CCo?
- LI WSTAWAJ!- usłyszałam krzyki i spadłam z łożka. Podniosłam głowę i zobaczyłam tego idiotę Pottera stojącego z głupią miną nade mną.
- Debil!- syknęłam. Podał mi rękę i chciał mi pomóc wstać ale nie. Tak się nie będziemy bawić. Chwyciłam jego dłoń i chłopak padł na podłogę obok mnie.
- Ej! Za co to?!- podrapał się ręką po karku. Spojrzałam na niego mówiąc: ,,Ty jesteś aż taki głupi czy tylko udajesz?".
Wstałam. Chwyciłam ubrania oraz kosmetyczkę i weszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Szybko się ogarnęłam i wróciłam do pokoju. James siedział na krześle przy biurku i czytał list. Obok niego stała sowa. Znam ją. Należy do Luniaka.
- Co pisze?- zapytałam szturchając go w ramię.
- Proponuję nam wszystkim spotkanie za tydzień w domku letniskowym jego rodziców nad jeziorem.
- Pokaż.
Wyrwałam mu kopertę z ręki.
Drogi Rogaczu!
Wiem, że to dopiero drugi dzień wakacji a ja już do Ciebie piszę. Zwołuję zebranie Huncwotów. Proponuję abyśmy są tydzień spotkali się w domku letniskowym moich rodziców. Jest nad jeziorem I blisko mieści się las. Mam nadzieję że przyjedziesz.
Lunatyk
P.S.
Przekaż to też Li. Łapa mi powiedział że tymczasowo i Ciebie mieszka.
- No patrz jak wiadomości szybko się rozchodzą.- Zaśmiałam się.
- To co idziemy?!- bardziej stwierdził niż zapytał okularnik.
- Powaliło Ci!? Oczywiścię że tak.
* Hogwart *
Nareszcie nadszedł 1 września. Nie to że było mi jakoś źle u Potterów. Wręcz przeciwnie. Ale strasznie tęskniłam za moim prawdziwym domem. Tak. Hogwart jest i zawsze będzie moim domem. Wszystko co najlepsze przytrafiło się tutaj. Poznałam tych idiotów, Lili, Dor, Ann, Moly, Artura. Stałam się bardzo dobrą czarodziejką, animagiem. Właśnie wracamy z kolacji. Naprawdę nie mogę uwierzyć że to już piąty rok w tej szkole. Jak to szybko minęło. Lili powiedziałam mi że Petunia wreszcie znalazła sobie chłopaka. Nazywa się Vernon i podobno jest strasznie nudny. Jeśli chodzi o mnie i Syriusza to ogłosiliśmy już Peterowi i Remusowi o tym że chodzimy. Ucieszyli się.
- O czym tak myślisz?- szturchnęła mnie Lili.
- O wszystkim i o niczy.- westchnęłam.- Wiesz chyba pójdę się przejść.
Wstałam i z zamiarem ruszenia na małą przechadzkę po szkole. Mam gdzieś, że za chwilę cisza nocna. Najwyżej dostanę szlaban.
- Na pewno?! Przecież nie można!- chciała mnie zatrzymać Ruda.
- Nic mi nie będzie. Jestem już duża MOMO.
- Dobra. Ale jak zginiesz te nie ma żadnego czemu mnie nie ostrzegałaś!
Pokiwałam twierdząco głową. Wyszłam z pokoju przez portret Grubej Damy która oczywiście chciała prawić mi kazanie i tym że jest późno i nie powinnam wychodzić ale ja jej nie słuchałam. Wolnym krokiem przechadzałam się po korytarzach gdy nagle usłyszałam głosy. Szybko schowałam się za jedną z kolumn.
- Minevro dobrze wiesz że rośnie w siły. Z moich tajnych informacji wynika że chcę przekabacić na swoją stronę Juliette Rots. Dobrze wiesz że Voldemort słyszał przepowiednię i wie że dotyczy ona jej.
- Wiem Albusie. Ale skąd masz pewność że Pannienka Rots jest tą jak wynika z przepowiedn która ma moc większą od Sam.wiesz kogo?
- Och. Po prostu wiem. Chyba nie wątpisz w moje przemyślenia?
- Oczywiście , że nie.
Wtedy nie wytszymałam. Wyszłam z kryjowki i stanęłam przed nauczycielami.
- Chciałabym się dowiedzieć, o co chodzi?
- O Jule! Wszystko Co wytłumaczę. Tylko nie tu. Porozmawiajmy w moim gabinecie.
- Mhhm.
Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w gabinecie Dumbleodra. Usiadłam na krześle na przeciwko dyrektora.
- No więc?- wstchnęłam.
- A no tak. Więc co chcesz wiedzieć?
- Wszystko.
- Dobrze. Pamiętasz jak kilka miesięcy temu śmierciożercy zaatakowali was w bibliotece?
- Tak.
- Dwa dni później pojawiła się przepowiednia. Wynika z niej że Ty będziesz kiedyś walczyć z Voldemortem na śmierć i życie. Oraz że jesteś bardzo potężną czarodziejką.
- Niech sobie Pani nie żartuję! Ja?! Potężną czarodzieją?
- Tak. Nigdy nie zastanawiało Cię dlaczego po jedny usłyszeniu czy przeczytaniu wszystko zapamiętujesz? Dlaczego tak szybko się uczysz? Przecież patronusa znałaś od zawsze. Dobrze znasz przepis na każdy eliksir. Umiesz poskromić każde zwierzę. Zostałaś animagie po pięciu lekcjach.
- Ale skąd Pan to wszystko wie?
- Mówiłaś mi kiedyś.
- A no tak. Czyli co Pan uważa?
- Drogie dziecko będę z tobą szczery. To bardzo niebezpieczna i ważna misja. Będziesz miała dodatkowe lekcje obrony przed czarną magią aż w końcu pewnego dnia przyjdzie czas na ostateczną walkę.
Zatkało mnie.
- Zgadzam się. Podejmę tą walkę.- Uśmiechnęłam się słabo.
- Tylko pamiętaj.Voldemort będzie chciał Cię zniszczyć. Twoich przyjaciół też. Proszę Cię nic im nie mów. To dla bezpieczeństwa.
- Ale przecież jeśli im się coś stanie... To ja wtedy nie wytrzymam. To moja rodzina. Niech Pani ich chroni. Ich wszystkich. Błagam!
- Oczywiście. Będę się starał. Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom.
- Mmmm. Mogę już iść?
- Naturalnie. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
I wyszłam. To dopiero mnie zamurowało. Dlaczego ja? Przecież nie jestem jakaś wyjątkowa? To głupie. Jednak najbardzie martwi mnie coś innego. Jeżeli przeze mnie coś stanie się któremuś z nich. Jeżeli moja kochana ruda Evans, ulubiony zabawny Rogaś, mądry szczery Lunatyk, cichy ale śmieszny Glizdogon albo najlepszy na świecie Łapa mają być przeze mnie zagrożeni. Jeśli coś im się stanie to ja zrobię wszystko aby ten kto to zrobił zapłacił za swoje. Muszę być silna. Pokonam Voldemorta i ochronię przyjaciół obiecuję. Będę codziennie ćwiczyć po kilka godzin. I...... muszę. Zerwać z Syriuszem. Przecież wtedy będzie w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Nawet nie wiem Kiedy ten czas szybko zleciał. Zanim się obejrzałam stałam pod portretem grubej damy. Weszłam do salonu. Był prawie pusty. Właśnie prawie. Na kanapie siedzieli: Huncwoci i Lili.
- No gdzie ty się włuczysz?!- powiedziała zirytowan Lilka.
- Hej.- szepnęłam.- Zwołuje zebrani Huncwotów.
Chłopcy momentalnie wstali i poszli do pokoju. Chwyciłm rudą za rękę i ruszyłam za nimi. W dormitorium chłopaków usiedliśmy na podłodze w kółku po turecku.
- O co chodzi?- zapytał Remus. Wlepiłam oczy w podłogę.
- Chciałam wam powiedzieć... Że niezależnie od tego co powiem i co będę robić Kocham was z całego serca.
- Co się stało Juli?- przytuliła mnie Lili.
- Tak.- głosi mi zadrżał.- Ale nie mogę wam powiedzieć. Mimo Że bardzo bym chciała.
- Rozumiemy.- powiedzieli wspólnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro