.
- Gdzie jest Lili?
- Panna Evans została wezwana do gabinetu dyrektora. Podobno zrobiła coś złego...
Dalej nie słuchałam bo wybiegłam z pomieszczenia. Ruszyłam w stronę gabinetu Dumbledora. Bo raz drugi dzisiaj. No bo przecież co mogła zrobić Lili?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro