XII
Autorka: Niespodzianka! Miał być jutro, a jest dzisiaj:) Cieszycie się? Mam nadzieję, że mieliście lepszy dzień niż ja:)
Muszę przyznać, że wasze domysły trochę mnie rozśmieszały:D Nikt nie wpadł na to, co tak naprawdę się wydarzy. Ale w sumie myślę, że to dobrze:) W każdym razie, rozdział, który wczoraj pisałam, ma taką długość jaką planowałam, więc nie będę rozpisywać smuta;)
Teraz zapraszam na króciutki character ask:)
Harry:
Co byś zrobił gdybyś miał z Lou bliźniaki? Wziął byś jedno a drugie dał Louisowi? Utrzymywalibyście wtedy kontakty czy zakończylibyście relację po porodzie?
Nic by się nie zmieniło. Chciałbym mieć kontakt z dwojgiem moich dzieci. Nie wiem, jakbyśmy to z Louisem rozplanowali i nie myślę o tym, bo będziemy mieć jedno dziecko;)
Louis:
Lou, czy nie zauważasz że się w nim zakochałeś? A Harry w tobie?!
Nie?
**************************************
Mijały kolejne tygodnie, miesiąca, Louis i Harry zgodnie żyli, poznając się coraz lepiej, zbliżając się bardziej do siebie, ale nigdy nie przekroczyli granicy przyjaźni. Omega stawał się coraz większy, przez co coraz częściej marudził, że wygląda okropnie, a Harry za każdym razem zapewniał go, że wygląda pięknie, a brzuszek sprawia, że bardziej zapiera dech w piersi. Często również masował stopy szatyna, bądź plecy, kiedy ten narzekał na bóle.
Oboje byli coraz bardziej podekscytowani zbliżającymi się narodzinami ich szczeniaka. A ten dzień nadszedł trzy dni, przed wyznaczonym terminem.
Pierwszy tydzień lipca został powitany słoneczną pogodą i wysoką temperaturą, jak dla Louisa za wysoką. Dziękował w duchu Harry'emu, że kupił dom z klimatyzacją. Nie wiedział, jak zniósłby temperaturę ponad 30 stopni, będą w swoim ostatnim tygodniu ciąży, męcząc się z obolałymi nogami i kręgosłupem.
Wszystko zaczęło się rano, gdy Harry przygotowywał dla nich śniadanie. Louis tym czasie krążył po salonie. Od rana dziwnie się czuł, męczyły go skurcze, jedne były lżejsze inne mocniejsze, jednak dało się wytrzymać. Serce zaczęło szybciej bić, a ciało ogarnęła lekka panika, kiedy poczuł, że coś mokrego spływa po jego nogach, przy okazji mocząc spodnie od piżamy.
- Harry! – paniczny krzyk rozniósł się po całym domu. Alfa od razu pojawił się w wejściu do salonu, w dłoni trzymał trzepaczkę, którą mieszał jajka na omlety. Widział, jak omega stoi w niewielkiej kałuży, a na jego twarzy dostrzegalna była panika.
- Zaczęło się – wrócił do kuchni, wyłączając kuchenkę i wrócił do Louisa – Spokojnie, zaraz będziemy w drodze do szpitala. Daj mi chwilę, aby wziąć twoją torbę – pognał na piętro, gdzie szybko się przebrał i biorąc torbę szatyna, oraz spodnie dresowe, aby mógł je zmienić, wrócił do Tomlinsona.
Pomógł mu zmienić mokre ubrania na suche i dziesięć minut później byli w drodze do szpitala, gdzie czekała już na nich doktor Sail.
Wszystko trwało sześć godzin. Harry przez cały czas był przy szatynie (robiąc króciutką przerwę, aby poinformować bliskich o tym co się dzieje), dzielnie znosząc wszystkie krzyki, przekleństwa i płacz Louisa. Nie było mu łatwo patrzeć na cierpienie szatyna, jednak wiedział jednocześnie, że jeszcze dzisiaj pozna swoją córeczkę.
Jego serce mocniej zaczęło bić, a w kącikach oczu pojawiły się łzy, kiedy usłyszeli płacz noworodka, a lekarz oznajmił, że mała jest zdrowa. Podali ją Louisowi, który nie krył łez i cichego szlochu, gdy tylko na nią spojrzał. Była śliczna i była jego – jego i Harry'ego.
- Chcesz ją potrzymać? – z trudem oderwał spojrzenie od dziecka i przeniósł je na alfę.
- Um...ja nie wiem – szatyn widział niepewność i strach na twarzy kędzierzawego.
- No dalej, Harry – zachęcał go – To twoja córka, będzie z tobą bezpieczna.
Styles myślał przez chwilę nad słowami omegi. Tak bardzo chciał wziąć w ramiona swoje szczenię, ale bał się, że przypadkiem je skrzywdzi. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. Ostatecznie jednak ciekawość wygrała. Niepewnie skinął głową i wyciągnął ręce, aby mógł przejąć córkę od Louisa.
To było najwspanialsze uczucie, jakie miał sposobność doznać, w ciągu jego całego życia. Trzymał w ramionach swoją córkę, a po całym jego ciele krążyła miłość do tego nowego życia. Wiedział, że będzie jego oczkiem w głowie i nigdy nie pozwoli, aby cierpiała.
- Dziękuję Lou – załzawione, zielone spojrzenie przeniosło się na omegę.
*****
Jeszcze tego samego dnia odwiedziła ich Edna, razem z Anne i Robinem, którzy zdążyli dojechać na czas. Gemma z rodziną była na wakacjach, jednak zażądała, aby wysłać jej zdjęcia, jak tylko mała się urodzi, co też Styles uczynił. Około godziny po wyjściu pierwszych gości przybył Des i wystarczyło jedno spojrzenie na wnuczkę, aby ta owinęła go sobie dookoła palca.
Jako ostatni przyszedł Liam z Zaynem oraz Niall.
Louis leżał na łóżko, czując się obolały i zmęczony, ale szczęśliwy. Harry siedział obok niego, a mała April spała w łóżeczku, po drugiej stronie szatyna.
- Boże, ona jest idealna – Zayn nie potrafił oderwać wzrok od małej – Mogę ją wziąć na ręce? – z błaganiem wpatrywał się w przyjaciela.
- Możesz – skinął lekko, posyłając brunetowi zmęczony uśmiech – Tylko ostrożnie, aby się nie obudziła.
Malik skinął i delikatnie sięgnął po maleńką April, cały czas będąc czujnie obserwowany przez jej rodziców. Zwłaszcza Harry'ego, który był gotów w każdej chwili rzucić się do przodu, aby uchronić córkę przed przypadkowym niebezpieczeństwem.
Przez kolejne kilka minut Zayn krążył po sali, gruchając nad noworodkiem, podczas gdy pozostała czwórka cicho rozmawiała. W końcu Niall również zaczął się dopominać, o możliwość potrzymania małej, więc niechętnie przekazał ją przyjacielowi.
- Li – uwiesił się na ramieniu alfy – Też taką chcę, zróbmy sobie dzidziusia – prosił, błagalnym wzrokiem wpatrując się w narzeczonego.
- Zayn – zaśmiał się, widząc zachowanie swojego omegi – Spokojnie. Poczekaj do ślubu – pocałował bruneta w czoło.
- Ale to jeszcze tyle czasu – marudził.
- Kochanie, chyba chcesz się zmieścić w ślubny garnitur – argumentował.
- W porządku – burknął niezadowolony – Ale w noc poślubną masz mnie zapłodnić, rozumiesz Payne? – warknął, a w jego oczach tańczyły iskierki pożądania, kiedy wpatrywał się w Liama.
- Nie ma problemu – wymruczał.
- Błagam, jeśli chcecie się pieprzyć, idźcie stąd – jęknął Harry – Nie chcę, aby moja córka była tego świadkiem.
*****
Dwa dni później Louis i April mogli opuścić szpital. Harry specjalnie wziął tydzień wolnego, aby móc pomagać przy małej. Dobrze wiedział, że omega był ciągle obolały.
Opuścili szpital, kierując się na parking. Harry w jednej dłoni trzymał nosidełko, gdzie spała ich córka, a w drugiej torbę Louisa. Szatyn podążał obok niego, co chwilę zerkając na małą, aby upewnić się, że śpi. Gdy dotarli do pojazdu, kędzierzawy ostrożnie umieścił nosidełko na tylnym siedzeniu, zabezpieczając je pasami, podczas gdy Tomlinson powoli zajął miejsce pasażera z przodu.
- Harry? – niepewnie zerknął na alfę, przygryzając wargę. Od jakiegoś czasu chodziła mu po głowie jedna myśl i chciał na ten temat porozmawiać z mężczyzną, jednak bał się jak ten zareaguje.
- Hmm? – mruknął, dając znać, że słucha.
- Nie chcę, abyś pomyślał, że izoluje od ciebie April - kędzierzawy zmarszczył brwi, czując jak jego serce przyspiesza. Co Louis planował? - Po prostu pomyślałem, że mała mogłaby póki co, spać w mojej sypialni. Czytałem, że zarówno matka, jak i dziecko, lepiej wtedy śpią. Jak zacznie przesypiać całą noc, przenieślibyśmy ją do jej pokoju.
- Nie ma problemu, Lou - skinął głową, z delikatnym uśmiechem.
- Dziękuję, Harry.
*****
Po tym, jak kędzierzawy zatrzymał pojazd na podjeździe, wysiadł i szybko obszedł samochód, pomagając szatynowi opuścić samochód. Następnie wyjął nosidełko, w którym ciągle smacznie spała April.
Weszli do domu, gdzie w holu czekali już na nich Biszkopt i Potem. Kot zaczął kręcić się pomiędzy ich nogami, mrucząc, podczas gdy pies merdał wesoło ogonem, poszczekując.
- Biszkopt, cicho – skarcił go Louis, nie chcąc, aby obudził April.
Pozbyli się butów i skierowali do salonu. Tam Harry ostrożnie położył nosidełko, na niskiej ławie. Biszkopt i Potem od razu znaleźli się przy małej, z zainteresowaniem obserwując nowego domownika i obwąchując go. Harry i Louis nie odganiali ich od dziewczynki, jednak z uwagą obserwowali ich poczynania, aby móc zareagować, gdyby mieli ją skrzywdzić. Na szczęście tak się nie stało. Biszkopt usiadł, kładąc pysk na rogu nosidełka i wpatrywał się w noworodka, podczas gdy Potem wcisnął się do nosidełka, obok nóg dziecka i zwinął w kłębek. Louis od razu sięgnął po telefon, robiąc zdjęcie temu uroczemu widokowi.
Spokój w domu, został zniszczony chwilę później, gdy mała twarzyczka zaczęła wykrzywiać się w niezadowoleniu, a chwilę później pomieszczenie wypełnił płacz dziecka.
- Chyba czas jeść – Louis zbliżył się, biorąc małą w swoje ramiona – No już kochanie, zaraz mama cię nakarmi.
- Chodźmy do jej pokoju – zaproponował Harry.
- W porządku – skierował się do schodów. Kędzierzawy podążał za nim, cały czas go asekurując, głównie na schodach, aby mieć pewność, że nic nie stanie się omedze, ani ich szczeniakowi.
Gdy tylko dotarli do pokoju małej, Louis od razu zajął miejsce w dużym, wygodnym fotelu i rozpoczął karmienie córki. Styles stał w wejściu z czułością przyglądając się tej chwili. Uwielbiał obserwować, jak Louis karmi ich szczenię. Szatyn pamiętał, że za pierwszym razem, kiedy alfa tak intensywnie się w niego wpatrywał, podczas karmienia April, czuł się nieręcznie, jednak teraz już mu to tak nie przeszkadzało, chociaż i tak czuł, jak ciepłe rumieńce wpływają na jego policzki.
Po tym, jak mała skończyła jeść, ułożył sobie jej drobne ciało na ramieniu i lekko poklepywał plecki, dopóki nie odbiła. Następnie wstał i podszedł do przewijaka, aby zmienić jej pieluszkę. Chciał ją położyć w łóżeczku, jednak nim to zrobił, zatrzymał go Harry.
- Może będziesz chciał, położyć ją gdzie indziej?
-Co? – wpatrywał się w alfę, nie rozumiejąc o czym on mówi.
- Chodź – powiedział tylko i wyszedł z pokoju. Omega podążył za nim, jak się okazało, do swojej sypialni. Wszedł do środka, ciągle nie wiedząc o co chodzi, dopóki na środku nie zauważył małej kołyski.
- Harry – był zaskoczony – Ale jak...co... - spojrzał na mężczyznę, który stał za nim z zadowolonym uśmiechem.
- Widziałem ten artykuł, o którym mówiłeś. Dodatkowo miałeś przy nim naklejoną żółtą karteczkę, więc uznałem, że to coś co chciałbyś spróbować. Kupiłem ją, gdy byłeś w szpitalu – wyjaśnił.
- Dziękuję, Harry – uśmiechnął się z wdzięcznością do alfy, nim odłożył małą do kołyski.
- Louis, tylko pamiętaj – zbliżył się, również spoglądając na śpiącą April – To, że mała śpi tutaj, nie znaczy, że tylko ty masz się nią w nocy zajmować. Jeśli będzie często się budzić, jeśli coś będzie nie tak, a ty będzie zmęczony, będziesz potrzebował snu, masz od razu przychodzić do mnie. Rozumiesz?
- Jasne Harry – odpowiedział, przekręcając oczami.
- Lou, mówię poważnie. Jeśli mnie nie posłuchasz, umieszczę tutaj elektryczną nianię.
- Dobrze, zrobię jak mówisz.
*****
Kilka dni później, Louis wrócił do pełni sił. Nie był już taki obolały i nie potrzebował aż tak bardzo pomocy Harry'ego. Uznał, że to dobry moment, aby zabrać April na jej pierwszy spacer. Po nakarmieniu małej i przewinięciu, umieścił ją w wózku, upewniając się, że jest wygodna i bezpieczna, nim opuścił dom.
Pogoda, jak na lipiec przystało, była ciepła. Na szczęcie słońce nie grzało zbyt mocno, ale lekki wietrzyk sprawiał, że temperatura wydawała cię ciut niższa. Louis lubiła taką pogodę. Powoli przemierzał okolicę, pchając przed sobą wózek, ze śpiącą w środku córką. Witał się z sąsiadami, posyłając im uprzejmy uśmiech, kilka razy, będąc zatrzymanym gdy ktoś chciał zerknąć do wózka. Za każdym razem czuł rozpierającą go dumę, gdy (głównie) starsze kobiety gruchały nad małą, zachwycając się nią.
Zatrzymał się w osiedlowym sklepiku, chcąc przywitać się z Barbarą. Kobieta była zaskoczono widokiem Louisa bez brzucha, za to z noworodkiem w ramionach, nie mniej jednak ucieszyła się.
Po opuszczeniu sklepu, szatyn skierował się w drogę powrotną do domu. Był przy bramce, kiedy usłyszał swoje imię. Jak się okazało, kilka metrów dalej stała Erica, wesoło do niego machając. Tomlinson pchnął wózek dalej, wjeżdżając nim do sąsiedniej posesji.
- Jak się czujesz, kochany? – zgarnęła omegę w swoje ramiona.
- W porządku – odwzajemnił uśmiech.
- A to pewni mała April – zerknęła do wózka, podziwiając śpiącą dziewczynkę – Jest śliczna. Ma twoje długie rzęsy – zauważyła.
- Tak i ma dołeczki, po Harrym – dodał.
- Jakieś jeszcze podobieństwa? – wyprostowała się, spoglądając na szatyna.
- Póki co nie – pokręcił głową – Ma ciemne włoski, ale jest ich niewiele i jeszcze za wcześnie by stwierdzić, czy będą się kręcić.
- A oczy?
- Póki co są granatowe, jak u większości noworodków. Musimy trochę poczekać, nim dowiemy się, jaki naprawdę ma kolor.
- No tak – pokiwała głową, rozumiejąc – Śpieszysz się?
- Nie bardzo – wzruszył ramionami. Mała zasypiała w trakcie spaceru, więc Louis miał jeszcze trochę czasu, nim się obudzi domagając się karmienia, zmiany pieluszki, czy po prostu uwagi od rodziców.
- W takim razie, zapraszam na lemoniadę.
- Bardzo chętnie – dawno nie widział się z Ericą, więc chętnie spędzi z nią trochę czasu. Obeszli dom, kierując się do tylnej części ogrodu, gdzie, jak wytłumaczyła kobieta, spędzała czas ze swoim mężem, korzystając z pięknej pogody.
- Louis – starszy mężczyzna, z siwymi włosami i pomarszczoną twarzą, przywitał się wesoło z omegą.
- Witaj James – zatrzymał wózek obok jednego z wolnych krzeseł, które chwilę później sam zajął.
- A komo my tu mamy? – podniósł się z miejsce i nachylił nad wózkiem.
- April, w końcu do nas zawitała – zaśmiał się.
- Urocza – pochwalił, nim wrócił na swoje miejsce. Erica w miedzy czasie przyniosła nową szklankę i zapełniła ją lemoniada, podając szatynowi.
Pochłonięci rozmową, miło spędzali czas. Po pół godziny rozdzwonił się telefon Louisa. Nie musiał zerkać na ekran, aby wiedzieć, kto dzwoni.
- Tak, Harry?
- Louis, ciągle jesteście na spacerze? – domyślał się, że alfa się martwi, bo dość długo ich nie było.
- Nie, aktualnie siedzimy u Erici i Jamesa. Może do nas dołączysz? – zaproponował, widząc, jak kobieta daje mu znać, aby zaprosił Stylesa.
- Mam jeszcze trochę pracy – zastanawiał się na głos.
- Daj spokój...
- Niech nie marudzi, tylko przychodzi – krzyczała Erica.
- Słyszałeś? – zaśmiał się.
- Tak, zaraz będę.
Faktycznie pięć minut później się pojawił, od razu zajmując miejsce obok omegi, a na stoliku czekała na niego już chłodna lemoniada.
*****
Obudził się, słysząc jak krople deszczu uderzają o parapet i szyby. Pogoda nie zachęcał do wyjścia z łóżka, jednak co się dziwić, był koniec września. Mimo to, po kilku minutach leżenia w łóżku i prób ponownego zaśnięcia, postanowił wstać z łóżka. Przeciągnął się, po czym zmierzwił swoje włosy, drugą ręką drapiąc się w pierś. Wyjął z szafy stary t-shirt i wygodne dresy, z którymi skierował się do łazienki. Po szybkiej porannej toalecie, postanowił coś zjeść. Po drodze jednak, zerknął do pokoju Louisa. Szatyn ciągle spał, zakopany w pościeli. Z pod kołdry wyglądała jedynie czupryna brązowych włosów. Uśmiechnął się, musząc przyznać, że był to uroczy widok. Następnie podszedł do kołyski, gdzie powinno spać jego szczenię. Jak się okazało, nie było tak. Leżała, kopiąc lekko nóżkami i wpatrywała się swoimi dużymi oczami w ojca.
- Cześć księżniczko – powiedział cicho, nie chcą obudzić Louisa – Już dość spania? – zagruchał, wyciągając z kołyski, prawie trzymiesięczne niemowlę. Mała zamiast odpowiedzieć, ciągle się w niego wpatrywała – Chodź, damy mamie pospać, a w tym czasie nakarmimy cię przygotujemy jakieś śniadanie – mówił, gdy opuścili sypialnię omegi – Wpierw, chyba powinniśmy komuś zmienić pieluszkę.
Dziesięć minut później wszedł do kuchni. April od razu umieścił w małym leżaczku, który znajdował się na środku wyspy kuchennej, i po zabezpieczeniu jej psami, wyjął mleko z lodówki, chcąc je podgrzać. Po tym, jak miało odpowiednią temperaturę, ponownie wziął córkę w ramiona i krążąc po pomieszczeniu, karmił ją. April z powrotem wylądowała leżaczku, gdy tylko pojadła, a alfa ją dobił. Wtedy Harry mógł się wziąć za przygotowanie śniadanie. Dzisiaj postanowił zrobić gofry z owocami, bitą śmietaną i czekolada.
Posiłek był prawie gotowy, gdy w kuchni pojawił się zaspany Louis.
- Dzień dobry – wymruczał sennie. Harry odwrócił się, czując jak jego serce mocniej zabiło. Omega wyglądał uroczo i miękko. Przymrużone oczy, senny uśmiech, za duża koszulka (która należała w rzeczywistości do Harry'ego), spodnie dresowe, roztrzepane włosy i bose stopy. Alfa miał ochotę podejść i go przytulić. Nie zrobił tego.
- Hej Lou, śniadanie prawie gotowe – oznajmił.
- W porządku – skinął, podchodząc do córki – Cześć kochanie – nachylił się, całując małą w czoło – Płakała? – tym razem zwrócił się do Harry'ego. Był zaskoczony, kiedy się obudził i April nie było w kołysce.
- Nie, ale nie spała, więc postanowiłem ją zabrać, abyś mógł pospać. Przewinąłem i nakarmiłem.
- Dzięki – usiadł, kiedy Harry postawił na blacie, wysp kuchennej, talerze z goframi, oraz kubki – jeden z herbatą, drugi z kawą.
*****
Głośny płacz dziecka, roznosił się po całym pokoju, co jakiś czas wtórował mu szloch dorosłego. Louis krążył po pokoju April, kołysząc ją w ramionach, modląc się, aby w końcu przestała płakać.
Dochodził 4.00, a on od dwóch godzin nie spał. Był zmęczony i jedyne o czym marzył to cisza i sen. April męczyła kolka i chodź omega próbował już chyba wszystkiego, nic nie pomagało. Czuł się bezradny i zdesperowany. Po półtorej godzinie, zaczął płakać wspólnie z córką.
Miał ochotę iść obudzić Harry'ego i jemu teraz kazać, zając się małą, jednak wiedział, że alfa do późna pracował, a rano miał ważną konferencję. Musiał być wypoczęty, aby mógł się skupić i dobrze wypaść, przed potencjalnym klientem.
April miała sześć miesięcy i tydzień wcześniej zaczęli zostawiać ją na noc w jej pokoju. Teraz oboje mieli elektroniczne nianie w sypialniach, dlatego, gdy tylko dotarł do pokoju dziewczynki, odłączył tą należącą do alfy, aby go nie obudzić. Teraz trochę tego żałował.
- April, kochanie – szlochał, cały czas kołysząc córkę – Proszę cię. Co mam jeszcze zrobić?
Niemowlę tylko bardziej zaczęło płakać. Louis nie miał już siły. Opadł na podłogę, siadając po turecku i ciągle kołysał córkę, czując jak bolą go już ręce. Po jego policzkach spływały łzy zmęczenia i bezsilności.
- Louis? - poderwał głowę, słysząc swoje imię. W drzwiach stał zaskoczony Harry. – Co się dzieje.
- Obudziliśmy cię? Przepraszam.
- Nie – zbliżył się do omegi, kręcąc głową i przykucnął obok – Szedłem do toalety i usłyszałem płacz April.
- M-ma kolkę – wyszlochał – I nie wiem co mam robić. Próbowałem wszystkiego.
- Daj mi ją – wyciągnął ręce.
- Nie – pokręcił głową – Masz ważne spotkanie rano.
- Louis, dam radę – zapewniał – A ty potrzebujesz snu.
- Ty też – argumentował.
- Louis, daj mi małą i idź spać – głęboki głos wydobył się z jego piersi, kiedy użył głosu alfy. Wiedział, że z Louisem, jeszcze długo mógłby tak się spierać, a nie miał na to ochoty.
Omega potulnie oddał mu dziecko, nim podniósł się z podłogi i skierował do wyjścia.
- Dziękuję Harry – szepnął, nim zupełnie opuścił pokój i udał się do własnej sypialni. Tam odłączył elektroniczną nianię i opadł na poduszkę, okrywając się kołdrą.
**************************
Autorka: Jakieś pytanie do Lou lub Harry'ego, albo innego bohatera?:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro