XV
Autorka: Niespodzianka! Ktoś się cieszy?
Rano byłam zaskoczona ilością komentarzy. Nie spodziewałam się, że w przeciągu około 8 godzin, zdobędę ponad 100 komentarzy. Jesteście niesamowicie:D Bardzo dziękuję! x
Dodatkowo jestem w trakcie pisania ostatniego rozdziału! Dlatego też, postanowiłam, że wrzucę dzisiaj jeszcze jeden rozdział;)
*****
Ale najpierw character ask:)
Jeśli czyjejś wiadomości nie ma, to bardzo przepraszam, ale naprawdę rano miałam masę komentarzy do odczytania i mogłam coś pominąć:)
Harry:
Czy wiesz, że jesteś idiotą?
Harry, czy wiesz, że masz IQ najniższe we wszechświecie?
Dlaczego mnie obrażacie? Nie znacie mnie i nie wiecie co tak naprawdę czuję!
Harry, uważasz, że zrobiłeś dobrze? Nie miałeś choćby małych wątpliwości?
Wydaje mi się, że podjąłem najlepszą z możliwych decyzji.
Harry nie będziesz chciał walczyć o Louisa? W sensie inaczej. Kiedy ogarniesz głupią dupę i do kiego wrócisz na kolanach błagając, żeby był twoją małą, słodką omegą?
Kocham Louisa, ale jak przyjaciela. Nic po za tym!
Walcz o niego! Posłuchaj chociaż RAZ. Dlaczego tak się tego boisz? Przecież nie skrzywdzisz go! Posłuchaj chociaż RAZ swojego wilka**
Nie!
Louis:
Louis czy teraz żałujesz waszej wspólnej nocy? Czy gdybyś miał wybór zrobiłbyś to samo?
Nie wiem, chyba nie. Dzięki temu, może uda mi się ruszyć dalej z własnym życiem. Gdyby nie ta noc, prawdopodobnie wciąż tkwiłbym przy Harrym. Teraz mogę skupić się na swoim życiu i znalezieniu dobrego alfy.
Louis dasz tak po prostu mu odejść? Bez walki?
Nie zmuszę go, aby mnie pokochał.
***********************************
Początkowo było ciężko. Louis nie umiał się przyzwyczaić, do braku obecności Stylesa. Owszem, alfa kilka razy w tygodniu ich odwiedzał, jednak to nie było to samo, gdy miał świadomość, że mężczyzna tutaj mieszka. Harry również początkowo miał problem z odnalezieniem się w swoim nowym apartamencie, gdzie nie było Louisa, ani jego córki. Co prawda widywał ich i kilka razy wziął April do siebie, jednak to nie było to samo, gdy miał ich cały czas obok siebie. Oboje jednak mieli świadomość, że to najlepsze rozwiązanie. Styles nie chciał się wiązać, a Tomlinson pragnął założyć rodzinę. Ich palny na przyszłość się nie pokrywały.
W końcu jednak przywykli do tego, że mieszkają i dzielą się opieką nad córką.
Louis poszedł również za radą przyjaciół i zaczął się umawiać z innymi alfami. Wiedział, że to nie będzie łatwe, zwłaszcza na początku, kiedy to ciągle czuł coś do Stylesa. Mimo to miał nadzieję, że z czasem pozna kogoś, kto zawładnie jego sercem i sprawi, że zapomni o uczuciu do Harry'ego.
Dwa tygodnie po wyprowadzce alfy, szatyn po raz pierwszy umówił się na randkę. Miał na imię Thomas i poznali się w lecznicy, gdzie pracuje Louis. Był to wysoki blondyn o brązowych oczach i oczarował szatyna swoim poczuciem humoru. Skończyło się jednak na trzech randkach. To właśnie podczas ich ostatniego spotkania, Louis przyznał się do posiadania córki z innym alfą. Thomas przyznał się, że póki co nie jest zainteresowany zabawą w rodzinę i nie chce konkurować z innym mężczyzną o uwagę Louisa. Tomlinson jednak przyjął to na spokojnie. Jasne, mężczyzna był przystojny, miły i zabawny, ale to nie było to.
Drugi był Anthony, którego poznał w sklepie, jednak tu już po pierwszej randce wszystko się skończyło. Już kiedy się zgadzał, nie był do końca przekonany, a ich randka tylko potwierdziła, że nic pomiędzy nimi nie będzie.
Trzeci nazywał się Patrick i był on pierwszym mężczyzną, o którym dowiedział się Harry i pierwszym, z którym Louis tworzył związek (nawet jeśli trwał on zaledwie 2 miesiące). Styles spotkał go w domu szatyna, w dzień urodzin April. Umówił się z Louisem, że przyjedzie trochę wcześniej, aby pomóc w przygotowaniach. Nie planowali nic wielkiego. Niewielkie przyjęcie w ogrodzie. Zaprosili Desa, Anne z Robinem, Gemmę z rodziną, Ericę i Jamesa, Ednę oraz Liama z Zaynem i Nialla z Amy. Dzwonili również do Jay, ale kobieta poinformowała ich, że w tym czasie jest na wakacjach i nie dadzą rady przyjechać, jednak zapewniła ich, że jeszcze przed końcem wakacji na pewno ich odwiedzi.
Bez problemu wszedł do środka, ciągle posiadając swoje klucze. Pomimo tego, że to nie był już jego dom, czuł się tutaj znacznie lepiej niż w swoim apartamencie. Od razu w holu pojawił się Biszkopt, który skakał dookoła niego, chcąc odrobiny uwagi.
- Cześć stary – podrapał psa za uchem, uśmiechając się do niego – Fajnie cię widzieć. Potem nie wita mnie tak radośnie, głównie śpi na kanapie, kiedy wracam do domu – zwierzał się goldenowi, który wesoło merdał ogonem.
Ruszył dalej, a pies podążył za nim. Wszedł do salonu, zatrzymując się, kiedy dostrzegł obcego mężczyznę, który siedział na dywanie bawiąc się w April.
- Kim jesteś? – prawdopodobnie zabrzmiał zbyt ostro, ale nie podobało mu się, że obcy alfa przebywa z jego córką. Jego wilk warczał głośno, jeżąc się i przygotowując do ataku, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Jestem Patrick – poniósł się z podłogi, podchodząc do niego z przyjacielskim uśmiechem. Teraz Harry mógł zauważyć, że był dość barczysty i odrobinę niższy od niego. Miał czarne, krótko ścięte włosy i szare oczy – Chłopak Louisa – wyciągnął dłoń w kierunku Stylesa i być może ten zbyt mocno ją ścisnął słysząc słowa Patricka – Ty musisz być Harry, Lou wspominał, że przyjdziesz.
- Tak, miło mi – wysilił się na uprzejmy uśmiech.
- Ta-ta – radosny pisk, zwrócił jego uwagę. Szeroki uśmiech od razu zagościł na jego twarzy. Dwa miesiące wcześniej po raz pierwszy April coś powiedziała i było to słowo „ta-ta". Pamiętał, jak bardzo szczęśliwy wtedy był. Od tego czasu przybyło jej kilka dodatkowych słów, takich jak „ma-ma", „ot", „hau" (co znaczyło pies) oraz „Tem" i „Top" (co miało oznaczać Potem i Biszkopt).
- Wszystkiego najlepszego, księżniczko – wziął dziewczynkę na ręce, całując jej pulchny policzek. Kochał swoją córkę i każda chwila z nią spędzona była dla niego na wagę złota. Odsunął jej kilka pasemek z twarzy, przeczesując brązowe włosy. Póki co były proste, ale miał nadzieję, że tak jak u niego, z wiekiem zaczną się skręcać. Niebieskie tęczówki, otoczone długimi rzęsami, błyszczały, kiedy wpatrywała się w swojego ojca i tak bardzo przypominały Harry'emu oczy Louisa. Uśmiechnęła się, pokazując swoich sześć zębów, a w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Była śliczna i cudowna, i Harry nie mógł uwierzyć, że była jego.
- Patrick, kto przy...Harry, jesteś – w salonie pojawił się Louis, uśmiechając się na widok alfy – Poznałeś już...
- Tak, poznaliśmy się – wtrącił Styles.
- Oh, w porządku – zmarszczył brwi, przyglądając się mężczyźnie. Coś było nie tak, tylko nie wiedział dlaczego. Zauważył, że jest czymś podenerwowany.
- To ja już będę się zbierał – Patrick prawdopodobnie również dostrzegł wrogie nastawienie Stylesa.
- Odprowadzę cię – Louis podążył za nim.
Harry miał ochotę również iść z nim, jednak powstrzymał się. Czy był zazdrosny? Oczywiście, że nie. Od razu skarcił się za tę myśl, wypierając ją z umysłu. Po prostu Louis to jego przyjaciel, z którym ma córkę. Martwi się i jest czujny, chcąc, aby szatyn znalazł odpowiedniego alfę, który również będzie dbał o April.
Nawet jeśli nie poszedł za nimi, zbliżył się do wyjścia z salonu nasłuchując o czym mówią.
- Dziękują za pomoc – wpatrywał się w bruneta, podczas gdy ten zakładał buty.
- Żaden problem – wyprostował się, uśmiechając do Louisa i owijając swoje ramiona dookoła niego – Zbieram się – nachylił się, całując go – Zadzwonię.
- W porządku – ostatni raz alfa cmoknął go w usta, nim odsunął się i opuścił dom – Harry? – był zaskoczony spotykając kędzierzawego przy przejściu z salonu do holu.
- Twój przyjaciel nie zostaje? – podążał za szatynem, z April na rękach.
- Jak widać – wzruszył ramionami, wchodząc do kuchni – Poprosiłem go, aby zajął się małą, bo musiałem zacząć przygotowania.
- Długo jesteście razem? – miał nadzieję, że Louis nie uzna jego ciekawości, jako coś złego. W końcu chodziło tu o bliskie mu osoby.
- Około dwóch tygodni – sięgnął po kilka pomidorów, z którymi podszedł do zlewu, aby je przepłukać.
- A jak długo się znacie? – zajął jedno z krzeseł przy wyspie, sadzając córkę na kolanach.
- Kilka miesięcy, nie wiem dokładnie ile.
- Gdzie się poznaliście?
- Skąd te pytania? – miał nadzieję, że te słowa nie padną. Cóż mylił się.
- Odpowiedz – próbował sprawiać wrażenie, obojętnego.
- W lecznicy. To przyjaciel Alice i czasem ją odwiedza. Teraz ty odpowiedz, skąd te pytania – odłożył nóż, którym kroił pomidory i założył ramiona na piersi, intensywnie wpatrując się w alfę.
- Po prostu chcę mieć pewność, że facet jest w porządku – tłumaczył się – Jesteś moim przyjacielem, a April to moja córka, nie chcę, aby ktoś was zranił.
- Myślisz, że nie umie o siebie i April zadbać? – wysyczał. Był zły, że Harry traktuje go jak małe, nieporadne dziecko.
- Nie, ale to chyba oczywiste, że się martwię. Po za tym, skoro jest w porządku, to dlaczego mi nic o nim nie powiedziałeś? – czuł się tak przytłoczony spojrzeniem omegi, że sam postanowił go zaatakować.
- Ponieważ, dopiero od niedawna jesteśmy razem. Nie wiedziałem czy to przetrwa, czy skończy się jak wcześniej, na kilku randkach. Po za tym nie było okazji, abyście się spotkali.
- Wcześniej? Spotykałeś się z innymi? – musiał zacząć głęboko oddychać, aby się uspokoić. Po za tym nie powinien być tak bardzo zły. Czy to dlatego, że uważał Louisa za nieodpowiedzialnego? Pozwalał obcym alfom zbliżać się do siebie i April. Ale przecież to normalne, na tym polega randkowanie. Musi się z nimi spotkać, aby lepiej ich poznać. Boże, co się z nim działo?!
- Harry, słuchasz mnie? – dopiero teraz zauważył, że się zamyślił i nie słyszał co mówił szatyn.
- Przepraszam, zamyśliłem się – mruknął – Co mówiłeś?
- Abyś przestał się tak zachowywać i być wścibski. I prosiłem cię, abyś położył April na drzemkę, bo będzie marudna, jak przyjdą goście.
- W porządku – westchnął, czując, że jak na razie nic nie wyciągnie od Louisa.
- Harry? – zatrzymał się, słysząc swoje imię – Masz tort?
- W samochodzie. Jak April będzie spała, to go przyniosę – poinformował nim opuścił kuchnię.
*****
Podczas gdy mała panna Styles ucinała sobie drzemkę, jej rodzice przygotowywali wszystko do grilla, który miał być popołudniu. Mała obudziła się pół godziny przed przybycie gości, kiedy już prawie wszystko było gotowe. Louis poszedł na górę, aby nakarmić, przewinąć i przebrać dziewczynkę, podczas gdy Harry kończył znosić wszystko do ogrodu.
O 15.00 przybyli pierwsi goście, a Stylesowi kilka minut wcześniej udało się rozpalić grilla. Wszyscy zachwycali się małą Aprli, jak urosła, jaka śliczna jest, i jak idealną jest mieszanką swoich rodziców. Anne w ogóle nie chciała jej wypuszczać z ramiona, stęskniona za wnuczką i praktycznie wyrywali ja sobie z Desem z ramion, który również chciał jak najwięcej czasu spędzić z dzieckiem.
Przyjęcie było udane, jedzenie wyśmienite, pogoda dopisywała , podobnie jak dobre humory uczestników. April została obdarowana wieloma nowymi zabawkami, jednak większą przyjemność sprawiał jej zabawa papierem kolorowym, w który były owinięte, niż oglądanie nowych zdobyczy. Kilka godzin później goście zaczęli się powoli zbierać. Został tylko Harry, aby pomóc w uprzątnięciu.
Wkładał opłukane naczynia do zmywarki, podczas gdy Louis rozmawiał przez telefon w sąsiednim pomieszczeniu. Próbował coś podsłuchać, wiedząc, że dzwoni Patrick, jednak szatyn za cicho mówił. Wrócił do kuchni, po niecałych pięć minutach i wziął się za chowanie resztek jedzenia, do mniejszych pojemników, po czym wkładał je do lodówki.
- Harry – zamknął lodówkę, po czym odwrócił się w kierunku alfy – Mógłbyś zabrać dzisiaj April i zająć się nią jutro przez cały dzień i noc?
- Nie umawialiśmy się tak – zmarszczył brwi, przyglądając się omedze.
- Tak, wiem – przygryzł wargę, niepewnie spoglądając na alfę – Patrick zadzwonił, Alice zaprosiła nas jutro do swojego domku nad jeziorem. Wyjeżdżamy wcześnie i wrócimy późno w nocy. W poniedziałek przyjadę po małą.
Na usta cisnęła mu się odpowiedź „nie", byle tylko szatyn nie wyjechał z innym alfą, jednak wiedział, że nie może tego zrobić. Nie podobało mu się, to co się z nim działo, gdy widział omegę z innymi mężczyznami.
- W porządku – nie umiał jednak pohamować grymasu, który cisnął się na jego twarz.
- Dziękuję – szeroki uśmiech rozświetlił jego twarz – Pójdę przygotować April i torbę dla niej.
Dwadzieścia minut później Harry opuszczał dom Louisa, powstrzymując się, by tam nie wrócić i prosić szatyna, aby nie jechał. Co się z nim do cholery działo?!
Z drugiej strony cieszył się, że będzie miał April przez cały dzień dla siebie.
*****
Chociaż momentami ciągle czuł złość, gdy słyszał, że Louis spotka się z Patrickiem, z czasem przywykł do tej myśli. Udało mu się nawet lepiej poznać alfę i musiał przyznać, że był naprawdę w porządku, jednak nic nie mógł poradzić na to, że jego wilk widział w chłopaku Louisa wroga i czasem to z niego wychodziło. Nie mógł również nic poradzić na to, że ucieszył się, gdy Tomlinson oznajmił, że on i Patrick nie są już razem.
Louis pojawił się w jego mieszkaniu, w niedzielny wieczór, aby odebrać April, po tym, jak spędziła weekend z tatą. Wszedł do środka, wpuszczony przez alfę. Mała Styles dreptała po salonie, próbując złapać Potem, który uciekał, chcąc mieć spokój. Kilka dni po pierwszych urodzinach zaczęła stawiać pierwsze kroki samodzielnie i teraz całkiem dobrze sobie radziła.
- Cześć kochanie – April od razu zapomniała o zwierzaku i z głośnym pieskiem „ma-ma" ruszyła do Louisa, pędząc na swoich krótkich nóżkach – Tęskniłem – pocałował policzek małej – Jaka była? – spojrzał na Harry'ego, siadając na kanapie.
- Jak zwykle wspaniała – przeszedł przez pokój, stając za wysepką, która oddzielała kuchnię od salonu – Właśnie kończyłem kolację, zostaniecie?
- Czemu nie – wzruszył ramionami – Pomóc w czymś?
- Nie wszystko gotowe – wyciągnął z szafki talerze i szklanki – Ale możesz zacząć karmić April.
- W porządku – podszedł do stolika, który stał bliżej kuchni. Posadził córkę w wysokim foteliku i odebrał od Harry'ego talerzyk na którym był makaron z serem, trochę startej marchewki i kilka kawałków mięsa. April od razu wsadziła w to swoje rączki, które chwilę później ładowała do buzi.
- Sama sobie całkiem nieźle radzi – zauważył alfa ze śmiechem, kładąc na stół dwa talerze, Chwilę później dołożył sztućce i dwie szklanki z sokiem.
- Ale i tak więcej jedzenia ląduje na niej i na ziemi, niż w jej buzi – sięgnął po widelec, nabierając nim trochę sałatki.
- Nabierze wprawy.
Jedli wspólnie posiłek, zagłębiając się w rozmowie. Louis co jakiś czas pomagał córce w konsumowaniu jej posiłku. Był to mile spędzony, wspólnie czas. Po kolacji, Harry sprzątał ze stołu, podczas gdy Louis czyścił April i miejsce dookoła niej.
- Harry?
- Hmm?
- Wiem, że zabierasz April na weekendy, ale mógłbyś ją zabrać już do siebie w środę?
- Jedziesz gdzieś z Patrickiem? – wypalił, nim zdążył pomyśleć nad tym co mówi. Od razu skarcił się za to w myślach.
- Co? – w pierwszej chwili szatyn nie bardzo rozumiał pytania, jednak szybko to do niego doszło – Nie, nie jesteśmy już razem. Chodzi o to, że zbliża się moja gorączka.
- Oh. Więc planujesz ją przejść sam? – starał się sprawiać wrażenie wyluzowanego.
- I tak bym to zrobił. Za krótko jesteśmy razem, abym chciał go prosić o to – wzruszył ramionami.
- Rozumiem – skinął głową – Mimo to, przykro mi – miał nadzieję, że brzmiał jak najbardziej szczerze.
- Nie jest źle – uśmiechnął się, aby potwierdzić swoje słowa – Lubiłem go, ale to chyba nie było to. Zresztą on też przyznał mi się, że raczej nic z tego nie będzie. Mimo to przyjaźnimy się i pozostajemy w kontakcie. A wracając do pytania, możesz się zająć April? Odebrałbyś ją ze żłobka w środę i zostałaby u ciebie, dopóki moja gorączka się nie skończy.
- Nie ma problemu.
*****
Harry niepotrzebnie cieszył się zerwaniem Louisa z Parickiem, ponieważ niedługo potem, zaczęli się pojawiać następni. Niektórzy znikali zaledwie po kilku randkach, inni zostawiali na kilka tygodni, wiec z czasem przestało go to tak bardzo drażnić. Przywykł do tego, że szatyn ma problem z głębszym zaangażowaniem się w owe związki i dlatego dość szybko się one kończył. Co prawda zastanawiał się, czemu tak się tym przejmuje, jednak za każdym razem tłumaczył sobie, że po prostu martwi się o Louisa - w końcu jest dla niego prawie jak rodzina.
Zastanawiał go jeszcze jedna rzecz...czy Louis posiadał jakiś magnes, przyciągający alfy? Ledwo zerwał z jednym, niedługo później pojawił się kolejny. Na ogół samotne omegi z dzieckiem czekają latami, aż ktoś się nimi zainteresuje, a Tomlinson nie może się od nich opędzić. Mimo to z czasem przestało go to drażnić, bo nauczył się, że nikt nie zostaje dłużej. Dlatego też nie przejął się, gdy Louis przedstawił mu swojego nowego chłopaka, Aidena Grimshawa. Jeszcze nie wiedział, co go tak naprawdę czeka.
O dziwo styczeń tego roku była bardzo mroźny i z dużymi opadami śniegu. Rok wcześniej wszyscy narzekali na jego brak, tym razem marudzili, że jest go za dużo. Harry również. Przeklinając pod nosem, szybko pokonał odległość od samochodu do drzwi. Był piątek i dzisiaj miał zabrać April do siebie na cały weekend. Początkowo miał ją odebrać ze żłobka, jednak musiał zostać dłużej w pracy, więc umówił się z Louisem, że to on pojedzie po małą, a Harry po pracy odbierze ją z domu szatyna.
Wszedł do środka i jak zwykle został przywitany przez Biszkopta, który skakał dookoła niego. Pogłaskał psa, nim pozbył się butów i kurtki. Z czworonogiem obok, przeszedł do salonu, gdzie znalazł swoją córkę. Siedziała w kącie, gdzie znajdował się jej kosz z zabawkami i oglądała kolorową książeczkę, bełkocząc coś do siebie.
- Cześć księżniczko – mała główka od razu poderwała się do góry, a niebieskie oczka spoczęły na alfie.
- Tata – szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz, kiedy podnosiła się na małych nóżkach i biegła do kędzierzawego.
- Tęskniłaś, bo tatuś bardzo – wziął małą na ręce i pocałował w policzek.
- Tak – krzyknęła, owijając ręce dookoła szyi mężczyzny i mocno się przytulając.
- Pojedziemy jutro do dziadka Desa – prawdopodobnie April nie będzie go kojarzyć, była za mała i tylko kilka razy się z nim widziała, ale lubił myśleć, że będzie się cieszyć – Dobra, czas się pożegnać i zbieramy się do domu. Gdzie mama?
- Mama, tam – wskazała rączką na drzwi do kuchni.
- No to idziemy dać mamie buziaka – pocałował skroń dziewczynki i ruszył do wskazanego pomieszczenia. Nie był jednak przygotowany na to, co tam zobaczył.
Louis stał oparty o blat, a naprzeciwko niego stał obcy mu alfa. Z tej odległości, mógł wyczuć jego silny zapach. Stał bardzo blisko szatyna, jak na jego gust za blisko. Ramionami obejmował go w pasie, a głowę miał pochyloną, aby mógł wiedzieć twarz omegi. Rozmawiali pomiędzy sobą, co chwile chichocząc. Kiedy zauważył, że zapowiada się na pocałunek (którego nie miał zamiaru oglądać), postanowił się ujawnić.
Odchrząknął głośno, wchodząc głębiej.
- Harry – Louis lekko odepchnął od siebie mężczyznę, aby mógł podejść do kędzierzawego – Już jesteś.
- Tak, przepraszam, że trochę namieszałem – wiedział, że Louis i tak nie ma o to pretensji, jednak mimo wszystko inaczej się umawiali.
- W porządku – machnął ręką – Ta w ogóle, Harry, to jest Aiden, mój chłopak – zwrócił się do kędzierzawego, nim spojrzał na drugiego alfę – To jest właśnie Harry, tata April.
- Cześć, miło mi poznać – Aiden zbliżył się do Stylesa, wyciągając w jego stronę dłoń. Dopiero teraz, Harry, miał okazje mu się przyjrzeć. Był jego wzrostu, z brązowymi oczami i tego samego koloru włosami. Po bokach były krótsze, jednak górna część była dłuższa, zaczesana na bok, a kilka pasem opadało mu na czoło. Na twarzy miał lekki zarost.
- Cześć – chwycił jego dłoń. Wyglądał na sympatycznego, a Louis tak jakby wydawał się przy nim inny. Nie umiał tego określić, tak jakby od szatyna biła inna energia, kiedy był z Aidenem, czego nie zauważył, gdy poznawał innych partnerów omegi – Długo się znacie? – to było jego standardowe pytanie w takich sytuacjach.
- Około dwóch miesięcy, ale razem jesteśmy od trzech tygodni – wyjaśnił.
- Aiden pracuje w lecznicy, tam gdzie ja. Jest weterynarzem – dodał omega.
Aiden Grimashaw* dołączył do zespołu około dwa miesiące wcześniej. Louis od razu wpadł mu w oko, jednak wtedy był w związku z kimś innym. Mimo to szybko i łatwo złapali wspólny język i się zaprzyjaźnili. Dlatego też, niedługo po tym, jak szatyn zerwał ze swoim ówczesnym chłopakiem, zaprosił go na randkę. Później były kolejne, a wszystkie udane, na których świetnie spędzili czas. W końcu alfa zaproponował związek, na co Tomlinson od razu się zgodził.
- Musze przyznać, że cię podziwiam – Styles był zaskoczony słowami Grimshawa, zwłaszcza, że go nie znał. Zresztą nawet nie wiedział o co chodzi.
- To miłe słowa, ale nie bardzo rozumiem...
- Chodzi o to, że wziąłeś odpowiedzialność za Louisa i April, kiedy dowiedziałeś się o ciąży. Na ogół jak słyszałem o takich historiach, to alfy nie chciały mieć nic wspólnego z omegą czy dzieckiem. Ty zadbałeś o nich i w sumie dalej to robisz.
- To też moje dziecko, a Louis nie zaszedł sam w ciąże – wyjaśnił, wzruszając ramionami. Dla niego to nie było nic wielkiego – To oczywiste, że wziąłem za to odpowiedzialność.
- Niestety nie dla wszystkich – Aiden wydawał się lekko zmarkotnieć, jednak Harry nie dopytywał o co chodzi. Nie znali się na tyle, aby dopytywać (jak się później dowiedział, Aiden nie miał ojca. Porzucił jego matkę, gdy tylko dowiedział się o ciąży).
- Tak, to trochę przykre – było wszystkim co powiedział.
- Jakie plany na weekend? – Louis wziął córkę z ramion Harry'ego, chcąc się z nią pożegnać.
- Muszę coś załatwić w Manchesterze, więc pojedziemy tam jutro i wrócimy w niedzielę. Ojciec się cieszy, bo stęsknił się za April, dodatkowo teraz nie będzie tam mojej matki, więc będzie się mógł nią wystarczająco nacieszyć.
Louis zaśmiał się na te słowa. Pamiętał, jak zawsze wyglądały spotkania, na których byli Anne i Des. April tylko przechodziła z jednych rąk do drugich. A podczas ostatnich świąt była również Jay, więc to już był kompletny szał. W końcu Harry musiał im zabrać córkę, bojąc się, że przypadkiem ją skrzywdzą.
- Będziemy się zbierać – przerwał wspomnienia Louisa, dając mu znać, aby pożegnał się z małą.
- Do zobaczenia kochanie – zwrócił się do córki – Bądź grzeczna u dziadka i słuchaj taty – duże, niebieskie oczy wpatrywały się w Louisa, kiedy to mówił – Będę tęsknił, kocham cię – dodał, nim pocałował policzek dziewczynki i oddał ją Harry'emu – Bezpiecznej podróży – zwrócił się do kędzierzawego.
Harry skinął głową, po czym pożegnał się z Aidenem i skierował do wyjścia. Chwilę później usłyszeli trzask drzwi.
- To co, kino? – Aden objął Louisa, kładąc głową na jego ramieniu.
- A potem pizza? – odwrócił głowę, zerkając na alfę kontem oka.
- A może chińczyk – marudził.
- Nieee, wolę pizze – wtulił się bardziej w ciało mężczyzny.
- No dobra – zwycięski uśmiech pojawił się na jego wargach. Wiedział, że to zadziała.
*********************
Autorka: Pytania do bohaterów?
* W razie, jeśli ktoś nie jest zorientowany. Nie, nie pomyliłam imion. Tam nie ma być Nick, tylko Aiden. Aiden Grimshaw brał udział w tej samej edycji X Factora co 1D.
A tak po za tym, kocham to zdjęcie na górze!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro