#9 Ona jest jak jej brat
- Wstawać lenie! - krzyknęła Ann, zrzucając Meadowes z łóżka. Z jej ust wydobyło się tylko ciche: "Daj pospać" - zaraz spóźnimy się na śniadanie.
Zajęło to dłużej niż oczekiwała, ale po dwudziestu minutach udało jej się obudzić wszystkie dziewczyny. Lily wbiegła do łazienki, Dorcas malowała się, patrząc w miniaturowe lusterko, a Juliette siedziała na łóżku, czesząc swoje loki. Ann już dawno była ubrana - teraz czekała tylko na dziewczyny.
Po uczcie wszystkie udały się do Sali Transmutacji.
- Zaraz was dogonię - powiedziała Juliette - idę tylko do toalety.
~*~*~
- Gdzie Lupin? - spytał Syriusz, siadając w ostaniej ławce klasy profesor McGonagall - już początek roku i jedno spóźnienie.
- Pewnie jeszcze się maluje - odpowiedział James, patrząc na niego znacząco.
- Co?! - prawie krzyknął chłopak - po co Lupin miałby się malować?
- Chyba "miałaby" - odpowiedział zdziwiony Rogacz.
- O kim ty mówisz?
- A o kim ty mówisz?
- O Remusie.
- O Juliette - odpowiedzieli prawie równocześnie - myślałem, że zauważyłeś jej nieobecność na lekcji.
- Pewnie się spóźni - odpowiedział Syriusz i pomachał, wchodzącemu do klasy przyjacielowi.
Lekcja mijała, a młodsza Lupin nadal się nie pojawiała.
- Nie może chyba tyle siedzieć w toalecie - pomyślała Dorcas.
- Ona jest jak jej brat... przecież nie opuściłaby pierwszej w semestrze lekcji! - powtarzała w głowie Ann .
- A jeśli jej się coś stało? - martwiła się Lily.
- Zjadłbym ciastko... - rozmyślał Peter.
Na transmutacji próbowali przemienić filiżankę w pająka. James'owi został jedynie czarny fragment filiżanki, chodzący na czterech nóżkach; filiżanka Syriusza stłukła się już po pierwszej próbie, a Remusa...jego filiżanki już dawno nie było. Zamiast niej po podłodze wędrował mały pająk.
Lekcja zakończyła się wraz z okrzykiem "dziesięć punktów dla Gryffindoru".
Puchoni, z którymi mieli teraz lekcje udali się do swoich dormitoriów, a Gryfoni ruszyli w stronę lochów, gdzie znajdowała się klasa eliksirów.
Profesor Slughorn kazał im uważyć eliksir na katar, w ramach powtórzenia. Gdy tylko się odwrócił, Syriusz przysunął się bliżej James'a, by móc z nim trochę porozmawiać. Przy okazji chciał od niego ściągać - korki z eliksirów, na których uczyła go Lily, szły mu coraz lepiej, mimo to nadal nie umiał wielu rzeczy.
- Syriuszu nawet pierwszoroczni potrafią uważyć ten eliksir, więc proszę cię o... - jego słowa przerwał cichy dźwięk otwieranego w drzwiach zamka. Do klasy dumnym krokiem wkroczyła profesor McGonagall.
- Mam nadzieje, że nie przeszkadzam panie Slughorn, ale czy mogłabym wziąść panne Evans i pana Lupina na jedną godzinę? - spytała, rozglądając się nerwowo po klasie - jestem przekonana, że odrobią zaległości - mówiąc to posłała mu jedno ze spojrzeń typu: "Musisz się zgodzić".
- Ależ oczywiście! Żaden problem - odpowiedział profesor, nerwowo zaciskając ręce na blacie.
Lily wzięła podręcznik w rękę, a drugą chwyciła torbę i ruszyła za nauczycielką. Podobnie zrobił Lupin, zostawiając jednak torbę w klasie, z zaleceniem, by jej pilnowali .
Lekcja eliksirów dobiegła końca i przyszedł czas na obronę przed Czarną Magią - ulubioną lekcje James'a. Nie wliczając w to oczywiście lekcji latania. Syriusz całą lekcje patrzył na drzwi w nadzieji, że wejdzie przez nie jeden z jego przyjaciół. Gdyby nie James, nie miałby w tej chwili nikogo, z kim mógłby porozmawiać.
Lekcje minęły szybko - potem była tylko lekcja historii magii i dwugodzinna przerw. Potter'a również zaczęła niepokoić nieobecność Lily, Remusa i Juliette.
- Może pójdziemy sprawdzić czy nie ma ich w gabinecie profesor McGonagall? - spytał, zmęczony czekaniem, Syriusz.
- Świetny pomysł Łapo - stwierdził z entuzjazmem James, skręcając w stronę jej gabinetu.
Huncwoci podeszli do drzwi i zapukali lekko. McGonagall siedziała za biurkiem, wsłuchując się w bicie wskazówek starego zegara.
Tik tak tik tak.
- Proszę! - powiedziała, a chłopacy weszli powoli do środka.
- Przepraszamy, że przeskadzamy - zaczął mówić Rogacz - ale chcielibyśmy się dowiedzieć, gdzie są Lupin, Evans i... to znaczy Remus, Lily i Juliette - dodał, rozglądając się po gabinecie nerwowo. McGonagall spojrzała najpierw na niego, aż w końcu przeniosła wzrok na, bladego z obawy, Syriusza. Wiedziała, że, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, zorientował się, że nie są to dobre wieści. Wskazówka zegara brzęczała w, zaległej między nimi, ciszy.
Tik tak tik tak.
- Panna Evans i pan Lupin - zaczęła nerwowo - odwiedzają pannę Juliette w skrzydle szpitalnym - utkwiła wzrok w zegarowym wahadle, bojąc się ich reakcji.
- Co?! - wrzasnęli równocześnie, a Syriusz już po chwili wybiegł z jej gabinetu, kierując się zapewne do skrzydła szpitalnego.
James stał przed nią, nie wiedząc co powiedzieć. Ciszę przerywało jedynie miarowe uderzanie wskazówek zegara.
Tik tak tik tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro