A Ty potem...?
Julietta została brutalnie obudzona przez niespodziewanego gościa, który zapukał do drzwi. Nie, zdecydowanie nie pukał. Po prostu w nie walił. Rots wstała i podeszła do wejścia.
- Nie wiem, kim jesteś ale jeśli natychmiast nie przestaniesz trząść tymi łapami to je stracisz!- krzyknęła i otworzyła. Na progu stał James wraz z Lili. Potter najwyraźniej nie był w dobrym humorze.
- Cześć Juls!- powiedziała Evans z lekkim uśmiechem.
- Heej- odpowiedziała zdezorientowana szatynka.- Wejćcie- wpuściła przyjaciół do środka.
- Dzięki- odrzekła ognistowłosa.
- Too- zaczęła - napijecie się czegoś?
***
- Czyli mam rozumieć, że ten tutaj- wskazała łyżeczką na Siedzącego obok okularnika- pokłócił się z narzeczonym twojej siostry i zaczął wyzwyać go od głupich mugoli?- wybiła kolejny łyk herbaty.
- Tak- przytaknęła Lili.
- Dobra- stwierdziła.- A teraz pytanie do Ciebie Rogaczu: O co się pokłóciliście?
- Nono bo- jąkał sie- zapytał się mnie czym przyjechałem. To ja, jak to ja kulturalnie odpowiedziałem i zacząłem opisywać mu moją najlepszą na świecie, sportową miotłe. A wiesz co on powiedział?! Ten głupi Dumdley czy jak mu tam, Powiedział że czarodzieje utrzymują się z pomocy społecznej!
- Okej. A Ty potem...?
- Opisałem mu moją skrytke w Banku Gringotta, a potem...
- Zaczęły się wyzwiska- dokończyła Evans i rzuciła narzeczonemu groźne spojrzenie.
- Przepraszam Liluś! Dobrze wiesz że nie chciałem żeby tak to wyszło! Wybaczysz mi?- jęknął.
- To nie mnie masz przepraszać- syknęła w odpowiedzi.
- Ich też przeprosze! Obiecuje!
- No dobra- mruknęła. Potter zaczął piszczeć i skakać po pokoju ze szczęścia.
- James- zaśmiała się Rots- Ja nie wiem co ty brałeś, ale zmień dilera.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Elo!
Chciałam wam wszystkim
Bardzo podziękować.
Nie dawno wybiło 50 tyś
Wyświetleń!
Nie mogę W to uwierzyć!
Dzięki że jesteście!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro